- Diego? Co ty tu robisz? - zdziwiłam się widząc go w drzwiach. Miał ze sobą kwiaty.
- Szedłem do domu i Fran mi powiedziała, co się stało. Tak strasznie mi przykro. To moja wina. Ja cię zdenerwowałem. Przepraszam.
- Dobrze. Na szczęście to nic poważnego. I dziękuję za kwiaty - jakoś nie miałam ochoty z nim rozmawiać. On spojrzał mi w oczy i powiedział:
- Wiem, że już podjęłaś decyzję, ale wiedz, że cię kocham i to się nie zmieni.
- Diego, nie utrudniaj tego...
- Zdaję sobie sprawę, że to dla ciebie trudne. Nie jestem zadowolony, że wybrałaś Verdasa, a nie mnie, ale nie będę się wtrącał.
- Diego, czy nie możemy być przyjaciółmi? - miałam łzy w oczach. Kocham ich obu, ale Leona jakoś tak inaczej. A z drugiej strony nie chcę stracić Diego.
- Przykro mi, ale nie umiem.
- Rozumiem - nie powiedziałam nic więcej. Jeśli nie chce mieć ze mną do czynienia, to trudno. Jakoś to przeżyję.
- Dobranoc.
Nic nie powiedziałam. Bolało mnie to, że nie chce się za mną przyjaźnić. Mógłby chociaż spróbować! Dlaczego choć raz coś w moim życiu nie może wyjść od początku do końca dobrze, bez problemów i cierpienia?! Nie mogłam zasnąć. Wstałam uważając na te wszystkie kable i rurki i wzięłam pamiętnik. Zaczęłam przelewać moje uczucia na papier i wyszła mi piosenka:
No se si hago bien,
No se si hago mal
No se si decirlo,
No se si callar;
Que es esto que siento
Tan dentro de mí,
Hoy me pregunto
Se amar es así…
Mientras algo me hablo de ti,
Mientras algo crecía en mí,
Encontré las respuestas a mi soledad
Ahora se que vivir es soñar.
Ahora sé que la tierra es el cielo,
Te quiero,
Te quiero.
Que en tus brazos ya no tengo miedo,
Te quiero
Te quiero
Que me extrañas con tus ojos,
Te creo,
Te creo…
Pisząc ją, myślałam o Leonie... Jak to jest, że najpierw chciałam go udusić, a teraz nie wyobrażam sobie, że mogłoby go nie być. Spojrzałam na szafkę obok łóżka. Leżała tam jakaś zgięta kartka. Było na niej napisane:
No se si hago mal
No se si decirlo,
No se si callar;
Que es esto que siento
Tan dentro de mí,
Hoy me pregunto
Se amar es así…
Mientras algo me hablo de ti,
Mientras algo crecía en mí,
Encontré las respuestas a mi soledad
Ahora se que vivir es soñar.
Ahora sé que la tierra es el cielo,
Te quiero,
Te quiero.
Que en tus brazos ya no tengo miedo,
Te quiero
Te quiero
Que me extrañas con tus ojos,
Te creo,
Te creo…
Pisząc ją, myślałam o Leonie... Jak to jest, że najpierw chciałam go udusić, a teraz nie wyobrażam sobie, że mogłoby go nie być. Spojrzałam na szafkę obok łóżka. Leżała tam jakaś zgięta kartka. Było na niej napisane:
Jedna z nielicznych chwil,
gdy się nie kłóciliście ;)
L.
Gdy ją rozłożyłam, zobaczyłam zdjęcie moje i Leona z Paryża:
Zupełnie zapomniałam o tym. Siedzieliśmy wtedy w hotelu i Lara stwierdziła, że musimy mieć chociaż jedno wspólne zdjęcie. Cieszę się, że na to wpadła. Chociaż teraz sama będę robiła zdjęcia mojemu Leośkowi.
Następnego dnia
- Leon, sama mogę zejść po schodach - kłóciłam się z nim już dobre 15 minut. Nie poszedł do Studia, żeby przyjść po mnie do szpitala i teraz staliśmy przy schodach.
- Ale Violu, jesteś jeszcze osłabiona...
- Leon, nic mi nie jest. Lekarz powiedział, że już wszystko w porządku. Naprawdę zejdę sama.
- Nie - powiedział i wziął mnie na ręce. Normalnie zaczęłabym krzyczeć, ale byli tu też inni pacjenci.
- A torba?
- Już biorę - jak powiedział, tak zrobił. Chwilę później staliśmy już przy jego samochodzie.
- Verdas, kiedyś cię uduszę - powiedziałam, a on się zaśmiał.
- Oboje wiemy, że tego nie zrobisz.
- A to niby czemu?
- Bo mnie kochasz. Poza tym, pomyśl o tych wszystkich ludziach, którzy by mnie nie poznali, gdybyś coś mi zrobiła. Wiesz jak byś ich skrzywdziła!
- Och Leoś, Leoś... Zawsze byłeś taki skromny?
- Tak - uśmiechnął się łobuzersko i odpalił samochód. Chwilę później byliśmy pod moim domem.
- Zostaniesz na obiad?
- Nie chcę sprawić kłopotu...
- To żaden problem - weszliśmy do mieszkania. - Oluś, przygotuj jeszcze jedno nakrycie! Leon zostanie na obiad.
- Oczywiście kruszynko.
Usiadłam z Leonem w salonie. Do obiadu zostało jeszcze trochę czasu. Śmiałam się z opowieści o tym, jak Lara wyrzuciła na chłopaka loda, bo jej powiedział, że jest ładna.
- Violu, kim jest twój przystojny kolega? - wtrąciła się Jade.
- Jestem Leon Verdas - na jej twarzy wciąż widniał sztuczny uśmiech. - Poznaliśmy się na przyjęciu urodzinowym Violi... - Wciąż ta tępa mina. - Pochwaliłem pani kolczyki.
- A tak! Jako jedyny zauważyłeś moje perełki! Zostaniesz u nas na obiad, prawda Larry?
- Leon - poprawiliśmy ją jednocześnie.
- Nie ważne - zaśmiała się. - A powiedz, czym się interesujesz, Louis?
- Leon, głównie muzyką.
- Och! Jak fajnie. Nasza Viola też. Może mi coś razem zaśpiewacie?
Leon usiadł do fortepianu i zaczął grać Podemos. Gdy skończyliśmy Jade i Olga biły nam brawo. To było miłe z ich strony. Szczególnie Jade, która mnie nie lubi. Do salonu wszedł tata.
- Cześć wszystkim. Leon? Co ty tu robisz?
- Zaprosiłam go na obiad. Nie masz nic przeciwko, prawda?
- Nie. Oczywiście, że nie. Przyjdzie jeszcze mój znajomy z synem. Musimy omówić parę spraw.
Pół godziny później poszłam otworzyć drzwi, bo przyszli goście taty. W drzwiach zobaczyłam...
____________________
Jakoś nie mam pomysłów...
Kogo tym razem zobaczyła Viola? :) Jestem przewidywalna :(
A teraz z innej beczki:
ZAPRASZAM NA NOWEGO BLOGA!!!!
Prowadzę go z Emilą. Prolog już jest.
Tu macie link: http://another-vilu-story.blogspot.com/
Fede! Diego? Andreas?
OdpowiedzUsuńDiego? SUper. Kiedy next?
OdpowiedzUsuńDiego?
OdpowiedzUsuńRozdzial super czekam na next
Diego? Tylko nie on!!
OdpowiedzUsuńRozdział jest.. jakby to powiedzieć... FANTASTYCZNY!!
Kochana piszesz cudownie!
Kocham ♥♥♥
Thomasa? Marco? Diego? Federico?
OdpowiedzUsuńNo niewiem. Może jakieś wskazówki?