Voy Por Ti

Voy Por Ti

sobota, 26 kwietnia 2014

Rozdział 65

Tini
... Poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam zielone oczy, za którymi tak bardzo tęskniłam...
- Tini - powiedział nieśmiało. - Możemy chwilę porozmawiać?
- T-tak, jasne.
Wziął mnie za rękę i poprowadził do najbliższej ławki. Usiedliśmy na niej i kątem oka zauważyłam, że nasi przyjaciele patrzą w naszą stronę. Postanowiłam ich jednak zignorować.
- Jorge.../Tini... - powiedzieliśmy jednocześnie i uśmiechnęliśmy się do siebie - Ty pierwszy/Ty pierwsza - i znów śmiech. Jorge położył mi rękę na ustach, żebym czegoś nie powiedziała i zaczął:
- Może ja zacznę. Przepraszam cię, że zrobiłem wtedy taką aferę. Masz rację - przesadziłem i bardzo tego żałuję, bo mogliśmy świetnie spędzić ten wyjazd. Razem. Czuję się jak ostatni kretyn, ale nie mogłem znieść myśli, że ktoś mógłby mi cię odebrać. Przyznaję - jestem zazdrosny, ale tylko dlatego, że bardzo cię kocham i nie chcę cię stracić. Przepraszam, że cię zraniłem i obiecuję, że to się nie powtórzy. Nawet jeśli mielibyśmy być tylko przyjaciółmi... Chociaż mam nadzieję, że jednak będziemy razem...
Opuścił swoją rękę, a ja popatrzyłam mu głęboko w oczy i przytuliłam.
- Oczywiście, że do ciebie wrócę głuptasie.
Wstaliśmy, Jorge wziął mnie za rękę i wróciliśmy do naszej paczki.
- Już się pogodziliście? - zapytał niby zdziwiony Xabi. Lodo szturchnęła go łokciem i wszyscy się zaśmialiśmy. Jak dobrze znowu czuć dotyk jego dłoni...
- Dzieciaki, bo spóźnimy się na lotnisko! - zawołał Rodrigo.
Pobiegliśmy do autobusu. Szkoda, że musimy już wyjeżdżać. Jednak w drodze na lotnisko, Rodrigo i Lara już rozmawiali o ewentualnej wycieczce do Londynu. 

Buenos Aires, kilka godzin później
Jorge
Tini całą drogę mówiła o tym, co robiła z dziewczynami, ale nie przeszkadzało mi to. Uwielbiam słuchać jej głosu. Nagle zadzwonił jej telefon.

- Halo?
- ...
- Ale muszę? Koniecznie dzisiaj?
- ...
- No dobrze. A mogę zabrać ze sobą Jorge?
- ...
- Ok. Papa.

- Co tam? - zapytałem.
- Za godzinę mam sesję w parku i muszę na niej być.
- Skoro to twoja sesja, to nic dziwnego - zaśmiałem się.
- Pójdziesz ze mną?
- To będzie dla mnie zaszczyt - powiedziałem i pocałowałem jej dłoń.
- Prawdziwy książę z bajki - uśmiechnęła się szeroko Tini.
- Skoro jesteś moją księżniczką, to muszę traktować cię jak księżniczkę - pocałowałem każdy jej palec po kolei.
Gdy byliśmy pod jej domem, Fran już na nas czekał w samochodzie.
- Mam was zawieźć... Gdzieś tam... Wsiadać i zapinać pasy bachory jedne - puścił do nas oczko, a Martina pokazała mu język.
Pół godziny później byliśmy na miejscu. Do Tini od razu dobrało się 50 par rąk, a mnie zagadał jej tata.
- Cześć Jorge.
- Dzień dobry panu.
- Co słychać u rodziców?
- Dziękuję, dobrze. A u pana?
- Też dobrze. Jest taka sprawa... Tini ma za tydzień urodziny. Chcemy jej zrobić niespodziankę i miło by było, gdybyś przyszedł razem z rodzicami i bratem.
- Dziękuję za zaproszenie. Przyjdziemy na pewno. I jeśli mógłbym w czymś pomóc, to proszę mówić.
- Przyda się ktoś do pomocy Fran w dmuchaniu balonów - zaśmiał się pan Steossel.
Po chwili wyszła Tini i wyglądała. niebiańsko. Od razu podszedł fotograf i zaczęli pracować.











Potem poszła się przebrać, wróciła i... wyglądała jeszcze śliczniej...





I kolejna wizyta u stylistów. I kolejna przepiękna Tini. MOJA Tini.






Po chwili podszedł do mnie fotograf. 
- Ty jesteś chłopakiem Martiny?
- Tak.
- Co powiesz na kilka zdjęć ze swoją dziewczyną?
Nie zdążyłem nawet przytaknąć, gdy porwali mnie styliści. Po piętnastu minutach wyszedłem i zacząłem pozować z Tini. Zmienialiśmy stroje jeszcze kilka razy.












W końcu dali nam spokój. Wracałem z Tini na pieszo, bo była ładna pogoda. Po drodze zaprosiłem ją na kolację do siebie.
- Ale nie mam się w co ubrać!
- Moja mama ci coś pożyczy - zapewniłem moją ukochaną.
Kiedy weszliśmy już do domu, Nick od razu rzucił się Tini na szyję.
- Część Tini! Zostajesz u nas?
- Tak. Zostaję - uśmiechnęła się.
- Mamo, pożyczysz Martinie jakieś ubrania do kolacji?
- Oczywiście. Chodź, zaraz coś znajdziemy - powiedziała i uśmiechnęła się. Ja poszedłem do taty powiedzieć o urodzinach.

Tini
- Zobaczmy... To pewnie będzie za duże. To zbyt dojrzałe... O, to będzie idealne. - powiedziała pani Blanco. - Miałam tę sukienkę na pierwszej randce z tatą Jorge. Miałam wtedy 18 lat, jak ty. Martin zabrał mnie wtedy na film Własny kawałek świata z Jose Sacristan i Federico Luppi. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że zostanie moim mężem - zaśmiała się. - Przymierz. Mam nadzieję, ze będzie pasowała. A tu masz jeszcze buty i wisiorek.
- Dziękuję bardzo.
Po pięciu minutach byłam gotowa. Pani Blanco pomogła mi jeszcze związać włosy w luźny kok i zeszłyśmy na dół. Kiedy wchodziłam do salonu, zobaczyłam Jorge przytulającego wysoką blondynkę...

_____________
I co? Może być? :)
Dzisiaj pozwoliłam sobie "zagłębić się" w myśli Jorge. Mam nadzieję, że się Wam podobało :)

sobota, 19 kwietnia 2014

Rozdział Świąteczny :)

Dodaję go teraz, bo w święta pewnie nie będę miała zbyt dużo czasu... :)

Tata wymyślił sobie, żebyśmy pojechali na Wielkanoc na Karaiby. Na szczęście zarówno dla Angie, jak i dla mnie ważne jest, żeby spędzić te święta z rodziną i przyjaciółmi. 
Odkąd tata poślubił Angie, moje życie całkowicie się zmieniło... Tata już mnie tak nie pilnuje. Mogę nocować u dziewczyn, wychodzić z Leonem... Są jednak granice. Co prawda mogę całować się z moim chłopakiem, nawet przy tacie, ale łapie go wtedy nagły i gwałtowny "napad kaszlu", ale to pewnie "tylko alergia". Angie wprowadziła do naszego domu wiele radości i świeżego powiewu. Wszędzie stoją nasze zdjęcia z wycieczek i różnych wypadów, ze Studia, mnie z przyjaciółmi i mamy. Pozwoliła mi nawet pomóc jej zaaranżować na nowo salon, a tata oczywiście to uwiecznił i postawił w ramce na biurku w biurze
- Moje dwie piękności - powiedział wtedy i obcałował nas obie.
Teraz toczył zażartą dyskusję z nim o zaletach wyjazdu.
- Pomyślcie tylko o tym słońcu, cieple...
- Tu tez jest ciepło - zauważyła Angie.
- Ale to nie Karaiby.
- A to nie argument - powiedziałam. - Tato, chcę te święta spędzić z przyjaciółmi. Tam będziemy tylko my, a tu możemy zaprosić Ramallo i Olgę, i moich przyjaciół, i Leona z rodzicami, i waszych znajomych i będzie taka fajna atmosfera, jak będą wszyscy razem przy jednym stole...
Tata popatrzył na mnie. Wiedziałam, że świecą mi się oczy i uporczywie nie spuszczałam wzroku. 
- No dobrze. Niech wam będzie, ale wy do wszystkich dzwonicie.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - zawołałam i rzuciłam się na tatę.
Tata posiedział chwilę z nami, a potem poszedł jeszcze coś załatwić, a ja i Angie zaczęłyśmy dzwonić do naszych przyjaciół. Pół godziny później wszyscy już byli poinformowani. Nie mogłam się już doczekać...

Sobota
Od rana ja, Angie, Olga i mama Leona siedziałyśmy w kuchni i przygotowywałyśmy ciasta na jutro. Umówiłyśmy się, że dzisiaj pieczemy, a jutro od 6 rano gotujemy zwykłe posiłki, żeby wyrobić się przed śniadaniem o 9 i obiadem o 14. Oczywiście nie obyło się bez kilku stłuczonych talerzy i szklanek, a przyczynił się do tego Leon. 
Przyszedł razem z rodzicami. Nasi ojcowie zaczęli rozmawiać o interesach i Japończykach, a jemu znudziło się z nimi siedzieć i przyszedł nam pomóc. Już po pięciu minutach stłukł talerz i szklankę. Po kolejnych trzech, sama wygoniłam go z kuchni. Oczywiście najpierw wszystko posprzątał.

Niedziela, Wielkanoc
Kiedy dochodziła 8 przyszły: Ludmi, Fran, Cami, Naty i Lara. Chłopacy mieli przyjść później, a Leon siedział tu od 7 rano. Od razu poszłyśmy na górę przebrać się.
Po godzinie zeszłyśmy na dół:
Fran   Ludmi   Naty   Lara   Cami   pani Verdas   Angie   Ja
Wszystkim szczęki opadły. Tata i pan Verdas podeszli do swoich żon i je wyściskali. Do nas podeszli nasi mężczyźni. Leon patrzył na mnie jak w obrazek.
- Ślicznie wyglądasz - szepnął mi do ucha i pocałował. Tata był w tak dobrym humorze, że nie dostał swojej "alergii".
- Usiądźmy do stołu - powiedział Ramallo. - Olga zaraz przyniesie śniadanie.
Wszyscy zajęli swoje miejsca i po chwili na stole pojawiły się półmiski z przysmakami.
Po śniadaniu tata oznajmił:
- A teraz czas na zabawę. W nocy ja i Angie pochowaliśmy w ogrodzie i domu czekoladowe jajka. Nasza kochana młodzież musi je znaleźć, a ten kto zbierze najwięcej otrzyma nagrodę.
- Tato, chyba jesteśmy już na to za starzy - zaśmiałam się.
- Na zabawę nigdy nie jest się za starym - mrugnęła do mnie pani Verdas.
No więc wszyscy wzięliśmy koszyki i zaczęliśmy szukać. Lara wpadła na pomysł, żeby podzielić się na drużyny, tak więc ja byłam z Leonem, Lara z Diego, Fran z Marco, Cami z Broduey'em, Naty z Maxim, a Ludmi z Federico. My poszliśmy najpierw do mojego pokoju i generalnie obszukaliśmy cały dom, i znaleźliśmy tylko 4 jaja. Wyszliśmy do ogrodu z zaczęliśmy chodzić po krzakach. Nagle Leon złapał mnie w talii i przyłożył palec do ust.
- Co? - szepnęłam.
- Śliczna jesteś - odpowiedział i pocałował mnie namiętnie.
- Fuj! - rozległo się za naszymi plecami. Obejrzeliśmy się i zobaczyliśmy Tomasa. Nie widziałam go, odkąd wyjechał po tym jak mnie porwał.
- Czego tu chcesz? - warknął Leon i schował mnie za swoimi plecami.
- Odwiedzam starych znajomych - uśmiechnął się ironicznie.
- Uważaj bo ci uwierzę. Albo stąd pójdziesz, albo dzwonie na policję. Słyszałem, że cię szukają. Może ułatwię im zadanie.
- Właściwie, to jestem tylko ciekawy czy Violetta powiedziała ci o takiej jednej... Hm, możliwe, że nieistotnej sprawie.
Leon zdezorientowany spojrzał na mnie, a potem na Tomasa. Ja tez nie wiedziałam o co mu chodzi. Sama jego obecność wyprowadzała mnie z równowagi. Po tamtym incydencie przez miesiąc dochodziłam do siebie.
- Jakiej sprawie? - zapytał Leon coraz bardziej zaniepokojony.
- Że jest ze mną w ciąży - powiedział jak gdyby nigdy nic.
- CO?! - zapytałam jednocześnie z Leonem.
- Zdajesz sobie sprawę, jakie głupoty wygadujesz?! - krzyknęłam. Zauważyłam, ze Leon trzyma w ręku telefon i wykręca jakiś numer. Miałam nadzieję, że na policję. - Jesteś nienormalny.
- Oj Violu, daj spokój. Nie okłamuj swojego chłopaka.
- A ty zniknij mi z oczu - powiedziałam. Po chwili zauważyłam za drzewem mundur naszej policji, a kilka sekund później Tomas był już zakuty w kajdanki. Odetchnęłam z ulgą. Leon od razu mnie przytulił i pocałował w głowę.
- Jak się czujesz.
- Dobrze. Leon, dziękuję, że mu nie uwierzyłeś. Powiedziałabym ci o czymś takim, ale do niczego nie doszło...
- Skarbie, nie przejmuj się. Kiedyś uwierzyłem Tomasowi i to prawie zepsuło nasz związek. Poza tym, dlaczego miałbym uwierzyć psychopacie, który porwał moją księżniczkę, a nie samej księżniczce?
- Kocham cię - szepnęłam.
- Ja ciebie też. A teraz weźmy się za te jajka, bo przegramy - uśmiechnął się.
Oczywiście przegraliśmy. Lara i Diego znaleźli najwięcej jajek, ale przynajmniej mogłam się bawić i nie martwić, że ktoś nam przeszkodzi.


















_________________
Na koniec życzę Wam wszystkim wesołych, spokojnych i rodzinnych świąt.
Smacznego jajka, słodkiego baranka, czekoladowego zajączka i mega-mokrego dyngusa :*
Hania :*