Voy Por Ti

Voy Por Ti

sobota, 28 września 2013

Wyniki konkursu [EDIT]

W konkursie wzięły udział cztery osoby. I wszystkie one-shoty były cudowne. Dziękuję Wam za udział :*

Miejsce 4
Agustina Verdas

Wysoki wieżowiec w samym centrum miasta. Mieszkanie dla idealnej osoby dla której życie nie istniało. Tam właśnie mieszkała 24-letnia Violetta. Dla niej liczyło się tylko jedno. Kariera. Może to z powodu braku czasu, a może problem tkwił w niej. Tego nie wiedział nikt oprócz niej samej. Tylko ona znała sens swojego życia, którego podobno nie posiadała. Na miłość nigdy nie miała czasu, no chyba, że wtedy. Tak właśnie, sześć lat temu, kiedy była zakochana, szczęśliwie zakochana. Kiedy była z Leonem. Wszystko doskonale pamiętała. Pamiętała każdą chwilę spędzoną z nim. Każdy pocałunek....ten ostatni również. Jednak to już nie wróci.....on nie wróci. Umarł. Cztery lata temu planowali ślub, wszystko było gotowe, on jechał odebrać garnitur. Jednak piękna bajka musiała się skończyć. Wpadł w poślizg prosto w pędzący pociąg. Wtedy życie kobiety straciło sens. Pamiątką po niedoszłym mężu została róża. Jedna róża. Dostała ją tydzień przed tym wydarzeniem. Wtedy była czerwona, lecz w dzień wypadku straciła krwisty odcień i stała się czarna. Każdy powiedziałby -"normalka",,,,, jednak dla niej to było szczególne. Jej życie straciło barwy wraz z ta różą. Było czarne , tak jak kwiat. Zwiędło. Mogłoby go nie być , ale było. Stara, czarna, zwiędnięta róża była wszędzie z Violettą. Tylko w pracy jej nie widziała. Kiedy kładła się spać kwiat leżał obok niej. Miał na celu zastąpienie Leona. Jednak to było niemożliwe. Kwiat nie mógł jej tyle dać. Nie mógł złożyć na jej ustach pocałunku, nie mógł jej przytulić kiedy była smutna. Mógł tylko jej towarzyszyć. Jednak dziewczyna widziała w nim Leona. Była w nim na swój sposób zakochana. Nie potrafiłaby go wyrzucić. Róża była jedyną rzeczą utrzymującą ją przy życiu. Niestety róża nie potrafiła tego co najbardziej kochała, nie potrafiła jej pocieszyć. Zetrzeć strumieni gorących łez. Powiedzieć kilku pocieszających słów, objąć ramieniem i pocałować. Brakowało jej tego nad życie. Pewnie dlatego porzuciła karierę muzyczną i zaszyła się w biurze na ostatnim piętrze. W natłoku pracy nie musiała o tym często myśleć. Ślęczała nad papierami, pisała, czytała, jednak nie znała nawet imienia swojej koleżanki, siedzącej naprzeciw. Nie powiedziała do niej ani słowa. Mówiąc szczerze w przeciągu czterech lat odezwała się tylko kilka razy. Kiedy dowiedziała się o śmierci chłopaka, który był dla niej całym światem, krzyczała, płakała, modliła się żeby to był sen. Wtedy po raz ostatni użyła swojego melodyjnego głosu. Później zaszyła się w cierpieniu i do dziś nikt nie wie co trapi ową kobietę, a może jednak dziewczynę, bo która kobieta ubolewa cztery lata nad śmiercią chłopaka? Tylko ta, która żyła miłością.
Nędzna melodia płynąca z zielonego budzika obudziła Violettę. Dziewczyna tylko przetarła oczy i pośpiesznie wstała. Wzięła do ręki kruchą różę i delikatnie odstawiła ją do wazonu stojącego na parapecie. Obok niego ciągle stało ich wspólne zdjęcie. Dziewczyna uśmiechnięta, chłopak także. Jak by komuś teraz dać to owe zdjęcie do rąk, pomyślałby że tworzą szczęśliwą rodzinę. Jednak tak nie jest. On jest tak wysoko i czuwa nad nią, a ona żyje tu na dole gdzie nikt jej nie rozumie. Przejechała ręką po zdjęciu co wywołało kilka łez cieknących po jej policzkach. Marzyła żeby teraz dotknąć tak Leona. Tak trudno zapomnieć o osobie którą się kochało, a jakże trudno było ją przestać kochać, dla Violetty to było niemożliwe. Bolała ją samotność która prowadziła jej życiem. Bolała ją myśl że on nie zapomniał. Tak jak ona zapomniała o tym że kiedyś się śmiała, była szczęśliwa. Zapomniała smaku życia, miłości, ale nie smaku jego ust. Dużo się nauczyła, dowiedziała się, że miłość nie jest taka kolorowa, a czas nie leczy ran tylko przyzwyczaja do bólu.
Brunetka otworzyła czarny kalendarz. Za dwie godziny miała stawić się na lotnisku. Szybko wygrzebała z szafy sweter i jeansy po czym lekko pomalowała oczy. Tusz spakowała do torebki. Wiedziała że zaraz się rozpłacze a tusz spłynie wraz ze łzami po jej policzkach. Lekki, lecz sztuczny uśmiech pojawił się na jej twarzy. Do torby wyrzuciła jeszcze kilka potrzebnych rzeczy, czyli zdjęcia, papiery i batona. Czekolada bardzo ją uspokajała, a wiadome było, że dziewczyna nie jest spokojna czekając i myśleć o nim - Leonie.
Godzinę później.
Cichy odgłos stukający o podłogę obcasów, obudził jednego z pracowników lotniska.
-Castillo, Violetta- powiedziała cicho. -Mam umówione spotkanie.-
-Proszę.- wpuścił ją bez problemu.
Dziewczyna usiadła na fotelu, mimo iż miała jeszcze godzinę do spotkania, śpieszyła się. Wyjęła z torby zdjęcie i lekko je musnęła. Doskonale pamiętała kiedy robili to zdjęcie. Byli wtedy u Francesci i Marco. Chłopak włoszki obchodził imieniny. Ciemnowłosa uparła się by zrobić zdjęcie Leonowi i Violetcie. Jest najcenniejszą osobą ze strony Violetty, ciekawe tylko czy żyje. Czy ona w ogóle pamięta Violettę? Czy teraz potrzebuje jej pomocy? Na zdjęciu nagle pojawiła się kałuża. Dziewczyna w obawie przed wyblaknięciem szybko schowała je do torby. To było okropne. Nie wiedziała nawet czy jej przyjaciółka żyje, urwały kontakt po śmierci Leona, a Violetta wyrzuciła telefon.



Miejsce 3
Francesca Comello

Martina

Oglądałam swój ukochany serial, marząc, by kiedyś być jak aktorki. Grać w serialach, filmach, teatrze. Mieć willę z basenem i gigantyczną szafę, pełną ubrań znanych projektantów np. Gucci, Louis Viton lub Chanel. Chodzić na gale, spacerować po czerwonym dywanie w blasku fleszy i widzieć tych wszystkich ludzi krzyczących:
-Tini! Tini! Tini! - ktoś walnął mnie poduszką
-Co? - powiedziałam, nie lubię,  jak ktoś przeszkadza mi w marzeniach
-Mogłabyś już zejść z sofy? Zaraz zaczyna się mecz. - powiedział mój brat Z niechęcią ustąpiłam mu miejsca i poszłam do swojego pokoju. Wracając do planów i pragnień. Na razie mogę pozwolić sobie na występy w szkolnym teatrze, pójście do kina i kupowanie w najtańszych sieciówkach. Brawo Martina, jesteś na dobrej drodze! Rozejrzałam się po pokoju, zatrzymałam się na wielkim plakacie przystojnego bruneta z nieskazitelnym uśmiechem. To był Jorge Blanco - najlepszy i najprzystojniejszy aktor na tej ziemi. Jemu to się poszczęściło, zaczął w moim wieku, a teraz będzie grał w nowym serialu "Violetta". Nagle zadzwonił mój telefon, odebrałam.
-Halo?
-Tini, nie uwierzysz, ale mam newsa!
-No dawaj! Zniżka w sklepie z butami? Już lecę!
-Nie coś lepszego! Kojarzysz ten serial, który mają kręcić - "Violetta"?
-No kojarzę.
-NO to dziewczynę, która miała grać Violę, wyrzucili, bo się przystawiała do Jorga i poszukują nowej. Opis pasuje idealnie do ciebie! Aaaaaaaaaaaaaa! – pisnęła - Kobieto, musisz się zgodzić !Idź na casting!
-Wiesz, sama nie wiem Mechi.
-No to mamy problem. Bo ja cię zgłosiłam.
-Wiesz ty co?
-Nie mogłam się powstrzymać! Jestem pewna, że dostaniesz tę rolę!
-No dobrze, ale tylko jeśli ty się zgłosisz.
-Spoko zgłosiłam się na Ludmiłę, ale to największy wróg Vilu...
-Och, nie szkodzi to tylko serial. Prześlij mi tekst scenariusza na casting.
-Spoko! Pa!
Nie mogę, uwierzyć mogę zagrać w jednym serialu z Jorgiem Blanco! Chyba zemdleję. O przyszedł scenariusz.
-Leon to nie jest łatwe, jednak przy tobie czuję, że żyję i tylko z tobą mogę poczuć się szczęśliwa. -przeczytałam na głos - Przesłuchania jutro o 14. - Co? Muszę się nauczyć całej sekwencji idealnie. Chcę tę rolę! Przez pół nocy ćwiczyłam tekst, a przez pół spałam z herbatą rumiankową na oczach, by nie mieć worów. Obudziłam się o 10 i migiem pobiegłam do łazienki, umalowałam się, ubrałam i umyłam. Popryskałam się ,tak by nie czuć było niczego oprócz rumiankowych perfum. Wzięłam scenariusz i wybiegając z domu krzyknęłam.
-Mamo idę na casting do serialu, może stanę się sławna i bogata!
-Dobrze, tylko wróć na obiad!
Mercedes przyjechała po mnie i razem ruszyłyśmy na miejsce.
-Stresik?  -spytała
-Lekki.
-Spoko, będzie tam nagrane jak Jorge coś mówi, a ty wtedy dajesz swoją kwestię, ludzie w poczekalni to oglądają. A w skład juri wchodzą tylko reżyser, ten który to napisał i Jorge. Nie ma się czego bać.-uśmiechnięta wymijała samochody
-Ale pocieszenie! - pomyślałam
-Może nie powinnam startować, zbłaźnię się i tyle.
-Wszystko będzie świetnie jesteś stworzona do tej roli. O już jesteśmy.
Nasze castingi odbywały się w dwóch różnych budynkach, więc rozstałyśmy się. Oglądanie, wszystkich występów było dołujące, niektóre dziewczyny były naprawdę świetne. Jednak Blanco wydawał się znudzony. W pewnym momencie ożywił się, gdy podano mu zdjęcie zareagował inaczej, niż na poprzednie, jakby dziewczyna na zdjęciu spodobała mu się. Tylko kto to był?
-Martina Stoessel! - zawołano mnie weszłam, ustawiłam się obok magnetofonu.
-Radio nie będzie tu potrzebne.-powiedział Jorge i stanął na przeciwko mnie, w telewizji wydawał się wyższy, ale i tak zatkało mnie. Oto ja prosta dziewczyna miała zostać tak wyróżniona. Wzięłam wdech.
-Gotowa.-powiedziałam
-Violu, cieszę się twoją decyzją. - powiedział, wyobraziłam sobie, że jestem sama w pokoju i powiedziałam
-Leon, to nie jest łatwe, jednak przy tobie czuję ,że żyję i tylko z tobą mogę poczuć się szczęśliwa.-starałam się powiedzieć to łagodnie, lekko łamiącym się głosem
Odetchnęłam, Jorge nadal na mnie patrzył, po czym reżyser wręczył mi scenariusz do pierwszego odcinka.
-Gratuluje, panno Stoessel. - powiedział i otworzył mi tylne wyjście, zaraz za mną wyszedł Jorge
-Nie mogę się doczekać sceny 206.
Szybko przewinęłam kartki w scenariuszu idąc w stronę samochodu, w scenie 206 Leon i Viola się całują. What, what, what? Czyżby on się we mnie? Nie to nie możliwe, on jest aktorem, a ja .........aktorką. Kurde? Głupia uroda! Wsiadłam do samochodu.
-Tini dostałam się!
-Gratuluje! A ja....-zesmutniałam, lecz zaraz się uśmiechnęłam - Też!
-Aaaaaaaaaaaaaaaaa!- wrzasnęłyśmy równo
-Trzeba to uczcić! Idziemy na zakupy! Za pół godziny przed sklepem! Adios! - powiedziała, a ja radośnie wbiegłam do domu i wrzasnęłam.
-Dostałam się! Gram główną role!
Mama i tata przytulili mnie.
-Jesteśmy z ciebie tacy dumni! - powiedziała, a ja weszłam do pokoju, może moje marzenie o wielkiej szafie na buty się spełni? A najważniejsze, że będę pracować z moją BFF i moim adoratorem. Puściłam oczko do wielkiego plakatu wiszącego na ścianie.



Miejsce 2
Gabi7138

"Praw­dzi­wa miłość nie może skończyć się szczęśli­wie, bo praw­dzi­wa miłość jest nieskończona. "

-Przed państwem Martina Stoessel 
Usłyszałam dobrze mi znany głos który słyszę przed każdym występem, chwyciłam się czarnej poręczy i weszłam po schodach na scenę . Jak zawszę dostałam owację na stojąco, przyzwyczaiłam się już do tego, wiedziałam że moi rodzicie nie byli by zadowoleni gdybym z tego zrezygnowała, wiele razy o tym myślałam jednak zawszę rezygnowałam . 
Już za dwa dni mój ślub z Diego Dominguez, nie kocham go ale moi rodzicie powiedzieli że to jest odpowiedni kandydat na mojego męża, nie liczy się dla nich to że ja go nie kocham mówią " kiedyś na pewno go pokochasz" ale ja wiem że to się nigdy nie zdarzy . Rodzicie jak zawszę zamknęli mi w pokoju, boją się że im ucieknę właściwie to się im nie dziwię wiele razy próbowałam to zrobić . Teraz też nad tym myślę . Marzę o prawdziwej miłości, o takiej jaką mają inne dziewczyny, ja nigdy nie byłam zakochana  dla moich rodziców liczyła się zawsze tylko moja kariera . Już dziś wychodzę za mąż, nie chcę tego i dlatego do tego nie dopuszczę, mam dopiero 19 lat nie mogę w to uwierzyć że moi rodzice w tak młodym wieku każą mi wyjść za mąż . Otworzyłam drzwi balkonowe, dobrze że koło mojego pokoju rośnie drzewo, wszyscy jeszcze śpią . Weszłam na drzewo, pomału z niego zeszłam, gdy tylko stanęłam na ziemi zaczęłam biec w stronę bramy, była zamknięta . Szybko się na nią wspięłam i już po paru sekundach byłam po za ogrodzeniem . Pobiegłam na przystanek autobusowy, wsiadłam do pierwszego lepszego autobusu było mi to obojętne gdzie jadę, chciałam tylko jak najszybciej z tond wyjechać . Założyłam na głowę kaptur, nie chciałam żeby ktoś mnie rozpoznał . Po paru minutach autobus stanął szybko z niego wysiadłam, po chwili zorientowałam się że jestem w Buenos Aires . Miasto jest naprawdę bardzo ładne, zastanawiam się nad jednym dlaczego nigdy tu nie przyjechałam ? Przecież to tylko godzina drogi, no nic muszę iść bo jeszcze ktoś mnie zobaczy a tego nie chcę . Szłam bardzo zamyślona, nawet nie zauważyłam kiedy się potknęłam i mało co nie upadłam, złapał mnie jakiś przystojny brunet . Rozpłynęłam się w jego pięknych czekoladowych oczach . Jest na prawdę bardzo przystojny, chwila o czym ja myślę ? Czyżbym się zakochała ? Nie to nie możliwe . 
-Wszystko w porządku ?
Spytał się mnie chłopak i pomógł mi wstać, zmierzyłam go wzrokiem . Wygląda naprawdę bosko . O czym ja myślę . 
-Tak 
-Na pewno ? 
-Tak 
-Jestem Jorge a ty ? 
-Martina 
-Stoessel ? 
-Tak 
-Zawsze chciałem cię poznać 
Nic nie odpowiedziałam tylko się do niego uśmiechnęłam, wiedziałam że zapyta się o to co tutaj robię i to jeszcze na dodatek sama . 
-Co Cię sprowadza do naszego miasta ? 
-Powiem Ci ale pod jednym warunkiem 
-Ok jakim ? 
-Nie wygadasz nikomu ? 
-Oczywiście że nie 
Gdy to powiedział złapałam go za rękę i weszliśmy do jakiejś małej kawiarenki, usiedliśmy w najciemniejszym miejscu tego pomieszczenia . 
-No więc ... uciekłam 
-Dlaczego ? 
Zapytał zdziwiony, nie dziwię się mu każdy by się zdziwił . 
-Dziś miałam wyjść za mąż, za osobę której nie kocham 
-Rozumiem 
-Nie nie rozumiesz co to znaczy, ty nie znalazłeś się w takiej sytuacji 

 Gdy to powiedziałam rozpłakałam się na dobre, chłopak nie wiedział co ma zrobić, po chwili usiadł koło mnie i objął mnie ramieniem, to za niego chciała bym wyjść za mąż a nie za Diego . On by czegoś takiego nie zrobił, nigdy dobrze wiem że on mnie też nie kocha jest zmuszony przez rodziców do tego małżeństwa z resztą tak jak ja . 
Gdy się trochę uspokoiłam zobaczyłam wchodzących do lokalu ochroniarzy, moich ochroniarzy gdy tylko mnie zobaczyli ruszyli w moją stronę . 
-Panienka pójdzie z nami 
Popatrzyłam ze smutkiem na nowo poznanego chłopaka, wstałam i ruszyłam w ich stronę . Odwróciłam się i powiedziałam 
-Mam nadzieję że nie dojdzie do tego ślubu 
Gdy to powiedziałam wyszłam razem z ochroniarzami z kawiarni, godzinę później byłam już pod dobrze mi znanym domem . Wysiadłam z samochodu i po paru minutach byłam już u siebie w pokoju, gdzie czekali na mnie wściekli rodzice . 
-Dlaczego to zrobiłaś ? 
-Chciałam zasmakować wolności chociaż przez chwilę 
Nic nie odpowiedzieli tylko wyszli z mojego pokoju . Podeszłam do szafy, wisiała na niej suknia ślubna ale to nie była suknia mamy, miałam w niej iść do ślubu. Po chwili byłam już gotowa . Razem z ojcem ruszyłam do kaplicy gdzie miał odbyć się mój ślub, przy ołtarzu stał Diego, nie wyglądał na zadowolonego, gdy byliśmy już prawie pod samym ołtarzem wyrwałam się ojcu i wybiegłam z kaplicy . Biegłam przed siebie, po paru minutach byłam na jakiejś łące zaczęłam spacerować, usłyszałam że ktoś biegnie gdy się odwróciłam zobaczyłam Jorge . Moje serce zaczęło bić jak szalone, teraz  już wiem że go kocham na prawdę go kocham miałam ochotę wykrzyczeć to . 
-Już myślałem że naprawdę za niego wyszłaś 
-Jak widzisz źle myślałeś 
-Muszę Ci coś powiedzieć 
-Ja też 
-Ty pierwsza 
-Nie ty 
Postanowiłam że powiem to pierwsza . 
-No więc ...
-No więc ? 
-Kocham Cię 
-Ja Ciebie też 
Gdy to powiedział wiedziałam że to jest prawdziwa miłość .



Miejsce 1
Klaudia

Życie pisze najpiękniejsze scenariusze...
z perspektywy Violetty:

Po raz kolejny zerknęłam w tamtą stronę. Jego brązowe włosy były delikatnie rozmierzwione przez wiatr, a silne ręce trzymały gitarę. Dookoła ławki, na której siedział, było mnóstwo dziewczyn. No tak… Jak widać nie tylko moje serce podbiły te dołeczki w policzkach, które pojawiały się wraz z każdym jego uśmiechem. Nagle do moich uszu doszła melodia grana przez przystojnego szatyna . Zamknęłam oczy a moje ciało przeszedł dreszcz. Działo się tak zawsze wtedy, gdy pochłaniała mnie muzyka. Piosenka grana przez chłopaka wyzwoliła we mnie tyle emocji, że na pierwszy rzut oka widać, że w każdy akord wkłada wiele pasji. Jakby tego było mało,  do moich uszu dopłynął dźwięk jego głębokiego głosu:
- „Por tu amor yo renaci eres todo para mi
  Hace frio y no te tengo y el cielo se ah vuelto gris
  Puedo pasar mil años, soñando que vienes a mi
  Por que esta vida no es vida sin ti. „
Otworzyłam oczy, by po raz setny dzisiaj spojrzeć na niego. Nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. Patrzył się w moją stronę. Śpiewał i patrzył się w moją stronę. Z niedowierzaniem potrząsnęłam głową. Wszystkie dziewczyny towarzyszące Leonowi odwróciły się i spojrzały na mnie, co spowodowało uśmiech na twarzy chłopaka. Śpiewał dalej:
- „ Te esperare aunque la espera sea un invierno
    Te seguire aunque el camino sea eterno
    Mi corazon no te puede olvidar
    Y hare lo que sea por volverte a amar
    Y hare lo que sea por volverte a amar.
Poczułam jak płoną mi policzki. Nie mogłam oderwać wzroku od Leona. Patrzyliśmy na siebie do końca piosenki, do ostatnich jej akordów. A potem nie wiedzieć czemu… odwróciłam się i uciekłam. Biegłam prosto nie spoglądając ani razu za siebie. Gdy byłam już na tyle daleko by nikt stamtąd mnie nie zobaczył, usiadłam na ławce i zaczęłam płakać. Łzy leciały mi stróżkami po policzkach. Wyjęłam z torby pamiętnik i zaczęłam pisać: „Chyba wyobraźnia płata mi figle, wydawało mi się, że… Nie, to nie możliwe, żeby Leon dla mnie śpiewał tę piosenkę. Przecież dookoła miał wiele bardziej utalentowanych, piękniejszych dziewczyn. Po co miał by patrzeć właśnie na mnie? Pół sierotę, przeciętną Violettę Castillo? Ale… Co jeśli to prawda? Jeśli ten tekst jest zadedykowany właśnie mnie? Jeśli spełnienie mojej miłości jest na wyciągniecie mojej ręki? Teraz to i tak nie aktualne, zrobiłam z siebie idiotkę i uciekłam od niego…  Te jego zielone oczy, uśmiech i ta pewność w głosie gdy śpiewał. Dla niego też muzyka musi być czymś ważnym. Mamy razem tyle wspólnego. Heh… Szkoda, że nigdy nie dowie się o moim uczuciu… Szkoda, że nigdy jego serce nie zabije dla mnie…” 
Chciałam dodać coś jeszcze, ale z myśli wyrwał mnie dzwonek telefonu. Wyjęłam go z torebki i spojrzałam na wyświetlacz. No to pięknie… 
- Tato, za 10 minut będę w domu. Przepraszam, ale zatrzymali mnie chwilkę dłużej w studio. 
- Dobrze Violetto. Nic nie szkodzi, znaczy. Porozmawiamy o tym w domu. Tylko zjaw się szybko, bo zaraz rozpęta się burza. – spojrzałam na niebo, faktycznie było bardzo zachmurzone.- przyjechał bym po ciebie, ale za raz będziemy mieli gości i nie mogę wyjść a Ramallo pojechał reprezentować mnie w Hiszpanii.  

-Zaraz wrócę. 
Rozłączyłam się. Schowałam telefon do kieszeni torby i zaczęłam maszerować w kierunku domu. Po chwili marsz zamienił się w bieg, było to spowodowane deszczem, który w najmniej spodziewanym momencie zaczął silnie padać. Po kilku minutach byłam w domu - niestety cała mokra. Ulewa nie pozostawiła na mnie suchej nitki. Stałam w wejściu, gdy zobaczyłam tatę. Rozmawiał przez swoją komórkę. Spojrzał na mnie i rozdziawił usta ze zdziwienia. Pokazał mi na migi, żebym poszła się przebrać. Tak też zrobiłam, w końcu lada moment mieliśmy mieć gości. Wysuszyłam się i ubrałam w niebieską sukienkę. Nie słyszałam jeszcze żadnych odgłosów, które by wskazywały na obecność domowników a co dopiero innych osób w domu, więc postanowiłam szybko dokończyć wpis do swojego pamiętnika. Podeszłam do łóżka, na którym położyłam przemoczoną torbę, karcąc przy tym siebie, że nie wyjęłam z niej zawartości – w końcu coś mogło się zniszczyć lub przestać działać, np.: telefon czy ipod. Wzięłam ją do ręki i zaniepokoiłam się. Nie było w niej pamiętnika. Nie było tam notatek z mojego życia, moich przemyśleń, rysunków , piosenek i… zwierzeń dotyczących Leona. Na samą myśl o tym ogarnął mnie strach. Musiałam go zostawić w parku, przynajmniej tam ostatni raz go widziałam. A potem zadałam sobie pytanie, na które odpowiedź jeszcze bardziej mnie przeraziła. Czy kłódka przy nim była zapięta? Gdyby ten pamiętnik wpadł w niepowołane ręce… O nie, Violetta – nawet tak nie myśl. Ale co ja teraz mam zrobić?! Co jeśli go nie znajdę? Przysiadłam na łóżku i patrzyłam się w okno. Deszcz ani trochę nie przestawał padać. Ogarnął mnie smutek i niepokój. Załamana odwróciłam wzrok z powrotem na mokrą torbę. I co ja mam teraz zrobić? 


z perspektywy Leona.
Zdezorientowany oddałem Ludmile jej gitarę.
-Ohh Leoś ! Byłeś taki, taki… cudowny ! – piszczały dziewczyny, ale nie zwracałem na nie najmniejszej uwagi. Myślami wracałem do tego co zdarzyło się parę chwil temu.  Violetta. Obiekt moich westchnień od kilku tygodni, stała i patrzyła się na mnie tymi pięknymi oczami. Nie wiedziałem, że wie o moim istnieniu. Znaczy, musiała wiedzieć, w końcu chodzimy razem do klasy, ale jak dotąd żyłem w przekonaniu, że nie zwraca na mnie najmniejszej uwagi. Nigdy nie odważyłem się wyznać jej tego co czuje. A teraz jak gdyby nigdy nic zacząłem śpiewać piosenkę, którą napisałem specjalnie dla niej. Opisywała ona wszystkie moje uczucia i pragnienia. W pewnym momencie wydawało mi się, że może między mną a dziewczyną coś jest, jakaś chemia. Ale… ona uciekła. Odwróciła się i pobiegła, jakby zobaczyła jakiegoś upiora. Potrząsnąłem głową. Nie może tak być, nie . To co czułem grając ten utwór, patrząc na nią, jest nie do opisania i muszę się dowiedzieć, czy ona czuła to samo co ja. Wstałem i ignorując Ludmiłę i towarzystwo dziewczyn, których nawet nie znałem z imienia, ruszyłem w kierunku, w którym zniknęła Viola. Zajęło mi to trochę, ale w końcu doszedłem do parku i ujrzałem ją na ławce. Spoglądała na niebo. Podniosłem głowę i podobnie jak ona spojrzałem w górę. Zbierało się na burze. Musze z nią porozmawiać teraz i to zanim się rozpada. Spojrzałem w kierunku miejsca, w którym siedziała i zdałem sobie sprawę, że już jej tam nie ma. Podbiegłem do ławki najszybciej jak tylko umiałem i zobaczyłem na niej fioletowy zeszycik na zamek – jedyny dowód obecności Violetty. Wziąłem go w dłonie i przejechałem kciukiem po kłódce. Była otwarta. Mimo burzy i deszczu, który właśnie zaczynał padać, usiadłem i zacząłem przeglądać notatnik. Na pierwszej stronie był napis: „Własność Violetty Castillo”. Uśmiechnąłem się mimowolnie. W moich rękach jest coś, co pomorze mi zbadać skryte myśli swej ukochanej. Verdas, nie wolno – skarciłem sam siebie. Przecież tak nie wypada, ale z drugiej strony… to może być moja jedyna szansa. Może by jej go po prostu oddać? Musiała się zaniepokoić tym, że go nie ma. Heh. Co tu robić? – spytałem sam siebie. A może przeczytam jeden maleńki wpis i… Po chwili zastanowienia wstałem i z zeszytem pod ramieniem ruszyłem w stronę domu. Drogę pokonałem w ekspresowym tempie – nie tylko dlatego, że nie chciałem przemoknąć i się zaziębić, ale głównie z powodu zeszytu znalezionego w parku. Chciałem już zamknąć się w pokoju, by móc zagłębić się w lekturze. Wszedłem do swojego pokoju i zamknąłem drzwi na klucz, nie chciałem by ktokolwiek mi przeszkadzał. Usiadłem na łóżku i otworzyłem pamiętnik na pierwszej stronie. Ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. Postawiłem się w sytuacji Violetty. Co by było gdyby to ona znalazła mój pamiętnik? Verdas, idioto nie prowadzisz pamiętnika! Ale hipotetycznie, gdym prowadził i gdyby ona go znalazła… Chwile się jeszcze nad tym zastanawiałem, ale w końcu wygrała ciekawość. Postanowiłem przeczytać tylko jeden wpis. Pierwszy, w którym przewinie się moje imię. Zacząłem się rozglądać po stronach. Na pierwszych 10 stronach nic takiego nie znalazłem i w sumie zaczynałem już tracić wszelką nadzieje, ale dalej… Czytałem go z szeroko otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami. Poczułem jak policzki zaczynają mnie palić. 
- Ona mnie kocha! – krzyknąłem – ona mnie naprawdę kocha!
Usłyszałem walenie do drzwi a potem głos siostry:
-Leon, kretynie! Nie wiem, która dziewczyna była tak zdesperowana, żeby się w Tobie zakochać, ale nie musisz o tym informować całego świata. Mam własne życie. – warknęła. 
Ahh ta Lara, normalnie bym wyszedł i zaczął się z nią kłócić, ale teraz jestem zbyt szczęśliwy. Violetta mnie kocha. Moja Violetta mnie kocha. Radość, która rozpierała mnie od środka, była nie do opisania. Nigdy się tak nie czułem. Nigdy. Życie pisze najpiękniejsze scenariusze - Pomyślałem. Otworzyłem pamiętnik na ostatniej zapisanej stronie. Wpis musiał być dzisiejszy, bo opisywał sytuacje, która zdarzyła się przed godziną. Przeczytałem go kilka razy z rzędu. Po głowie zaczęło mi chodzić ostatnie zdanie: 
Szkoda, że nigdy jego serce nie zabije dla mnie…”. Oh Violetto. Moje serce bije tylko dla ciebie - Pomyślałem . 
-A  skoro ty boisz się powiedzieć co czujesz, to sam to zrobię. Zrobię to jak tylko cię zobaczę. – obiecałem. 
Z perspektywy Violetty:
Obudziłam się wcześnie rano. Na szczęście wczorajsze umówione przez tatę spotkanie zostało odwołane z powodu burzy. Pogładziłam różową spódnicę a potem założyłam włosy za ucho.  Zeszłam na dół i spojrzałam na zegarek. Lata moment miałam wychodzić. Postanowiłam, że zanim zaczną się lekcje w studio, pójdę do parku i poszukam pamiętnika… albo jego pozostałości. Jak planowałam tak też zrobiłam. Idąc nie myślałam zbyt wiele. Bałam się, że moje myśli pójdą w kierunku wczorajszego dnia, tzn. w kierunku Leona. Nie chciałam się oszukiwać. Ktoś taki jak on nie mógł by kochać kogoś takiego jak ja. Po paru chwilach byłam już na miejscu. Spojrzałam w kierunku ławki, na której siedziałam wczoraj i zobaczyłam… Nie , to nie możliwe. A może jednak wzrok mnie nie myli? Czy to Leon ? Nagle chłopak odwrócił głowę w moim kierunku. Zobaczył mnie i pomachał dając mi znak, żebym podeszła. Chwilkę stałam zastanawiając się co zrobić. Może chce wyśmiać moje wczorajsze zachowanie? Nie, na pewno nie . On taki nie jest. Wzięłam głęboki oddech i niepewnym krokiem ruszyłam w kierunku ławki. W miarę, gdy się do niego zbliżyłam, zauważyłam, że chłopak jest uśmiechnięty. To był jeden tych uśmiechów, na którego widok niejednej dziewczynie zapierało dech w piersiach. 
- Hej, usiądź. Proszę -  powiedział tym swoim cudownym głosem. Może mi się wydawało, ale był lekko zdenerwowany.
Tak jak powiedział, usiadłam obok. Spojrzałam na jego dłonie, a w zasadzie na coś co w nich trzymał. To był mój pamiętnik!
- Skąd masz mój pamiętnik?!- spytałam spanikowana
Uśmiechnął się do mnie po raz drugi dzisiejszego dnia i delikatnie włożył mi go w dłonie.
- Znalazłem go wczoraj i… nie chciałem, żeby zamókł i się zniszczył. Postanowiłem Ci go oddać osobiście. Nie chciałem by wpadł w niepowołane ręce. – zaczął się jąkać.
Spojrzałam mu w oczy, kryło się w nich tyle ciepła i serdeczności, że nie sposób było by się nie uśmiechnąć. Jednak udało mi się, powstrzymać i zapytałam trochę zbyt oschłym tonem: 
- Dziękuje. Czytałeś go?
Nagle uśmiech z jego twarzy znikł. Spojrzałam mu w oczy po raz kolejny i zauważyłam, że coś się w nich zmieniło. Ciepło i serdeczność nadal w nich były,  jednak teraz bardziej widoczne było coś innego. To był strach. 
- Violetto – zaczął – nie zrozum mnie źle i daj mi skończyć to co chcę ci powiedzieć zanim mnie ocenisz..
Przeraziłam się . On czytał mój pamiętnik! To znaczy, że wie. O nie! On już o wszystkim wie! Teraz chce mnie delikatnie spławić i powiedzieć, że nic do mnie nie czuje. Poczułam jak łzy napływają mi do oczu.
- To znaczy, że czytałeś? – spytałam , on skinął głową. – To znaczy, że wiesz już… wiesz o tym co do ciebie czuje. – stwierdziłam a on ponownie tylko skinął głową. – Przepraszam, ja nie będę ci się narzucać. 
Powiedziałam i zerwałam się z miejsca. Chciałam tak jak dzień wcześniej uciec, lecz tym razem on był szybszy. Złapał mnie za rękę i odkręcił tak, że stałam teraz twarzą do niego.  Złapaliśmy kontakt wzrokowy. 
- Violetto, prosiłem byś mnie najpierw wysłuchała….
- Nie Leon – przerwałam -  nie będę słuchać tego, co masz mi do powiedzenia. Rozumiem, że mnie nie chcesz, nie kochasz mnie… Nie mów mi tego, to mnie zrani. Wole wycofać się z godnością. I ….
Nie byłam wstanie nic więcej powiedzieć, ponieważ w tej chwili zbliżył swoją twarz do mojej i pocałował mnie. Miał usta takie delikatne i miękkie. Całował mnie tak nieśmiało a zarazem stanowczo, że aż zakręciło mi się w głowie. Oddałam pocałunek, jego dłonie znalazły się na moich biodrach. Ja też nie byłam mu dłużna i położyłam swoje ręce na jego ramionach. Marzyłam o tej chwili od tygodni, jednak nawet w najskrytszych snach nie było to takie idealne, takie prawdziwe. Niestety nic nie trwa wiecznie. Po chwili oderwaliśmy się od siebie. Nie mogąc się opanować spojrzałam mu w oczy. Nie czekając aż coś powie spytałam:
- Czemu to zrobiłeś?
Uśmiechnął się delikatnie nie zdejmując rąk z moich bioder. 
- Musiałem ci udowodnić swoje uczucia, musiałem ci o nich powiedzieć, ale ….
- Nie dałam ci dojść do słowa – dokończyłam za niego.
- Właśnie. 
Poczułam jak w moim sercu rodzi się nadzieja. 
- Czyli czujesz coś do mnie? – spytałam nieśmiało
- Violetto Castillo -  ja cie kocham. 
Uśmiechnęłam się. 
- A ja kocham Ciebie, Leonie Verdas. 
Patrzyliśmy się na siebie milcząc. Aż w końcu zapytałam:
- To znaczy, że my?....
- Jeśli tylko chcesz. – odpowiedział z niekrytą nadzieją w głosie. W ramach odpowiedzi złapałam jego dłonie. 
- Marzyłam o tym od tygodni… - zwierzyłam mu się. 
- Wiem – uśmiechnął się szerzej -  ja także. 
- Nie sądzisz, że to niesamowite? 
- Niesamowite jest to, że gdybyś nie zgubiła pamiętnika, to żadne z nas nie odważyło by się do tego pierwszego kroku. 
Teraz ja się uśmiechnęłam i patrząc mu w oczy odpowiedziałam: 
- Na szczęście życie pisze najpiękniejsze scenariusze. 



Gratuluję wszystkim :*
Obrazki z dedykacjami dodam jutro + za 4 miejsce zadedykuję jeden rozdział, za 3 - dwa, za 2 - cztery, a za 1 - 6 kolejnych rozdziałów.

Jest Edit, ponieważ pomyliłam imiona... Pierwsze miejsce zajęła Klaudia, a nie Kamila. Bardzo, bardzo przepraszam...

Rozdział 27

Czy ja dobrze usłyszałam? Przecież Anna nie ma ojca. I skąd niby miałby wiedzieć, że jest u mnie?
- Ee... To chyba jakaś pomyłka. Mieszkam tutaj sama. Do widzenia - powiedziałam i na wszelki wypadek zamknęłam drzwi na klucz. Drzwi od ogrodu też zamknęłam. Wróciłam do dziewczyn.
- Kto to był? - zapytała Ludmiła.
- Jakiś facet. Podał się za ojca Annabeth.
- Ja nie mam taty. Megan mi powiedziała, że tata wyjechał od nas jeszcze zanim się urodziłam.
- A mówiła ci, jak wygląda?
- Hm... Wysoki, blondyn z niebieskimi oczami.
Ten facet był brunetem z brązowymi oczami, ale to nie problem się przefarbować i włożyć soczewki.
- A mówiła coś o bliźnie?
- Nie - powiedziała po chwili zastanowienia. - Bawimy się dalej?
Przez następną godzinę starałam się o tym nie myśleć. Kto to był? 
- Ja muszę już lecieć. Marco zabiera mnie na kolację - uśmiechnęła się Fran - Może mi się oświadczy...
- Najwyższy czas - zawołała blondynka. - Ja też się zbieram. Tomas zaraz wróci z pracy. Do zobaczenia Violu!
Dziewczyny poszły, a my zaczęłyśmy sprzątać. Znów usłyszałam dzwonek. Teraz zamiast od razu otworzyć, zawołałam:
- Kto tam?
- Najprzystojniejszy mężczyzna na świecie - usłyszałam i odetchnęłam z ulgą. Wpuściłam Leona i przytuliłam go mocno. - Aż tak się stęskniłaś? 
- Potem - powiedziałam bo do przedpokoju weszła Anna.
- Leon! - krzyknęła i podbiegła do niego. Zdziwił się trochę, ale ogarnął się i wziął ją na ręce. 
- Cześć księżniczko! Jak się bawiłaś?
- Było super! Viola, Fran i Ludmi bawiły się ze mną lalkami i Viola pozwoliła mi wybrać kolor pokoju i łóżko i szafę! Będę miała swój pokój! - zawołała. A ja uśmiechnęłam się mimowolnie. Jest taka urocza i szczera.
- Jesteś głodna? - zapytał, a ona przytaknęła. - A lubisz rogaliki?
- Tak!
Leon wyjął z torby mniejszą paczkę i dał małej. W środku były trzy croissanty. Mała usiadła w salonie i zaczęła się zajadać rogalami, ja włączyłam jej bajkę i poszłam z Leonem do kuchni.
- Violu, co się dzieje? Jesteś  jakaś dziwna...
Opowiedziałam mu o "gościu", który mnie odwiedził.
- Skąd wie, gdzie mieszkasz? To trochę podejrzane... Myślę, że powinn... - znów dzwonek. Poszłam i wyjrzałam przez okno przy drzwiach. 
- To on - szepnęłam. Leon podszedł do drzwi, a ja usiadłam obok Annabeth.
- Zimno ci? - zapytała. - Trzęsiesz się i masz lodowate ręce - powiedziała i podała mi koc.
- Dziękuję skarbie - pocałowałam ją w czoło, a w jej oczach pojawiły się łzy. - Coś się stało?
- Mama ostatnio powiedziała do mnie skarbie... Violu, czy ty mnie lubisz?
- Oczywiście. Skąd to pytanie?
- No bo... Ja nie jestem wcale twoją siostrą ani córką i nie musisz mnie lubić...
- Anna, spójrz na mnie: Nie znam cię długo, ale jesteś dla mnie jak córka. Kocham cię kruszynko - powiedziałam i przytuliłam ją. - I Leon też cię kocha.
- Ja też was kocham - uścisnęła mnie mocniej, a poczułam ciepło rozchodzące się po całym moim ciele. Naprawdę pokochałam tę dziewczynkę. 
Po chwili do salonu wszedł Leon trzymający faceta z blizną za bluzę.
- Leon, o co chodzi?
- Dzwoń na policję - powiedział. Anna przyglądała się chwilę mężczyźnie i po chwili uciekła z krzykiem do pokoju. Złapałam telefon i zrobiłam co powiedział Leon. 
- O co chodzi?
- Zdjęcie tego faceta wisi w moim biurze. Jest poszukiwany głównie za kradzieże, ale też za morderstwo kobiety. 
- Chwila... - powiedziałam i zbliżyłam się kawałek do przestępcy. - Leon, czy blizny mogą się odlepiać?
- Co?! - krzyknął i  oderwał całkowicie bliznę,. Razem z nią odpadła sztuczna broda i brwi. Naszym oczom ukazał się...
- Juan?! - nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. To on... Skąd zna Annabeth? Usłyszeliśmy dźwięk syren. Policka skuła Juana, a ja poszłam do Anny.
- Violu - usłyszałam szept z sypialni. - Czy on już poszedł?
- Tak, policja już go zabrała. Spójrz - wzięłam ją za rękę i poprowadziłam do okna. Mała odetchnęła z ulgą. Do sypialni wszedł Leon.
- Już po wszystkim. Annabeth, ty go poznałaś?
- To on gonił mnie i Megan w lesie - powiedziała ze łzami w oczach. Juan zamordował jej siostrę?! A ja z nim chodziłam... Bez słowa przytuliłam dziewczynkę i też się rozpłakałam. Po chwili mój chłopak do nas dołączył. Dziesięć minut później siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy Małą syrenkę. Leon postanowił zostać u nas na noc. On będzie spał w pokoju gościnnym, a ja i Anna u mnie w sypialni. 

***
Nie mogę uwierzyć, ze to Juan. Wydarzenia ostatnich dwóch dni wciąż przewijają mi się przez głowę. Jezioro... Chciałem się oświadczyć Violi przy zachodzie słońca... Las. Dziewczyna. Annabeth... Znam ją dwa dni, a wydaje mi się jakby była moją córką. Juan... Nie chcę o nim myśleć. Teraz muszę pomóc Violi i w końcu się jej oświadczyć. Leżałam i patrzyłem w sufit, gdy usłyszałem ciche pukanie.
- Proszę - myślałem, że zobaczę moją królową, ale zobaczyłem małą księżniczkę. - Anna, nie możesz zasnąć?
- Tak. Nie chciałam budzić Violetty. Mogę u ciebie zostać?
- Jasne - powiedziałem i zrobiłem jej miejsce na łóżku. Leżeliśmy chwilę w ciszy.
- Leon...
- Tak księżniczko?
- Czy ten pan jeszcze tu przyjdzie?
- Nie. Możesz być spokojna - powiedziałem i pogłaskałem ją po głowie.
- Dlaczego nazywasz mnie księżniczką?
- Bo jesteś śliczna - uśmiechnąłem się.
- Kocham cię Leon.
- Ja ciebie też mała.
Po chwili przytuliła się do mnie i zasnęła. Jej rączka zacisnęła się na mojej dłoni. Czułem jej spokojny oddech na twarzy. Chwilę później sam zasnąłem.
***

Zasnęłam zadziwiająco szybko i miałam dziwny sen. Byłam znów nad jeziorem, tyle że sama. I przyszła do mnie Megan. Usiadła obok mnie na trawie i powiedziała:
- Dziękuję, że zajęłaś się moją siostrą. Nie mogła trafić na nikogo lepszego. 
- Musiałam to zrobić. Jest taka bezbronna... Poza tym jest dla mnie jak córka, mimo, że znam ją dwa dni.
- Wiem, że nie pozwolisz, żeby coś jej się stało. Dziękuję - powiedziała i poszła, a ja się obudziłam.
Zegar pokazywał 8.58. Annabeth nie było obok mnie. Pewnie poszła do salonu na bajki. ubrałam się i poszłam do pokoju gościnnego obudzić Leona. To co zobaczyłam, poruszyło mnie do łez. Coś dużo ostatnio płaczę, ale nie mogłam się powstrzymać. Annabeth spała wtulona w Leona, a on obejmował ją ramieniem. To takie urocze! Usiadłam na brzegu łóżka i zaczęłam ich budzić.
- Pobudka śpiochy. Śniadanie samo się nie zrobi - Leon momentalnie otworzył te swoja paczydła, a Anna dalej spała. - Dzisiaj malujemy twój pokój mała. - Od razu się poderwała i pobiegła do łazienki.
- Pomożesz nam?
- Bardzo bym chciał, ale ostatnio zaniedbuję swoje obowiązki - powiedział Leon z miną zbitego psa.
- No trudno. Zadzwonię do Lary. A teraz wstawaj i pomóż mi zrobić śniadanie.


_________
I jak? :D
Połączyłam kilka pomysłów odnośnie "ojca" Annabeth, może być? :)
Przypominam o konkursie!!!! Macie czas do 18.00

piątek, 27 września 2013

Rozdział 26

- Leon, co to było? - zapytałam przerażona. 
- Nie wiem. Zaczekaj pójdę sprawdzić - powiedział i wstał.
- Nie!!! - spojrzał na mnie zdziwiony. - Nie chcę zostać tu sama. Idę z tobą.
Wzięliśmy latarki i liny na wszelki wypadek, ale miałam nadzieję, że nie będziemy musieli ich użyć. Przebrałam się w coś odpowiedniejszego do chodzenia po lesie i poszliśmy. Leon cały czas trzymał mnie za rękę, za co byłam mu wdzięczna. 
- Leon, co ty rysujesz na tych drzewach?
- Iksy. Żebyśmy się nie zgubili - wyjaśnił. Jakiego ja mam mądrego chłopaka! Chodziliśmy tak jakąś godzinę i zaczęło się ściemniać. Mieliśmy się poddać, ale usłyszeliśmy czyjeś łkanie. Szliśmy za głosem i po chwili zobaczyliśmy scenę, która ścisnęła moje serce. Na trawie leżała dziewczyna, a obok niej klęczała mała, najwyżej pięcioletnia dziewczynka. Leon chciał do niej podbiec, ale go powstrzymałam.
- Ona jest już wystraszona, nie zna cię i wystraszy się jeszcze bardziej - wyjaśniłam i spokojnym krokiem podeszłam do dziewczynki. 
- Cześć. Jestem Violetta. Jak masz na imię?
- Annabeth - powiedziała. Słychać było w jej głosie amerykański akcent.
- Więc, Annabeth, co się stało?
- Ja i Megan, moja siostra wyszłyśmy na spacer i zaczął nas gonić jakiś pan. Megan kazała mi się schować. Potem usłyszałam jej krzyk. Jak tu przybiegłam, leżała na ziemi. Ona nie słyszy jak ją wołam! - powiedziała ze łzami w oczach. Zastanawiałam się, jak jej powiedzieć, że jej siostra nie żyje. Skąd to wiem? Jest zimna i nie oddycha. To straszne...
- Annabeth, twoja siostra... Ona już nie... Leon, pomóż mi - teraz to ja się rozpłakałam.
- Hej, jestem Leon. Viola chciała powiedzieć, że twoja siostra... Jest teraz aniołkiem.
- Jest z mamą tam na górze?
- Tak. Chodź z nami. Zjesz coś i prześpisz się, a potem coś wymyślimy - uśmiechnął się i wziął ją na ręce. - Powiesz nam coś o sobie?
- Mam 5 lat. Mieszkam niedaleko, w małym domku. Mieszkałam z siostrą. Nie mam taty ani mamy. Gdzie idziemy?
- Do naszego samochodu - wyjaśniłam - pojedziemy do mnie do domu, dobrze? - Mała zastanawiał się chwilę i przytaknęła. 
Nie do wiary, że tak daleko zaszliśmy. Gdy byliśmy już przy samochodzie, Annabeth spała, a wokół nas było zupełnie ciemno. Dwie godziny później byliśmy pod moim domem. Leon wziął dziewczynkę na ręce i zaniósł do salonu. Obudziła się.
- Na co masz ochotę?
- Nie wiem.
- Masz na coś uczulenie? - zapytałam.
- Nie piję mleka.
Uśmiechnęłam się i poszłam do kuchni. 
- Mogę popatrzeć? - szepnęła.
- Jasne. Siadaj - powiedziałam i posadziłam ją na wysokim stołku. Wzięłam się za przygotowywanie kanapek. Leon w między czasie wypakował samochód i zrobił herbatę. Piętnaście minut później siedzieliśmy we trójkę w jadalni. Zastanawiałam się co robić. Muszę się zająć ta małą. Nie ma rodziny, nikogo... 
- Annabeth, co powiesz na zakupy? Jurto Leon zawiezie nas do sklepu i kupimy ci jakieś ubrania, dobrze?
- Dobrze - uśmiechnęła się. 
Leon pomógł mi posprzątać i pojechał do siebie. Ja i moja nowa współlokatorka poszłyśmy do łazienki. Pomogłam jej się umyć i dałam jej moją koszulę nocną. Mi sięgała przed kolana, jej prawie do kostek. Usiadłyśmy w salonie i zaczęłyśmy oglądać Alvina i wiewiórki. O 12 w nocy poszłyśmy spać. Postanowiłyśmy, że na razie będziemy spały w mojej sypialni. Annabeth zasnęła od razu, a ja nie mogłam. Co ja mam robić? Nie umiem zajmować się dziećmi, ale nie mogę jej zostawić samej albo oddać do domu dziecka. Nad ranem obudził mnie płacz. To Annabeth. 
- No już, spokojnie. Hej, popatrz na mnie. Nic ci nie grozi. To był tylko sen - powiedziałam i ją przytuliłam. Cała się trzęsła.
- Śni-iło mi się, że-e ten pa-an znów nas go-o-onił i tym razem zrobił krzywdęę tobie-e. 
- Cii. Nic nam nie jest. Anna, to był tylko sen. 
Siedziałyśmy przytulone do siebie jeszcze kilkanaście minut. Spojrzałam na zegarek - 6.40. Nie ma sensu kłaść się z powrotem spać. Ubrałyśmy się i zeszłyśmy na dół.
- Możesz jeść naleśniki?
- Tak. Kocham naleśniki!
Pomagała mi jak tylko umiała. Po śniadaniu oglądałyśmy kreskówki, a o 11 przyjechał do nas Leon. 
- Gotowe na zakupy?
Poszliśmy pieszo, żeby trochę się poruszać. W galerii poszłyśmy do sklepu dla dzieci. Kupiłyśmy pięć sukienek, osiem bluzek, cztery spódniczki, cztery pary spodni, pięć piżam i pięć par butów. Oprócz tego kupiłam jej ozdoby do włosów, pluszowe misie, zabawkową kuchenkę i sześć lalek. Była wniebowzięta. Cała w skowronkach biegła przed nami i zbierała kwiatki. My byliśmy obładowani torbami, ale warto było dla tych uroczych dołeczków. Leon odstawił torby w korytarzu i pojechał do firmy. Ja i Anna poszłyśmy na górę do pokoju, który miał być czymś w rodzaju biblioteki. Postanowiłam przerobić je na pokój dla małej. Zaplanowałyśmy co gdzie ma stać i usiadłyśmy do komputera pozamawiać meble i farby. O 15 przyszły o mnie Fran i Ludmi. Od razu polubiły Annabeth i we cztery bawiłyśmy się lalkami. Po jakieś godzinie znów usłyszałyśmy dzwonek. Zeszłam na dół. W drzwiach stał mężczyzna ubrany na czarno z blizną na policzku.
- Dzień dobry. Jestem ojcem Annabeth...

__________
I jak? Może być? 
:D 
Przypominam o konkursie. Macie czas do jutra do 18.00!!!