Voy Por Ti

Voy Por Ti

czwartek, 29 maja 2014

Rozdział 74 "Próby i niepewność"

Violetta dosłownie sturlała się z łózka. Na myśl o próbie z Leonem było jej niedobrze. Jak mogła się tak bardzo pomylić? Aż tak źle go oceniła? Zastanawiała się też jak wytrzyma z nim dwie godziny w jednej sali. Poczłapała do łazienki, umyła twarz, zęby, uczesała się, ubrała i zeszła na dół na śniadanie. Olga przygotowała dzisiaj naleśniki z czekoladą. Viola szybko pochłonęła dwa z nich i wyszła z domu. Kiedy dotarła do Studia, zobaczyła blondynkę, na którą wczoraj wpadła, idącą prosto w jej stronę. Chciała się z nią minąć jak najszybciej, ale blondyna miała inny plan. Będąc tuż tuż przy Violi wyciągnęła rękę i uderzyła w książki i nuty, które niosła Violetta i wytrąciła je z jej ręki.
- Ups - powiedziała i poszła. Violetta schyliła się i z westchnieniem podniosła swoje rzeczy. Liczyła spokojnie do dziesięciu. Żadna zołza nie wyprowadzi jej z równowagi. Wystarczy, że będzie się męczyła z Leonem. 
Jak na złość wszystkie lekcji minęły bardzo szybko. O 14.30 skończyły się zajęcia z Beto. 
- Idziesz z nami do parku? - zapytała Fran. Lubiła chodzić do parku i patrzeć na rzekę. Miały z Cami nawet swój "kącik", gdzie nikt inny nie chodził.
- Chciałabym, ale mam próbę z Leonem - powiedziała, jakby wymieniała ofiary wypadku.
- Och - westchnęły obie. - Trzymaj się - dodała Cami - Jesteś silna, dasz radę.
Violetta poszła jeszcze do automatu po sok pomarańczowy. Na jej nieszczęście coś było z nim nie tak i nie chciał jej wypluć reszty, a obok przechodził jeden z kumpli Leona. Gorzej być nie mogło.
- Potrzebujesz pomocy?
- Nie dziękuję.
- OK - powiedział, ale podszedł i potrząsnął automatem. Monety od razu wypadły. 
- Dziękuję - powiedziała chłodno.
- Jestem Maxi - przedstawił się.
- Wiem. Ja jestem Violetta. Teraz przepraszam, muszę iść, bo się spóźnię.
- Masz próbę z Leonem? - Viola nic nie powiedziała. - Nie spóźnisz się - powiedział z przekonaniem, ale ją przepuścił.
Spodobała mu się Violetta, ale bardziej ciągnęło go do Naty. Już od jakiegoś czasu. Rozumiał też Leona. Tylko czemu był wobec niej taki arogancki? Tego Maxi nie rozumiał. Wziął swojego laptopa i poszedł do sali Beto. Musiał pomyśleć nad jakąś melodią. 

Violetta wypiła już dwa soki, raz poszła do łazienki i napisała słowa nuty piosenki plączącej jej się po głowie. Nie nadawała się na zajęcia Angie, ale była świetna. Kiedy po raz setny spojrzała na wyświetlacz komórki i zobaczyła godzinę 16.30, miała dość. Spakowała się i wyszła. Była tak wściekła, że na kogoś wpadła.
- Przepraszam - bąknęła i schyliła się po pamiętnik, który wypadł jej z rąk.
- Nie ma za co - usłyszała głos Leona w uchu. On też kucnął, żeby jej pomóc. Pierwszy raz widziała jego oczy z tak bliska. Nie były czystko zielone - miały maleńkie złote plamki, które było widać tylko z bliska. - To chyba twoje - powiedział i podał jej zeszyt.
- Tak, dziękuję - powiedziała i uśmiechnęła się, po chwili jednak uśmiech zeszedł z jej twarzy. - Nie, jestem zła. - powiedziała i ruszyła, ale Leon złapał ją za rękę.
- Dlaczego?
- Jeszcze się pytasz?! O której godzinie się umówiliśmy?
- O 15.
- A która jest?
- Dochodzi 17... Cholera... Przepraszam. Nie patrzyłem na zegarek. Byłem pewien, że jeszcze mam czas.
- Nie ważne. Do jutra.
- Czekaj, nic nie robimy?
- Za 15 minut musimy oddać salę Fran i Diego, co chcesz robić?
- Zagrać to co mam.
Violetta wahała się przez chwilę, ale poszła bez słowa do sali, usiadła na krześle i założyła ręce na piersi. Leon podszedł do pianina ustawił nuty, ale nie spojrzał na nie ani razu. Grał patrząc na Violettę. Dziewczyna wstała i podeszła do niego. Nawet się uśmiechnęła.
- Może być?
- Jest świetna - powiedziała szczerze.
- Napisałem ją myśląc o tobie - wymsknęło mu się. Zaczął się zastanawiać jak? Nie planował tego powiedzieć. Violetta jednak zaśmiała się i powiedziała:
- Jaasne. Ale i tak mi się podoba. Jutro napiszemy słowa. Tylko proszę, bądź punktualnie.
- Obiecuję.
Do sali weszła Fran kłócąc się z Diego.
- Sam sobie to będziesz śpiewał! Jak chcę to zaliczyć.  
- O co ci chodzi, to przecież dobry tekst! Nigdy nic ci nie pasuje.
- Od kiedy jesteście małżeństwem? - zażartował Leon, ale kiedy Francesca spojrzała na niego morderczym wzrokiem, od razu spoważniał.
Violetta podeszła do przyjaciółki, szepnęła powodzenia i wyszła za Leonem.
- Odprowadzić cię? - zapytał, gdy wychodzili z budynku.
- Nie trzeba - powiedziała Viola i podbiegła do czekającej na nią Angie. 
Leon poczuł się samotny. Pierwszy raz w życiu! Nie podobało mu się to uczucie.

Camila cała się gotowała. Broduey ciągle wpadał jej w słowo, negował wszystko co mówiła i wprowadzał "poprawki".
- TO powinno brzmieć tak: 
Paso el tiempo,
Paso el tiempo pensando en vos,
Sin razón, con razón o sin razón
Tu sonrisa y tu mirada hipnotizan,
por favor, por favor.
Y no aguanto el silencio
Quiero verte y no te encuento
¿Dónde estas, corazón?
- Po co dwa razy por favor? - zapytał Broduey.
- Bo tak jest ładnie! Słuchaj, powiedziała już spokojniej - nie chcę się kłócić, chcę zaliczyć ćwiczenie. Na pewno się jakoś dogadamy. 
Po tym wywodzie, zaczęli współpracować. Pod koniec próby mieli prawie gotową piosenkę.

Violetta prawie nie zjadła kolacji. Poszła do pokoju i zaczęła rysować w pamiętniku.

- Co się ze mną dzieje? - zadała pytanie sama sobie i odłożyła pamiętnik. Może nie jest taki... Już sama nie wiedziała co myśleć. Raz świetnie się dogadują, potem on ją ignoruje, a jeszcze później mówi, że pisał piosenkę o miłości myśląc o niej! CO jest z nim nie tak? Zasnęła z tym pytanie kołaczącym jej się po głowie. Śniło jej się, że razem z Leonem są sami  na pustyni i żeby w nocy nie zamarznąć, musieli się do siebie przytulić. Małe ognisko im nie wystarczało do ogrzania. Jednak zaczęły się schodzić zwierzęta. Najpierw małe lisy fenki, ale potem też kojoty. Leon chciał ją ochronić i wstał, żeby odpędzić zwierzę. Kojot rzucił się na niego...
Violetta obudziła się cała zapłakana z krzykiem na ustach:
- LEON!!!
Kiedy myślała, że się obudziła zobaczyła go przy biuru ubranego w piżamę. Przetarła oczy - nikogo tam nie było. Zapaliła lampkę. Była dopiero 3 nad ranem, ale nie mogła usnąć. Dlaczego tak rozpaczała? Dlaczego ON  jej się przyśnił. Założyła kapcie i poszła napić się wody. Kiedy przechodziła obok pianina, usiadła i zaczęła grać piosenkę, którą napisał. Bardzo jej się podobała.





_________________
No i to by było na tyle :)
Może być?
Mam wrażenie, że części z Was nie podoba się nowa historia...
Tzn... Jest mniej komentarzy niż zwykle, a bardzo mi na nich zależy, bo wtedy wiem, co myślicie o moim opowiadaniu. 
Chociaż może to wynika z tego, że jest szkoła...
No nie ważne :)
Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał :*

poniedziałek, 26 maja 2014

Rozdział 73 "Pierwszy dzień"

- Moje gratulacje! - zawołała Cami i po chwili wszyscy się rzucili, żeby wyściskać Violę.
- Musimy iść do Resto to uczcić! - zawołał Fede. 
Violetta wzięła torbę i poszli do restauracji niedaleko. W środku było prawie pusto, więc paczka przyjaciół zajęła miejsce przy oknie. Zamówili po koktailu i ciastku z kremem. Kiedy czekali na zamówienie, do budynku weszli Leon, Diego, Maxi, Andres i Broduey. Leon spojrzał w ich stronę. Nie uśmiechnął się. Nic. Viola była trochę rozczarowana. Tak dobrze im się rozmawiało, gdy był u niej, a teraz ledwo na nią spojrzy. Może wtedy robił to tylko z grzeczności? Może w ogóle nie chciał z nią rozmawiać? 
- Ziemia do Violi! - zawołała Fran i pomachała jej ręką przez nosem. - Na kogo się tak patrzysz? - zanim Violetta zdążyła odpowiedzieć, wszyscy już wiedzieli.
- Odpuść sobie - powiedziała Camila. - Jesteś dla niego za dobra.
- Chociaż on myśli odwrotnie - powiedział Marco. - Viola, Cami ma rację. Nie warto zawracać sobie głowy tymi kretynami.
- Może macie rację - powiedziała z rezygnacją i już po chwili śmiała się z kawału Federico. "Cami i Marco mieli rację. Jeśli nie chce ze mną rozmawiać, to jego sprawa." - pomyślała i zajęła się swoim ciastkiem.

Leon siedział jak na szpilkach. Nie chciał tu być, kiedy ONA tu była. Źle się czuł, wiedząc, że ją ignorował. "Może to był błąd?" - pomyślał. "Fajnie się z nią rozmawiało". Zastanawiała go jeszcze jedna rzecz - dlaczego wciąż o niej myśli? Jeszcze nigdy czegoś takiego nie miał. Zazwyczaj to dziewczyny ubiegały się o rozmowę z nim, a ona nawet nie próbuje. 
- Leon! - wrzasnął mu do ucha Anders.
- Czego? Co? - zapytał zdezorientowany. 
- Słuchasz nas w ogóle?
- Nie - powiedział po prostu. Wiedział, że nie ma co udawać. Chłopaki za dobrze go znali.
- Mówiłem, - powiedział znów Diego prawie sylabizując. Jakby bał się, że słowa docierają do Leona z opóźnieniem - że musimy spróbować napisać jakąś piosenkę i wstawić ją do internetu. To może pomóc nam się wybić.
- Tak, to świetny pomysł - przytaknął Leon. 
Od zeszłego roku tworzyli zespół o nazwie 5STAR. Mieli wzloty i upadki - kłótnie, blokady twórcze, ale zawsze jakoś dawali radę.  Leon zerknął dyskretnie na stolik pod oknem, ale nie zobaczył Violetty. Po chwili zrozumiał dlaczego. Właśnie przechodziła obok niego. I nawet nie spojrzała! Nie do tego był przyzwyczajony. Każda inna dziewczyna przysiadłaby się, zagadała albo chociaż popatrzyła. Ale Violetta nie jest "każdą inną" - mimowolnie przyszło mu do głowy. Walczył ze sobą, żeby się nie obejrzeć.
- Stary, co ci jest? - zapytał Maxi.
- Nic.
- Na pewno.
- Nic mi nie jest.
Chwilę później dziewczyna wracała i historia się powtórzyła.
- To ta dziewczyna ze Studia - powiedział Andres, jakby jej nie kojarzyli. - Ciekawe czy się dostała...
- Mam nadzieję, że tak - powiedział Diego i odkręcił się w stronę jej stolika. - Ładna jest.
W Leonie coś się zagotowało. Czemu? Nie miał pojęcia. Wiedział tylko, że chce przywalić Diego. Swojemu najlepszemu przyjacielowi!
- Leon, na pewno wszystko ok? - zapytał niepewnie Broduey.
- Chyba jednak nie. Do jutra - powiedział i wstał. 
Przechodząc obok okna spojrzał i uchwycił na ułamek sekundy spojrzenie Violi. Jak najszybciej wyszedł na zewnątrz. Jednak zamiast iść do domu, poszedł na tor. Motocross pomagał mu wyłączyć myśli. Wiedział, że to niebezpieczne i dla zdrowia, i dla jego kariery, ale uwielbiał wsiadać na motor i jechać. Po prostu. 

*

Wieczorem Violetta zjadła kolację i poszła się położyć. Musiała być jurto wypoczęta. Niestety po kolejnej godzinie wiercenia się zrozumiała, że łatwo nie uśnie. Wstała i poszła do kuchni napić się soku. Wróciła do pokoju, położyła się i znów wstała. Strój do szkoły wybrała wczoraj, więc tym zająć się nie mogła. Poszła do szafy i wyjęła swój pamiętnik, ale nie mogła napisać ani słowa. Sięgnęła więc po pamiętnik mamy i otworzyła go na przypadkowej stronie. Była tam zdjęcie jej malutkiej i jej mamy
Popatrzyła na nie chwilę i przeszła do czytania:
Viluś kończy dzisiaj cztery miesiące. Jest takim ślicznym i rozkosznym dzieckiem. Cały czas się śmieje i rozmawia po swojemu. Uwielbia słuchać, jak German gra na pianinie a ja śpiewam razem z Angie. Nie mogę uwierzyć, że mam przy sobie takiego Aniołka. W jej oczach widzę tyle radości... Wierzę, że będzie silną dziewczynką. Ze wszystkim sobie poradzi. Musi. W końcu ma charakter Germana. 
Viola zamknęła zeszyt. Wiedziała, że mama cały czas z nią jest. I nagle przypomniała coś sobie. Podbiegła do pudełka na szafce i wyciągnęła małą pozytywkę. Grała w niej ta sama melodia, która grał tata. Postawiła ją przy łóżku i zasnęła zaraz po usłyszeniu muzyki.

- Nie jestem głodna - powiedziała po raz ósmy Viola, a Olga zgromiła ją wzrokiem.
- Przecież musisz zjeść śniadanie! To najważniejszy posiłek, a ty masz dzisiaj ważny dzień. Co jeśli zasłabniesz?!
- Olga, naprawdę nie chcę jeść - uratował ją dzwonek do drzwi. - Otworzę, to na pewno dziewczyny. Do zobaczenia - cmoknęła tatę w policzek i wyszła jak najszybciej z domu.
- Cześć przywitała się z Fran i Camilą.
- Gotowa?
- Nie, ale chodźmy.
Po piętnastu minutach były na miejscu. Pierwszą lekcję mieli z Gregorio. Zaczął od lekkich ćwiczeń rozciągających, a potem zaczął ich uczyć bardzo skomplikowanej choreografii. Po godzinie wszyscy byli spoceni i wykończeni. Viola, Cami i Fran poszły wziąć prysznic, bo miały wolną godzinę, a potem od razu pobiegły do sali śpiewu. Angie już siedziała na biurku i przeglądała partytury. Po pięciu minutach byli wszyscy. Włącznie z Leonem i jego kumplami. Los chciał, że tylko koło Violetty było wolne miejsce. Przeklinała w duchu. Dlaczego nie usiadła między Francescą i Camilą? Dlaczego?!
- Witam wszystkich. Dla tych, którzy nie wiedzą, nazywam się Angie i uczę śpiewu. Na początek wstajemy...
Przeszli do ćwiczeń rozgrzewających. Cała sala zabrzmiała głosami: Mi Me Ma Mo Mu. Mi Me Ma Mo Mu... I tak przez trzy minuty. 
- Dobrze, świetnie. Więc teraz przejdźmy do innego ćwiczenia. Podzielę was na pary i będziecie musieli zaśpiewać piosenkę o miłości. Mam zobaczyć dużo uczuć i pracy. A teraz pary... Ludmiła i Maxi, Camila i Broduey, Francesca i Diego, Naty i Marco i... Violetta z Leonem. Już jesteście wolni, a jeśli macie jakieś pytania, to przychodźcie. Od razu mówię, że nie można zmieniać par - ostatnie zdanie powiedziała patrząc prosto na Violettę.
Uczniowie wyszli z klasy i rozeszli się w swoje strony. Fran poszła z Cami na chwilę do Beto. Viola planowała zaczekać na nie na zewnątrz. Szukała w torebce telefonu i na kogoś wpadła.
- Przepraszam. 
- Tylko tyle masz mi do powiedzenia? Wpadasz na mnie, gwiazdę Studia i mówisz tylko przepraszam? - zapytała złośliwie blondynka o imieniu Ludmiła. - Jesteś tu nowa, więc ten raz ci wybaczę, ale następnym razem pożałujesz. Ludmiła odchodzi - powiedziała dramatycznie, pstryknęła palcami, zarzuciła włosy i poszła. Violetta stała wciąż w lekkim szoku. Myślała, że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach. Gdyby nie Fede, stałaby tak jeszcze kilka minut. 
- Można się przyzwyczaić. Idziesz z nami do Resto?
- Nie muszę jeszcze pogadać z Leonem, a potem idę do domu.
- Jak chcesz. Do jutra - pożegnał się i poszedł. 
Viola rozmawiała chwilę z dziewczynami. Wszystkie trzy narzekały na partnerów do ćwiczenia. 
- Musimy się przełamać. To będzie ważna ocena. Nie pozwolę jej zepsuć temu bałwanowi - powiedziała Fran. - Jak będzie trzeba, to go zwiążę, ale zrobimy to jak trzeba.
- To nie będzie konieczne, też mi zależy na ocenie - odezwał się brunet, a Viola aż podskoczyła ze strachu. - Spokojnie, nie gryzę.
- A czy ktoś to sprawdził? - zapytała kpiąco Fran.
- A ty chcesz sprawdzić? - zapytał zalotnie.
- Po moim trupie - włoszka uśmiechnęła się słodko-wymiotnie, a potem westchnęła. - Chodź, chcę to jak najszybciej skończyć.
- Ja tez muszę porozmawiać z Brodueyem.
- A ja z Leonem. Powodzenia.
- Tobie też.
Dziewczyny poszły w różne strony. Violetta nie musiała długo szukać. Blondyn stał z Maxim tuż przy wejściu do szkoły.
- Leon? - udawał, że jej nie słyszy czy jej na serio nie słyszy? Zawołała go po imieniu jeszcze raz, ale był tak zajęty opowiadaniem czegoś Maxiemu, że ją ignorował. Ustała obok niego, założyła ręce na biodra i zaczęła stukać obcasem o podłogę. Maxiemu wyraźnie zaczęło to przeszkadzać.
- Stary, muszę lecieć omówić jeszcze to ćwiczenie z Ludmi. To będzie jakaś katastrofa.
- Współczuję - Leon poklepał kumpla po ramieniu. Maxi poszedł, a blondyn odwrócił się do Violi.
Dziewczyna nie odezwała się ani słowem. Czekała, aż on zrobi to pierwszy. 
- I?
- Co "I"? - zapytała.
- O co chodzi? Po coś tu chyba stoisz...
- Tak. Od piętnastu minut staram się ciebie zapytać kiedy zaczniemy pracować nad piosenką.
- Jutro o 15 w sali Angie - powiedział i po prostu się odwrócił. 
W Violettcie zaczęło się gotować. O co temu facetowi chodzi? Wiedziała, że lubi go coraz mniej.

- Leon! Co ty do cholery wyprawiasz?! - krzyknęła Lara. Była mechanikiem na motocrossie i jego przyjaciółką.
- O co ci chodzi?
- O to, że niszczysz motor! Chcesz go zajeździć?! Złaź z niego. 
- I tak muszę iść. Przychodzi do nas jakiś wspólnik taty na kolację i muszę tam być. Do zobaczenia.
Całą drogę do domu myślał o Violi. Wiedział, że źle się zachował, ale pierwszy raz miał takie wyrzuty sumienia. Kiedy doszedł do domu, znajomy taty już był. Szybko się przebrał i zszedł. Następne dwie godziny to była jakaś męczarnia. O 22 facet w końcu wyszedł. Leon ściągnął koszulę, wziął prysznic, ale nie mógł usnąć. Po głowie zaczęła mu krążyć pewna melodia. Wstał i spisał nuty. Idealnie nadaje się na pracę dl Angie. Jutro pokaże ją Violi i razem wymyślą jakieś słowa. Z tą myślą w końcu zasnął.

_________
Haha :D:D jest kolejny! :) 
Dziękuję za Wasze komentarze. Tak na prawdę to one nakręciły mnie do napisania rozdziału :)
Jeszcze raz dziękuję :*

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 72 "Przesłuchanie"

- Dzień dobry - powiedział mężczyzna. - Czy zastaliśmy Germana?
- Tak, proszę wejść - powiedziała Viola ciągle patrząc na chłopaka. Miał tak niesamowity kolor oczu...
- Nazywam się Alejandro Verdas, a to mój syn Leon. Ty musisz być Violetta.
- T-tak - wydusiła dziewczyna i uścisnęła ręce obu gościom. W tym momencie z gabinetu wyszedł jej ojciec. Przywitał się i jak gdyby nigdy nic poszedł z panem Alejandro do swojej "świątyni". Violetta i Leon stali wciąż w przedpokoju i co chwila na siebie zerkali.
- Nie zaprosisz mnie? - zapytał w końcu młodzieniec.
- Ach, tak! Jasne, wchodź - powiedziała zmieszana Viola. - Angie, to jest...
- Leon - dokończyła blondynka. - Jest jednym z moich uczniów w Studio.
Rozmawiali dopóki Olga nie przyniosła pysznie wyglądającego obiadu. Przy stole Alejandro cały czas zagadywał Violettę.
- Twój ojciec ciągle powtarza, że masz tak piękny głos jak Maria. Zaśpiewasz nam coś? - zapytał i popatrzył z wyczekiwaniem głową. Viola kiwnęła głową, wstała od stołu, usiadła przy pianinie i zaczęła grać. 
Wszyscy ustali wokół niej i słuchali zauroczeni. Kiedy skończyła rozległy się oklaski i Violetta uśmiechnęła się szeroko.
- Powinnaś zapisać się do Studia - powiedział Leon, a Viola spojrzała na Germana. Wiedziała, że tata ciężko przeżył śmierć mamy i może się nie zgodzić. Jednak ku jej zaskoczeniu powiedział:
- Dobrze, ale masz się pilnować Angie.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję!! - zawołała dziewczyna i rzuciła się ojcu na szyję.
- Od jutra zaczynamy ćwiczyć i jeszcze dzisiaj pójdziemy zapisać cię na przesłuchanie - powiedziała Angie. 
Wszyscy wrócili do stołu, a Olga podała deser. Po jedzeniu Angie poszła pomóc gosposi posprzątać, German, Alejandro i Ramallo rozmawiali o interesach, a Viola zaprosiła Leona do swojego pokoju. Zapomniała o bałaganie, który zostawiła. Kiedy otworzyła drzwi, rzuciła się i jak najszybciej zabrała ubrania z łóżka, a potem długopisy leżące na biurku schowała do szuflady.
- Piszesz pamiętnik? - zapytał Leon i wskazał na fioletowo różowy zeszyt.
- Tak, piszę w nim też piosenki.
- Mogę poczytać? - zapytał i spojrzał Violi w oczy.
- Chyba cię pogięło! Poza tym nie ma tam nic, co mogłoby cię zainteresować.
- No fakt. Dopiero mnie poznałaś. Przyjdę za tydzień - zaśmiał się, a dziewczyna razem z nim.
Oboje mieli wrażenie, jakby znali się od zawsze. Viola w końcu się rozluźniła i była sobą. Nie mogło to jednak trwać wiecznie. Angie przyszła zabrać Violę do szkoły.
- A może pójdziesz z nami? - zaproponowała Violetta.
- Nie. Jestem już umówiony. Muszę iść na próbę. Za tydzień mamy zaliczenie u Pablo - spojrzał wymownie na Angie. Wychodząc cmoknął Violettę w policzek i poszedł.

W drodze do Studia Angie wypytywała Violę o Leona.
- Ale podoba ci się? - zapytała po raz piąty.
- Może...
Całą drogę śmiały się i żartowały. Kiedy były na miejscu, Angie zawołała czarnowłosą dziewczynę.
- Violu, to jest Francesca, a to moja siostrzenica Violetta. Mogłabyś pokazać jej szkołę? Ja pójdę wypełnić potrzebne dokumenty.
- Nie ma sprawy - uśmiechnęła się szczerze Fran.
Dziewczyny weszły do budynku i zaczęła się wycieczka.
- Tu jest pokój nauczycielski... Tutaj uczymy się śpiewu z Angie, a obok są zajęcia z Beto... Tam są dwie sale do tańca... Tutaj jest największa sala, w której odbywają się zajęcia grupowe i to by było tyle - powiedziała po obejściu szkoły. - Może teraz powiem ci coś o ludziach?
- Byłabym wdzięczna.
- A więc tak. Ja przyjaźnię się z Camilą, to ta ruda dziewczyna, Marco - wskazała na wysokiego chłopaka z czarnymi włosami, a potem na innego, również z czarną czupryną, ale inaczej uczesaną. - To jest Federico. Tam przechodzi Ludmiła z Naty. Ludmi to blondynka. Jest wredna i egoistyczna, i generalnie za sobą nie przepadamy. Ona ma swoją paczkę, my swoją. Do jej ekipy należą jeszcze Diego, Broduey, Andres, Maxi i Leon. Wszyscy są zarozumiali i trzymamy się od siebie z daleka - zakończyła Francesca. W tej chwili do szkoły wszedł Leon i przywitał się z Diego... A może to był Andres... Violetta nie była pewna. Spojrzał na nią, ale nawet nie kiwnął głową. Może jednak patrzył obok niej...

- Ej, co to za dziewczyna? - zapytał Diego.
- Nie mam pojęcia - powiedział Maxi, a reszta pokręcił przecząco głową. 
- To córka Germana Castillo - powiedział Leon. - Byłem dzisiaj u nich z ojcem.
I na tym skończyła się ich rozmowa o Violettcie. Zaczęli dyskutować na temat piosenki, którą mieli zagrać przed Pablo.

Trzy dni później Viola stała przed salą. Została już tylko ona... 
- Dziewczyny, nie dam rady...
- Ale jasne, że dasz - powiedziała Cami. 
Violetta zdążyła zaprzyjaźnić się już z przyjaciółmi Fran.
- Weź głęboki wdech i powal ich na kolana - zachęcił ją Marco, a Fede delikatnie pchnął w stronę drzwi. Violetta weszła i zaczęła śpiewać i grać. Potem Gregorio włączył muzykę i Viola zatańczyła. Raz o mało się nie potknęła, ale poza tym było dobrze. Gdy wyszła z sali, cała piątka poszła na dwór. Usiedli na trawie w cieniu i czekali na wyniki. Wszyscy starali się zagadać nową przyjaciółkę, żeby się nie stresowała. Godzinę później z drżącymi nogami podeszła do tablicy. Wyszukała swoje nazwisko i ujrzała napis:
Castillo, Violetta: ŚPIEW 10/10 zaliczone  INSTRUMENT 10/10 zaliczone TANIEC 8/10 zaliczone
- Dostałam się - szepnęła do siebie, a potem odwróciła się i powtórzyła głośno - Dostałam się!


________
Może być? :)
Nie wiem, kiedy dodam następny. Postaram się jak najszybciej :)

sobota, 24 maja 2014

Rozdział 71 "Przebudzenie"

Tini
Zaczęłam się rozglądać i zobaczyłam męską postać stojącą przy brzegu poznałam Jorge. Chciałam do niego podbiec i... potknęłam się. Jednak nie upadłam na piasek. Ktoś mnie złapał. Nim zobaczyłam kto to, poczułam pocałunek na ustach. Od razu poznałam, że to nie Jorge i jak najszybciej się wyrwałam. To był Pablo.
- CO TY WYPRAWIASZ?! - krzyknęłam. Podszedł do nas Jorge, spojrzał na mnie, potem na niego i walnął go pięścią w twarz.
- Jorge, starczy - powiedziałam i stanęłam przed nim. Jeszcze nigdy nie widziałam takiej furii w jego oczach. Wzięłam go za rękę i poprowadziłam do domu. 
Usiedliśmy w salonie i nie odezwaliśmy się ani słowem... W końcu Jorge powiedział:
- Przepraszam.
- Nie masz za co.
- Po prostu... Nie mogę przeżyć widząc cię z...
- Jorge...
- Chwila... Tini, kocham cię najbardziej na świecie. Nie wyobrażam sobie życia bez ciebie. Kocham cię.
- I ja też.
- ty też co? - uśmiechnął się.
- Ja ciebie też kocham. - powiedziałam i wpiłam się w jego usta.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

- Viola? Panie doktorze! Budzi się! - dziewczyna o czekoladowych oczach usłyszała głos dochodzący z bardzo daleka. Nie wiedziała gdzie jest, kim jest i co się wokół niej dzieje. Powoli czerń przed oczami nabierała kolorów. Zaczynała widzieć najpierw małą białą plamkę, a potem więcej białego. Po chwili ujrzała znajome ciemne oczy i włosy, i uśmiech szczęścia oraz ulgi.
- Gdzie jestem? - zapytała zachrypniętym głosem.
- Jesteś w szpitalu - usłyszała nieznajomy męski głos i spojrzała w jego kierunku. Jej oczom ukazał się młody i przystojny mężczyzna w białym kitlu. Dlaczego tu jest tak biało? - przemknęło jej przez myśl i zmrużyła oczy, żeby się lepiej przyjrzeć. - Nazywam się Juan Gonsalez. Jestem twoim lekarzem prowadzącym. Miesiąc temu miałaś wypadek samochodowy jadąc z lotniska i byłaś w śpiączce. Obudziłaś się szybciej niż myślałem - uśmiechnął się. - Pamiętasz, jak masz na imię?
- Violetta Castillo - powiedziała dziewczyna po chwili.
- A powiesz mi coś o sobie?
- To jest mój tata German. Leciałam z Madrytu do Buenos Aires. W domu czekają na mnie Olga i Ramallo, a moja mama zginęła gdy miałam 5 lat...
- Dobrze, nie masz amnezji. Zaraz przyjdzie pielęgniarka i zrobi kilka badań, a potem będziesz mogła jechać z tatą do domu.
Tak jak oznajmił lekarz, przyszłą miła kobieta, zmierzyła Violettcie temperaturę, ciśnienie i wypisała ją ze szpitala.
W samochodzie dziewczyna trzymała się kurczowo siedzenia. Przypominała sobie skrawki wypadku. Zakręt. Inny samochód pędzący z niedozwoloną prędkością. Uderzenie w drzewo. Ogień. Karetkę. A potem tylko ciemność.
- Jesteśmy na miejscu - powiedział German i oboje wysiedli z samochodu. 
Kiedy weszli do domu, przywitał ich radosny głos Olgi i słowa przywitania Ramallo. Była też obecna inna kobieta. Miała złote włosy i miły uśmiech.
- Angie - powiedział German i spojrzał na Violę.
- Dzień dobry - przywitała się z nieznajomą.
- Nie pamiętasz mnie? - zapytała kobieta.
- Jestem Angie, twoja ciocia. Jak byłaś malutka razem z twoją mamą śpiewałyśmy ci piosenki.
- Chyba byłam zbyt mała - powiedziała zmieszana Violetta, ale podeszła do ciotki i przytuliła ją mocno.
- Miło cię znów przytulić, a teraz idź do siebie. Na pewno jesteś zmęczona.
- Angie, spałam cały miesiąc. Teraz marzę tylko o czymś smacznym do zjedzenia.
Dziewczyny poszły do salonu, German z Ramallo do gabinet omawiać jutrzejsze spotkanie, a Olga przygotowywała kolację. Nagle rozległ się dzwonek.
- Vilu, skarbie, otworzysz? - zawołała gosposia z kuchni. 
Dziewczyna wstała i podeszłą do drzwi. Po otwarciu jej oczom ukazał się mężczyzna z czarnymi włosami i chłopak mniej więcej w jej wieku z blond włosami i zielonymi oczami...



______________
I znów zmiana historii XD
Taka dość nieplanowana...
Mam nadzieję, ze Wam się spodobało.
Jutro 10000% dodam kolejny rozdział i na 50% pojawi się on po południu :)
Piszcie komentarze :*

Rozdział 70

Tini
Jorge objął mnie ramieniem trochę za mocno, ale przynajmniej się uśmiechnął. Nie był to ani szczery, ani szeroki uśmiech, ale był. 
- Mieszkamy obok i postanowiliśmy poznać nowych sąsiadów. 
- Miło was poznać - powiedziałam. - Ja jestem Tini, a to mój chłopak Jorge.
Pablo i Jorge trochę za mocno uścisnęli sobie ręce. Irytują mnie takie zachowania, ale oni już widać coś mają...
- Znam cię! - zawołał Nico. - Moja siostra cię uwielbia.
- Dzięki. To miłe - uśmiechnęłam się do niego. - Może wejdziecie?
- Tak, zapraszamy - wycedził Jorge przez zęby. 
- Nie, wpadliśmy tylko na chwilę - powiedział Nico, a Pablo krzywo się uśmiechnął. - Aale jutro z chęcią was odwiedzimy - powiedział pod wpływem jego wzroku. Tan Pablo coraz mniej mi się podoba...
- To do jutra - powiedział szybko Jorge i zatrzasnął im drzwi przed nosem.
- To nie było grzeczne - powiedziałam do niego i usiadłam mu na kolanach. 
- Nie podoba m...
- Pablo, wiem. Mi też. Jorge...
- Tak?
- Ja nie chcę tu spać sama... To znaczy... A jak on przyjdzie, a ciebie nie będzie? - powiedziałam naprawdę wystraszona. Tak zgadza się. Bałam się swojego sąsiada. - Zamieszkasz ze mną?
- A co na to twoi rodzice?
- Na pewno się zgodzą. - powiedziałam i spojrzałam mu głęboko w oczy. 
- Niech będzie. Jutro pojedziemy po moje rzeczy i zostanę.
Z radości mało go nie udusiłam. Dokończyliśmy oglądać film i poszliśmy spać.


Tydzień później
Jorge
Od tygodnia codziennie przychodzą do nas Pablo i Nico. I z dnia na dzień zostawali coraz dłużej. Nico jest nawet spoko. Jest szczery, zabawny i trochę naiwny, ale Pablo... Patrzy się na Tini jakby chciał ją porwać i zamknąć gdzieś w piwnicy... Może trochę przesadzam, ale mam go dosyć. Tini też. Jak tylko przychodzą, siada jak najbliżej mnie albo razem siedzimy w jednym fotelu. Ale dość o nim. Zbliża się gwiazdka, a ja nie mam dla nikogo prezentu. Z Martiną zdecydowaliśmy, że przyjaciołom i rodzinie damy prezenty od nas dwojga, ale muszę coś jej kupić... Tylko co??? Wisiorek dałem jej na urodziny, co dać na gwiazdkę?

Tini
Jorge cały czas siedz taki zamyślony. Zmarszczka między brwiami coraz bardziej mu się pogłebia.
- Skarbie, czy coś się stało? - Zapytałam.
- Nie, zamyśliłem się tylko - odpowiedział i znów zamilkł. - Idę na miasto - powiedział po chwili, wziął kurtkę i po prostu wyszedł.
Zaczęłam się denerwować. A jeśli ma jakiś proproblem? Dlaczego nic mi nie mówi?
Nie wiem, ile czasu tak siedziałam, ale z transu wyrwał mnie dźwięk telefonu. To pani Blanco.
- Dzień dobry.
- Dzień dobry skarbie. Mam do ciebie prośbę. Mogłabyś przekazać rodzicom, żeby w wigilię przysz do nas? Nie mogę się do nich dodzwonić.
- Jasne. I tak miałam dzisiaj do nich jechać. Proszę pani...
- Mów mi Clara.
- A więc Claro, czy Jorge ma jakiś problem?
- Nie, a coś się stało?
- Przez cały ranek nie odezwał się ani słowem...
- Pewnie naf czymś rozmyślał. Ale jak go spotkam, dopytam się.
- Dziękuję.
- Do zobaczenia Tini.
Mama Jorge pewnie ma rację. Wzięłam torbę i kluczyki z zamiarem pojechania do rodziców i zauważyłam kopertę pod drzwiami. W środku był list:

Przyjdź na plażę.
Czekam...

Czyżby Jorge miał dla mnie niespodziankę? Odłożyłam klyczyki i wybiegłam na mokry piasek. Zaczęło padać. 

________________________
Krótki, ale wieczorem postaram się dodać nstępny. 
Wpadajcie też na mojego instagrama: sweet.lolly97
:-) 

niedziela, 11 maja 2014

Rozdział 69

Następnego dnia
Tini
Rano obudził mnie zapach jajek i bekonu. Otworzyłam oczy i leniwie się przeciągnęłam. Dziwne... byłam pewna, że zasypiałam przy Jorge. A może to on buszuje w kuchni? Nie. Przecież tu są tylko meble. Nawet nie mam się w co przebrać... Postanowiłam rozwiązać tę zagadkę i poszłam do kuchni i zobaczyłam mojego Jorge wyciskającego sok z pomarańczy, a obok na patelni skwierczał boczek.
- Dzień dobry śpiąca królewno - powiedział, dał mi buziaka i znów zajął się pomarańczą.
- Ty gotujesz? - zapytałam szczerze zdziwiona.
- Nie wiem czy zrobienie jajecznicy i spalenie boczku to gotowanie, ale stoję w kuchni, więc pewnie tak jest.
Zaśmiałam się tylko i zaczęłam nakrywać do stołu. Na szczęście rodzice zadbali o talerze, sztućce i szklanki. Kładłam właśnie serwetki, gdy usłyszałam krzyk. Pobiegłam od razu do Jorge i zaczęłam szukać śladów krwi. Może się tylko skaleczył... A jeśli odciął sobie palec?? Takie myśli latały mi po głowie, ale zobaczyłam, że trzyma się za oko... Dźgnął się?! Ale jak?!
- Jorge, co się stało? - zapytałam łamiącym się głosem.
- Ta głupia pomarańcza siknęła min sokiem w oko...
Odetchnęłam z ulgą i powiedziałam:
- Nie strasz mnie tak więcej. Myślałam, że coś się stało...
- Stało się! - powiedział z wyrzutem, ale wiedziałam, że robi to celowo. - Mam sok w oku, a powinien być w szklance... I w dodatku szczypie.
- Daj pocałuję - powiedziałam jak do dziecka i cmoknęłam "poszkodowane" oko.
- Drugie też.
- W drugim też masz sok?
- Nie, ale będzie zazdrosne, że ono nie dostało buziaka.
Westchnęłam, ale znów zbliżyłam się do oka. Jednak nie trafiłam, bo Jorge podniósł głowę i pocałowałam go w usta. Stalibyśmy tak dłużej, ale zaczynało śmierdzieć spalenizną...
- Coś ci się przypala - powiedziałam, a on momentalnie się odwrócił i krzyknął:
- Mój boczek!!
Ostatecznie na śniadanie zjedliśmy tylko jajecznicę.

Alba
Dzisiaj Facu miał mnie gdzieś  zabrać. Ciekawa jestem co wymyślił... No jest też jeden problem, ten co zwykle... Nie wiem, gdzie idziemy, więc nie wiem w co się ubrać... w końcu postanowiłam założyć coś wygodnego, ale też seksownego. Przewiązałam się koszulą w pasie i w tym momencie rozległ się dzwonek. Szybko pomalowałam usta na czerwono i poszłam. Niestety nie zdążyłam i drzwi otworzyła tata.
- Dzień dobry - powiedział mój chłopak. - Jest Alba?
- Tak. Al... A tu jesteś. Długo cię nie będzie?
- Przed dziewiątą przywiozę ją z powrotem - zapewnił Facundo. Nie wiedziałam, że potrafi być taki poważny.
- Dobrze. Miłej zabawy - uśmiechnął się tata i wrócił na kanapę.
Facu otworzył mi drzwi od strony pasażera i obiegł samochód dookoła. Oczywiście się potknął i dopiero potem wsiadł. Włączył kanał z piosenkami Depeche Mode - mojego ulubionego zespołu. Potem zatrzymał się przed jakimś budynkiem, który wdziałam pierwszy raz w życiu.
- Gdzie jesteśmy?
- Zobaczysz - powiedział tajemniczo i zaprowadził mnie do środka. Zobaczyłam mnóstwo piesków. Takich malutkich szczeniaczków.
- Znajomi moich rodziców moją schronisko i co miesiąc robią taki "dzień otwarty". Możesz wziąć tyle szczeniaczków, ile chcesz i jakich chcesz, a oni dorzucą miski, obrożę, smycz i kilka zabawek. No więc... 
Nie dałam mu dokończyć zdania i rzuciłam się mu na szyję.
- Dziękuję... Ale musisz mi pomóc - powiedziałam. - Gdybym mogła, wzięłabym wszystkie. Są taakie śliczne...
I zaczęliśmy chodzić między wybiegami. Niektóre ze zwierzątek spały, inne się bawiły, a jeszcze inne jadły. 
- Ten jest śliczny... Jak się wabi? - zapytałam kobietę stojącą obok.
- Jeszcze nie ma imienia.
- Wezmę go. Jest uroczy.
- Jak go nazwiesz? - zapytał Facu.
- Hm... - Zastanowiłam się chwilę. - Albus.
- Jak ten z Harry'ego Pottera?
- Tak.
- Ok. 
Po piętnastu minutach Albus szedł obok mnie na smyczy w wesoło merdał ogonkiem. Wsiedliśmy do samochodu i znów gdzieś jechaliśmy. Kiedy się zatrzymaliśmy obok parku, powiedziałam, żeby Facu na razie nie wysiadał. Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zrobić zdjęcia.
- Trzeba go będzie wykąpać - powiedział Facu i wyszedł z samochodu. Albus wyskoczył za nim. Następną godzinę bawiliśmy się z nim na trawie. Rzucaliśmy mu na zmianę piłkę, a on co pięć minut szedł nad staw napić się wody i spłoszyć ryby. Zrobiłam kilka świetnych zdjęć.



Zobaczyłam stoisko z czapkami i poszłam tam. Wpadłam na świetny pomysł. Kupiłam jedną czapkę z daszkiem i jedną jak dla niemowlaka. Schowałam je do torby i wróciłam do moich chłopców, a właściwie chłopca i pieska.
Wróciliśmy do samochodu, apotem pod mój dom. Była dopiero 15, więc zaproponowałam, żeby został.
- Za godzinę przyjdzie jeszcze Cande. 
W domu pokazałam rodzicom pieska. Mama nie była początkowo zadowolona, ale kiedy go zobaczyła, od razu się zakochała. Poszliśmy do mnie do pokoju i dałam Facu i Albusowi po czapce. Wyglądali świetnie.
- Prawie jak bracia - powiedziała Candelaria, która dopiero co weszła. Po chwili sama chciała mieć zdjęcie z Albusem.


Jorge
Dzisiaj ja i Martina cały dzień spędziliśmy w domu. Przewieźliśmy wszystkie jej ubrania i inne rzeczy, układaliśmy na półkach, a potem oglądaliśmy film. W połowie ostatniej sceny rozległ się dzwonek i Tini poszła do drzwi. 
- Cześć, jestem Pablo, a to Nico. Mieszkamy obok - usłyszałem męski głos i poszedłem za moją dziewczyną. Zobaczyłem dwóch brunetów i nie podobał mi się sposób, w jaki jeden z nich patrzył na Tini. Jednak nic nie powiedziałem, tylko objąłem Martinę. Jednak nie opuszczała mnie ochota, żeby zetrzeć mu ten uśmieszek z twarzy.



_________________
Jest. Wiem, że miał być wczoraj, ale chciałam go jakoś dramatycznie zakończyć, a pomysł przyszedł dopiero w nocy ;p
Dodatkowo w zakładce Postacie doszły trzy nowe osoby :)

sobota, 10 maja 2014

Masakra jakaś :O

Chciałam jeszcze przed południem dodać kolejny rozdział i co się okazało?? 
Że w jakiś magiczny sposób (podejrzewam, że się do tego przyczynił któryś z moich braci) zniknęły mi z komputera WSZYSTKIE zdjęcia Tini, Jorge i reszty... A było ich około 1000
Teraz oczywiście ani Grzesiek, ani Stasiek się nie przyznają -.-
Wniosek: Muszę ZAWSZE zamykać laptopa, gdy gdzieś idę.
Post pojawi się około 16. Może trochę wcześniej, a teraz ruszam na poszukiwania utraconych zdjęć ;c

wtorek, 6 maja 2014

Rozdział 68

Następnego dnia
Fran 
Dzisiaj są 19 urodziny Tini. Tydzień temu chodziłem po wszystkich domach i rozdawałem zaproszenia z tatą. I pomyśleć, że jak byłem mały to fascynowałem się pracą listonosza. Po zalepieniu kolejnej koperty miałem dość. Język suchy jak wiór. I jeszcze trzeba to było porozwozić. Jeszcze żeby wszyscy mieszkali obok siebie, ale nie! Jeździłem jak głupi z jednego końca miasta na drugi... Ale już po sprawie. Teraz pójdę do pokoju, walnę się na łóżko i nie wstanę do 17... Może 16.30, bo trza się jeszcze ogarnąć... Zdążyłem  wbiec na schody, kiedy z kuchni wyleciała mama w fartuchu i cała w mące. 
- A ty gdzie? Jazda do ogrodu pomóc ojcu z lampkami!
I tyle z mojego odpoczynku. Poszedłem do taty i zaczęliśmy rozstawiać te wszystkie świeczki, a mama tylko dawała nam komendy z kuchennego okna otwartego na szeroko. Od rana siedzi w kuchni. Nawet śniadanie zaniosła Tini do pokoju, żeby przypadkiem nie zobaczyła tortu. Mi na urodziny nie przyniosła naleśników... Ledwo Martina zjadła, pojawił się Jorge i gdzieś ją zabrał.
Też sobie kiedyś kupię taki motor... 
- Fran, patrz gdzie idziesz! Zaraz wdepniesz w moje begonie!!! - krzyk mamy wyrwał mnie z marzeń i w porę skręciłem w lewo. Niestety, tam stał karton, o który się potknąłem. Tata podbiegł do mnie, ale zamiast pomóc mi się podnieść, patrzył czy nie potłukłem lamp. 
- Właściwie, to co dajecie Tini na urodziny?
- Zobaczysz w swoim czasie. A co?
- Bo... Może dołączyłbym się do prezentu...
- Haha... A dokładałeś się? Nie. No właśnie. Było pomyśleć wcześniej. Pomyśl i coś kup, a ja porozstawiam krzesła.
Położyłem się na hamaku i mnie olśniło! Pobiegłem do domu po kasę, a potem na miasto. 

Lodo
- Nie mam się w co ubrać... - jęczałam tak Xabiemu od pół godziny.
- Przecież masz całą szafę ubrań - powiedział pocierając skronie.
- W takim razie: Nie wiem w co się ubrać. 
- Załóż cokolwiek. I tak będziesz wyglądała ślicznie.
- Łatwo ci powiedzieć. Założysz koszulę i spodnie i tobie będzie wszystko jedno. A ja? Właściwie to jaką koszulę zakładasz?
- Białą. I czarną marynarkę.
Zaczęłam się zastanawiać i w końcu wybrałam białą sukienkę w czarne kropki.
- Na nareszcie!

Diego
Lara siedzi w garderobie od godziny i ciągle tylko coś z niej wypada - albo bluzka albo spódnica...
- Diego, pomóż. Co mam założyć?
- Nie wiem. Nie znam się.
- No tak. Tak jest najładniej powiedzieć.
Westchnąłem i poszedłem do niej. Ustałem obok niej i od razu wpadła mi w oko biało-różowa sukienka. 
- A to?
- Nie co ty. Tego nie zało... Chociaż. Poczekaj przymierzę.
Po chwili wyszła z łazienki niczym anioł.
- Cudownie - powiedziałem, podszedłem do niej i pocałowałem.

Facu
Siedzę z Samuelem i Ruggero u Mechi i wszyscy gapimy się w drzwi od łazienki. Tylko czekamy, aż dziewczyny wyjdą. Ile cJorgzasu można się przebierać. W końcu się doczekaliśmy. Najpierw wyszła Alba, potem Candelaria, i w końcu Mechi.
- No nareszcie - powiedzieliśmy jednocześnie.

Anna
Jorge zaprosił mnie wczoraj na urodziny Tini. Nie do wiary, że znamy się dopiero jeden dzień, a oni mnie zapraszają. Przygotowałam sobie ubrania wcześniej. A zeszło mi z tym ponad pół godziny. Teraz szybki prysznic i muszę coś zrobić z włosami!

Jorge
Zabrałem Tini do siebie, a potem na zakupy, żeby był czas wszystko przygotować. Chyba zaczyna się czegoś domyślać, bo ciągnę ją od sklepu do sklepu i nie pozwalam wrócić do domu... o 16.30 dostałem smsa od Fran, że wszystko jest już gotowe i w tym momencie z przebieralni wyszła moja księżniczka w przepięknej sukience. Idealnej na dzisiejszy dzień.
- Wyglądasz cudownie. Przepraszam - zwróciłem  się do ekspedientki. - Chcę zapłacić za sukienkę i buty. I proszę odciąć metkę.
- Jorge...
- Cii. Po chwilo powiedziałem - czegoś mi tu jeszcze brakuje - i uśmiechnąłem się tajemniczo. Wyjąłem zza pleców czerwone pudełeczko i powiedziałem - Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin księżniczko - dałem jej całusa w czoło. 
Otworzyła prezent i właściwie od razu rzuciła mi się na szyję. 
- Dziękuję - szepnęła.
Odwróciła się, założyłem jej wisiorek i jej strój był kompletny
- Ten klucz jest do twojego serca?
- Tak. Ale moje serce też masz i wiem, że jest u ciebie bezpieczne - zobaczyłem, że w jej oczach zbierają się łzy. - Nie płacz...
- To ze szczęścia.
- Jak się cieszysz to się śmiej, a nie płaczesz. A teraz chodź.

Tini
Jorge odwozi mnie do domu. Ciekawe czemu nie pozwolił mi się przebrać... Byliśmy na miejscu. Kiedy weszliśmy do salonu zapaliły się wszystkie światła i moi przyjaciele i rodzina krzyknęli: Wszystkiego najlepszego! Podbiegł do mnie Nick z kartką zrobioną przez niego. Potem wszyscy mnie całowali i ściskali. Mama zaprosiła nas do salonu i usiedliśmy do stołu. Potem tata wniósł tort i od razu zrobili mi z nim zdjęcie:
Po zjedzeniu tortu, Fran ustał na krześle i zawołał:
- A teraz tańczymy!!! - i od razu podbiegł do Anny. Chyba mu się spodobała... Część z nas tańczyła w domu, a część w ogrodzie, bo wszyscy nie zmieścilibyśmy się.













Fran jak zwykle łaził z aparatem i błyskał wszystkim po oczach.










Po dwóch godzinach tańca wyszliśmy wszyscy na taras.
- Czas na prezenty - zawołała mama.
Posadzili mnie na krześle z przywiązanymi do niego balonami z cyfrą 19 i po kolei znów składali mi życzenia. Od dziewczyn dostałam album z naszymi zdjęciami, od chłopaków ogromnego miśka. Był prawie tak wielki jak ja! I kwiaty. Od państwa Blanco bransoletkę pasującą do wisiorka i całą masę słodyczy. Potem podszedł Fran i dał mi małą paczuszkę.
- Wszystkiego najlepszego siostra. Otworzyłam i zobaczyłam śliczny zeszyt oprawiony w skórę z moim imieniem i śliczne wieczne pióro. - To żeby kartki z piosenkami nie walały się po całym domu - zażartował.
Na końcu podeszli do mnie rodzice. 
- Żeby dać ci prezent musimy gdzieś pojechać - powiedzieli i założyli mi opaskę na oczy. Wsiedliśmy w samochód i pojechaliśmy. Kiedy trasa się skończyła i wyszłam z pojazdu, poczułam zapach morskiego powietrza. Podprowadzili mnie kawałek i zobaczyłam to:

- I że to moje?
- W stu procentach - uśmiechnęła się mama.
Weszliśmy do środka i zobaczyłam przepiękny salon
Miałam z niego przepiękny widok
Obok była kuchnia z jadalnią
Później rodzice zaprowadzili mnie do sypialni
A później do łazienki
Diego podszedł do prysznica i powiedział:
- Hm... Jakby się tak trochę ściaśnić, to dwie osoby by się zmieściły - i przez ten komentarz oberwał od Lary.
- Ty to tylko ciągle o jednym - syknęła.
- Co ja takiego powiedziałem?!
My tylko się zaśmialiśmy i zeszliśmy schodkami z salonu na plażę.
Resztę wieczoru spędziliśmy na piasku patrząc na morze. O północy wszyscy powoli się rozchodzili. Fran odwiózł Annę, nasi rodzice pojechali i zostałam sama z Jorge.
- Najlepsze urodziny w życiu...
- Cieszę się - powiedział i zmoknął mnie w policzek. 
Zaczęło mi się robić zimno i Jorge to zauważył. Zdjął marynarkę i założył mi na ramiona. Wtuliłam się w niego i siedzieliśmy tak, aż usnęłam. Nawet nie wiem jak, ale znalazłam się w nowym łóżku.
- Nie idź - szepnęłam pół-śpiąca, pół-żywa. Usłyszałam jak się śmieje, potem ugięło się łóżko i od razu przysunęłam się do mojego księcia.

______________
I kolejny :) 
Mam możliwość dodawać częściej rozdziały, bo są matury.
Niestety od czwartku się to zmieni...
Ale jest jeszcze jutro :)