Voy Por Ti

Voy Por Ti

wtorek, 24 grudnia 2013

Świąteczny post

I znów jestem na tym lotnisku... Trzy lata temu, również dwa dni przez Wigilą, gdy wyjeżdżałam z tatą z Buenos Aires miałam 16 lat. Zostawiłam tu wszystkich przyjaciół i miłość mojego życia, którą sama zniszczyłam. Wyprowadziłam się do Włoch i zaczęłam nowe życie. Jednak nie było ono normalne... Co noc miałam koszmary, w dzień nie mogłam się na niczym skupić i cały czas myślałam o... Tak właśnie o NIM. Leon Verdas. Jedyny chłopak, którego pokochałam. A potem to zniszczyłam. Pół roku po naszym spotkaniu w Studio pojawił się Diego. Wiedziałam, że mu się podobam i on mi też nie był obojętny, ale nadal kochałam Leona! Raz, mając próbę z Diego, pocałował mnie i wtedy do sali wszedł Leon. Powiedział, że to koniec, a ja nawet za nim nie pobiegłam. Tylko stałam i patrzyłam się w drzwi... Diego chciał mnie pocieszyć, ale uciekłam. W domu stały spakowane walizki, a ja nawet nie protestowałam. Wsiadłam do samochodu i wyjechaliśmy. Teraz znów tu jestem... I boję się tego, co mogę zobaczyć...
- Viola! To ty? Nie wierzę? - usłyszałam za sobą. To była Francesca.
- Fran! Nie wiesz, jak się za tobą stęskniłam! - krzyknęłam i pobiegłam do przyjaciółki. Całe trzy lata się nie widziałyśmy, tylko pisałyśmy i gadałyśmy przez telefon.
- Chodź. Idziemy do Resto i wszystko mi opowiesz! - zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć, chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Po chwili byłyśmy na miejscu. To, co zobaczyłam wywołało uśmiech na mojej twarzy i łzy w oczach. Stali tam moi przyjaciele, a do lamp przywieszone były balony. Na ścianie znajdował się plakat z napisem Witamy w domu Violu!!! 
- Jesteście kochani!
Usiedliśmy przy stole i zaczęłam opowiadać o moim życiu we Włoszech. Wszyscy słuchali zaciekawieni, a potem mówili o tym, co się tu pozmieniało. Ludmiła i Naty wyprowadziły się do Francji, Cami zaczęła spotykać się z Maxim, Fran nadal jest z Marco, Diego tez znalazł sobie dziewczynę, a Leon... Tego tematu unikały, ale w końcu  Marco nie wytrzymał.
- No i jeszcze Leon... Po twoim wyjeździe zrezygnował ze Studia i zajął się motocrossem. 
- Marco... - powiedziała ostrzegawczo Fran.
- Ma prawo wiedzieć.
- Ale co? - zapytałam zdezorientowana. O co im chodzi?
- To nie jest dobry pomysł.
- Chcę wiedzieć!
- No dobrze, ale ja to powiem - uległa Francesca. - Leon miał wypadek. Od dwóch lat leży w śpiączce w szpitalu. Lekarze twierdzą, że może się już nie obudzić.
Poczułam jak moje serce pęka na milion kawałków. To nie możliwe!
- Violu, wszystko dobrze? - zapytała się zaniepokojona Cami.
- Nie! Nic nie jest dobrze! Dlaczego dowiaduję się dopiero teraz?!
- Chcesz tam jechać? - zapytał Maxi, a ja tylko pokiwałam głową. To niemożliwe! To musi być tylko sen! Jeden z koszmarów. Zaraz się obudzę i okaże się, że wciąż jestem w Rzymie... Ale to nie był sen. Naprawdę siedziałam w samochodzie, jechałam do szpitala i czułam ból w całym ciele...
W szpitalu przed salą, w której leżał Leon, siedziała jego siostra Lara. Nie lubiła mnie, z wzajemnością. A po tym, co zrobiłam Leonowi na pewno mnie znienawidziła.
- Co ty tu robisz? - zapytała wrogo.
- Daj spokój Lara, nie widzisz w jakim jest stanie? - zapytała Fran. - Cała się trzęsie.
- Mam to gdzieś. To wszystko twoja wina! Ty zdradziłaś Leona, to przez ciebie zaczął jeździć i miał wypadek! To wszystko twoja wina! - krzyczała, a pielęgniarka zabrała ją do innego pomieszczenia, żeby się uspokoiła. Jej słowa bolały, ale były prawdziwe... To była moja wina... 
Poczułam uścisk ręki Cami i weszłam do sali. Widok był... Leon leżał blady i wychudzony w białej pościeli popodpinany do jakichś pikających urządzeń. Nie widać było jego dołeczków, a jego usta były blade. Poczułam w oczach nowe łzy. Opadłam na krzesło obok łóżka i zaczęłam płakać. Gdy odzyskałam zdolność mówienia, wychrypiałam:
- Leon... Tak strasznie mi przykro. To wszystko moja wina! Przepraszam. Wiem, że to wszystko są puste słowa, ale... Jestem okropna. Zraniłam cię, nawet cię wtedy nie przeprosiłam. Przez trzy lata się nie odzywałam... To wszystko moja wina!!! A teraz ty tu leżysz przeze mnie... Leon, ja cię kochałam, kocham i będę kochała. Nigdy o tobie nie zapomniałam. Myślałam o tobie w każdej sekundzie dnia i nocy. Wiem, że pewnie nie chciałbyś mnie widzieć, ale proszę, obudź się. Obiecuję, że nie będziesz mnie oglądał, ale proszę, wstań. Dla naszych przyjaciół i dla Lary...
Nie wytrzymałam i się rozpłakałam. Po chwili usłyszałam cichy zachrypnięty głos:
- Violu, nie płacz.
- Leon?
Podniosłam głowę i zobaczyłam te piękne zielone oczy patrzące prosto na mnie. Nie mogłam uwierzyć w to, co widziałam. Leon patrzył na mnie tymi oczami, mówił do mnie!
- Zaczekaj, pójdę po lekarza - powiedziałam przez łzy i wyszłam. 
Następna godzina była straszna. Czekaliśmy na diagnozę. Lara siedziała naprzeciwko mnie i sama ze sobą walczyła. Po chwili wstała i podeszłą do mnie.
- Chodź na chwilę.
Wstałam i poszłam za nią. Wyszłyśmy na taras. Lara spojrzała na mnie i powiedziała:
- Nie lubię cię, ty mnie też. Ale... Chcę cię przeprosić... Byłam wściekła na ciebie za to, że zostawiłaś Leona i wyjechałaś, i dlatego cię obwiniałam. Ale gdybyś teraz nie przyjechała, on prawdopodobnie nie obudziłby się. Dziękuję i przepraszam. A co do Leona... On cię cały czas kochał i nie zapomniał o tobie.
- Lara, ja też przepraszam. Powinnam to wyjaśnić, a nie wyjeżdżać bez słowa. Zaczniemy od nowa?
- Tak - uśmiechnęła się szczerze. - A teraz chodźmy. Może można już wejść do Leona.
Wróciłyśmy do budynku. Pierwsza do sali weszła Lara. Potem ja. Leon siedział oparty o poduszkę i patrzył na mnie wielkimi oczami.
- Violetta... Przez chwilę miałem wrażenie, że jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni... Co ty tu robisz?
- Przyjechałam na święta i Fran powiedziała mi, co się stało. Leon, bardzo cię przepraszam...
- Słyszałem... - spojrzałam na niego zdezorientowana. Co słyszał? - Słyszałem to, co mówiłaś ostatnio. Słyszałem wszystko, co się wokół mnie działo przez całe dwa lata. Ja też cię kocham Violu - powiedział czule, a ja znów się rozpłakałam.
Resztę dnia siedziałam z Larą i Leonem. Rozmawialiśmy o wszystkim. Wieczorem do sali wszedł lekarz.
- Mamy wyniki wszystkich badań. Nic już panu nie grozi, nie stwierdziliśmy amnezji ani wstrząsu mózgu. Przez kilka dni może się pan czuć osłabiony i dobrze by było, gdyby pan nie przemęczał się i rehabilitację zaczął dopiero za tydzień. A jeśli chodzi o pana nogi... Obawiam się, że nie możemy nic zrobić. Przykro nam.
- Nic nie szkodzi. I tak dużo panu zawdzięczam. Dziękuję - powiedział Leon. Lekarz wyszedł i zapanowała cisza. Po chwili odezwał się Leon:
- Violu, jedź do domu i się wyśpij. Zobaczymy się jutro.
Nie chciałam się z nim kłócić, więc pożegnałam się z nimi i zadzwoniłam po taksówkę.
W domu nie mogłam zasnąć. Martwiłam się o Leona i miałam dziwne przeczucie, że jutro stanie się coś złego...


Następnego dnia, Wigilia
Po nieprzespanej nocy, poszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Tata jeszcze spał. Idąc do salonu, zobaczyłam pod drzwiami kopertę. To był list do mnie... O tworzyłam go trzęsącymi się rękami.

Kochana Violetto,
Całą noc myślałem, ja to napisać, żeby Cię nie zranić. 
Violu, zawsze będę Cię kochał, ale zasługujesz na kogoś lepszego. Nie chcę, żebyś się o mnie martwiła i była skazana na życie z kaleką, dlatego dzisiaj ja i Lara wyjechaliśmy z Buenos Aires. 
Kocham Cię,
Leon

Łzy leciały ciurkiem z moich oczu. Osunęłam się na kolana i rozpłakałam na dobre. Dopiero go odzyskałam i znów go straciłam. Co mu w ogóle strzeliło do głowy?! Dlaczego wyjechał?! Nic nie rozumiałam...
Po chwili do przedpokoju wszedł tata. Pytał, co się stało, ale ja tylko płakałam. Przeczytał list, przytulił mnie i zaniósł do łóżka. Cały dzień przeleżałam i płakałam.
Przyszły do mnie Fran i Cami, ale nie byłam w stanie zamienić z nimi ani słowa. Czułam się okropnie...



25 grudnia, Boże Narodzenie
Kolejny dzień w łóżku. Dzisiaj Boże Narodzenie, a ja leżę i nie jestem w stanie funkcjonować.
- Violu, ktoś do ciebie - powiedział tata przez drzwi.
- Nie chcę iść.
- Obawiam się, że to nie wchodzi w grę.
Zastanawiałam się, o co chodzi. W końcu wstałam i wyszłam.
- To o co chodzi? - zapytałam.
Tata tylko wskazał na drzwi. Przed nimi stała ogromna paczka z kokardą.
- To jakiś żart?
- Otwórz - powiedział dziwnie podekscytowany tata.
Podeszłam do paczki i pociągnęłam za wstążkę. To co zobaczyłam zwaliło mnie z nóg. Zobaczyłam Leona na wózku z bukietem róż.
- Co ty tu robisz?
- Fran i Cami mnie znalazły i... Przemówiły mi do rozumu... Kocham cię Violetto.
- Ja ciebie też - powiedziałam i pocałowałam go namiętnie.
Resztę świąt spędziłam z przyjaciółmi. Wiedziałam, że Leon będzie ze mną zawsze i ja też nigdy go nie zostawię. To były magiczne święta!


_______________
No dobra :)
Z okazji świąt życzę Wam spełnienia marzeń, szczęśliwego Nowego Roku i szalonego Sylwestra!!!
Kocham Was :*
I dziękuję za wszystkie Wasze komentarze, bardzo mi pomogły :)
Dziękuję :*
+ dzisiaj mijają cztery miesiące bloga!!! :D

środa, 18 grudnia 2013

Informacja

Miałam nadzieję, że uda mi się prowadzić tego bloga bez "zakłóceń", ale się myliłam...
Bardzo Was przepraszam, ale zawieszam bloga na czas nieokreślony. Mam małe problemy w szkole, nie z ocenami na szczęście, ale... niektórzy ludzie są po prostu chamscy i... No cóż... Muszę się trochę w sobie zebrać i zregenerować. Moja klasa skutecznie potrafi zdołować. Niby się tym nie przejmuję, ale to co mówią, trochę boli...
Ale dość o mnie. Nie wiem, kiedy znów dodam rozdział, ale w poniedziałek spróbuję dodać świątecznego one shota z Tini i Jorge 
Kocham Was i przepraszam

~Hania

sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 48

Tini
- Tato, kiedy będziemy w domu? - zapytałam po raz kolejny.
- Za dziesięć minut. Tini, gdzie ci się tak śpieszy?
- Mam prawo zachować milczenie do przybycia mojego adwokata - powiedziałam pół-żartem, pół-serio.
- Witam, jestem Francisco Stoessel, adwokat. Panna Martina śpieszy się na randkę z chłopakiem. Jakieś pytania.
- Co z ciebie za adwokat?! Poza tym to są urodziny jego brata, a nie randka!
- Czyli masz chłopaka - zawołała z triumfem mama. No i sama się wkopałam...
- No... tak. Mam.
- Przystojny?
- Baardzo - odpowiedziałam. Akurat byliśmy już po domem, więc żeby uniknąć dalszych pytań pobiegłam do domu się przebrać. - Fraan! Zawieziesz mnie do Resto?
- A nie możesz iść sama?
- Nie pokażę się w takim stroju na ulicy. Poza tym już jestem spóźniona.
Całą drogę do restauracji Fran usiłował zdusić śmiech, ale jak tylko wyszłam z samochodu nie wytrzymał. Fajnie, że go rozbawiłam. Wzięłam głęboki oddech i weszłam do lokalu. Wszędzie pełno było dzieci w najróżniejszych kostiumach. Wszystkie biegały z balonami, krzyczały i śmiały się. Przy barze zobaczyłam jedyne trzy wysokie osoby i podeszłam do nich.
- Dzień dobry - powiedziałam niepewnie. Rycerz od razu się odwrócił i zawołał:
- Tini! Fajnie że już jesteś - powiedział i pocałował mnie w policzek. Przy okazji szepnął do ucha - Stęskniłem się za tobą. 
Po chwili odwrócili się też kowboj i czarownica. Domyśliłam się że to rodzice Jorge.
- Cześć, miło nam cię poznać - powiedział pan Blanco. - Jorge wiele nam o tobie mówił..
- Mi też miło państwa poznać - uśmiechnęłam się i uścisnęłam im rękę. 
- Byłaś niesamowita na tym pokazie - powiedziała pani Blanco. 
- Dziękuję.
- Tańczymy? - Zapytał mój chłopak.
- O nie, nie, nie. Najpierw zdjęcia - zawołała mama Jorge.

- Teraz możecie iść.
- Jorge, gdzie jest twój brat? Chciałabym mu złożyć życzenia.
Zanim zdążył odpowiedzieć obok nas pojawił się mały blondas z dołeczkami.
- To jest właśnie Nick - powiedział Jorge.
- Cześć, jetem Tini. Wszystkiego najlepszego.
- Dzięki - powiedział chłopiec i uścisnął mi rękę. - Jesteś dziewczyną Jorge?
- Tak.
- Widziałem cię w telewizji. Chciałem obejrzeć bajkę, ale Jorge zabrał mi pilota i powiedział, że ty zaraz będziesz w telewizji i obejrzę później. Jesteś ładna.
- Dziękuję bardzo.
Nick chciał powiedzieć coś jeszcze, ale odezwał się Jorge:
- Idź się bawić. Koledzy czekają. - i pobiegł.
- "Mama oglądała, a ja tylko przechodziłem" - powiedziałam niskim głosem.
- To nie tak...
Przerwałam mu całusem.
- Kochany jesteś - uśmiechnęłam się i poszliśmy tańczyć.


______
Hello! 
Wiem, że krótki, ale nie mam weny :( 
pisałam to chyba z pół godziny i jest beznadziejne :((
Może uda mi się jeszcze coś dzisiaj napisać, ale wątpię... 

niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział 47

Tini
Jest dopiero 6 rano, a wszyscy w moim domu latają po wszystkich pokojach. Słychać tylko pojedyncze pytania takie jak: "Spakowałeś ubrania?" " Tak, a ty wzięłaś aparat?". I tak przez całą godzinę. Mama zawsze wstaje wcześniej, żebyśmy się nie spóźnili na żadną imprezę albo spotkanie. Jest kochana, ale takie krzyki nie pomagają przy moim i tak dużym stresie. Bałam już udział w kilku pokazach, ale w tak dużym jeszcze nie i trochę się denerwuję. Gdy Fran w końcu wyszedł z łazienki, ubrałam się, pomalowałam delikatnie i uczesałam w kitkę. Na miejscu i tak wystylizują mnie po swojemu, więc nie było sensu przesadzać. Pół godziny później siedziałam już w limuzynie i jechałam na drugi koniec miasta. Poczułam wibracje w kieszeni. To był sms od Jorge: Powodzenia :* J. To było kochane z jego strony. Jaka szkoda, że nie może tam ze mną być...
- Co się tak szczerzysz to tego telefonu? - zapytał Fran.
- A co cię to obchodzi? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie i pokazałam mu język. Mama tylko na nas popatrzyła, na mnie oczywiście dłużej i znów zajęła się rozmową z tatą o nadchodzącej gali, na której będę musiała być. Powoli mam tego dosyć... Znaczy, owszem, fajnie jest stać na scenie, śpiewać dla tych wszystkich ludzi i widzieć ich uśmiechy i słyszeć swoje imię wykrzykiwane przez tysiące osób albo chodzić po sklepie i usłyszeć swoją piosenkę w radiu, ale te wszystkie gale, konferencje... To strasznie męczące i czasem bardziej stresujące niż sam występ.
Na miejscu od razu wokół mnie pojawiło się 20 rąk. Jedni brali ode mnie torbę i telefon, inni podawali kawę i ciastko, jeszcze inni pokazywali jakieś projekty i rysunki. Po wejściu do budynku poszliśmy do garderoby z napisem Tini i się zaczęło... Najpierw pojawiła się ekipa makijażystów. Zmyli to, co miałam na twarzy, nałożyli bazę, podkład, puder, cienie, tusz, eyeliner, szminkę, błyszczyk... WSZYSTKO! Potem porwali mnie fryzjerzy. Jeden umył mi włosy, drugi mi je wysuszył i zakręcił, trzeci coś poprawił i upiął po swojemu, a na koniec spsiukał lakierem. Nadszedł najbardziej znienawidzony przeze mnie moment - ubieranie! Nie myślcie sobie, że nie lubię się przebierać. UWIELBIAM! Ale pod warunkiem, że robię to sama... W garderobie zostałam z czterema dziewczynami. Jedna mnie rozbierała, druga stała przy ubraniach, żeby je podawać, trzecia je na mnie zakładała, a czwarta poprawiała. Efekt końcowy był zniewalający, ale bolała mnie głowa i kilka razy zostałam zadrapana tipsem... Do pokazu zostało jeszcze tylko pół godziny. Dopiero teraz poczułam ucisk w brzuchu. Spokojnie Tini, będzie dobrze. Powiedziałam sobie i zrobiłam trzy głębokie wdechy. Byłam gotowa.


Mechi
Kiedy ta lekcja się skończy?! Mam dosyć słuchania profesorki od fizyki... Tym bardziej, że pokaz zaczyna się za pół godziny! Uwielbiam pokazy mody, a w tym udział bierze moja nowa przyjaciółka, więc to podwójna frajda. Lodo, Val i Cande też siedzą jak na szpilkach. Chłopacy tego nie rozumieją.
- O co wam chodzi? Przecież to tylko chodzenie w tą i z powrotem w dziwnych ciuchach - powiedział Samu na przerwie.
- Dla nas coś takiego, to jak dla was mistrzostwa w piłce nożnej - wyjaśniła Lodovica.
- To nie to samo - zaprotestował Xabi. - To jest zupełnie bez sensu.
- Bo gdy 22 spoconych facetów biega po boisku w podkolanówkach za jedną piłką to ma sens - zakpiła Val.
- To są getry!!! - usłyszałyśmy w odpowiedzi. Oni wszyscy są tacy sami. Ale podejrzewam, ze te różnice wynikają z braku chromosomu Y u dziewczyn.
Gdy tak się zamyślałam rozległ się dzwonek. NARESZCIE! Wszystkie zerwałyśmy się i pobiegłyśmy razem do Cande. Chłopacy poszli do Facu na mecz (no właśnie!).
- Włącz ten telewizor! - zawołała Valeria.
- Już! JUŻ!
- Idę po coś do picia - powiedziała Lodo.
- Pomogę ci.
Poszłyśmy do kuchni. Byłyśmy tu tyle razy, że dobrze wiedziałyśmy gdzie, co jest. Po chwili usłyszałyśmy z pokoju krzyk:
- ZACZĘŁO SIĘ!!!
Wróciłyśmy biegiem do salonu i zaczęłyśmy oglądać. Na początek - nic ciekawego. Wychodziły chodzące wieszaki, kilka się potknęło i ubrania nie nadawały się na wyjcie na ulicę, chyba że w Halloween. A potem wyszła Tini...


Tini
Potknę się! Te buty są takie wysokie, że się potknę! Nie. Spokój. Odetchnęłam i wyszłam. Byłam w swoim żywiole! Strach zostawiłam za sobą i zaczęłam dosłownie tańczyć na wybiegu!





Potem doszedł do mnie projektant.


I koniec...
Poszliśmy za kulisy, a brawa z sali było słychać jeszcze przez dłuugi czas.
- To może zdjęcie na pamiątkę? - zapytał brat i zrobił nam jeszcze fotkę.
Poszłam do garderoby pozdejmować z siebie to wszystko. Oczywiście znów wokół mnie kręciło się mnóstwo ludzi. Gdy byłam już ubrana w swoje ubrania, zobaczyłam dwa sms-y. Jeden od Val, ale wszystkie dziewczyny były podpisane: Byłaś świetna! ;) Drugi był od Jorge: Byłaś wspaniała! :) zadzwoniłam do niego.
- Cześć - powiedział po pierwszym sygnale.
- Oglądałeś?
- Mama oglądała, ja tylko zerknąłem jak przechodziłem. Byłaś cudowna.
- Dziękuję. Za godzinę będę u ciebie.
- Ok. Do zobaczenia królewno.
- Do zobaczenia.



__________
Może być? Wiem, że Was zaniedbuję, ale teraz przed świętami mam same sprawdziany...
Może uda mi się dodać jakiś rozdział w tygodniu, ale wątpię...
Czujecie już święta? *.*
Kocham Was <3

niedziela, 1 grudnia 2013

LBA

Po raz kolejny zostałam nominowana do LBA! Bardzo dziękuję Ciasteczko Pink :*

 Pytania:
1. Ile masz lat?
16
2. Co najbardziej lubisz robić?
Pisać dla Was :* A oprócz tego słuchać muzyki i czytać książki *.*
3. Leonetta vs. Dieletta
Leonetta :D
4. Ulubiony przedmiot w szkole?
Chemia, biologia, angielski :)
5. Co zainspirowało cię do pisania?
Inne opowiadania. Zaczęłam je czytać i sama chciałam się sprawdzić. I nie żałuję :D
6. Czego w sobie nie lubisz?
Tak najbardziej to nieśmiałości -.-
7. Ulubiony zespół muzyczny?
Duużo tego... Metallica, Nightwish, Sonata Arcitca, Amarathe, Zabili Mi Żółwia, Holden Avenue, Akurat i wieele innych :)
8. Ulubiony aktor/aktorka?
Jakub Wesołowski, Antoni Pawlicki, Chris Evans, Emma Stone, Emma Watson, Logan Lerman i jeszcze kilkoro :)
9. Masz jakieś zwierzę? (pies, kot, itp.)
Mam dwa psy: Barona i Fifi :D
10. Czytasz mojego bloga?
Niestety nie. Ostatnio nie mam czasu czytać nic oprócz lektur :(

Nominacji nie dodaję, bo niedawno były :)


I baaardzo Was przepraszam, że nie dałam rozdziału. Wczoraj dziadek miał imieniny, a dzisiaj cały dzień byłam poza domem. I od dzisiaj nie piszę kiedy dam następny rozdział, bo nigdy nie wychodzi tak jak chcę -.- Tak więc... Jeszcze raz bardzo przepraszam i do następnego :*



środa, 27 listopada 2013

Rozdział 46

Tini
Szliśmy do domu, wcale się nie spiesząc. Było po prostu cudownie. Po raz kolejny poczułam jego usta na głowie i przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Zimno ci? - zapytał.
- Nie, tylko... - ale anim dokończyłam miałam już na sobie jego bluzę. Była taka ciepła i pachniała NIM. - Dziękuję...
- Zawsze do usług - uśmiechnął się rozbrajająco. Jak ja kocham te jego dołeczki, zielone oczy, smak ust... Wszystko! Po prostu wszystko! - O czym myślisz?
- O tobie - odpowiedziałam szczerze.
- Serio? - zapytał z powątpiewaniem.
- Tak. A co? Takie to dziwne?
- No... Nie chyba nie... Kocham cię - powiedział, wziął mnie na ręce i zaczął ze mną iść.
- Też cię kocham, ale postaw mnie, bo się przewrócimy!
- Nie bój się. Będzie dobrze.
Jednak kilka metrów później potknął się o wystającą płytę chodnika i zdecydował, że jednak bezpieczniej będzie, jeśli będę szła na swoich nogach. Pół godziny później byliśmy już pod moim domem.
- Może wejdziesz? - zaproponowałam.
- Chciałbym, ale muszę wracać do domu. Przyjdę po ciebie jutro po szkole - uśmiechnął się, pocałował mnie delikatnie w policzek i poszedł. Cały czas piekło mnie miejsce, w którym dotknął mnie ustami i cały czas czułam jego perfumy. Weszłam do domu, ale byłam jakby w innym świecie.
- Dopiero ze szkoły? - zapytał tata.
- Nie... Byłam z chłop... ze znajomym w wesołym miasteczku - lepiej im jeszcze nie mówić, że mam chłopaka. Powiedzą, że dopiero przyjechałam i chodzi tylko o to, że jestem sławna.
- Znajomymi... A czyja jest ta bluza? - No tak, bluza... To wyjaśnia, dlaczego czułam jego zapach...
- Jorge. Jutro mu oddam.
- W lodówce masz pizzę - powiedziała mama z kuchni
- Nie ma - zawołał Fran z pełnymi ustami. 
- I tak nie jestem głodna. Było bajecznie! A teraz idę spać. Dobranoc!
Poszłam do łazienki. Wzięłam dłuugi gorący prysznic, założyłam piżamę i poszłam do swojego pokoju. Zapaliłam światło i zamierzałam rzucić się na łóżko, ale ktoś już tam leżał...
- Fraaan! Co ty tu robisz?
- Co to za znajomi?
- Nie twój interes.
- To ten chłopak z lotniska? Ten Diego? - zapytał, a ja dalej milczałam. - Hej, myślałem, że mówimy sobie wszystko...
- Byłam z Jorge.
- Z Jorge Blanco? Tym  na którego lecą wszystkie laski ze szkoły? Myślałem, że nie taki typ facetów ci się podoba...
- Ale mi się zmieniło. Idź już. Chcę się położyć.
- Tylko nie zapomnij, że jutro rano jedziesz na pokaz! - powiedział wychodząc z pokoju.
Jak mogłam zapomnieć?! Jutro od rana będę zajęta... I tyle z mojego chodzenia do szkoły bez przerw... Muszę zadzwonić do Jorge i mu powiedzieć...
- Tini - Odezwał się po pierwszym sygnale. - Już się za mną stęskniłaś?
- Nie... No tak, trochę tak, ale nie o tym chciałam ci powiedzieć... Jutro nie będzie mnie w szkole. Mam wziąć udział w pokazie. Przepraszam...
- Słońce, nie masz za co przepraszać. Rozumiem to. Ale na urodziny przyjdziesz?
- Oczywiście, że tak. Zadzwonię, jak będę wolna.
- Dobrze. Kolorowych snów.
- Dobranoc...
On jest taki kochany!
- Tini, nie mogę spać... Mogę ci zrobić zdjęcie? - usłyszałam szept zza drzwi. Po chwili na moim łóżku znów siedział mój brat. 
- A o co ci naprawdę chodzi?
- Przecież muszę uwiecznić dzień, w którym moja siostrzyczka się zakochała w chłopaku. No dobra, teraz szeroki uśmiech... Och dobra, dziubek też może być ...


- Skończyłeś? To zabieraj się do siebie. Dobranoc.


Jorge
Jak wróciłem, Nick i mama już spali.
- I jak było na randce? - zapytał tata z salonu.
- Skąd wiesz, że to była randka?
- Bo jestem wróżką, Jorge ojciec po prostu wie takie rzeczy. Więc? Jaka jest?
- Ona... Jest niesamowita! Ma piękne brązowe oczy... Jak dwa migdały, które świecą jak gwiazdy!
- To migdały czy gwiazdy - zaśmiał się tata.
- A jej włosy są takie miękkie i puszyste. Cera delikatna i prawie biała... Jak porcelana. Usta różowe i miękkie. A głos ma anielski! W ogól,e całą jest jak anioł. Jeszcze nigdy nie widziałem tak pięknej i mądrej dziewczyny...
- Widzę, że to coś poważnego... A jest szansa, że poznam tego anioła?
- Przyjdę z nią jutro na urodziny Nicka. 
- No dobra. Teraz spadaj spać. Jutro ty go odprowadzasz do szkoły, bo ja i mama musimy zająć się przyjęciem. Dobranoc.
- Cześć tato.
Wziąłem szybki prysznic i położyłem się do łóżka. Dzisiejszy dzień był niesamowity... Tini jest niesamowita! Zasnąłem szybko, cały czas myśląc o niej i jej pięknych oczach. Na serio się zakochałem...



__________
Może być? 
Jest pisany tak na szybo i dlatego za wiele się nie dzieje ;p
W piątek albo w sobotę następny :)

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 45

Hi Sweets!
Dzisiaj mija trzeci miesiąc bloga Voy Por Ti!!! 
Uwielbiam pisać dla Was i ogromną radość sprawiają mi Wasze komentarze. Dziękuję Wam za opinie, pomysły i to, że w ogóle czytacie moje opowiadanie. Dziękuję też za 26 874 wyświetlenia i 304 komentarze. 
Dzisiejszy rozdział będzie trochę dłuższy od poprzednich, a przynajmniej mam taką nadzieję  :)
Miłego czytania,
- Hania


Tini
- Ale serio oboje dostaliście czkawki? - Jorge opowiadał mi o wczorajszej kolacji. Muszę kiedyś poznać jego brata. Wydaje się być fajny.
- Tak. Przez chwilę myślałem, że mama rzuci we mnie talerzem, ale sama zaczęła się śmiać..
- A właściwie, ile lat m Nick?
- Sześć, jutro ma siódme urodziny. Może masz ochotę przyjść?
- Jasne - ucieszyłam się. 
- Tylko wiesz, obowiązują przebrania. Ja będę rycerzem. Chciałabyś być moją księżniczką?
Momentalnie zrobiło mi się gorąco i poczułam, że się rumienię. Pokiwałam tylko głową, bo nie mogłam wydusić ani słowa. Nawet nie zauważyłam, że byliśmy już na miejscu.
- Gdzie chcesz iść najpierw?
- Hm... Na strzelnicę - uśmiechnęłam się. Jorge złapał mnie za rękę i pobiegliśmy do stoiska. Wziął strzelbę i zaczął zestrzeliwać butelki. Po chwili dostałam od niego ogromniastego pluszowego misia w ogrodniczkach. Była taaki mięciusi... 
- Gdzie teraz? Może na diabelskie koło?
- No nie wiem... Mam lęk wysokości...
- Spokojnie, ze mną nic ci się nie stanie - powiedział, uśmiechnął się delikatnie i wziął mnie za rękę. Kupił bilety i usiedliśmy na miejscach. Okazało się, że tylko my mieliśmy ochotę na przejażdżkę. Pozostałe miejsca były puste. Chwilę później maszyna ruszyła. Bałam się jak nie wiem... Ścisnęłam mocniej rękę Jorge i patrzyłam jak coraz bardziej oddalamy się od ziemi.
- Tini, popatrz na mnie - powiedział chłopak. Spojrzałam w te jego piękne zielone oczy i zapomniałam o strachu. Poczułam ogarniający mnie spokój i jakieś ciepło rozchodzące się po całym ciele. Już się nie bałam. Nie wiem, jak on to zrobił, ale poczułam, że z nim dam radę zrobić wszystko. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać... Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy... Nasze usta prawie się już stykały... I nagle...


Lodo
Tini i Jorge poszli na diabelski młyn. Mechi cały czas obserwuje Ruggero, a on celowo jej unika. Co im wszystkim jest? Czy zawsze trzeba im pomagać? Chciałam zapytać przyjaciela, czemu unika Mercedes, ale Diego powiedział:
- Chyba karuzela się zepsuła...
Miał rację. Diabelski młyn zatrzymał się. A Tini i Jorge utknęli na samej górze... Naprawa potrwa pewnie z godzinę... Chciałam powiedzieć Cande, że idę po watę cukrową, ale poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam twarz Xabiego tuż przy mojej. 
- Lodo, masz ochotę na watę cukrową?
- Jasne - uśmiechnęłam się i poszliśmy do stoiska nie mówiąc nic nikomu. I tak byli zajęci obserwowaniem Jortini. Xabi kupił mi różową watę. Potem zaczął mi ją wyjadać.
- Ej! Trzeba było kupić sobie swoją - powiedziałam, pokazałam mu język i zaczęłam uciekać. On pobiegł za mną i po chwili oboje siedzieliśmy na trawie koło stawu i śmialiśmy się głośno.
- Lodo... Musze ci coś powiedzieć...
- Tak...?
- Podobasz mi się. I to bardzo...
- Ty mi też - powiedziałam i pocałowałam go w policzek. On uśmiechnął się i objął mnie ramieniem. 


Mechi
Ruggero cały czas mnie unika. Jak tylko do niego pochodzę, on idzie w zupełnie inną stronę. To okropne... Nie powinnam była prosić go o te lekcje... Ale co miałam powiedzieć? że jestem w nim zakochana? Musze  z nim porozmawiać. 
- Rugg! Zaczekaj! Musimy porozmawiać...
- O czym? - zapytał oschle. Trochę mnie to zraniło.
- Chyba powinniśmy odwołać lekcje włoskiego. To był zły pomysł... - powiedziałam.
- Mechi, zdecyduj się!
- Możesz na mnie nie krzyczeć?!
- Dobrze, przepraszam. Dlaczego zmieniłaś zdanie? - zapytał już spokojniej.
- Bo zacząłeś mnie unikać, a nie chcę tego. Nie chcę zepsuć tego, co jest między nami.
- Powiesz mi, dlaczego chciałaś uczyć się języka? - zapytał po chwili ciszy. Co ja mam mu powiedzieć? Najlepiej prawdę...
- Tak naprawdę, nie chodziło o lekcje... Chodzi o to, że... Podobasz mi się. I nie wiedziałam, jak to powiedzieć i ten włoski wymyśliłam tak na poczekaniu... Ale nie chcę, żeby było jakoś niezręcznie. Zapomnij o wszystkim co ci dzisiaj powiedziałam. Tak będzie naj....
Nie dokończyłam zdania, bo Rugg przerwał mi... POCAŁUNKIEM. To było coś niesamowitego! Jeszcze nigdy się tak nie czułam! Miałam wrażenie, że w brzuchu mam stado motyli, dookoła słychać dzwony i fajerwerki! Coś... Nie z tej ziemi!!! Gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy, spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i Ruggero pocałował mnie w czoło. Oddaliliśmy się od przyjaciół, ale nikt tego nie zauważył. 


Jorge
Dlaczego w takim momencie?! Już prawie się pocałowaliśmy! Czekałem na to od chwili, gdy ją poznałem. I co? Głupia awaria nam przeszkodziła! Byłem tak wściekły, że dopiero po chwili zauważyłem, że Tini się boi. Nie ma co, nie najlepszy ze mnie chłopak...
- Hej, wszystko dobrze? - zapytałem. Bałem się o nią. Nie powinienem zabierać jej na tą cholerną karuzelę.
- Tak, jaasne. Zatrzymaliśmy się na samej górze diabelskiego młyna, nie wiadomo ile potraw naprawa, ja mam lęk wysokości, a do ziemi jest jakieś 15 metrów!!!! Wszystko jest wspaniale - zaśmiała się histerycznie. Przez chwilę zastanawiałem się co zrobić. Przypomniałem sobie, że mama zawsze mi mówiła, ze najprostsze rozwiązania są najlepsze. Przysunąłem się do Tini i przytuliłem ją. Poczułem jak momentalnie się odpręża i oddycha spokojniej. 
- Już lepiej?
- Tak. Dziękuje i przepraszam... Za tę histerię...
- A ja za to, że zabrałem cię na tę karuzelę. 
Znów zaczęliśmy się do siebie przysuwać i znów dzieliły nas milimetry. 
- Dobra dzieciaki, schodzimy. Naprawa trochę potrwa - usłyszeliśmy. Odsunęliśmy się od siebie i zobaczyliśmy strażaka. Najpierw zabrał Tini, a potem wrócił po mnie. Dlaczego coś zawsze nam przeszkadza?!
- Gdzie teraz? - zapytałam z przesadną radością.
- Jakoś straciłam ochotę na jakiekolwiek mechaniczne atrakcje. 
- To może spacer?
Wziąłem ją za rękę i ruszyliśmy przed siebie. Zaczynało się powoli ściemniać. Najpierw przy stawie zobaczyliśmy Lodo i Xabiego karmiących kaczki, potem na ławce całujących się Mechi i Ruggero. Może mi te zbędzie dane w końcu pocałować Tini...


Tini
Ręka Jorge jest taka ciepła... I  szkoda, że w końcu się nie pocałowaliśmy... Mam na to coraz większą ochotę, ale cały czas coś nam przerywa. Szliśmy przez park. Zaczynało się robić coraz ciemniej. Nagle Jorge uśmiechnął się tajemniczo i pociągnął mnie w prawo. Nie odpowiadał na moje pytania. Tylko powtarzał, żebym była cierpliwa. Pięć minut później zakrył mi oczy ręką.
- Jorge, gdzie ty mnie prowadzisz?
- Nie ufasz mi? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Ufam, ale...
- To bądź bardziej cierpliwa. Prawie jesteśmy.
Szliśmy jeszcze kilka minut i w końcu stanęliśmy. Opuścił rękę i zobaczyłam całkowicie ciemną alejkę. 
- I.. To tyle?
- Zaczekaj - szepnął mi do ucha i już po chwili rozbłysły starodawne latarnie, lampki na drzewach, balkonach i ogrodzeniach. To było coś niesamowitego... Coś magicznego!
- Wiesz... - zaczął Jorge. - Twoje oczy błyszczą piękniej niż te wszystkie lampki i gwiazdy razem wzięte...
- Dziękuję...
Po raz trzeci tego dnia zaczęliśmy się do siebie przysuwać. Znów dzieliły nas centymetry, potem milimetry... Czułam jego oddech na moich ustach i... Podszedł do nas mężczyzna ze skrzypcami.
- Przyłączcie się do tańca! - zawołał. Dopiero wtedy zobaczyłam grupę ludzi ustawiających się do tańca. Mężczyzna pchnął nas do grupy i już nie mieliśmy wyboru. Muzyka zaczęła grać a my tańczyć. Moi partnerzy zmieniali się tak szybko, że nie mogłam odróżnić twarzy. W końcu trafiło na Jorge. Złapał mnie w talii, zatrzymaliśmy się w samym środku tańczących i... pocałowaliśmy się.
Poczułam gorący dreszcz i ogarniającą mnie przyjemność i spokój. Czułam, że się zakochałam. I wiedziałam, że on też to czuje. Oderwaliśmy się od siebie. Oboje mieliśmy świecące oczy i rumieńce. Dookoła nas rozległy się oklaski. Jeden z grajków dał Jorge różę, a on dął ją mi. To była najpiękniejsza czerwona róż jaką widziałam. Objął mnie ramieniem i poszliśmy dalej rozświetloną alejką. Żadne z nas się nie odzywało. Wystarczyło, że był przy mnie, a ja przy nim. Co jakiś czas czułam tylko, jak całuje mnie w czubek głowy albo mocniej ściska za ramię. To był magiczny wieczór, którego nie zapomnę do końca życia.


___________
Fajny? :)
Tak szczerze, jestem zadowolona. Długo go pisałam, ale chciałam, żeby był dopracowany i... specjalny.
Mam nadzieję, że Wam tez się spodobał.
Te Quiero

sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 44

Tini
- Witam. Nazywam się Maria Garcia. Będę was uczyła matematyki, tak jak w zeszłym roku. I mam nadzieję, że w tym roku bardziej się przyłożycie do przedmiotu. W zeszłym roku byłam wam bardzo rozczarowana. A teraz przejdźmy do lekcji. Powiedzcie, co wiedzie o funkcji homologicznej i przesunięciu jej wykresu o wektor [p;q]?
W klasie panowała grobowa cisza. Wszyscy bali się odezwać... Albo nikt nie wiedział. Ja uczyłam się tego ostatnio z byłą guwernantką. Wahałam się, ale w końcu podniosłam rękę. Wszyscy popatrzyli na mnie ze zdziwieniem, a Mel z drwiącym uśmieszkiem.
- Proszę panno...
- Stoessel - powiedziałam po czym odpowiedziałam na pytanie. Nauczycielka uśmiechnęła się i powiedziała:
- Widzę, że nareszcie będzie z kim porozmawiać. Dobrze, teraz proszę zapisać...
Po czterdziestu minutach wyszliśmy z klasy. 
- Powiem szczerze, że przez chwilę myślałem, że zwariowałaś - zaśmiał się Jorge. - Dasz mi korki z matmy?
- Bardzo śmieszne.
- Ale ja mówię serio. Co powiesz na... piątek wieczór?
- Ok - uśmiechnęłam się. - U mnie czy u ciebie?
- U ciebie, jeśli to nie problem. Ja mam młodszego brata...
- Dobrze. Co teraz mamy?
- Biologię. Chodź. Tym razem usiądziemy gdzieś z tyłu.
Kilka następnych lekcji minęło tak samo. Nauczyciel się przedstawił, zadał jedno pytanie, żeby nam udowodnić, że nic nie wiemy i potem prowadził normalnie lekcje. Na wszystkich siedziałam z Jorge. Po prostu dzień moich marzeń! Na przerwie na lunch siedziałam z całą paczką moich nowych przyjaciół. Umówiłam się z Valerią i Mechi na zakupy. Potem była już tylko jedna godzina: angielski. Okazało się, że Jorge umówił się wcześniej z Diego, że będą siedzieli razem.
- Nie gniewasz się?
- Jasne, że nie - uśmiechnęłam się. 
- Ja z tobą usiądę - powiedziała Val. 
Poszliśmy wszyscy do sali. Tam czekał już na nas nauczyciel. 
- Witajcie po wakacjach moja ulubiona klaso. O! Widzę jakąś nową twarz. Przedstawisz się? - zwrócił się do mnie.
- Nazywam się Martina Stoessel.
- TA Tini Stoessel? Uwielbiam twoje piosenki. Możesz do mnie mówić Rodrigo.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się. 
- Dobrze. Na początek mm pytanie: kto jest chętny na wycieczkę do Paryża?
- Ja!!! - cała klasa krzyknęła chórem.
- Rodrigo organizuje najlepsze wycieczki w całej szkole - szepnęła mi na ucho Valeria. 
Na lekcji było dużo śmiechu i wszyscy byli wyluzowani. Każdy się odzywał i nawet, jeśli źle odpowiedział, nie bał się, że dostanie jedynkę. Po lekcji poszłam do szafki odnieść podręczniki. Zdecydowanie moim ulubionym przedmiotem jest angielski. Odłożyłam książki i zamknęłam szafkę. 
- Rany boskie! - krzyknęłam. Za drzwiami mojej szafki stał Jorge i szczerzył zęby. - Wystraszyłeś mnie! - walnęłam go w klatę. I to był błąd. Po pierwsze, rozbolała mnie ręka. A po drugie... jego klata... On musi coś ćwiczyć! - AUĆ!!!
- Tini, nic ci nie jest? - zapytał zatroskany.
- Nic, tylko trochę boli. Ćwiczysz coś?
- Jeżdżę na motocrossie, biegam i robię pompki. A co?
- Niic... Masz twardą klatę.
- Dzięki - uśmiechnął się. - To jak będzie z tym wesołym miasteczkiem?
- Możemy już iść.

Mechi
- Dziewczyny, wiecie, gdzie idą Tini i Jorge?
- Nie - odpowiedziała Valeria.
- Śledzimy ich? - zapytała Lodo.
- Kogo chcecie śledzić? - usłyszałyśmy głos Diego.
- Jortini - odpowiedziała Cande.
- Kogo? - zapytał Xabi.
- JORge i TINI - wyjaśniłam.
Dlaczego im zawsze wszystko trzeba tłumaczyć. I zawsze trzeba powiedzieć im dokładnie o co chodzi. Nigdy nie domyślą się sami, tylko trzeba im to wyłożyć jak na tacy. A co jeśli dziewczyna jest nieśmiała? Albo boi się odrzucenia? Nie zna uczuć chłopaka? Co wtedy?!?!
- Mechi? Mechi! MECHI!!
- Co?
- Znów myślałaś o Ruggero - powiedziała Lodo.
- Wcale nie! No dobra, trochę...
- Nie możesz mu powiedzieć, co czujesz?
- To nie takie łatwe...
- No właśnie to jest takie łatwe! Patrz idzie! Leć! - powiedziała i pchnęła mnie w stronę Ruggero. Dlaczego on mi to robi? Dlaczego nie rozumie, że ja nie dam rady mu tego powiedzieć?!
- Cześć Mechi! - przywitał się.

Ruggero
No dawaj stary. Teraz masz okazję powiedzieć jej co czujesz! Po prostu to powiedz.
- Tak myślałam... Czy nie mógłbyś...
- Tak?
- Nie. Zpaomnij. - powiedziała i chciała odejść, ale złapałem ją za rękę. Czułem, że to coś ważnego...
- No powiedz. Nie obrażę się - zażartowałem.
- Nauczyłbyś mnie włoskiego?
- Och... Ja-jasne. Nie ma sprawy. To może jutro u mnie? Dzisiaj nie mogę. Mam... Mam wizytę u dentysty.
- Ok - uśmiechnęła się.
Chodziło tylko o włoski... Pewnie poznała jakiegoś innego Włocha i chce mu zrobić niespodziankę... No mogłem się tego spodziewać...
- Cześć stary - powiedział Samu. - Idziesz z nami śledzić Jorge i Tini?
- Spoko - powiedziałem bez emocji. Lepsze to, niż użalanie się nad sobą. Na moje nieszczęście, Mechi też z nami poszła.
- Chwila! - zatrzymała nas Cande. - Jest nas za dużo. Musimy się podzielić! Rugg, Mechi i Samu idziecie pierwsi. Potem Facu, ja, Lodo i Xabi, w trzeciej grupie Diego i Val. A teraz idziemy.
Dlaczego on mi to zrobiła? Wyszliśmy ze szkoły i szliśmy kilkanaście metrów za Tini i Jorge. Szli i chyba się śmiali z czegoś. Ten to ma szczęście. Wszystkie dziewczyny na niego lecą. Nawet Tini Stoessel! Ida do wesołego miasteczka... Też zabrałbym tam Mercedes, ale ona pewnie pójdzie ze swoim Włochem! Życie jest do bani...


_________
Jakoś ciężko mi się pisało ten rozdział...
Jutro wieczorem dam następny i może uda mi się wplątać więcej akcji...

Rozdział 43

Tini
Po kilku minutach już byliśmy pod szkołą.
- Zdenerwowana? - zapytał Fran.
- A jak ci się zdaje?
Wysiedliśmy z samochodu, a do mojego brata od razu podeszła grupa jego kumpi.
- Cześć Tini! Świetnie wyglądasz, ale co ty tu robisz? - zapytał Carlos.
- Dzięki, będę się tu uczyła - uśmiechnęłam się.
- Powodzenia - usłyszałam od nich. Chyba przesadzają. Na pewno nie może być aż tak źle...
Weszliśmy do szkoły. Korytarz był pomalowany na kolor kości słoniowej. Przy ścianach stały rzędy szafek. Przy niektórych stali uczniowie. Witali się ze sobą, rozmawiali i wyciągali książki. To było jak scena z jakiegoś filmu... Dopiero po chwili zobaczyłam, że Fran gdzieś poszedł. No tak... Zawsze jak jest najbardziej potrzebny - znika. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam korytarzem. Muszę znaleźć sekretariat... Po chwili zaczęłam słyszeć jakieś szepty, a niektórzy nawet wskazywali na mnie placami.
- To przecież Martina Stoessel!
- Co ona tu robi?
- Myślisz, że będzie tu nagrywała jakiś teledysk?
- O matko! To Tini Stoessel!
Właśnie takie szepty słyszałam pokonując korytarz. Postanowiłam podejść do grupy dziewczyn i zapytać, gdzie jest sekretariat.
- Cześć. Jestem Tini...
- Wiemy! Dasz nam swój autograf?
- Jasne - uśmiechnęłam się i podpisałam w pięciu zeszytach. - Wiedzie, gdzie je... - Nie skończyłam nawet zdania, gdy one znikły i poszły się chwalić autografem... Czy tu nie chodzi nikt normalny? Odwróciłam się i kilka szafek dalej zobaczyłam Mechi z jakąś rudowłosą dziewczyną. Chciałam do niej podejść. Ona też mnie zauważyła i pomachała. Byłam prawie przy niej, gdy drogę zagrodziła mi jakaś blondynka. 
- Cześć Tini! Dawno się nie widziałyśmy! - zawołała tak, żeby cały korytarz ją usłyszał. - Świetnie wyglądasz!
- My się znamy? - zapytałam.
- Nie poznajesz mnie? Zabawna jesteś! Przecież ja jestem Mel. Najfajniejsza dziewczyna w tej galaktyce!
- Ach tak! Teraz pamiętam - nagle mnie olśniło. - To ty na koncercie w Madrycie wdarłaś się za kulisy i moich dwóch ochroniarzy musiało cię wyprowadzić! - krzyknęłam, może trochę za głośno. Ludzie na korytarzu zaczęli się śmiać. 
- Pożałujesz tego! Mel odchodzi! - zawołała i pstryknęła palcami. Za nią jak cienie poszły dwie dziewczyny.
- No to było coś! - odwróciłam się i zobaczyłam Facu. - Cześć Tini! - powiedział i cmoknął mnie w policzek. Zauważyłam, że rudowłosa dziewczyna trochę się spięła. Facu musi się jej podobać.
- Cześć. 
- Tini, to jest Cande.
- Miło mi.
- Mi też - powiedziała i uśmiechnęła się. Po chwili dołączyli do nas jeszcze Diego, Xabi, Rugg, Jorge, Fran, jakiś ciemnoskóry chłopak i brunetka.
- Cześć - przywitali się wszyscy. - Tini, to jest Samuel, a to Valeria. Resztę znasz - uśmiechnął się Xabi.
- Tak. Cześć wszystkim. Powie mi ktoś gdzie jest sekretariat? - zapytałam.
- Zaprowadzę cię - od razu wyrwał się Jorge. Poczułam, że się rumienię i kiwnęłam głową.
- Jak ci się u  nas podoba?
- Jest fajnie... Z wyjątkiem togo, że większość traktuje mnie jak zwierzę w zoo...
- Nie przejmuj się. Przyzwyczają się. Po prostu jesteś pierwszą sławną osobą w tym liceum. A Mel się nie przejmuj. Ona już taka jest. No to jesteśmy. Zaczekam tu na ciebie. Powiedział i uśmiechnął się szeroko.
W sekretariacie otrzymałam numer szafki z szyfrem, plan lekcji i instrukcje dotyczące zasad panujących w szkole. Wyszłam z gabinetu. Jorge stał oparty o ścianę z założonymi rękami. Wyglądał niesamowicie i szarmancko.
- Który numer szafki?
- 187. - Jorge uśmiechnął się jeszcze szerzej. - O co chodzi? - zapytałam.
- To tuż obok mojej. Ja mam 186.
Poszliśmy razem do szafek. Zostawiłam podręczniki i wzięłam tylko matmę. Na korytarzu było już prawie pusto. Jorge wyjaśnił, że każdy chce zająć jak najlepsze miejsca. Weszliśmy do sali, gdzie mieliśmy mieć zajęcia. Jedyna wolna ławka była tuż przy biurku nauczyciela. To oznaczało, że mieliśmy najgorsze miejsce. Tak "MY", bo to JEDYNE wolne miejsca. W środku cała skakałam! Będę siedziała z Jorge! Usiedliśmy i do sali wkroczyła starsza kobieta z włosami spiętymi w ścisły kok. Na nosie miała prostokątne okulary. Ubrana była w czarną spódnicę do kolan, białą koszulę i czarną marynarkę. Wyglądała na surową i groźną... Szczerze? Bałam się jej. Miała bardzo świdrujące spojrzenie. Jorge musiał zauważyć, że się zestresowałam, bo poczułam uścisk jego ręki na mojej. Poczułam ciepło w całym ciele i jakiś taki spokój...

_____________
Kolejny wieczorem :D
Przepraszam, że wczoraj nie dodałam. Nie gniewacie się?

środa, 20 listopada 2013

Rozdział 42

Tini
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Ukradkiem zerkałam na niego. Miał niesamowicie piękne oczy i urocze dołeczki na policzkach. Jak to możliwe, że jest taki przystojny? I te jego usta...
- Emm... Tini? Żyjesz?
- Co? Tak. Nie? Przepraszam... Za-zamyśliłam się ja - tak Tini, brawo za składnię! Ale te jego oczy... - To o co pytałeś?
- Czy nie chciałabyś pójść ze mną do wesołego miasteczka.
- Wesołego miasteczka?
- Nie lubisz.
- Lubie, tylko...
- Za wcześnie? Chcesz powiedzieć, że za krótko się znamy? Rozumiem.
- Nie, Jorge - powiedziałam i złapałam go za rękę, bo chciał wstać. Poczułam przyjemny dreszcz przechodzący mi przez rękę, a potem przez całe ciało. - Chodzi o to, że teraz nie mam czasu, bo muszę dokończyć zakupy, a potem jadę do studia nagraniowego. Ale możemy iść jutro po szkole - uśmiechnęłam się.
- Super - odwzajemnił uśmiech. Wygląda jak grecki Adonis... Ogarnij się Tini.
- Tu masz mój numer telefonu - dałam mu kartkę. - Muszę lecieć. Pa - powiedziałam i pomachałam na pożegnanie. Mama czekała na mnie przy wejściu do księgarni.
- No ile można na ciebie czekać! Chodź tu szybko. Przez to spóźnimy się do studia, a wiesz że Enrique nie lubi, jak się spóźniasz. Hej! Ziemia to Tini! Dobrze się czujesz? - zapytała i dotknęła mojego czoła. - Tini, ty masz gorączkę!
- To nic takiego mamo. Czuję się świetnie. Chodźmy po te książki...
Mama rozmawiała z ekspedientką, a ja myślałam o Jorge... Bardzo mi się podoba i ja jemu chyba też... Albo po prostu jest miły. Albo chce mieć sławną dziewczynę... Nie. On taki nie jest. Chyba... Nie! Na pewno nie! Mama zapłaciła za książki i wyszłyśmy z galerii. Na parkingu czekał już na nas Fran w samochodzie. 
- I jak zakupy? - zapytał, gdy wsiadłyśmy.
- Super - odpowiedziała za mnie mama. - Jedź, bo już jesteśmy spóźnieni.
W studiu jak zawsze panował ogromny harmider. Enrique, przyjaciel taty i "opiekun" mojej kariery muzycznej, trochę się po wyżywał na mnie, ale po chwili siedziałam już w salce i nagrywałam wokal na nowa płytę. Fran oczywiście robił zdjęcia.
- Tini! Tini! - zaczęła krzyczeć Clara, moja menadżerka. - Chodź tu szybko!
- CO? Co się stało?
- Właśnie dzwoniła do mnie asystentka jednego z najsłynniejszych projektantów. Chce, żebyś wystąpiła w jego następnym pokazie! Zgadzasz się?
- Tak. Tak. TAK!!! - zaczęłam krzyczeć i skakać z radości. Zawsze o czymś takim marzyłam. Zrobiłam krótką przerwę, żeby Clara mogła oddzwonić i zaczęłyśmy skakać razem.

Jorge
Cały czas myślę o Tini... Jest taka śliczna. Ma piękne brązowe oczy i włosy. I anielski głos... Nie wierzę, że zgodziła się iść ze mną do wesołego miasteczka! To najszczęśliwszy dzień w moim życiu. I jeszcze będzie chodziła ze mną do jednej klasy. 
- Jorge, kolacja! - zawołała moja mama. Umyłem ręce i zszedłem na dół. Mój młodszy brat już rozchlapywał sok pomarańczowy po stole.
- Nick, uważaj! Mam cały talerz w soku! - zamiast mi odpowiedzieć, pokazał mi język. Spojrzałem na niego groźnie, wziąłem go na ręce, zaniosłem do salonu i zacząłem łaskotać. 
- Jorge, przestań, bo czkawki dostanie - powiedział tata, ale śmiał się cicho. I faktycznie, jak dałem już spokój małemu, dostał czkawki. Mama nałożyła nam kolację na talerze i zaczęliśmy jeść. Nick cały czas podskakiwał na krześle, a ja tak się śmiałem, że zacząłem się krztusić. Po chwili sam dostałem czkawki. Tego było już  za dużo. Ja, Nick i tata zaczęliśmy się śmiać jak kretyni, a mama próbowała nas uspokoić.
- Posiłki w tym domu coraz bardziej zaczynają przypominać jakiś cyrk! Jeszcze trochę i wszyscy trzej będziecie jeść razem z Alexem - w budzie! Rodrigo, mógłbyś zachowywać się jak dorosły? Nick przestań się śmiać, bo się udusisz, a ty... - zwróciła się do mnie. Byłem cały czerwony na twarzy próbując zdusić śmiech. Mamie zaczęły drgać kąciki ust i po chwili sama zaczęła się śmiać. - No już - powiedziała po dziesięciu minutach. - Wystarczy tego dobrego. kończcie kolację i do łóżek. Jutro trzeba wcześnie wstać. 

Lodo
- Mechi, która sukienkę mam założyć? - zapytałam po raz kolejny. Jutro pierwszy dzień szkoły i chciałabym wyglądać przyzwoicie. 
- Białą. Nie! Niebieską! Nie wiem... Obie są śliczne... Ubierz się najpierw w jedną, a potem w drugą. Wyślę zdjęcia do Cande i Valerii, może one pomogą.
- A co z Albą?
- Ona wraca z Francji dopiero za tydzień. 
- A... co myślisz o Tini?
- Podoba się Jorge. - powiedziała i po chwili dodała. - I fajnie, że będzie chodzić z nami do szkoły. Tylko, że niektórzy nie dadzą jej żyć. Taka Mel na przykład... Uważa się za jej największą fankę i najlepszą przyjaciółkę. Myślisz, że serio się znają?
- Trzeba się będzie zapytać. Wiesz co? Założę niebieską. A ty jak się ubierasz?
- Standard: biała bluzka, zielona spódnica i czarne buty.
Reszta wieczoru minęła nam na zgadywaniu w co ubierze się Martina i planowaniu makijażu. 

Następnego dnia rano
Tini
- Fran! Jeśli zaraz nie wyjdziesz z tej łazienki, to przysięgam, że w nocy wejdę do twojego pokoju i obetnę cię na łyso!
- No już! Rany... - powiedział i wyszedł z łazienki w samym ręczniku na biodrach. - Po co ten pośpiech? To tylko szkoła.
- Dla ciebie tak, ale dla mnie to... To nowa przygoda w życiu. Jeszcze nigdy nie chodziłam do normalnej szkoły.
- Uwierz mi: po tygodniu ci się odechce. Za pół godziny czekam w samochodzie - powiedział i zamknął się u siebie. 
Ja wpadłam do łazienki, umyłam i szybko wysuszyłam głowę, pomalowałam się za założyłam przygotowany wczoraj wieczorem zestaw. Uczesałam się, zabrałam torbę i wyszłam z domu. Serce waliło mi jak oszalałe, ale powtarzałam sobie, że będzie dobrze. No właśnie... Będzie dobrze.


__________
I jak? Może być?
Mam wrażenie, że jest trochę nudny...
Następny w piątek po południu, chyba, że uda mi się jutro znaleźć trochę czasu ;)

LBA

Bardzo dziękuję za nominację do LBA. Dziękuję Nikoletta W <3

Pytania:
1. Jak masz na imię?
Hania
2. Ile masz lat?
16
3. Ulubiona postać z Violetty i czemu ona?
Hm... Chyba najbardziej lubię Violę, bo trochę się z nią utożsamiam i Fran, bo jest bardzo pozytywną postacią.
4. Ulubiona serialowa para?
Marcesca
5. Czy lubisz Ruggero Pasquarelli (serialowy Federico)?
Bardzo :3
6. Czytasz mojego bloga?
Niestety nie :( Nie mam czasu czytać nic, oprócz lektur :(
7. Twoje marzenie?
Być w 100% szczęśliwą i żeby spełniły się WSZYSTKIE moje marzenia :D
8. Ile czasu prowadzisz bloga?
24 będą trzy miesiące :) I obiecuję dłuugi rozdział ;)
9. Plany na przyszłość?
Zdać jak najlepiej maturę, a potem medycyna 
10. Co najbardziej cenisz u swoich przyjaciół?
To, że zawsze mnie wysłuchają, pocieszą, sprawią, że się uśmiechnę i nigdy nie zostawią samej <3
11. Co inni o tobie mówią?
A to różnie XD Większość uważa mnie za cichą i grzeczną, część za kujonkę i mola książkowego, a są też osoby, które mają mnie za oportunistę i wredną zołzę, tylko dlatego,m ze nie dałam im spisać zadania z matmy ;p


Nominacji nie dodaję, bo zrobiłam to niedawno :) Postaram się dodać rozdział w piątek po południu :)
I przepraszam, że nie dodałam w niedzielę, ale wróciłam do domu później niż planowałam...
Kocham Was <3

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 41

Tini
Od godziny byłam na nogach. Obudziłam się o 5 i nie mogłam zasnąć. Wzięłam prysznic, a teraz stoję przed szafą i myślę w co się ubrać. Ostatecznie postawiłam na ten zestaw. Uczesałam włosy i zeszłam na dół. Fran i mama jedli śniadanie, a tata rozmawiał z kimś przez telefon. Wzięłam swój ulubiony kubek i nalałam sobie kawy. Usiadłam obok brata i zrobiłam sobie kanapkę z dżemem jagodowym.
- Dobrze, bardzo pani dziękuję. Do widzenia - powiedział tata i się rozłączył. 
- Z kim rozmawiałeś? - zapytałam.
- Z dyrektorką liceum.
Zatrzymałam rękę z kanapką w połowie drogi do ust.
- I...?
- Od jutra jesteś uczennicą - uśmiechnął się. 
Pisnęłam i skoczyłam mu na szyję. Była mega szczęśliwa. 
- Mamo, idziemy dzisiaj na zakupy. Muszę sobie kupić więcej normalniejszych ubrań i książki, i...
- Spokojnie, wszystko po kolei Tini. Najpierw śniadanie.
Można powiedzieć, że pochłonęłam całą kanapkę za jednym razem. Dopiłam kawę i pięć minut później siedziałam już w samochodzie. W galerii handlowej biegałam od sklepu do sklepu, a mama czekała tylko na mnie przy kasie. Nie obyło się również bez rozdania kilku autografów. 

Jorge
Diego cały czas się upiera, że wczoraj widział Tini Stoessel. Na początku myślałem, że się zgrywa, ale teraz nie jestem taki pewny... Zawsze gdy żartuje, a ktoś go przejrzy - poddaje się, a tu nie... Może na serio ją widział.
- Hej Diego! - zawołał Xabi. - Patrz kto tam stoi - wskazał na sklep G-Factory. Przed wejściem stał stend z Tini. 
- Stawajcie. Zrobię wam zdjęcie - powiedział Facu i wyjął telefon. - Rugg, ty nie stajesz?
- Ja idę do PRAWDZIWEJ Tini - odpowiedział i poszedł przed siebie. 
- Pokaż jak wyszło! - zawołał Xabi, a ja zobaczyłem Ruggero obok... TINI!

- Patrzcie - powiedziałem i pokazałem na niego.

Tini
Poszedł do mnie przystojny chłopak i poprosił o autograf.
- Jestem Ruggero. Fajnie cię poznać.
- Mi tez jest miło - uśmiechnęłam się. - Jesteś Włochem?
- Tak - odwzajemnił uśmiech. - Zaprosiłbym cię na lody, ale kumple na mnie czekają - wskazał na grupę chłopaków, którzy powoli się do nas zbliżali. Poznałam wśród nich Diego.
- Może pójdziemy wszyscy? - zaproponowałam.
- Jeśli chcesz - powiedział zadowolony. Wysłałam mamie sms-a gdzie mnie znajdzie za godzinę i podeszłam z moim nowym znajomym do chłopaków.
- Cześć - przywitałam się. 
- Cześć - zawołali chórem.
- Fajnie cię znów widzieć, Diego - uśmiechnęłam się.
- Ciebie też.
- Chcesz nam powiedzieć, że na serio na niego wpadłaś na lotnisku? - zapytał brunet w czapce z daszkiem. Ja tylko przytaknęłam głową. Chłopak zdjął czapkę (ma takie urocze loczki) i powiedział. - Zwracam honory, stary. 
- Nie wierzyli ci?
- Nie - powiedział. - A tak w ogóle to to jest Facu - wskazał na chłopaka w czapce. - To Xabi, a to Jorge. Ruggero już znasz. - Dopiero, gdy mi ich przedstawiał zwróciłam uwagę na blondyna z zielonymi oczami... Jorge. Jest naprawdę przystojny.
- Idziemy na te lody? - zapytał Włoch i razem poszliśmy do kawiarni. Przy jednym ze stolików siedziały dwie dziewczyny - brunetka i blondynka, które zaczęły machać w naszą stronę. Chłopacy podeszli do nich, a ja za nimi.
- Cześć - przywitały się jednocześnie. - Hej, wyglądasz zupełnie jak Martina Stoessel - zawołała blondynka.
- To jest Tini - powiedział Xabi, a ja tylko się uśmiechnęłam.
- O mój bosz... faktycznie! Jeju! Uwielbiam twoje piosenki! 
- Dzięki - powiedziałam lekko zmieszana.
- Tak w ogóle, to jestem Mechi, a to moja przyjaciółka Lodo. 
- Miło mi - powiedziałam. 
Zamówiliśmy lody i razem usiedliśmy przy większym stoliku. Moi nowi znajomi opowiadali sobie na wzajem o wakacjach. Ja tylko siedziałam i słuchałam.
- A ty Tini gdzie byłaś? - zapytała Lodo.
- Na Karaibach z rodzicami i bratem - uśmiechnęłam się.
- Idziesz gdzieś do szkoły? - zapytał Facu.
- Tak. Dzisiaj tata mnie zapisał do liceum, tu niedaleko.
- A wiesz do której klasy? - zapytała Mechi z tajemniczym uśmiechem.
- Do 2c.
- No więc, witamy w naszej klasie - uśmiechnął się Xabi. 
Ucieszyłam się, że będę znała chociaż kilka osób. Oni są na prawdę fajni. 
- Słuchajcie, ja i Lodo musimy już lecieć - powiedziała Mercedes. Dziewczyny wstały i poszły. 
- Ja, Facu i Diego też spadamy. Musimy jeszcze kupić kilka rzeczy do szkoły.
I tym oto sposobem zostałam sama z Jorge...

___________
Podoba się? :D Mam nadzieję, że tak :)
Jutro rozdział pojawi się najwcześniej o 18 :)

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 40

Tini
- Tini, chodź bo się spóźnimy!
- Już idę!
Dopisałam jeszcze słowo Koniec i moje "dzieło" było gotowe. Całe wakacje pisałam tę książkę. Najpierw chciałam szczęśliwe zakończenie, ale życie to nie film. To dlatego Violetta, bohaterka mojej książki zginęła. Chociaż nie jest to do końca smutny koniec, bo Leon wciąż ją kocha i nigdy nie przestanie. Teraz wystarczy pojechać do wydawnictwa i... Może coś z tego wyjdzie. 
- No idziesz czy nie? - zawołał Fran.
- Już!
Dlaczego tak im się śpieszy? Ja nie chcę wyjeżdżać z Karaibów to Beunos Aires. Tu jest cicho, spokojnie i pięknie, a tam... Też jest pięknie, ale jest o wiele więcej ludzi. Ale co ja mogę? Wakacje się skończyły i czas wracać do pracy. Cały poprzedni rok to były koncerty, koncerty i jeszcze raz koncerty. Może dlatego doceniłam ten wyjazd. W końcu nikt mnie nie męczył, żebym zaśpiewała jeszcze coś.  Wzięłam jeszcze torebkę i wyszłam z pokoju. Przed hotelem czekała już na nas limuzyna. Mój kochany braciszek oczywiście wskoczył do niej jako pierwszy. 
- Co powiesz na ostatnie zdjęcia z Karaibów?
- Chciałeś powiedzieć z limuzyny - poprawiłam go.
- Wszystko jedno - powiedział i wyjął aparat. Było już na nim ponad 3000 zdjęć. Wszystkie robił Fran albo ja. 


- A teraz chowaj ten aparat - powiedziałam. Miałam już dość zdjęć, tym bardziej, że gdy tylko wylądujemy dopadnie mnie ekipa fryzjerów i makijażystów, bo będę brała udział w reklamie zegarków G-Factory. Wyjęłam z torebki iPoda i włączyłam ulubione piosenki. Droga z hotelu na lotnisko minęła mi bardzo szybko, a lot - jeszcze szybciej. Na lotnisku widziałam rodziny wracające z wakacji, przyjaciół witających się ze sobą... Ja nie miałam wielu przyjaciół. Fran ma ich więcej, bo chodzi do normalnej szkoły.
- Tato?
- Tak Tini?
- Mogłabym chodzić do normalnego liceum? - zapytałam, ale wiedziałam jaka będzie odpowiedź.
- Jesteś pewna? Jesteś znaną osobą...
- Wiem, ale chcę mieć w końcu prawdziwych przyjaciół, a nie stylistów.
- No dobrze. Zobaczymy z mamą co da się zrobić.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!!
Nie wierzę, że się zgodził. Zabrałam walizkę i nawet nie zwracałam uwagi, gdzie idę. Cały czas myślałam jak to będzie w zwyczajnej szkole... Nagle na kogoś wpadłam, a ponieważ szłam szybko - przewróciłam się.

Diego
Czekałem na Jorge, mojego najlepszego kumpla, który dzisiaj miał wrócić z Włoch razem z Ruggero i Lodo. Całe lato ich nie widziałem. Poczułem, że ktoś na mnie wpadł. Odwróciłem się i zobaczyłem piękną dziewczynę leżącą na ziemi. Wydała mi się dziwnie znajoma. 
- Pomogę ci - powiedziałem i podałem jej rękę.
- Dzięki - uścisnęła ją i wstała. Miała śliczne brązowe oczy i włosy. Skąd ja ją znam. - Przepraszam, nie patrzyłam, gdzie idę.
- Nic się nie stało. Jestem Diego.
- Tini.
- Tini Stoessel? - nareszcie ogarnąłem, dlaczego wydawało mi się, że ją znam.
- Tak - powiedziała zmieszana. 
- Sorry. Nie chciałem tak krzyknąć. Po prostu... Masz świetne piosenki. I ten... 
- Dzięki - uśmiechnęła się ślicznie. - Przepraszam, ale muszę już iść - wzięła walizkę i ruszyła.
- Do zobaczenia! - zawołałem za nią, a ona się uśmiechnęła. 
Poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Za mną stał Jorge, a obok Ruggero i Lodovica.
- Nie zgadniecie, z kim przed chwilą rozmawiałem - zrobiłem pauzę - z Tini Stoessel!
- Jaasne, a ja jestem geniuszem matematycznym - powiedział Rug. 
Wszyscy się zaśmiali i już po chwili siedzieliśmy w moim samochodzie. Jeszcze im udowodnię, że mówiłem prawdę.

Tini
- Kim był ten brunet?
- Nie wiem.
- Jak miał na imię?
- Diego.
- Skąd go znasz?
- Nie znam.
Właśnie taką rozmowę prowadziłam z moim bratem od godziny. Nie dawał mi spokoju. Cały czas się pytał czy mi się podoba, czy zamierzam się z nim jeszcze zobaczyć i czy dał mi swój numer.
- Fran, idź już! Muszę się skupić.
- To powiedz, czy ci się podoba.
- Tak, podoba. Zadowolony? A teraz spadaj. - powiedziałam i minęłam go. Poszłam do sali, gdzie miały być robione zdjęcia. Po trzech godzinach miałam w końcu wolne! Fotograf zgrał mi fotki na płytę i pojechałam z rodzicami i bratem do domu. Wzięłam długi prysznic i zaczęłam przeglądać efekty mojej pracy:











Byłam zadowolona. Zdjęcia wyszły świetnie i już jutro pojawią się w internecie, gazetach, na bilbordach i w sklepach. Związałam jeszcze włosy w kitkę, położyłam się do łóżka i zgasiłam lampkę. Jutro też się okaże czy będę chodziła do zwyczajnego liceum... Zasnęłam myśląc o tym i o chłopaku z lotniska. Fajnie byłoby go znów zobaczyć...


_________
To jeszcze nie koniec :D
Mam nadzieję, że Wam się podoba :D