Voy Por Ti

Voy Por Ti

poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 86 "Ocaleni"

Violetta poczuła na twarzy gorące promienie słońca. To był tylko sen, pomyślała z ulgą. I odetchnęła. Ale chwila... Przecież ja nie mam wodnego łóżka! Dlaczego się kołyszę?! Kiedy otworzyła oczy, zobaczyła wokół siebie tylko wodę. Jej oddech przyspieszył. TO nie może być prawda! Mimowolnie do jej oczu napłynęły łzy. Nie próbowała ich powstrzymywać. Nagle poczuła, ze ktoś ją obejmuje. Leon?! Nie, to był ten chłopak z samolotu. Miał kilka ran na twarzy i dłoniach, ale poza tym nic mu nie było. Podobnie jak Violettcie.
- Jak? - zapytała po prostu.
- Kiedy już spadaliśmy, podszedł do mnie jakiś wysoki mężczyzna i podał mi paczkę. Okazało się, że to był ponton. Powiedział, że mam cię uratować. Po zderzeniu z wodą... Myślałem, że już po nas! Ale jakimś cudem nic nam się nie stało. Złapałem cię jak najszybciej i jesteśmy tutaj... - Violetta ścisnęła go mocniej.
- Dziękuję - szepnęła. 
- Zastanawia mnie tylko kim był ten mężczyzna...
- To był mój tata...
- Tak mi przykro.
- Czy ktoś jeszcze...?
- Obawiam się, że nie - powiedział smutno.
Dryfowali kilkanaście minut w kompletniej ciszy. Słychać było tylko szum oceanu.
- Jestem Violetta - dziewczyna przerwała milczenie.
- Jestem Dean - uśmiechnął się chłopak blado.
Violetta powiedziała mu o sobie, przyjaciołach. Ale kiedy chciała opowiedzieć o Leonie, głos jej się załamał. 
- To twój chłopak?
- Tak - Dean nie zadawał więcej pytań. - Teraz twoja kolej.
- No więc, mam 20 lat. Do tej pory mieszkałem w Londynie, ale postanowiłem przeprowadzić się do brata, do Rio. Lubię muzykę, szczególnie rockową - opowiadał o rodzeństwie, przyjaciołach, itp. 
- Zmienię trochę temat - powiedziała Viola. - Gdzie jesteśmy?
- Chciałbym wiedzieć. Telefony nie działają, za długo były pod wodą, zresztą i tak pewnie nie byłoby zasięgu. Na pewno gdzieś między Hiszpanią a Ameryką - powiedział z gorzkim uśmiechem. - Może natrafimy na jakąś wyspę... Kiedyś uczyłem się o prądach morskich i innych takich, ale wydawało mi się to zupełnie niepotrzebne - dodał z wyrzutem. - Coś pamiętam, ale nie za wiele. 
Od tej pory starali się cały czas rozmawiać, żeby nie myśleć o niczym innym. 

- W związku z niedawną tragedią, konkurs zostaje odwołany - powiedział Pablo na zajęciach. Informacja o katastrofie bardzo wszystkimi wstrząsnęła. Angie nie była w stanie przyjść do pracy. Nawet Gregorio był smutny. Ekipa UMix-u zgodziła się na rezygnację z planów. Rozumieli, co się stało. 
W szkole każdy, kto znał Violettę chodził przygaszony. Jednak najbardziej przygnębienie byli Leon, Fran, Cami, Marco i reszta najbliższych przyjaciół. 
- Jak to odwołany?! - zawołała Ludmiła. Ona jako jedyna nie przejmowała się losem dziewczyny.
- Ludmiła, czy ty siebie słyszysz? - zapytał zdziwiony Maxi.
- Po prost nie rozumiem, dlaczego z powodu jednej dziewczyny odwołany jest konkurs, który niewątpliwie bym  wygrała. Pablo, odbierasz nam... To znaczy mi możliwość bycia zauważoną, tylko dlatego, że nie ma Violetty! - krzyknęła i tego było już zbyt wiele dla Leona.
- Ludmiła! - wrzasnął - Jak możesz być tak pusta, egoistyczna... Violetta prawdopodobnie nie żyje, a ty myślisz tylko o swojej "karierze"! Jesteś najbardziej płytką, pustą i głupią osobą, jaką kiedykolwiek dane mi było poznać!! Przepraszam Pablo - dodał i wyszedł z sali.
- Pójdę za nim, żeby nie zrobił czegoś głupiego - powiedział Diego i wyszedł za przyjacielem.
Ludmiła stała ze zdziwionym wyrazem twarzy. Jeszcze nikt nigdy jej czegoś takiego nie powiedział. 

- Leon? Leon?! - wołał Diego. Zobaczył go siedzącego przed szkołą na schodach.
- Chcę być sam.
- To będziesz sam ze mną, bo ja cię samego nie zostawię - powiedział i usiadł obok. Siedzieli tak w ciszy kilka minut.
- Dlaczego to spotkało właśnie ją? - zapytał z bólem blondyn.
- Nie wiem - odparł szczerze Diego. - Ale wiem, że to nie może się tak skończyć. Leon,. słyszysz mnie? To jest niemożliwe.
- Ale tak jest! Violetta nie żyje! - krzyknął i złapał się za głowę. - Diego, proszę, chcę być sam.
- No dobra - zgodził się niechętnie. - Ale nie rób nic głupiego.
Leon już go nie słuchał. Wiedział co zrobi.

Wieczorem Violetta i Dean odczuwali dokuczliwy głód. 
- Spróbujmy zasnąć. Może to pomoże. Wiosłować i tak nie możemy, więc to bez różnicy - powiedział chłopak. 
Viola zwinęła się w kłębek, ale nie sądziła, że uda jej się choćby zdrzemnąć. Myliła się - zasnęła od razu. I miała sen. Tak jej się przynajmniej zdawało...

Leon wieczorem powiedział, że idzie na spacer. Rodzice nie protestowali. Wiedzieli, że jest mu ciężko. Chłopak zostawił telefon w domu i wyszedł. Najpierw poszedł pod dom Violetty. Potem we wszystkie miejsca, które coś znaczyły. Potem poszedł do parku. O tej porze nikogo już tam nie było. Chodził smętnie alejkami i wspominał. W jego oczach gromadziły się łzy, ale nie wstydził się ich. Pozwalał im płynąć po twarzy. I tak nikt go przecież nie widział. Chociaż, nawet jeśli byłby tu tłum ludzi, nic by z nimi nie zrobił. Poszedł na most nad rzeką. Wiedział, że jest tu głęboko i to mu wystarczyło. Przełożył jedną nogę za barierkę...
- Leon, nie! - usłyszał głos. Odkręcił głowę.
- Violetta - szepnął.
- Leon., nie rób tego, proszę...
Nawet nie wiedząc kiedy, chłopak znalazł się tuż przy swojej dziewczynie. Chciał dotknąć jej policzka, ale nic nie poczuł. Spojrzał na nią przerażony.
- Nie ma cię tutaj...
- Jestem - dotknęła dłonią jego serca. - Cały czas. 
- Violetto... Czy ty...? Czy jesteś duchem?
- Nie wiem... Ostatnie co pamiętam to to, że zasnęłam na pontonie i nagle poczułam, że muszę być przy tobie... Ty chciałeś skoczyć?
- Myślałem, że nie żyjesz... Po co ja miałbym żyć bez ciebie?
- Och, Leon - uśmiechnęła się smutno. - Obiecaj mi, że więcej nie będziesz próbował. Ja żyję. To wiem na pewno. Nie wiem tylko gdzie jestem. Ale nie jestem sama. Jest ze mną Dean. To on mnie uratował. Chodź do domu - wzięła go za rękę i szli tak razem. Nie czuł jej dotyku, ale była tu! I powiedziała, że żyje. Pod drzwiami uśmiechnęła się, szepnęła "Kocham Cię" i po prostu się rozpłynęła. Leon wszedł do środka i od razu rzucił na łóżko. A jeśli to były omamy? Może to jego zrozpaczona podświadomość wytworzyła obraz Violi? Nawet nie wiedział kiedy usnął. Ostatnia myśl, jaka przyszła mu do głowy, była taka, że musi odnaleźć Violettę.

Dziewczyna ocknęła się. Wokół panował jeszcze mrok. Nie rozumiała do końca co się stało. Czy na prawdę uratowała Leona przed samobójstwem, czy to był tylko sen? Wiedziała tylko, że musi zrobić wszystko, żeby go jeszcze raz ujrzeć, poczuć dotyk jego dłoni i smak jego ust...


____________
Nie jestem zbyt zadowolona z tego rozdziału... Szczególnie z pierwszej połowy
Niemniej mam nadzieję, że się podobał :)

środa, 23 lipca 2014

Rozdział 85 "Samolot"

- Carlos - powiedział na widok znajomej twarzy. - Co ty tu robisz?
- To tak witasz się z bratem bliźniakiem? - usłyszał z ust chłopaka wyglądającego dokładnie tak, jak on sam. Tyle tylko, że teraz oczy Diego pozbawione były tego cynizmu. Carlos natomiast nic się nie zmienił - oczy nadal mu niebezpiecznie iskrzyły, a na ustach czaił się sarkastyczny uśmieszek, który w każdej chwili mógł zmienić się w grymas niezadowolenia, a następnie złości. Bliźniacy byli ze sobą  bardzo zżyci, do czasu, gdy Diego nie wyprowadził się z matką do Buenos Aires, a jego zostawił z ojcem, który z kolei nie rozstawał się z alkoholem. Carlos nie chciał się ruszać z Hiszpanii. Wiedział, że nie może liczyć na ojca, ale tu miał kumpli, poważanie i mógł robić co chciał. Kiedy decyzja o wyjeździe została podjęta, Carlos miał tylko tydzień, żeby dręczyć brata, ale wystarczyło, aby znienawidzili się na wzajem. Diego poczuł swego rodzaju ulgę, kiedy znalazł się w tym mieście. Przez dwa lata zdobył znajomych i nie myślał o dzieciństwie. Teraz jednak jego koszmar powrócił, żeby tu zatruwać mu życie. Po co przyjechał? Czego chciał? I dlaczego się tak uśmiechał? Diego nie miał pojęcia. Wiedział tylko jedno - Carlos tutaj z tym wyrazem twarzy oznacza kłopoty.
- No co? Nie cieszysz się? - zapytał szyderczo i spojrzał w stronę domu. - Nikogo nie ma. Nie wpuścisz mnie do domu. Jestem zmęczony po podróży - dodał i udał, że ziewa. 
Diego bez słowa otworzył drzwi i usiadł w kuchni.
- Po co przyjechałeś?
- Och, mały jak zwykle głupiutki Diego. Gdybym ci teraz powiedział, nie miałbym takiej frajdy.
Kiedy matka wróciła z pracy, najpierw się ucieszyła, że ma dwóch synów ze sobą., ale wiedziała, że ten starszy o piętnaście minut nie przyjechał tu bez powodu. I tego się bała. Nigdy tego głośno nie przyznała ani nie okazała, ale to Diego zawsze był jej oczkiem w głowie. Carlosa też kochała, ale on był taki nieobliczalny! I próbował sprowadzić brata na "złą drogę", jak sama sobie mówiła. Starała się jednak nie być zbyt surowa dla żadnego z nich. Może to był błąd... W każdym razie, teraz przygotowywała obiad dla swoich dwóch synów, co jakiś czas zerkając w stronę salonu. Chłopacy siedzieli na kanapie jak najdalej od siebie, rzucając w swoje strony spojrzenia pełne błyskawic.

- Dlaczego nie możemy zostać jeszcze jeden dzień? - zapytała po raz setny Violetta ojca. - Przecież to tylko jeden dzień!
- Violetto, musimy wracać. Zresztą jutro wieczorem się zobaczycie, a teraz przyprowadź tu walizkę. 
Dziewczyna zrezygnowana poszła spełnić polecenie taty. Nie chciała wyjeżdżać bez Leona. Przez te kilka dni zbliżyli się do siebie jeszcze bardziej. Nawet bardziej niż sami zdawali sobie sprawę. Ludzie patrząc na nich z daleka widzieli, jak bardzo młodzi są w sobie zakochani i uśmiechali się pod nosem na ich widok. Jak dobrze widzieć, ze taka miłość jeszcze istnieje, myśleli sobie. Szczególnie starsze osoby. Kiedyś na spacerze Viola i Leon zobaczyli parę staruszków trzymających się za ręce. Nawet teraz, gdy dziewczyna sobie to przypomina, robi jej się ciepło wokół serca. 
- My też się tak razem zestarzejemy - szepnął wtedy Leon.
- A jeśli będę miała garba? - zapytała pół żartem, pół serio Violetta.
- Nawet jeśli będziesz cała pomarszczona, garbata i nie będziesz pamiętać kim jestem, i tak będę z tobą - po tych słowach Violetta się rozpłakała i rzuciła Leonowi na szyję. 
Większość ludzi mogłoby powiedzieć, ze to tylko szczeniackie zauroczenie, ale oni świata poza sobą nie widzieli. I byli tacy szczęśliwi! Teraz jednak Violettę czekał samotny lot do domu i cały długi dzień, noc i kolejny dzień, zanim znów się zobaczą.
Leon i jego ojciec pojechali z nimi na lotnisko. Chłopak przytulił Violę tak, że nie mogła oddychać, ale nie przeszkadzało jej to. Jednak pożegnanie też musiało się kiedyś skończyć. Po odprawie Violetta patrzyła przez okno samolotu, kiedy startowali. Nie myślała nawet o tym, jak boi się lecieć, tylko o tym kiedy spotka Leona. To wydawało jej się tak odległe!
Nie wiedziała jak, ale udało jej się nawet przysnąć. Nagle obudziło ja jakieś zamieszanie panujące wokoło. Otworzyła oczy i spytała swojego sąsiada, co się dzieje. Miała w głowie same najgorsze scenariusze.
- Kończy się paliwo. Musimy awaryjnie lądować - powiedział spięty chłopak. Na oko miał może 19 lat i był nawet przystojny, jednak Viola nie zastanawiała się nad tym. Zaczęła szybko i nieregularnie oddychać. Tylko nie to! Wszystko tylko nie to!
Kiedy poczuła, że zaczynają coraz bardzie spadać, przeraziła się nie na żarty. Co się teraz stanie?! Wyjrzała za okno i zobaczyła tylko wodę. Z ledwością powstrzymywała się, żeby nie zacząć krzyczeć. Poczuła na dłoni uspokajający dotyk. To ten chłopak. Starał się ją pocieszyć. Jednak w jego oczach zobaczyła taki sam strach, jaki ogarniał ją. 
W głośnikach rozległ się głos kapitana, jednak nie docierało do niej żadne słowo. Po głowie tłukło jej się jedno słowo: LEON!!! Potem poczuła wstrząs...

- ...Wszystkie jednostki ratunkowe z okolic zostały wysłane w miejsce katastrofy. Nie wiadomo jeszcze czy ktoś przeżył. Ratownicy robią co mogą, aby dostać się do wnętrza samolotu... - do Leona nic nie docierało. Siedział jak otępiały patrząc się tępym wzrokiem w ekran. Czuł się odrętwiały i taki... pusty. Jakby już nigdy nie miał być szczęśliwy. Ojciec tylko położył mu dłoń na ramieniu. Sam był wstrząśnięty tym, co usłyszał. Żaden z nich nie powiedział ani słowa. W końcu jednak Leon zerwał się z sofy, wyszedł na balkon hotelu i krzyknął. Był to krzyk wściekłości i bezradności. Przede wszystkim jednak krzyk cierpienia. Ojciec nawet nie próbował go powstrzymać. Syn jednak wrócił po chwili, usiadł obok i po prostu się rozpłakał. Ze smutku, pustki i bólu. 

Fran wracała ze spaceru z Marco. Śmiali się właśnie z jakieś historii, którą chłopak opowiedział, kiedy podbiegli do nich Camila, Broduey i Fede. Rudowłosa dziewczyna była tak zapłakana i słaba, że Broduey prawie ją niósł. Spotkali się przypadkiem we trójkę w kawiarni i wtedy we wiadomościach usłyszeli tragiczną informację. Federico powtórzył wszystko przyjaciołom matowym głosem. Cami znów się rozpłakała, a Fran jej zawtórowała. Marco stał i nie mógł wydusić słowa. Przytulił tylko dziewczynę, ale wiedział, że nic jej nie pocieszy. 
Grupę nastolatków zobaczył Diego. Podszedł i zapytał o co chodzi. Fede nie miał sił opowiadać tego po raz kolejny, więc z Marco zabrał dziewczyny kawałek dalej i smutną wiadomość przekazał Broduey. Diego zamurowało. Od razu zadzwonił do Leona. Przyjaciel odebrał po pierwszym sygnale. Jednak Diego nie miał pojęcia co powiedzieć. Mimo ciszy w  słuchawce, wiedział, że z Leonem jest źle. Bąknął tylko: 
- Ja...
- Wiem - usłyszał zachrypnięty głos przyjaciela. - Wracamy dzisiaj w nocy - dodał bez związku bezbarwnym głosem. 
Diego stał jeszcze chwile ze słuchawką przy uchu. Mruknął coś na pożegnanie i się rozłączył. Nadal nie mógł pojąć, że coś takiego stało się w jednej chwili. I dlaczego akurat Violettcie?! Przez głowę przeszła mu myśl, że sam chciałby siedzieć w tym samolocie. 

_____________
Hm... Rozdział trochę odzwierciedla to, co się dzieje w mojej głowie...
Mam nadzieję, że się podobał, chociaż nie wiem czy to dobre określenie...
Jak coś takiego może się podobać??
W każdym razie, mam nadzieję, że miło... to też złe słowo... no, że... Nie umiem się wysłowić...
Zacznę od innej strony - miałam wrażenie, że opowiadanie robi się ciut nudne i chciałam wprowadzić więcej emocji, i myślę, że się udało

piątek, 18 lipca 2014

Rozdział 84 "Zakupy"

Proszę, przeczytajcie notkę pod rozdziałem :)


Była sobota. Piękne jasne słońce wpadało do pokoju przez okno. Z zewnątrz dobiegał śpiew ptaków. Jednak żadna z tych rzeczy nie była w stanie poprawić humoru Fran. Violetta wraca dopiero jutro w nocy, Cami też wyjechała z rodzicami na weekend, a ona została sama w domu, bo jej rodzice również zorganizowali sobie wyjazd z okazji zbliżającej się rocznicy. Westchnęła i zeszła z łózka.
- Muszę sobie znaleźć jakieś zajęcie - powiedziała sama do siebie. 
Wzięła szybki prysznic i poszła do szafy. Wyjrzała jeszcze przez okno. Zapowiadał się gorący dzień, więc wybrała to. Uczesała się, nałożyła makijaż i zerknęła jeszcze do lodówki. Zrobiła szybką listę zakupów i ruszyła na miasto. Najpierw poszła do supermarketu po mleko, ser, jogurty i tym podobne produkty. Potem wstąpiła do piekarni po świeże bułki i na końcu kupiła warzywa i owoce. Była już prawie w domu. Wystarczyło przejść przez ten mały kawałek trawnika. I wtedy usłyszała trzask. Wszystkie jej zakupy wyleciały na trawę. Pomarańcze i grejpfruty potoczyły się kilka metrów dalej, pękła butelka mleka... Fran westchnęła tylko. To zdecydowanie nie był jej dzień. Kucnęła i zaczęła zbierać zakupy. Niestety nie miała żadnej reklamówki. 
- Cześć Fran - usłyszała nad sobą. To byli Diego i Marco. Co robili razem? Dziewczyna nie miała pojęcia.
- Jeśli masz zamiar się śmiać, to lepiej sobie daruj - powiedziała od razu do Diego. 
- Nie chcę się śmiać. 
- Chcemy ci pomóc - powiedział Marco i na dowód kucnął obok niej i zaczął podnosić część zakupów. Diego zrobił to samo i tak we trójkę zanieśli produkty do domu włoszki. Położyli je na stole w kuchni.
- Dziękuję - uśmiechnęła się. - Macie ochotę na coś do picia? Albo może do jedzenia? Ja nie jadłam jeszcze śniadania. 
- Dzięki - powiedział Diego. - Sok wystarczy. 
Fran wzięła dwie szklanki, wlała w nie sok pomarańczowy i wrzuciła po dwie kostki lodu. 
- Na pewno nie jesteście głodni? 
- Na pewno.
Wzruszyła ramionami i wzięła się z przygotowywanie gofrów. Chłopacy obserwowali każdy jej ruch. Szczególnie Marco. Francesca podobała mu się od dłuższego czasu, ale nigdy nie zdobył się na to, żeby ją gdzieś zaprosić. Nie dość, że był nieśmiały, to bał się, że mu odmówi. Poza tym byli przyjaciółmi i tego też nie chciał zepsuć. Fede, a ostatnio też Diego namawiali go, żeby wyciągnął ją chociaż do kina, ale Marco zawsze znalazł jakąś wymówkę. Albo Fran była chora, albo nic ciekawego nie grali. A teraz siedział w jej kuchni i patrzył jak smaży gofry. 
Kiedy lampka zgasła, dziewczyna przerzuciła gorące wafle na talerz, nałożyła bitą śmietanę i posypała je malinami i borówkami.
- Ale to pachnie... - westchnął Diego.
- Chcesz?
- Nie. Nie będę zabierał śniadania głodnej dziewczynce - zaśmiał się i dostał kuksańca w ramię. 
Kiedy Fran zjadła śniadanie poszli do salonu. Diego jednak nie usiadł.
- Słuchajcie, ja muszę lecieć. Umówiłem się z Maxim i Broduey'em. Cześć - zanim ktokolwiek zdążył zaprotestować, już był za drzwiami.
Marco spojrzał na Fran i poczuł, że się rumieni. Dlaczego?! pytał sam siebie. Spojrzał ukradkiem w lustro. Na szczęście nie było tego bardzo widać, bo ma ciemne włosy. Kiedy spojrzał na Francescę mimowolnie się uśmiechnął. Jej twarz była calutka czerwona. Czyli nie tylko on miał taki problem. 
- Ś-ślicznie dziś wyglądasz - wydusił z siebie.
- Marco, daj spokój, bo zrobię się jeszcze bardziej czerwona - powiedziała i spuściła głowę. Chłopak wziął głęboki wdech i zaproponował.
- Może pójdziemy do kina? W telewizji i tak nie ma nic ciekawego.
- O-ok - uśmiechnęła się. Wzięła torbę i ruszyła do drzwi. 
Dobrze, że Marco szedł tuż za nią, bo będąc przy drzwiach, potknęła się o dywanik. Wylądowałaby na podłodze, gdyby chłopak jej nie złapał. Spojrzała mu w oczy. Jakoś nigdy nie zwróciła uwagi, że są TAK brązowe. Jakby dwie fabryki najwspanialszej Nutelli. Dla obojga czas jakby się zatrzymał. Po prostu patrzyli sobie w oczy i nic nie mówili. W końcu Marco się uśmiechnął i pomógł jej ustać.
- Dziękuję.
- Nie ma za co - odpowiedział.
Wyszli na zewnątrz i zdali sobie sprawę, że trzymają się za ręce. Fran spojrzała z powrotem w jego brązowe oczy.
- Mi to nie przeszkadza. A tobie...?
- Też nie - powiedział i posłał jej najpiękniejszy uśmiech, jaki kiedykolwiek widziała. 
W drodze do kina wpadli na Diego z chłopakami. Hiszpan tylko spojrzał na ich dłonie i uśmiechnął się. Coś się w nim zmieniło odkąd pomógł Violi i Leonowi. Nie wiedział dlaczego, ale chciał być lepszym człowiekiem. Może to brzmi żałośnie i filmowo, ale tak było. Kiedyś sam próbowałby poderwać Violettę, bo uważał, że jest bardzo ładną dziewczyną i na pewno nie namawiałby Marco do umówienia się z Fran. Ale kiedy zobaczył jak Violetta płacze przez Leona, a w zasadzie Ludmiłę, coś się zmieniło. Rozmawiali chwilę a potem rozeszli się w swoje strony. Kiedy był przed swoim domem zobaczyła twarz, którą znał bardzo dobrze i w ogóle nie miał ochoty widzieć...


__________
Doszłam do wniosku, że ostatnio trochę za bardzo skupiłam się na Leonettcie :P
Może być? :)

Chciałam jeszcze ogłosić konkurs :)
Pomyślałam, że to dobry pomysł :)
No więc jest to konkurs na one shot. Nie ma żadnego tematu. Może być o czym tylko chcecie :) - miłosny, kryminalny. Po prostu co Wam przyjdzie do głowy :)
Ponieważ są wakacje, jest dużo czasu, ale są też wyjazdy, więc możecie przysyłać prace do 31 lipca do 20.00. Ja je przeczytam i 1 sierpnia będą wyniki :)
Proszę tylko o podanie imienia, jeśli nie macie konta na bloggerze albo nazwy użytkownika, jeśli je posiadacie :)

Dla osób z logiem: Za III miejsce - obrazek z dedykacją i trzy dni reklamowania bloga :)
                             Za II miejsce - jak wyżej oraz 5 dni reklamowania :)
                             Za I miejsce - jak wyżej i tydzień reklamy :)
Dla osób bez bloga: Za III miejsce - obrazek z dedykacją i zadedykowane trzy rozdziały :)
                               Za II miejsce - jak wyżej i pięć rozdziałów z dedykacją :)
                               Za I miejsce - jak wyżej i siedem rozdziałów :)

Prace przysyłajcie na mojego maila: haniawill@gazeta.pl 
Mam nadzieję, że będą jacyś chętni :)
Pozdrawiam, 
~Hania :*

środa, 16 lipca 2014

Nowy Rozdział

Hej wszystkim
Przepraszam, że długo nic nie dodaję, ale miałam wyjazd, a jutro mam urodziny i było trochę zamieszania :P
Następny rozdział dodam w piątek po południu :)
Jeszcze raz przepraszam.

sobota, 12 lipca 2014

Rozdział 83 "Amor, amor..."

Rano Violetta obudziła się całkiem wypoczęta. Nagle poczuła, że jej poduszka unosi się i opada. Chwila... Czy poduszka może się ruszać? przemknęło jej przez myśl. Kiedy uniosła powoli głowę zobaczyła twarz śpiącego wciąż Leona. Zagadka rozwiązana - spała na jego torsie. Uśmiechnęła się do siebie. Wygląda tak słodko, kiedy śpi. Wstała delikatnie, żeby go nie obudzić i poszła do  łazienki wziąć prysznic. Pół godziny później wyszła w szlafroku i z mokrymi włosami wybrać jakieś ubrania. Spojrzała w stronę łóżka.
- Jak śpiąca królewna - szepnęła do siebie i zajęła się walizkami. W końcu wybrała taki zestaw. Potem poszła wysuszyć włosy. Myślała, że hałas suszarki obudzi śpiocha, ale nie doceniła go. Odświeżona, uczesana i pomalowana weszła z powrotem do sypialni, a Leon wciąż spał. Nie wiedziała, ile czasu potrzebuje, żeby się rano ogarnąć, a do śniadania zostało pół godziny, więc postanowiła go obudzić. Położyła się cicho obok niego i szepnęła mu do ucha:
- Wstawaj śpiochu - cisza. - Leoś, wstawaj... - wciąż nic. - Leon, za pół godziny śniadanie - chłopak momentalnie otworzył oczy.
- Viola, co ty tu robisz?
- Budzę cię - uśmiechnęła się i cmoknęła go w usta. - Spałeś jak dziecko.
- Co ty wygadujesz? Ja mam bardzo słaby sen.
- Tak Leon, tak - zaśmiała się. - Ubieraj się bo trzeba zejść na śniadanie.
Piętnaście minut później chłopak wyszedł z łazienki ubrany i uczesany. Wziął Violę za rękę i zeszli do restauracji. Ich ojcowie już siedzieli przy stoliku i wcinali maślane bułeczki. Jedzenie było przepyszne. Po posiłku Violetta i Leon poszli na spacer po ogrodzie na tyłach hotelu. 
- Co moja księżniczka chciałaby dzisiaj porobić?
- Hm... Może pozwiedzamy miasto?
- No nie wiem... Lekarz kazał ci się nie przemęczać..
- No to będziemy jeździć taksówką albo tramwajem. Leon, chcę zobaczyć chociaż część tego miasta - powiedziała z błyszczącymi oczami.
- No dobrze - zgodził się w końcu. Poszli do ojców powiadomić ich o swoich planach. Zgodzili się, ale pod warunkiem, że będą jeździć wszędzie prywatnym samochodem. Viola protestowała, ale pod wpływem wzroku taty uległa.
Kiedy wyszli przed hotel, samochód już an nich czekał. Viola bała się, ze to będzie jakaś limuzyna, ale na szczęście był to beżowy mini cooper. 
Kierowca znał ich zamiar i zaproponował im pewną trasę. Zgodzili się od razu, bo nie znali miasta. Najpierw pojechali na plac Plaza Mayor - madrycką starówkę. 
Zwiedzili tam katedrę, kościół i prawie wszystkie sklepy. Leon kupował wszystko, co Violetta uważała za ładne. W końcu dziewczyna nic nie mówiła, tylko oglądała przedmioty.
- Czemu tak umilkłaś? - zapytał Leon.
- Bo nie chcę, żebyś mi wszystko kupował! Jesteśmy dopiero w piątym sklepie i już mamy dwie reklamówki pamiątek. 
- Po prostu chcę, żebyś była zadowolona - powiedział.
- Jestem, bo ty jesteś ze mną. Jeśli bardzo będę coś chciała, to ci powiem, a teraz chodź i nic na razie nie kupuj - powiedziała i pociągnęła go za rękę. Dwie godziny później siedzieli w jednej z restauracji i wcinali obiad. Potem Leon zabrał Violettę na lody i wrócili do samochodu. Ponieważ pół dnia spędzili na placu, postanowili zobaczyć jeszcze tylko park El Retiro i znajdujący się w nim Kryształowy Pałac. Po drodze kierowca opowiedział im co nieco o miejscu do którego się zbliżali.
- ... A pałac zbudowany jest ze szkła. Sprawia niesamowite wrażenie w czasie deszczu. O, jesteśmy na miejscu.
Viola dosłownie wyskoczyła z samochodu i patrzyła urzeczona na park i pałac.


Najpierw para ruszyła na spacer urokliwymi alejkami. Viola wszystkiemu robiła zdjęcia.
- A może tak jedno wspólne? - zaproponował Leon i poprosił przechodzącego turystę o zdjęcie.
Później zwiedzili pałac, a kiedy zaczęło się ściemniać, Leon zabrał Violę nad wodę i pomógł jej wejść na łódkę. Violetta wtuliła się w Leona, on oplótł ją rękami i oparł głowę na jej ramieniu.
- Jest cudownie - szepnęła Viola. - Kocham cię.
- Ja ciebie też - powiedział i pocałował ją w obojczyk. Dziewczyna zadrżała. - Zimno ci?
- Nie - uśmiechnęła się - To był przyjemny dreszcz. 
Całą godzinę pływali po jeziorku. Zapomnieli o całym świecie. Liczyło się tylko to, że byli razem. W końcu jednak zaczęło się schładzać, a poza tym, było już późno. Wrócili do samochodu. W drodze do hotelu, Violetta zasnęła. Kiedy byli na miejscu. Leon wziął ją na ręce i tak przeszedł przez hol do windy, a potem do pokoju. Ludzie oglądali się za nim, ale on myślał tylko o tym, żeby Viola się nie obudziła. Położył ją na łóżku i przykrył kołdrą. Cmoknął w czoło i poszedł do sypialni obok. Zasnął, kiedy tylko przyłożył głowę do poduszki. 

___________
Taki romantyczny :)
Następny będzie ciut inny :) Mam nadzieję, że się Wam spodoba :)
Dziękuję za wszystkie Wasze opinie :*

czwartek, 10 lipca 2014

Rozdział 82 "Titanic"

Leon natychmiast zadzwonił po pogotowie. Zaczął reanimować Violettę. Kiedy przyjechała karetka, wsiadł do niej z dziewczyną i zadzwonił do jej ojca. W ciągu 10 minut byli w szpitalu, ale dla chłopaka trwało to całą wieczność. A czekanie na korytarzu było jeszcze większą męczarnią. Kiedy pojawił się German, obaj nie mogli usiedzieć w miejscu. Na widok lekarza, podbiegli do niego niemal natychmiast.
- Stan pani Castillo jest stabilny, ale jest bardzo osłabiona. Wiedzą panowie, co mogło spowodować ten stan?
- Cóż... Niedawno wybudziła się ze śpiączki i dość ciężko ostatnio pracowała. 
- Hm... To może być przyczyną. W każdym razie, za dwie godziny będzie mogła opuścić szpital, ale musi pamiętać, aby się nie przemęczać i jeśli tylko poczuje duszności lub zawroty w głowie musi usiąść, najlepiej na świeżym powietrzu i oddychać głęboko.
- Dziękuję panie doktorze.
- Nie ma za co - uśmiechnął się uprzejmie i poszedł do sali obok. German i Leon odetchnęli z ulgą. 
- Pójdę z nią chwilę porozmawiać - powiedział ojciec dziewczyny i wszedł do sali. Violetta leżała w białej pościeli i wydawała mu się taka drobna i słaba. Rozmawiali chwilę o niczym, ale dziewczyna w końcu nie wytrzymała.
- Tato, jest tu Leon?
- Tak, czeka na korytarzu. Już go wołam. 
Drzwi za Germanem nie zdążyły się zamknąć, kiedy do sali wszedł Leon. Podszedł na palcach do krzesła i usiadł obok Violetty.
- Jak się czujesz? - zapytał zatroskany.
- Już lepiej. A ty?
- Przecież mi nic nie było...
- Leoś, jesteś cały blady. Poza tym, widzę to w twoich oczach. 
- Jak upadłaś, to myślałem, że...
- Hej... Cii - uspokoiła go. Wzięła jego rękę i przyłożyła sobie do serca. - Nic mi nie jest i nie powinieneś się martwić, ok? Czuję się dobrze a odkąd tu wszedłeś nawet lepiej - uśmiechnęła się do niego kojąco - Kocham cię Leon.
- Ja ciebie też - powiedział, wziął jej dłoń i pocałował najpierw jej wnętrze, a potem każdy palec osobno. - Najbardziej na świecie.
Siedzieli jeszcze chwilę, potem wszedł German i rozmawiali jeszcze we tróję. Potem przyszły pielęgniarki zrobić ostatnie badania i Violetta była wolna. Jej tata musiał jechać na spotkanie, na które i tak był spóźniony, ale Leon obiecał się nią zająć. Wezwał taksówkę, która zawiozła ich prosto pod hotel. Poszli do pokoju dziewczyny i włączyli Titanica. Film całkiem pochłonął Violettę, ale Leon wolał patrzeć na swoją dziewczynę. Kiedy statek tonął, Viola uroniła kila łez, które chłopak od razu scałował z jej twarzy. Na napisach końcowych dziewczyna już spała, oparta o tors Leona. On gładził delikatnie jej włosy i sam po chwili usnął. 

_______________________
Krótki, ale w sobotę dodam następny i obiecuję, że będzie dłuższy :)
Mam nadzieję, że tan się wam podobał :)

poniedziałek, 7 lipca 2014

Rozdział 81 "Wyjazd"

Rano Violetta stała z walizką i żegnała się z Olgą. Uśmiechała się, ale tak naprawdę była smutna. Wolałaby spędzić ten weekend z Leonem i przyjaciółmi. Wsiadła do samochodu i ruszyli. Całą drogę na lotnisko miała słuchawki w uszach. Kiedy byli na miejscu, usłyszała znajomy głos:
- Violetta?
- Leon! - zwołała i rzuciła mu się na szyję. - Co ty tu robisz?
- Lecę z tatą do Madrytu...
- Ale przecież... Co? 
- Witaj Violu - przywitał się z nią ojciec jej chłopaka.
- Dzień dobry. Tato, dlaczego nie powiedziałeś, że nie jedziemy sami?
- Myślałem, że między sobą się dogadacie. No nie ważne, chodźmy, bo samolot odleci bez nas - German uśmiechnął się i pociągnął ich za sobą. 
Pan Verdas musiał mieć jakieś znajomości, ponieważ załatwił Violi i Leonowi miejsca obok siebie. Dziewczyna usiadła przy oknie cała spięta.
- Hej, wszystko dobrze?
- T-tak - wyjąkała i westchnęła - Nie. Bo ja boję się latać... - dodała zawstydzona.
- Nie musisz się wstydzić. Po prostu o tym nie myśl. Mów do mnie o czymkolwiek. 
- Łatwo ci powiedzieć! Latałam z tatą chyba ze sto razy i za każdym wymiotowałam. Nawet nie wiesz jaki to dla mnie stres! - zawołała i odwróciła się w stronę okna. To był błąd. - O mój... Jak wysoko... - powiedziała i zaczęła ciężko oddychać. Leon chwycił ją za rękę i delikatnie nakłonił do spojrzenia na niego.
- Violu, patrz na mnie. Nie odkręcaj się i patrz. Nic ci nie będzie. Jestem z tobą, tak?
- Tak - powiedziała już bardziej rozluźniona. Oparła głowę na jego barku. Leon  powoli głaskał jej ramię w górę i w dół. Po kilku minutach jej oddech się pogłębił. Nie wierzył w to co widzi, ale Violetta usnęła. Sam chętnie by się przespał, ale patrzenie na swoją dziewczynę było dla niego bardziej atrakcyjne. Kiedy dolatywali już do lotniska w Madrycie, usłyszał cichy szept. Nachylił się nad Violettą. Martwił się, że śni jej się koszmar, ale usłyszał.
- Leon... - i zobaczył jej uśmiech. Sam też się uśmiechnął. Śnił jej się. Poczuł ciepło rozchodzące się od serca po całym ciele. Nie chciał tego robić, ale musiał ją obudzić.
- Viluś - szepnął - Słońce, czas wstać. Zaraz lądujemy.
Dziewczyna mruknęła cicho i leniwie otworzyła oczy. Pierwszy raz widział ją zaspaną i podobało mu się to. Pół godziny później siedzieli już w limuzynie jadącej do hotelu. Na miejscu zabrali walizki i poszli do swoich pokoi. Każdy miał osobną sypialnię i łazienkę. Jedynie salon i aneks kuchenny były wspólne. Violetta zajęła najjaśniejszy pokój. Nie zdążyła się nawet rozpakować, bo przyszedł do niej Leon.
- Idziemy zwiedzać? - zapytał i wskoczył na łóżko.
 - Tylko się przebiorę - powiedziała, cmoknęła go w czoło i poszła do łazienki. Założyła wybrane ubrania i chwilę później szli ulicą. Leon wyprowadził ją prawie za miasto.
- Wiesz w ogóle, gdzie jesteśmy? - zapytała, żeby się upewnić.
- Jasne. Tu niedaleko jest stadnina koni. Chcesz tam iść?
- Taak! Uwielbiam konie!
Na miejscu założyli odpowiednie buty, a Viola od razu wsiadła na jedną z klaczy.


 - Ja też chce z tobą zdjęcie! - zawołał urażony Leon i Violetta od razu do niego podeszła.
- Wracamy? Robi się ciemno - jak na zawołanie zadzwonił jej telefon. Uspokoiła tatę, że za pół godziny będą w hotelu. 
Para ruszyła ulicami Madrytu trzymając się za ręce. Leon kupił swojej ukochanej różę, Spacer tymi starymi urokliwymi uliczkami był jednym z najwspanialszych przeżyć dla Violetty. Jednak w pewnej chwili poczuła duszność.
- Leon... Ja... Nie... Mogę... Oddychać... 
Wyszeptała jeszcze tylko jego imię i osunęła się w jego ramiona...



czwartek, 3 lipca 2014

Rozdział 80 "Kim jest ta dziewczyna?"

Nagle zadzwonił jej telefon. To Marco.
- To jak, idziemy do tej kawiarni? Cami też idzie.
- Tak. Sorry, zapomniałam. Już wychodzę.
Rozłączyła się, przebrała i zbiegł na dół.
- Wychodzisz? - zapytał tata.
- Tak idę ze znajomymi. Nie masz nic przeciwko, prawda? - zapytała ostrożnie.
- Nie, nie. Tylko bądź koło 20. Rano wyjeżdżamy na trzy dni do Madrytu.
- Ale co ze Studiem? W piątek mam zajęcia.
- Wiem, powiadomiłem już Pablo. Zgodził się.
- Aha - westchnęła - skoro tak. Dobra lecę. Pa! - cmoknęła go na pożegnanie i wybiegła z domu. Przyjaciele już na nią czekali.
Całą drogę do kawiarni Cami wypytywała o Leona.
- Viola, daj spokój. Przecież widziałam, ze razem wyszliście ze szkoły. Jesteście parą czy nie?
- Cami, daj jej spokój - odezwał się Marco. Widać było, że ma już dość tej ciągłej paplaniny. Violetta też nie wytrzymała i w końcu przytaknęła. Cami zaczęła piszczeć i rzuciła się na przyjaciółkę.
- Chyba popękały mi bębenki - zawołał Marco i zgromił dziewczyny wzrokiem. 
Kiedy byli przy cukierni, Violetta przystanęła. Przez okno zobaczyła Leona siedzącego przy stoliku z jakąś blondynką. Poczuła jakby serce rozdzierało jej się na coraz mniejsze kawałki. 
- Violu, idź z nim pogadaj. Może to nie to na co wygląda - powiedział opanowany przyjaciel. Dziewczyna wzięła dwa głębokie wdechy, a Leon akurat podniósł wzrok. Uśmiechnął się do niej, ale musiał coś wyczytać z jej twarzy, bo od razu przeprosił towarzyszkę i wyszedł do niej. Zupełnie zignorował Cami i Marco.
- Violu, coś się stało? - Violetta chciała wykrzyczeć mu w twarz, że jest draniem, ale opanowała się i zapytała łamiącym się głosem.
- Kim jest ta dziewczyna? - Leon spojrzał na nią zdezorientowany.
- To Clara. Moja kuzynka, córka siostry mamy. - Violetta odetchnęła i odgoniła łzy napływające jej do oczu. Wtedy z budynku wyszła Clara.
- Wszystko ok?
- Tak - odpowiedziała od razu Viola. - Przepraszam, robię histerię o nic.
- To jest ta Viola, o której mi opowiadałeś? - zawróciła się do kuzyna.
- Tak.
- Milo mi. Jestem Clara. Teraz ogarniam jak to mogło wyglądać... Przepraszam.
- Ja też - odpowiedziała uśmiechnięta już Viola. - To moi przyjaciele Cami i Marco. Idziemy na tę kremówkę? - zwróciła się do bruneta, a on kiwnął głową. - Idziecie z nami?
- W zasadzie już zjedliśmy ciasto, ale możemy się czegoś napić - odpowiedziała Clara i wszyscy weszli do cukierni, i zajęli większy stolik. Leon cały czas trzymał Violę za rękę. Miło im się rozmawiało. O 19.30 Viola podniosła się. Musiała wracać spakować walizkę. Leon postanowił ją odprowadzić.
- Bardzo chciałabym zostać i spędzić ten weekend z tobą - powiedziała i cmoknęła go w policzek.
- Będziemy mieli następny i kolejny, i jeszcze jeden. Poza tym ja tez jutro wyjeżdżam i wracam we wtorek.
- Czyli nie zobaczę cię przez 5 dni? - zapytała smutna.
- Mamy telefony i Skype... Jakoś to będzie. Przecież nie wyjeżdżamy na zawsze.
- Nawet tak nie mów! Tata lubi się przeprowadzać. Kiedyś zmienialiśmy miejsce zamieszkania dwa razy w roku.
- Przepraszam - powiedział i cmoknął ją w czoło. - Kocham cię.
- Ja ciebie też - szepnęła i przysunęła się bliżej niego. 
Nie wiedziała ile czasu tak stali, ale ocknęła się, gdy usłyszała chrząknięcie dochodzące zza drzwi.
- Dobranoc kotku - szepnął jej do ucha Leon - Dobranoc panu - powiedział już głośno.
- Dobranoc Leon.
Chłopak pocałował jeszcze Violettę w dłoń i poszedł do siebie. Dziewczyna była przygotowana na kolejne kazanie taty, ale zobaczyła tylko krzywy uśmiech. Było mu ciężko, ale powstrzymał się od jakiegokolwiek komentarza. 
- Kocham cię, tato.
- Ja ciebie też - cmoknął ją w głowę. - A teraz idź się pakuj.
Weszła do swojego pokoju i wyciągnęła walizkę. Nagle jej telefon zabrzęczał.

Już za Tobą tęsknię :*
L.

Ja za Tobą też <3
V.

Kiedy jej walizka była spakowana, poszła do łazienki i położyła się do łóżka. Nie mogła jednak usnąć... Dlaczego oboje muszą wyjeżdżać akurat teraz?