Voy Por Ti

Voy Por Ti

sobota, 24 stycznia 2015

Link

http://the-young-holmes.blogspot.com/
TO link do nowego bloga :)
Mam nadzieję, ze zajrzycie ;)
Pierwszy post pojawi się dziś wieczorem :)
Kocham Was :*

Rozdział 100 "Koniec"

Na początek krótka informacja (:

Nawet w ferie nie mam chwili wytchnienia :( Muszę powtarzać do matury, a w szkole mam dodatkowe zajęcia z każdego przedmiotu, który zdaję, więc w sumie nie mam ferii :p Smutne... Dlatego rozdział się nie pojawiał. Dzisiaj znalazłam trochę czasu, więc od razu usiadłam do laptopa :) Mam nadzieję, że rozdział się spodoba. Jest specjalny bo SETNY :D Nie wiem, jak udało mi się tak długo wytrwać i jeszcze bardziej się dziwię, że Wy to czytacie i czekacie... Bardzo Wam za to dziękuję :* Miało być krótka, a ja się rozpisałam... No nie ważne :)

Zapraszam do czytania <3



Dwa miesiące później
Violetta wychodząc z motelu zerknęła na telefon. Robiła tak od dwóch miesięcy - kiedy wychodziła i wchodziła do budynku. I za każdym razem czuła tę samą gorycz. Dwa miesiące temu zadzwoniła do Leona. On odebrał.... A ona się rozłączyła. Zabrakło jej odwagi i pewności, z którą wykręcała numer chłopaka. Dlaczego odłożyła słuchawkę? Nie miała pojęcia! Po prostu. Tłumaczyła się sama przed sobą, że jeszcze za wcześnie, ale dobrze wiedziała, ze to nie prawda. Bała się, że powie coś nie tak. Że Leon zostawi ją już na zawsze. Głupie, prawda? Violetta bała się odrzucenia. Niby wiedziała, że Leon, którego znała zrozumiał jej decyzję o Wyjedzie, ale jednak gdzieś w głębi głowy miała myśl, że może będzie robił jej wyrzuty, że wyjechała. Zostawiła przyjaciół, gdy ci jej najbardziej potrzebowali. Że nie czekała na odnalezienie Francesci. Tak naprawdę, to były jej myśli i jej wyrzuty sumienia. W głębi duszy czuła, że powinna wspierać przyjaciół mimo tego, że sama czuła się beznadziejnie. 
- Jestem cholerną egoistką - powiedziała sama do siebie wsiadając do taksówki. 
Nim się zorientowała była w wiosce. Z równie podłym nastrojem, z jakim wsiadła, wysiadła z taksówki. Nie odwzajemniła uśmiechu mężczyzny przechodzącego obok. Ruszyła prosto do szałasu, który pełnił role szkoły i zaczęła układać zeszyty na półeczce. Po chwili pojawiły się pierwsze dzieci. Jedna z dziewczynek, ta która dała Violi kwiaty dwa miesiące temu, podeszła do niej i przytuliła.
- Czemu Viola smutna?
Violetta westchnęła:
- Czuję się źle. Zostawiłam przyjaciół, kiedy mnie potrzebowali... Jestem egoistką.
- Czym? - zapytała zdziwiona dziewczynka. Nie znała angielskiego na tyle dobrze, żeby znać takie słowo.
- Myślę tylko o sobie i swoich potrzebach.
- Ale ty nam pomagasz! Uczysz nas! Bawisz się z nami! Nie jesteś egogi... Egni..
- Egoistką - podpowiedziała spokojnie dziewczyna.
- Właśnie! Jesteś dobra - stwierdziła z przekonaniem i uścisnęła ją jeszcze mocniej. - Nie będziesz już smutna?
- Nie - Viola odwzajemniła uśmiech i zaczęła rozmawiać z resztą dzieci. Pytała się co robili zanim przyjechała, co chcą robić po obiedzie. Przestała myśleć o swoich problemach i zajęła się dziećmi. Nie były to kłopoty nie do rozwiązania: "Lalka nie ma ręki!" "Violu, on mnie ciągnie za włosy" "Violu, pomożesz mi to napisać?". Violetta miała pełne ręce roboty i nie zauważyła, że ktoś się jej przygląda. 
Kilka metrów dalej stali Logan i Alex.
- Myślisz, że sobie poradzi z tym wszystkim?
- Daj spokój, przecież dzieciaki ją uwielbiają - odpowiedział chłopak.
- Nie to mam na myśli. Ona wciąż czuje się niepotrzebna...
- Hm... Mam pomysł... - powiedział i od razu pobiegł do ojca swojej dziewczyny. Ona stała i nie wiedziała co robić. O co mu w ogóle chodziło?


- Mamo, ja chcę jechać! - zawołał Leon, któremu kończyła się już cierpliwość. Rozumiał, że matka się martwi, ale on już był prawie dorosły!
- Leon, to niebezpieczne! Nie mam mowy!
- Tato... - chłopak spojrzał z nadzieją na ojca.
- Hm... Matka ma rację, ale kochanie... nie widzisz w jakim on jest stanie? Może lepiej będzie jeśli pojedzie. Uspokoi się. Myślę, że powinien...
- Nie, nie, nie!
Leon podszedł do niej i delikatnie przytrzymał za ramiona.
- Mamo, ja muszę tam pojechać... Ja... - wziął głęboki wdech. - Proszę cię...
Patrzyli sobie w oczy. Po chwili kobieta westchnęła z bólem i powiedziała z rezygnacją:
- Dobrze. Ale jeśli coś ci się stanie, jeśli złapiesz jakieś świństwo, sam się będziesz leczył!
- Kocham was - powiedział i zaczął się pakować.


- Nie wierzę. Po prostu nie wierzę! - zawołała Ludmiła. Siedziała z Fede u niego w domu. Jego rodzice wyjechali na weekend do Nowego Yorku, więc byli sami. - Najpierw Fran ginie, potem Viola wyjeżdża. A kiedy Fran się znajduje, Leon wyjeżdża! I jeszcze się okazuje, że brat bliźniak naszego przyjaciela, to psychopata i kryminalista!
- Skarbie, spokojnie. Chcesz gorącej czekolady?
- Fede, są 43 stopnie w cieniu, a ty chcesz mnie poić gorącą czekoladą?
- Myślałam, że na to nigdy nie jest za gorąco - uśmiechnął się niewinnie. - To może milkshake? Truskawkowy...
- Hm.. ok - zgodziła się i poszła z nim do kuchni. - Myślisz, że wrócą?
- Na pewno! - powiedział, ale brzmiało to trochę tak, jakby chciał sam siebie przekonać. - Ludmi, oni nie wyjechali na zawsze. Muszą odetchnąć. Viola tego potrzebowała, a Leon potrzebuje tego teraz. Wiesz dobrze, jak się zachowywał po wyjeździe Violettty.
- Tak... Nigdy go nie widziałam w takim stanie. A ostatnio było jeszcze gorzej... - powiedziała i wzięła zimny napój. Wrócili do klimatyzowanego salonu. - Kiedy przychodzi Diego? - zapytała i rozległ się dzwonek.
- Chyba teraz - uśmiechnął się i cmoknął ją w czoło - nie marszcz się, bo ci tak zostanie - Ludmiła natychmiast przygładziła czoło dłonią, a Fede śmiejąc się otworzył drzwi. - Cześć stary - przywitał się.
- Cześć. Ludmi w pokoju?
Po chwili siedzieli we tróję i grali w Monopoly.
- To jest bez sensu! - wykrzyknęła blondynka. - My sobie siedzimy i gramy, jak gdyby nigdy nic, a nasi przyjaciele...
- Skarbie, Violetta nie chciałaby, żebyś się tak martwiła. Oddychaj głęboko i usiądź. 
Ludmiła zrobiła, co Federico powiedział. Kilka minut później do domu Włocha wpadła zdyszana Fran, a za nią Marco. 
- Vio... Violetta zadzwoniła - wyrzuciła z siebie. Ludmiła zerwała się z podłogi i podbiegła do przyjaciółki.
- Co mówiła? Kiedy wraca? Wszystko u niej w porz...
- Lu, daj jej złapać oddech - przerwał jej Diego.
- Czuje się dobrze. Teraz - powiedziała w końcu Francesca. - Kiedy zadzwoniła, płakała. Powiedziała, że czuje się okropnie, że was zostawiła, kiedy mnie nie było.
- Chwila - powiedział Fede. - Przecież ona nie wiedziała, że już z nami jesteś...
-Bo zadzwoniła do mnie - powiedział Marco. - Ale kiedy Fran ogarnęła kto dzwoni, wyrwała mi telefon z ręki. Mało mi oka nie wybiła - dodał i spojrzał na dziewczynę.
- Nie potrafisz się na mnie gniewać - uśmiechnęła się.
- Nie - przyznał chłopak.
- W każdym razie, kiedy usłyszała mój głos, myślałam, że zemdleje. Teraz jest u niej wszystko w porządku. Kazała wszystkich pozdrowić. A, i Ludmi, ma do ciebie zadzwonić, jak skończy się zajmować dziećmi.
Ludmiła słysząc to, odetchnęła z ulgą. Do końca dnia nie rozstawała się z komórką. Wieczorem zawijała włosy na wałki, kiedy usłyszała telefon. Dzisiaj miała spać u Fede, ale on grał w XBox'a z Diego inie słyszał komórki. Wybiegła z łazienki z połową włosów nawiniętych na wałki i dosłownie skoczyła do telefonu.
- Violetta! - Zawołała z ulgą.
- Ludmi! Tak się za tobą stęskniłam!
- Ja za tobą też! Jak się czujesz? Fran mówiła, że dzwoniłaś...
Rozmawiały tak przez pół godziny. Viola musiała kończyć, bo ktoś inny chciał skorzystać z telefonu. 
Ludmiła kładła się spać spokojna, jak nigdy. Wiedziała, że jej przyjaciółce nic nie jest. Kiedy Fede położył się obok, przytuliła się do niego i od razu zasnęła.


- Violu, na pewno czujesz się dobrze?
- Tak, wszystko w porządku - powiedziała i znów się zatrzęsła.
- Logan przynieś koc - powiedziała Alex.
- Nie! tu jest gorąco...
- Violu, jest 10 stopni. Wieczorem nie jest wcale gorąco, a będzie jeszcze zimniej - powiedziała spokojnie dziewczyna i dotknęła spoconego czoła przyjaciółki. - O boże, masz gorączkę! Tato, gdzie jest termometr?
Violetta leżała w pokoju w domku dziewczyny. Nikt nie miał serca ciągnąć jej do hotelu w takim stanie. I nikt nie wiedział,c o jej jest. Jeszcze dwa dni temu wszystko było w porządku. Wczoraj narzekała na ból w plecach, a dzisiaj prawie zemdlała podczas zabawy w chowanego. Na początku wszyscy myśleli że to z przemęczenia. Ostatnio Violetta ciągle bawiła się z dziećmi, zajmowała nimi i rzadko odpoczywała. Kiedy dopadła ja gorączka, kazali położyć jej się do łóżka i tak leży od pięciu godzin.
Po chwili Alex wróciła z termometrem.
- 41... Violu, musisz leżeć pod kocem. 

Następnego dnia było tylko gorzej. Violetta zastanawiała się, dlaczego tak się czuje. Przecież jadła i piła to, co Angie, Alex i Logan. Wiedziała, ze miejscowe jedzenie może jej zaszkodzić. Nie miała kontaktu z żadnymi zwierzętami, które mogłyby ją ugryźć lub zadrapać. Chwilę później wychyliła się, żeby zwymiotować. Nie mogła nic zjeść, bo tak właśnie się to kończyło. Tylko pila wodę. Strasznie chciało jej się pić. Z dnia na dzień czuła się coraz gorzej. Chudła, a przecież już była szczupła! Do tego doszły duszności i wahania temperatury. Jednego dnia było jej gorąco, następnego zimno. Po tygodniu, Angie pozwoliła wędrownemu szamanowi obejrzeć siostrzenicę.
- Ague - powiedział po chwili.
- Co to znaczy? - zapytała przerażona Angie.
- Malaria - powiedziała Alex, która poznała trochę tutejszy język.

Kilka dni później, Violetta nie mogła podnieść głowy z poduszki. Lekarstwa nie pomagały, a Angie miała wyrzuty do siebie.
- Przecież.... obie.... się ..... szczepiłyś.. my - wyszeptała Viola. - To... nie twoja..... wina - chciała uścisnąć dłoń cioci, ale nie miała siły. Potem zasnęła. Angie wyszła z budynku.
- Co z nią będzie?
- Nie wiem - odparł Jake - Ale ona jest coraz słabsza... Lekarz będzie tu jutro. Ej, wszystko się ułoży - powiedział bez przekonania i przytulił kobietę do siebie. 

Następnego dnia lekarz obejrzał chorą. Podał jej stosowne leki, ale nie dawał dużych  szans na przeżycie.
- Jest zmęczona i wychudzona - powiedział Angie na zewnątrz. - Dużo te zależy od nastawienia chorego, a pani siostrzenica poddała się. Albo nie ma siły, albo nie chce walczyć z chorobą. Przykro mi - powiedział szczerze.
- Gdzie ona jest? - rozległ się głos. - Gdzie jest Violetta?
- Leon - zdziwiła się Angie. - Co ty tu robisz?
- Logan do mnie zadzwonił i powiedział, żebym przyjechał. I jestem. Angie, gdzie Viola? - zauważył, że jej wzrok uciekł do budynku za nią, a potem spojrzał na jej minę. Domyślał się najgorszego. Wpadł do środka i zobaczył dziewczynę. Serce ścisnęło mu się z żalu. Leżała przed nim taka słaba i wychudzona. Jakby to był sam cień Violetty, a nie ona. Podszedł do łóżka i delikatnie ujął ją za rękę. 
Violetta otworzyła oczy, by po chwili je zamknąć. 
- Leon... - wyszeptała, uśmiechnęła się i nie powiedziała już nic więcej.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
Nie to nie może się tak skończyć! Leon tu jest, a ja umieram?! Nie powiedziałam mu, że go kocham. Nie powiedziałam, że przepraszam. Nie zobaczyłam jego uśmiechu, tylko ból. Nie chcę pamiętać tylko jego bólu!!! Zerwałam się do pozycji siedzącej i wzięłam głęboki oddech. Jakbym została wyciągnięta z wody. Dookoła było biało. Ja też byłam ubrana na biało. Zastanawiałam się, gdzie jestem gdy usłyszałam głos taty:
- To przejście. Nie każdy tu trafia - jego głos brzmiał inaczej. Był spokojniejszy i nie słyszałam go tak normalnie, tylko w głowie. Jakby moje uszy nie przewodziły dźwięku, ale trafiał on od razu do głowy. - Violu, tu jesteśmy.
Odkręciłam się i ujrzałam rodziców trzymających się za ręce.
 - Mama, tata! - podbiegłam do nich i ( o dziwo ) byłam w stanie przytulić. Było to dziwne uczucie. Byli chłodni i jakby nie do końca... zmaterializowani, ale BYLI TU! 
- Witaj kochanie. Ale ty wyrosłaś - powiedziała mama. - Ale nie mamy dużo czasu.
- Słoneczko - odezwał się tata - musisz zdecydować czy idziesz z nami, czy chcesz wrócić. Ale podejrzewam, że ty już zdecydowałaś - uśmiechnął się.
- Nie jesteście źli?
- Mamy być źli, ze chcesz żyć?! Skarbie, bylibyśmy źli, gdybyś chciała iść z nimi. A teraz wracaj. Wszyscy tam ;płaczą za tobą.
Uściskałam ich jeszcze raz i nagle poczułam się cięższa i bardziej... ludzka.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.

Violettą wstrząsnął delikatny dreszcz i znów zaczęła oddychać. Otworzyła oczy, najpierw na chwilę, a potem na dłużej. Zobaczyła Leona z głową oparta na dłoniach. Szeptał:
- Za późno. Za późno...
Angie płakała w ramionach Jake'a, który tez miał łzy w oczach. Alex i Logan stali po drugiej stronie pokoju z czerwonymi oczami. Tylko dziewczynka przy łóżku zauważyła otwarte oczy.
- Viola! Viola! - zawołała radośnie.
- Viola nie ży... - chciał powiedzieć Logan. - Chodź, zostawmy ich na chwilę samych.
Dziewczynka nie dała się wyprowadzić.
- Viola żyje! Viola żyje!!!
Leon podniósł głowę. Miał zapuchnięte oczy. Chciał coś powiedzieć dziewczynce, ale spojrzał na Violettę. Na początku miał na twarzy grymas bólu, potem zdumienia, a na końcu euforii. Klęknął przy łóżku i chwycił dziewczynę za rękę.
- Ty żyjesz! Ona żyje!
- Tak. I nigdzie się nie wybieram - powiedziała silniejszym głosem. - Kocham cię Leon. Kocham was wszystkich!
Radości nie było końca. Leon nie odstępował ukochanej na krok. NA szczęści nikt nie zadzwonił do przyjaciół i nie powiedział o rzekomej śmierci Violi, więc nie martwili się. Violetta szybko odzyskała dawną wagę i wygląd. Podczas jednego ze spacerów z Leonem przy jeziorze, chłopak zatrzymał się.
- Violu, wiem, że to może wydać ci się głupie. Wiem, ze jesteśmy jeszcze za młodzi, ale chcę cię o coś zapytać...
- Tak? - spojrzała na niego swoimi brązowymi, ufnymi oczami.
Leon przyklęknął, wziął ją za rękę...
- Wyjdziesz za mnie? Nie teraz. Nie musimy nawet za dwa czy trzy lata. Możemy za trzydzieści lat. Po prostu chcę wiedzieć. I chcę cię mieć cały czas przy sobie... Chcę... - Violetta przerwała mu pocałunkiem.
- Przestań tyle gadać. Jasne, że tak! Kocham cię Leon!
Chłopak z radości wziął dziewczynę na ręce. 
- JA ciebie też kwiatuszku!
.
.
.
.
.
.
W komentarzu pod poprzednim postem Wiktoria Wiśniewska napisała: "Mam przeczucie, że Hania robi jakiś specjał na setny rozdział, ale boję się czy to aby nie będzie ostatni rozdział. Cały czas o tym myślę :(" ... Niestety miała rację. To był ostatni post na tym blogu :(  Kończyły mi się już pomysły, nie miałam czasu... Mam nadzieję, ze podobał się Wam :) Uznałam, że setny rozdział to dobry moment, żeby zakończyć historię. Dziękuję Wam bardzo za czytanie moich wypocin, za cierpliwość i czas, który poświęciliście na czytanie. Nie jest to jednak moje pożegnanie z Wami :)
Założę nowego bloga. Tym razem bardziej... kryminalnego :) w następnym poście dam do niego link. Mam nadzieję, że przynajmniej wpadniecie :) jeszcze dzisiaj go stworzę i dodam prolog.
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję :*
I na koniec buziak od autorki :)