Voy Por Ti

Voy Por Ti

środa, 27 listopada 2013

Rozdział 46

Tini
Szliśmy do domu, wcale się nie spiesząc. Było po prostu cudownie. Po raz kolejny poczułam jego usta na głowie i przeszedł mnie przyjemny dreszcz.
- Zimno ci? - zapytał.
- Nie, tylko... - ale anim dokończyłam miałam już na sobie jego bluzę. Była taka ciepła i pachniała NIM. - Dziękuję...
- Zawsze do usług - uśmiechnął się rozbrajająco. Jak ja kocham te jego dołeczki, zielone oczy, smak ust... Wszystko! Po prostu wszystko! - O czym myślisz?
- O tobie - odpowiedziałam szczerze.
- Serio? - zapytał z powątpiewaniem.
- Tak. A co? Takie to dziwne?
- No... Nie chyba nie... Kocham cię - powiedział, wziął mnie na ręce i zaczął ze mną iść.
- Też cię kocham, ale postaw mnie, bo się przewrócimy!
- Nie bój się. Będzie dobrze.
Jednak kilka metrów później potknął się o wystającą płytę chodnika i zdecydował, że jednak bezpieczniej będzie, jeśli będę szła na swoich nogach. Pół godziny później byliśmy już pod moim domem.
- Może wejdziesz? - zaproponowałam.
- Chciałbym, ale muszę wracać do domu. Przyjdę po ciebie jutro po szkole - uśmiechnął się, pocałował mnie delikatnie w policzek i poszedł. Cały czas piekło mnie miejsce, w którym dotknął mnie ustami i cały czas czułam jego perfumy. Weszłam do domu, ale byłam jakby w innym świecie.
- Dopiero ze szkoły? - zapytał tata.
- Nie... Byłam z chłop... ze znajomym w wesołym miasteczku - lepiej im jeszcze nie mówić, że mam chłopaka. Powiedzą, że dopiero przyjechałam i chodzi tylko o to, że jestem sławna.
- Znajomymi... A czyja jest ta bluza? - No tak, bluza... To wyjaśnia, dlaczego czułam jego zapach...
- Jorge. Jutro mu oddam.
- W lodówce masz pizzę - powiedziała mama z kuchni
- Nie ma - zawołał Fran z pełnymi ustami. 
- I tak nie jestem głodna. Było bajecznie! A teraz idę spać. Dobranoc!
Poszłam do łazienki. Wzięłam dłuugi gorący prysznic, założyłam piżamę i poszłam do swojego pokoju. Zapaliłam światło i zamierzałam rzucić się na łóżko, ale ktoś już tam leżał...
- Fraaan! Co ty tu robisz?
- Co to za znajomi?
- Nie twój interes.
- To ten chłopak z lotniska? Ten Diego? - zapytał, a ja dalej milczałam. - Hej, myślałem, że mówimy sobie wszystko...
- Byłam z Jorge.
- Z Jorge Blanco? Tym  na którego lecą wszystkie laski ze szkoły? Myślałem, że nie taki typ facetów ci się podoba...
- Ale mi się zmieniło. Idź już. Chcę się położyć.
- Tylko nie zapomnij, że jutro rano jedziesz na pokaz! - powiedział wychodząc z pokoju.
Jak mogłam zapomnieć?! Jutro od rana będę zajęta... I tyle z mojego chodzenia do szkoły bez przerw... Muszę zadzwonić do Jorge i mu powiedzieć...
- Tini - Odezwał się po pierwszym sygnale. - Już się za mną stęskniłaś?
- Nie... No tak, trochę tak, ale nie o tym chciałam ci powiedzieć... Jutro nie będzie mnie w szkole. Mam wziąć udział w pokazie. Przepraszam...
- Słońce, nie masz za co przepraszać. Rozumiem to. Ale na urodziny przyjdziesz?
- Oczywiście, że tak. Zadzwonię, jak będę wolna.
- Dobrze. Kolorowych snów.
- Dobranoc...
On jest taki kochany!
- Tini, nie mogę spać... Mogę ci zrobić zdjęcie? - usłyszałam szept zza drzwi. Po chwili na moim łóżku znów siedział mój brat. 
- A o co ci naprawdę chodzi?
- Przecież muszę uwiecznić dzień, w którym moja siostrzyczka się zakochała w chłopaku. No dobra, teraz szeroki uśmiech... Och dobra, dziubek też może być ...


- Skończyłeś? To zabieraj się do siebie. Dobranoc.


Jorge
Jak wróciłem, Nick i mama już spali.
- I jak było na randce? - zapytał tata z salonu.
- Skąd wiesz, że to była randka?
- Bo jestem wróżką, Jorge ojciec po prostu wie takie rzeczy. Więc? Jaka jest?
- Ona... Jest niesamowita! Ma piękne brązowe oczy... Jak dwa migdały, które świecą jak gwiazdy!
- To migdały czy gwiazdy - zaśmiał się tata.
- A jej włosy są takie miękkie i puszyste. Cera delikatna i prawie biała... Jak porcelana. Usta różowe i miękkie. A głos ma anielski! W ogól,e całą jest jak anioł. Jeszcze nigdy nie widziałem tak pięknej i mądrej dziewczyny...
- Widzę, że to coś poważnego... A jest szansa, że poznam tego anioła?
- Przyjdę z nią jutro na urodziny Nicka. 
- No dobra. Teraz spadaj spać. Jutro ty go odprowadzasz do szkoły, bo ja i mama musimy zająć się przyjęciem. Dobranoc.
- Cześć tato.
Wziąłem szybki prysznic i położyłem się do łóżka. Dzisiejszy dzień był niesamowity... Tini jest niesamowita! Zasnąłem szybko, cały czas myśląc o niej i jej pięknych oczach. Na serio się zakochałem...



__________
Może być? 
Jest pisany tak na szybo i dlatego za wiele się nie dzieje ;p
W piątek albo w sobotę następny :)

niedziela, 24 listopada 2013

Rozdział 45

Hi Sweets!
Dzisiaj mija trzeci miesiąc bloga Voy Por Ti!!! 
Uwielbiam pisać dla Was i ogromną radość sprawiają mi Wasze komentarze. Dziękuję Wam za opinie, pomysły i to, że w ogóle czytacie moje opowiadanie. Dziękuję też za 26 874 wyświetlenia i 304 komentarze. 
Dzisiejszy rozdział będzie trochę dłuższy od poprzednich, a przynajmniej mam taką nadzieję  :)
Miłego czytania,
- Hania


Tini
- Ale serio oboje dostaliście czkawki? - Jorge opowiadał mi o wczorajszej kolacji. Muszę kiedyś poznać jego brata. Wydaje się być fajny.
- Tak. Przez chwilę myślałem, że mama rzuci we mnie talerzem, ale sama zaczęła się śmiać..
- A właściwie, ile lat m Nick?
- Sześć, jutro ma siódme urodziny. Może masz ochotę przyjść?
- Jasne - ucieszyłam się. 
- Tylko wiesz, obowiązują przebrania. Ja będę rycerzem. Chciałabyś być moją księżniczką?
Momentalnie zrobiło mi się gorąco i poczułam, że się rumienię. Pokiwałam tylko głową, bo nie mogłam wydusić ani słowa. Nawet nie zauważyłam, że byliśmy już na miejscu.
- Gdzie chcesz iść najpierw?
- Hm... Na strzelnicę - uśmiechnęłam się. Jorge złapał mnie za rękę i pobiegliśmy do stoiska. Wziął strzelbę i zaczął zestrzeliwać butelki. Po chwili dostałam od niego ogromniastego pluszowego misia w ogrodniczkach. Była taaki mięciusi... 
- Gdzie teraz? Może na diabelskie koło?
- No nie wiem... Mam lęk wysokości...
- Spokojnie, ze mną nic ci się nie stanie - powiedział, uśmiechnął się delikatnie i wziął mnie za rękę. Kupił bilety i usiedliśmy na miejscach. Okazało się, że tylko my mieliśmy ochotę na przejażdżkę. Pozostałe miejsca były puste. Chwilę później maszyna ruszyła. Bałam się jak nie wiem... Ścisnęłam mocniej rękę Jorge i patrzyłam jak coraz bardziej oddalamy się od ziemi.
- Tini, popatrz na mnie - powiedział chłopak. Spojrzałam w te jego piękne zielone oczy i zapomniałam o strachu. Poczułam ogarniający mnie spokój i jakieś ciepło rozchodzące się po całym ciele. Już się nie bałam. Nie wiem, jak on to zrobił, ale poczułam, że z nim dam radę zrobić wszystko. Zaczęliśmy się do siebie zbliżać... Patrzyliśmy sobie głęboko w oczy... Nasze usta prawie się już stykały... I nagle...


Lodo
Tini i Jorge poszli na diabelski młyn. Mechi cały czas obserwuje Ruggero, a on celowo jej unika. Co im wszystkim jest? Czy zawsze trzeba im pomagać? Chciałam zapytać przyjaciela, czemu unika Mercedes, ale Diego powiedział:
- Chyba karuzela się zepsuła...
Miał rację. Diabelski młyn zatrzymał się. A Tini i Jorge utknęli na samej górze... Naprawa potrwa pewnie z godzinę... Chciałam powiedzieć Cande, że idę po watę cukrową, ale poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Odwróciłam się i zobaczyłam twarz Xabiego tuż przy mojej. 
- Lodo, masz ochotę na watę cukrową?
- Jasne - uśmiechnęłam się i poszliśmy do stoiska nie mówiąc nic nikomu. I tak byli zajęci obserwowaniem Jortini. Xabi kupił mi różową watę. Potem zaczął mi ją wyjadać.
- Ej! Trzeba było kupić sobie swoją - powiedziałam, pokazałam mu język i zaczęłam uciekać. On pobiegł za mną i po chwili oboje siedzieliśmy na trawie koło stawu i śmialiśmy się głośno.
- Lodo... Musze ci coś powiedzieć...
- Tak...?
- Podobasz mi się. I to bardzo...
- Ty mi też - powiedziałam i pocałowałam go w policzek. On uśmiechnął się i objął mnie ramieniem. 


Mechi
Ruggero cały czas mnie unika. Jak tylko do niego pochodzę, on idzie w zupełnie inną stronę. To okropne... Nie powinnam była prosić go o te lekcje... Ale co miałam powiedzieć? że jestem w nim zakochana? Musze  z nim porozmawiać. 
- Rugg! Zaczekaj! Musimy porozmawiać...
- O czym? - zapytał oschle. Trochę mnie to zraniło.
- Chyba powinniśmy odwołać lekcje włoskiego. To był zły pomysł... - powiedziałam.
- Mechi, zdecyduj się!
- Możesz na mnie nie krzyczeć?!
- Dobrze, przepraszam. Dlaczego zmieniłaś zdanie? - zapytał już spokojniej.
- Bo zacząłeś mnie unikać, a nie chcę tego. Nie chcę zepsuć tego, co jest między nami.
- Powiesz mi, dlaczego chciałaś uczyć się języka? - zapytał po chwili ciszy. Co ja mam mu powiedzieć? Najlepiej prawdę...
- Tak naprawdę, nie chodziło o lekcje... Chodzi o to, że... Podobasz mi się. I nie wiedziałam, jak to powiedzieć i ten włoski wymyśliłam tak na poczekaniu... Ale nie chcę, żeby było jakoś niezręcznie. Zapomnij o wszystkim co ci dzisiaj powiedziałam. Tak będzie naj....
Nie dokończyłam zdania, bo Rugg przerwał mi... POCAŁUNKIEM. To było coś niesamowitego! Jeszcze nigdy się tak nie czułam! Miałam wrażenie, że w brzuchu mam stado motyli, dookoła słychać dzwony i fajerwerki! Coś... Nie z tej ziemi!!! Gdy w końcu się od siebie oderwaliśmy, spojrzeliśmy sobie głęboko w oczy i Ruggero pocałował mnie w czoło. Oddaliliśmy się od przyjaciół, ale nikt tego nie zauważył. 


Jorge
Dlaczego w takim momencie?! Już prawie się pocałowaliśmy! Czekałem na to od chwili, gdy ją poznałem. I co? Głupia awaria nam przeszkodziła! Byłem tak wściekły, że dopiero po chwili zauważyłem, że Tini się boi. Nie ma co, nie najlepszy ze mnie chłopak...
- Hej, wszystko dobrze? - zapytałem. Bałem się o nią. Nie powinienem zabierać jej na tą cholerną karuzelę.
- Tak, jaasne. Zatrzymaliśmy się na samej górze diabelskiego młyna, nie wiadomo ile potraw naprawa, ja mam lęk wysokości, a do ziemi jest jakieś 15 metrów!!!! Wszystko jest wspaniale - zaśmiała się histerycznie. Przez chwilę zastanawiałem się co zrobić. Przypomniałem sobie, że mama zawsze mi mówiła, ze najprostsze rozwiązania są najlepsze. Przysunąłem się do Tini i przytuliłem ją. Poczułem jak momentalnie się odpręża i oddycha spokojniej. 
- Już lepiej?
- Tak. Dziękuje i przepraszam... Za tę histerię...
- A ja za to, że zabrałem cię na tę karuzelę. 
Znów zaczęliśmy się do siebie przysuwać i znów dzieliły nas milimetry. 
- Dobra dzieciaki, schodzimy. Naprawa trochę potrwa - usłyszeliśmy. Odsunęliśmy się od siebie i zobaczyliśmy strażaka. Najpierw zabrał Tini, a potem wrócił po mnie. Dlaczego coś zawsze nam przeszkadza?!
- Gdzie teraz? - zapytałam z przesadną radością.
- Jakoś straciłam ochotę na jakiekolwiek mechaniczne atrakcje. 
- To może spacer?
Wziąłem ją za rękę i ruszyliśmy przed siebie. Zaczynało się powoli ściemniać. Najpierw przy stawie zobaczyliśmy Lodo i Xabiego karmiących kaczki, potem na ławce całujących się Mechi i Ruggero. Może mi te zbędzie dane w końcu pocałować Tini...


Tini
Ręka Jorge jest taka ciepła... I  szkoda, że w końcu się nie pocałowaliśmy... Mam na to coraz większą ochotę, ale cały czas coś nam przerywa. Szliśmy przez park. Zaczynało się robić coraz ciemniej. Nagle Jorge uśmiechnął się tajemniczo i pociągnął mnie w prawo. Nie odpowiadał na moje pytania. Tylko powtarzał, żebym była cierpliwa. Pięć minut później zakrył mi oczy ręką.
- Jorge, gdzie ty mnie prowadzisz?
- Nie ufasz mi? - odpowiedział pytaniem na pytanie.
- Ufam, ale...
- To bądź bardziej cierpliwa. Prawie jesteśmy.
Szliśmy jeszcze kilka minut i w końcu stanęliśmy. Opuścił rękę i zobaczyłam całkowicie ciemną alejkę. 
- I.. To tyle?
- Zaczekaj - szepnął mi do ucha i już po chwili rozbłysły starodawne latarnie, lampki na drzewach, balkonach i ogrodzeniach. To było coś niesamowitego... Coś magicznego!
- Wiesz... - zaczął Jorge. - Twoje oczy błyszczą piękniej niż te wszystkie lampki i gwiazdy razem wzięte...
- Dziękuję...
Po raz trzeci tego dnia zaczęliśmy się do siebie przysuwać. Znów dzieliły nas centymetry, potem milimetry... Czułam jego oddech na moich ustach i... Podszedł do nas mężczyzna ze skrzypcami.
- Przyłączcie się do tańca! - zawołał. Dopiero wtedy zobaczyłam grupę ludzi ustawiających się do tańca. Mężczyzna pchnął nas do grupy i już nie mieliśmy wyboru. Muzyka zaczęła grać a my tańczyć. Moi partnerzy zmieniali się tak szybko, że nie mogłam odróżnić twarzy. W końcu trafiło na Jorge. Złapał mnie w talii, zatrzymaliśmy się w samym środku tańczących i... pocałowaliśmy się.
Poczułam gorący dreszcz i ogarniającą mnie przyjemność i spokój. Czułam, że się zakochałam. I wiedziałam, że on też to czuje. Oderwaliśmy się od siebie. Oboje mieliśmy świecące oczy i rumieńce. Dookoła nas rozległy się oklaski. Jeden z grajków dał Jorge różę, a on dął ją mi. To była najpiękniejsza czerwona róż jaką widziałam. Objął mnie ramieniem i poszliśmy dalej rozświetloną alejką. Żadne z nas się nie odzywało. Wystarczyło, że był przy mnie, a ja przy nim. Co jakiś czas czułam tylko, jak całuje mnie w czubek głowy albo mocniej ściska za ramię. To był magiczny wieczór, którego nie zapomnę do końca życia.


___________
Fajny? :)
Tak szczerze, jestem zadowolona. Długo go pisałam, ale chciałam, żeby był dopracowany i... specjalny.
Mam nadzieję, że Wam tez się spodobał.
Te Quiero

sobota, 23 listopada 2013

Rozdział 44

Tini
- Witam. Nazywam się Maria Garcia. Będę was uczyła matematyki, tak jak w zeszłym roku. I mam nadzieję, że w tym roku bardziej się przyłożycie do przedmiotu. W zeszłym roku byłam wam bardzo rozczarowana. A teraz przejdźmy do lekcji. Powiedzcie, co wiedzie o funkcji homologicznej i przesunięciu jej wykresu o wektor [p;q]?
W klasie panowała grobowa cisza. Wszyscy bali się odezwać... Albo nikt nie wiedział. Ja uczyłam się tego ostatnio z byłą guwernantką. Wahałam się, ale w końcu podniosłam rękę. Wszyscy popatrzyli na mnie ze zdziwieniem, a Mel z drwiącym uśmieszkiem.
- Proszę panno...
- Stoessel - powiedziałam po czym odpowiedziałam na pytanie. Nauczycielka uśmiechnęła się i powiedziała:
- Widzę, że nareszcie będzie z kim porozmawiać. Dobrze, teraz proszę zapisać...
Po czterdziestu minutach wyszliśmy z klasy. 
- Powiem szczerze, że przez chwilę myślałem, że zwariowałaś - zaśmiał się Jorge. - Dasz mi korki z matmy?
- Bardzo śmieszne.
- Ale ja mówię serio. Co powiesz na... piątek wieczór?
- Ok - uśmiechnęłam się. - U mnie czy u ciebie?
- U ciebie, jeśli to nie problem. Ja mam młodszego brata...
- Dobrze. Co teraz mamy?
- Biologię. Chodź. Tym razem usiądziemy gdzieś z tyłu.
Kilka następnych lekcji minęło tak samo. Nauczyciel się przedstawił, zadał jedno pytanie, żeby nam udowodnić, że nic nie wiemy i potem prowadził normalnie lekcje. Na wszystkich siedziałam z Jorge. Po prostu dzień moich marzeń! Na przerwie na lunch siedziałam z całą paczką moich nowych przyjaciół. Umówiłam się z Valerią i Mechi na zakupy. Potem była już tylko jedna godzina: angielski. Okazało się, że Jorge umówił się wcześniej z Diego, że będą siedzieli razem.
- Nie gniewasz się?
- Jasne, że nie - uśmiechnęłam się. 
- Ja z tobą usiądę - powiedziała Val. 
Poszliśmy wszyscy do sali. Tam czekał już na nas nauczyciel. 
- Witajcie po wakacjach moja ulubiona klaso. O! Widzę jakąś nową twarz. Przedstawisz się? - zwrócił się do mnie.
- Nazywam się Martina Stoessel.
- TA Tini Stoessel? Uwielbiam twoje piosenki. Możesz do mnie mówić Rodrigo.
- Dziękuję - uśmiechnęłam się. 
- Dobrze. Na początek mm pytanie: kto jest chętny na wycieczkę do Paryża?
- Ja!!! - cała klasa krzyknęła chórem.
- Rodrigo organizuje najlepsze wycieczki w całej szkole - szepnęła mi na ucho Valeria. 
Na lekcji było dużo śmiechu i wszyscy byli wyluzowani. Każdy się odzywał i nawet, jeśli źle odpowiedział, nie bał się, że dostanie jedynkę. Po lekcji poszłam do szafki odnieść podręczniki. Zdecydowanie moim ulubionym przedmiotem jest angielski. Odłożyłam książki i zamknęłam szafkę. 
- Rany boskie! - krzyknęłam. Za drzwiami mojej szafki stał Jorge i szczerzył zęby. - Wystraszyłeś mnie! - walnęłam go w klatę. I to był błąd. Po pierwsze, rozbolała mnie ręka. A po drugie... jego klata... On musi coś ćwiczyć! - AUĆ!!!
- Tini, nic ci nie jest? - zapytał zatroskany.
- Nic, tylko trochę boli. Ćwiczysz coś?
- Jeżdżę na motocrossie, biegam i robię pompki. A co?
- Niic... Masz twardą klatę.
- Dzięki - uśmiechnął się. - To jak będzie z tym wesołym miasteczkiem?
- Możemy już iść.

Mechi
- Dziewczyny, wiecie, gdzie idą Tini i Jorge?
- Nie - odpowiedziała Valeria.
- Śledzimy ich? - zapytała Lodo.
- Kogo chcecie śledzić? - usłyszałyśmy głos Diego.
- Jortini - odpowiedziała Cande.
- Kogo? - zapytał Xabi.
- JORge i TINI - wyjaśniłam.
Dlaczego im zawsze wszystko trzeba tłumaczyć. I zawsze trzeba powiedzieć im dokładnie o co chodzi. Nigdy nie domyślą się sami, tylko trzeba im to wyłożyć jak na tacy. A co jeśli dziewczyna jest nieśmiała? Albo boi się odrzucenia? Nie zna uczuć chłopaka? Co wtedy?!?!
- Mechi? Mechi! MECHI!!
- Co?
- Znów myślałaś o Ruggero - powiedziała Lodo.
- Wcale nie! No dobra, trochę...
- Nie możesz mu powiedzieć, co czujesz?
- To nie takie łatwe...
- No właśnie to jest takie łatwe! Patrz idzie! Leć! - powiedziała i pchnęła mnie w stronę Ruggero. Dlaczego on mi to robi? Dlaczego nie rozumie, że ja nie dam rady mu tego powiedzieć?!
- Cześć Mechi! - przywitał się.

Ruggero
No dawaj stary. Teraz masz okazję powiedzieć jej co czujesz! Po prostu to powiedz.
- Tak myślałam... Czy nie mógłbyś...
- Tak?
- Nie. Zpaomnij. - powiedziała i chciała odejść, ale złapałem ją za rękę. Czułem, że to coś ważnego...
- No powiedz. Nie obrażę się - zażartowałem.
- Nauczyłbyś mnie włoskiego?
- Och... Ja-jasne. Nie ma sprawy. To może jutro u mnie? Dzisiaj nie mogę. Mam... Mam wizytę u dentysty.
- Ok - uśmiechnęła się.
Chodziło tylko o włoski... Pewnie poznała jakiegoś innego Włocha i chce mu zrobić niespodziankę... No mogłem się tego spodziewać...
- Cześć stary - powiedział Samu. - Idziesz z nami śledzić Jorge i Tini?
- Spoko - powiedziałem bez emocji. Lepsze to, niż użalanie się nad sobą. Na moje nieszczęście, Mechi też z nami poszła.
- Chwila! - zatrzymała nas Cande. - Jest nas za dużo. Musimy się podzielić! Rugg, Mechi i Samu idziecie pierwsi. Potem Facu, ja, Lodo i Xabi, w trzeciej grupie Diego i Val. A teraz idziemy.
Dlaczego on mi to zrobiła? Wyszliśmy ze szkoły i szliśmy kilkanaście metrów za Tini i Jorge. Szli i chyba się śmiali z czegoś. Ten to ma szczęście. Wszystkie dziewczyny na niego lecą. Nawet Tini Stoessel! Ida do wesołego miasteczka... Też zabrałbym tam Mercedes, ale ona pewnie pójdzie ze swoim Włochem! Życie jest do bani...


_________
Jakoś ciężko mi się pisało ten rozdział...
Jutro wieczorem dam następny i może uda mi się wplątać więcej akcji...

Rozdział 43

Tini
Po kilku minutach już byliśmy pod szkołą.
- Zdenerwowana? - zapytał Fran.
- A jak ci się zdaje?
Wysiedliśmy z samochodu, a do mojego brata od razu podeszła grupa jego kumpi.
- Cześć Tini! Świetnie wyglądasz, ale co ty tu robisz? - zapytał Carlos.
- Dzięki, będę się tu uczyła - uśmiechnęłam się.
- Powodzenia - usłyszałam od nich. Chyba przesadzają. Na pewno nie może być aż tak źle...
Weszliśmy do szkoły. Korytarz był pomalowany na kolor kości słoniowej. Przy ścianach stały rzędy szafek. Przy niektórych stali uczniowie. Witali się ze sobą, rozmawiali i wyciągali książki. To było jak scena z jakiegoś filmu... Dopiero po chwili zobaczyłam, że Fran gdzieś poszedł. No tak... Zawsze jak jest najbardziej potrzebny - znika. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam korytarzem. Muszę znaleźć sekretariat... Po chwili zaczęłam słyszeć jakieś szepty, a niektórzy nawet wskazywali na mnie placami.
- To przecież Martina Stoessel!
- Co ona tu robi?
- Myślisz, że będzie tu nagrywała jakiś teledysk?
- O matko! To Tini Stoessel!
Właśnie takie szepty słyszałam pokonując korytarz. Postanowiłam podejść do grupy dziewczyn i zapytać, gdzie jest sekretariat.
- Cześć. Jestem Tini...
- Wiemy! Dasz nam swój autograf?
- Jasne - uśmiechnęłam się i podpisałam w pięciu zeszytach. - Wiedzie, gdzie je... - Nie skończyłam nawet zdania, gdy one znikły i poszły się chwalić autografem... Czy tu nie chodzi nikt normalny? Odwróciłam się i kilka szafek dalej zobaczyłam Mechi z jakąś rudowłosą dziewczyną. Chciałam do niej podejść. Ona też mnie zauważyła i pomachała. Byłam prawie przy niej, gdy drogę zagrodziła mi jakaś blondynka. 
- Cześć Tini! Dawno się nie widziałyśmy! - zawołała tak, żeby cały korytarz ją usłyszał. - Świetnie wyglądasz!
- My się znamy? - zapytałam.
- Nie poznajesz mnie? Zabawna jesteś! Przecież ja jestem Mel. Najfajniejsza dziewczyna w tej galaktyce!
- Ach tak! Teraz pamiętam - nagle mnie olśniło. - To ty na koncercie w Madrycie wdarłaś się za kulisy i moich dwóch ochroniarzy musiało cię wyprowadzić! - krzyknęłam, może trochę za głośno. Ludzie na korytarzu zaczęli się śmiać. 
- Pożałujesz tego! Mel odchodzi! - zawołała i pstryknęła palcami. Za nią jak cienie poszły dwie dziewczyny.
- No to było coś! - odwróciłam się i zobaczyłam Facu. - Cześć Tini! - powiedział i cmoknął mnie w policzek. Zauważyłam, że rudowłosa dziewczyna trochę się spięła. Facu musi się jej podobać.
- Cześć. 
- Tini, to jest Cande.
- Miło mi.
- Mi też - powiedziała i uśmiechnęła się. Po chwili dołączyli do nas jeszcze Diego, Xabi, Rugg, Jorge, Fran, jakiś ciemnoskóry chłopak i brunetka.
- Cześć - przywitali się wszyscy. - Tini, to jest Samuel, a to Valeria. Resztę znasz - uśmiechnął się Xabi.
- Tak. Cześć wszystkim. Powie mi ktoś gdzie jest sekretariat? - zapytałam.
- Zaprowadzę cię - od razu wyrwał się Jorge. Poczułam, że się rumienię i kiwnęłam głową.
- Jak ci się u  nas podoba?
- Jest fajnie... Z wyjątkiem togo, że większość traktuje mnie jak zwierzę w zoo...
- Nie przejmuj się. Przyzwyczają się. Po prostu jesteś pierwszą sławną osobą w tym liceum. A Mel się nie przejmuj. Ona już taka jest. No to jesteśmy. Zaczekam tu na ciebie. Powiedział i uśmiechnął się szeroko.
W sekretariacie otrzymałam numer szafki z szyfrem, plan lekcji i instrukcje dotyczące zasad panujących w szkole. Wyszłam z gabinetu. Jorge stał oparty o ścianę z założonymi rękami. Wyglądał niesamowicie i szarmancko.
- Który numer szafki?
- 187. - Jorge uśmiechnął się jeszcze szerzej. - O co chodzi? - zapytałam.
- To tuż obok mojej. Ja mam 186.
Poszliśmy razem do szafek. Zostawiłam podręczniki i wzięłam tylko matmę. Na korytarzu było już prawie pusto. Jorge wyjaśnił, że każdy chce zająć jak najlepsze miejsca. Weszliśmy do sali, gdzie mieliśmy mieć zajęcia. Jedyna wolna ławka była tuż przy biurku nauczyciela. To oznaczało, że mieliśmy najgorsze miejsce. Tak "MY", bo to JEDYNE wolne miejsca. W środku cała skakałam! Będę siedziała z Jorge! Usiedliśmy i do sali wkroczyła starsza kobieta z włosami spiętymi w ścisły kok. Na nosie miała prostokątne okulary. Ubrana była w czarną spódnicę do kolan, białą koszulę i czarną marynarkę. Wyglądała na surową i groźną... Szczerze? Bałam się jej. Miała bardzo świdrujące spojrzenie. Jorge musiał zauważyć, że się zestresowałam, bo poczułam uścisk jego ręki na mojej. Poczułam ciepło w całym ciele i jakiś taki spokój...

_____________
Kolejny wieczorem :D
Przepraszam, że wczoraj nie dodałam. Nie gniewacie się?

środa, 20 listopada 2013

Rozdział 42

Tini
Siedzieliśmy przez chwilę w ciszy. Ukradkiem zerkałam na niego. Miał niesamowicie piękne oczy i urocze dołeczki na policzkach. Jak to możliwe, że jest taki przystojny? I te jego usta...
- Emm... Tini? Żyjesz?
- Co? Tak. Nie? Przepraszam... Za-zamyśliłam się ja - tak Tini, brawo za składnię! Ale te jego oczy... - To o co pytałeś?
- Czy nie chciałabyś pójść ze mną do wesołego miasteczka.
- Wesołego miasteczka?
- Nie lubisz.
- Lubie, tylko...
- Za wcześnie? Chcesz powiedzieć, że za krótko się znamy? Rozumiem.
- Nie, Jorge - powiedziałam i złapałam go za rękę, bo chciał wstać. Poczułam przyjemny dreszcz przechodzący mi przez rękę, a potem przez całe ciało. - Chodzi o to, że teraz nie mam czasu, bo muszę dokończyć zakupy, a potem jadę do studia nagraniowego. Ale możemy iść jutro po szkole - uśmiechnęłam się.
- Super - odwzajemnił uśmiech. Wygląda jak grecki Adonis... Ogarnij się Tini.
- Tu masz mój numer telefonu - dałam mu kartkę. - Muszę lecieć. Pa - powiedziałam i pomachałam na pożegnanie. Mama czekała na mnie przy wejściu do księgarni.
- No ile można na ciebie czekać! Chodź tu szybko. Przez to spóźnimy się do studia, a wiesz że Enrique nie lubi, jak się spóźniasz. Hej! Ziemia to Tini! Dobrze się czujesz? - zapytała i dotknęła mojego czoła. - Tini, ty masz gorączkę!
- To nic takiego mamo. Czuję się świetnie. Chodźmy po te książki...
Mama rozmawiała z ekspedientką, a ja myślałam o Jorge... Bardzo mi się podoba i ja jemu chyba też... Albo po prostu jest miły. Albo chce mieć sławną dziewczynę... Nie. On taki nie jest. Chyba... Nie! Na pewno nie! Mama zapłaciła za książki i wyszłyśmy z galerii. Na parkingu czekał już na nas Fran w samochodzie. 
- I jak zakupy? - zapytał, gdy wsiadłyśmy.
- Super - odpowiedziała za mnie mama. - Jedź, bo już jesteśmy spóźnieni.
W studiu jak zawsze panował ogromny harmider. Enrique, przyjaciel taty i "opiekun" mojej kariery muzycznej, trochę się po wyżywał na mnie, ale po chwili siedziałam już w salce i nagrywałam wokal na nowa płytę. Fran oczywiście robił zdjęcia.
- Tini! Tini! - zaczęła krzyczeć Clara, moja menadżerka. - Chodź tu szybko!
- CO? Co się stało?
- Właśnie dzwoniła do mnie asystentka jednego z najsłynniejszych projektantów. Chce, żebyś wystąpiła w jego następnym pokazie! Zgadzasz się?
- Tak. Tak. TAK!!! - zaczęłam krzyczeć i skakać z radości. Zawsze o czymś takim marzyłam. Zrobiłam krótką przerwę, żeby Clara mogła oddzwonić i zaczęłyśmy skakać razem.

Jorge
Cały czas myślę o Tini... Jest taka śliczna. Ma piękne brązowe oczy i włosy. I anielski głos... Nie wierzę, że zgodziła się iść ze mną do wesołego miasteczka! To najszczęśliwszy dzień w moim życiu. I jeszcze będzie chodziła ze mną do jednej klasy. 
- Jorge, kolacja! - zawołała moja mama. Umyłem ręce i zszedłem na dół. Mój młodszy brat już rozchlapywał sok pomarańczowy po stole.
- Nick, uważaj! Mam cały talerz w soku! - zamiast mi odpowiedzieć, pokazał mi język. Spojrzałem na niego groźnie, wziąłem go na ręce, zaniosłem do salonu i zacząłem łaskotać. 
- Jorge, przestań, bo czkawki dostanie - powiedział tata, ale śmiał się cicho. I faktycznie, jak dałem już spokój małemu, dostał czkawki. Mama nałożyła nam kolację na talerze i zaczęliśmy jeść. Nick cały czas podskakiwał na krześle, a ja tak się śmiałem, że zacząłem się krztusić. Po chwili sam dostałem czkawki. Tego było już  za dużo. Ja, Nick i tata zaczęliśmy się śmiać jak kretyni, a mama próbowała nas uspokoić.
- Posiłki w tym domu coraz bardziej zaczynają przypominać jakiś cyrk! Jeszcze trochę i wszyscy trzej będziecie jeść razem z Alexem - w budzie! Rodrigo, mógłbyś zachowywać się jak dorosły? Nick przestań się śmiać, bo się udusisz, a ty... - zwróciła się do mnie. Byłem cały czerwony na twarzy próbując zdusić śmiech. Mamie zaczęły drgać kąciki ust i po chwili sama zaczęła się śmiać. - No już - powiedziała po dziesięciu minutach. - Wystarczy tego dobrego. kończcie kolację i do łóżek. Jutro trzeba wcześnie wstać. 

Lodo
- Mechi, która sukienkę mam założyć? - zapytałam po raz kolejny. Jutro pierwszy dzień szkoły i chciałabym wyglądać przyzwoicie. 
- Białą. Nie! Niebieską! Nie wiem... Obie są śliczne... Ubierz się najpierw w jedną, a potem w drugą. Wyślę zdjęcia do Cande i Valerii, może one pomogą.
- A co z Albą?
- Ona wraca z Francji dopiero za tydzień. 
- A... co myślisz o Tini?
- Podoba się Jorge. - powiedziała i po chwili dodała. - I fajnie, że będzie chodzić z nami do szkoły. Tylko, że niektórzy nie dadzą jej żyć. Taka Mel na przykład... Uważa się za jej największą fankę i najlepszą przyjaciółkę. Myślisz, że serio się znają?
- Trzeba się będzie zapytać. Wiesz co? Założę niebieską. A ty jak się ubierasz?
- Standard: biała bluzka, zielona spódnica i czarne buty.
Reszta wieczoru minęła nam na zgadywaniu w co ubierze się Martina i planowaniu makijażu. 

Następnego dnia rano
Tini
- Fran! Jeśli zaraz nie wyjdziesz z tej łazienki, to przysięgam, że w nocy wejdę do twojego pokoju i obetnę cię na łyso!
- No już! Rany... - powiedział i wyszedł z łazienki w samym ręczniku na biodrach. - Po co ten pośpiech? To tylko szkoła.
- Dla ciebie tak, ale dla mnie to... To nowa przygoda w życiu. Jeszcze nigdy nie chodziłam do normalnej szkoły.
- Uwierz mi: po tygodniu ci się odechce. Za pół godziny czekam w samochodzie - powiedział i zamknął się u siebie. 
Ja wpadłam do łazienki, umyłam i szybko wysuszyłam głowę, pomalowałam się za założyłam przygotowany wczoraj wieczorem zestaw. Uczesałam się, zabrałam torbę i wyszłam z domu. Serce waliło mi jak oszalałe, ale powtarzałam sobie, że będzie dobrze. No właśnie... Będzie dobrze.


__________
I jak? Może być?
Mam wrażenie, że jest trochę nudny...
Następny w piątek po południu, chyba, że uda mi się jutro znaleźć trochę czasu ;)

LBA

Bardzo dziękuję za nominację do LBA. Dziękuję Nikoletta W <3

Pytania:
1. Jak masz na imię?
Hania
2. Ile masz lat?
16
3. Ulubiona postać z Violetty i czemu ona?
Hm... Chyba najbardziej lubię Violę, bo trochę się z nią utożsamiam i Fran, bo jest bardzo pozytywną postacią.
4. Ulubiona serialowa para?
Marcesca
5. Czy lubisz Ruggero Pasquarelli (serialowy Federico)?
Bardzo :3
6. Czytasz mojego bloga?
Niestety nie :( Nie mam czasu czytać nic, oprócz lektur :(
7. Twoje marzenie?
Być w 100% szczęśliwą i żeby spełniły się WSZYSTKIE moje marzenia :D
8. Ile czasu prowadzisz bloga?
24 będą trzy miesiące :) I obiecuję dłuugi rozdział ;)
9. Plany na przyszłość?
Zdać jak najlepiej maturę, a potem medycyna 
10. Co najbardziej cenisz u swoich przyjaciół?
To, że zawsze mnie wysłuchają, pocieszą, sprawią, że się uśmiechnę i nigdy nie zostawią samej <3
11. Co inni o tobie mówią?
A to różnie XD Większość uważa mnie za cichą i grzeczną, część za kujonkę i mola książkowego, a są też osoby, które mają mnie za oportunistę i wredną zołzę, tylko dlatego,m ze nie dałam im spisać zadania z matmy ;p


Nominacji nie dodaję, bo zrobiłam to niedawno :) Postaram się dodać rozdział w piątek po południu :)
I przepraszam, że nie dodałam w niedzielę, ale wróciłam do domu później niż planowałam...
Kocham Was <3

sobota, 16 listopada 2013

Rozdział 41

Tini
Od godziny byłam na nogach. Obudziłam się o 5 i nie mogłam zasnąć. Wzięłam prysznic, a teraz stoję przed szafą i myślę w co się ubrać. Ostatecznie postawiłam na ten zestaw. Uczesałam włosy i zeszłam na dół. Fran i mama jedli śniadanie, a tata rozmawiał z kimś przez telefon. Wzięłam swój ulubiony kubek i nalałam sobie kawy. Usiadłam obok brata i zrobiłam sobie kanapkę z dżemem jagodowym.
- Dobrze, bardzo pani dziękuję. Do widzenia - powiedział tata i się rozłączył. 
- Z kim rozmawiałeś? - zapytałam.
- Z dyrektorką liceum.
Zatrzymałam rękę z kanapką w połowie drogi do ust.
- I...?
- Od jutra jesteś uczennicą - uśmiechnął się. 
Pisnęłam i skoczyłam mu na szyję. Była mega szczęśliwa. 
- Mamo, idziemy dzisiaj na zakupy. Muszę sobie kupić więcej normalniejszych ubrań i książki, i...
- Spokojnie, wszystko po kolei Tini. Najpierw śniadanie.
Można powiedzieć, że pochłonęłam całą kanapkę za jednym razem. Dopiłam kawę i pięć minut później siedziałam już w samochodzie. W galerii handlowej biegałam od sklepu do sklepu, a mama czekała tylko na mnie przy kasie. Nie obyło się również bez rozdania kilku autografów. 

Jorge
Diego cały czas się upiera, że wczoraj widział Tini Stoessel. Na początku myślałem, że się zgrywa, ale teraz nie jestem taki pewny... Zawsze gdy żartuje, a ktoś go przejrzy - poddaje się, a tu nie... Może na serio ją widział.
- Hej Diego! - zawołał Xabi. - Patrz kto tam stoi - wskazał na sklep G-Factory. Przed wejściem stał stend z Tini. 
- Stawajcie. Zrobię wam zdjęcie - powiedział Facu i wyjął telefon. - Rugg, ty nie stajesz?
- Ja idę do PRAWDZIWEJ Tini - odpowiedział i poszedł przed siebie. 
- Pokaż jak wyszło! - zawołał Xabi, a ja zobaczyłem Ruggero obok... TINI!

- Patrzcie - powiedziałem i pokazałem na niego.

Tini
Poszedł do mnie przystojny chłopak i poprosił o autograf.
- Jestem Ruggero. Fajnie cię poznać.
- Mi tez jest miło - uśmiechnęłam się. - Jesteś Włochem?
- Tak - odwzajemnił uśmiech. - Zaprosiłbym cię na lody, ale kumple na mnie czekają - wskazał na grupę chłopaków, którzy powoli się do nas zbliżali. Poznałam wśród nich Diego.
- Może pójdziemy wszyscy? - zaproponowałam.
- Jeśli chcesz - powiedział zadowolony. Wysłałam mamie sms-a gdzie mnie znajdzie za godzinę i podeszłam z moim nowym znajomym do chłopaków.
- Cześć - przywitałam się. 
- Cześć - zawołali chórem.
- Fajnie cię znów widzieć, Diego - uśmiechnęłam się.
- Ciebie też.
- Chcesz nam powiedzieć, że na serio na niego wpadłaś na lotnisku? - zapytał brunet w czapce z daszkiem. Ja tylko przytaknęłam głową. Chłopak zdjął czapkę (ma takie urocze loczki) i powiedział. - Zwracam honory, stary. 
- Nie wierzyli ci?
- Nie - powiedział. - A tak w ogóle to to jest Facu - wskazał na chłopaka w czapce. - To Xabi, a to Jorge. Ruggero już znasz. - Dopiero, gdy mi ich przedstawiał zwróciłam uwagę na blondyna z zielonymi oczami... Jorge. Jest naprawdę przystojny.
- Idziemy na te lody? - zapytał Włoch i razem poszliśmy do kawiarni. Przy jednym ze stolików siedziały dwie dziewczyny - brunetka i blondynka, które zaczęły machać w naszą stronę. Chłopacy podeszli do nich, a ja za nimi.
- Cześć - przywitały się jednocześnie. - Hej, wyglądasz zupełnie jak Martina Stoessel - zawołała blondynka.
- To jest Tini - powiedział Xabi, a ja tylko się uśmiechnęłam.
- O mój bosz... faktycznie! Jeju! Uwielbiam twoje piosenki! 
- Dzięki - powiedziałam lekko zmieszana.
- Tak w ogóle, to jestem Mechi, a to moja przyjaciółka Lodo. 
- Miło mi - powiedziałam. 
Zamówiliśmy lody i razem usiedliśmy przy większym stoliku. Moi nowi znajomi opowiadali sobie na wzajem o wakacjach. Ja tylko siedziałam i słuchałam.
- A ty Tini gdzie byłaś? - zapytała Lodo.
- Na Karaibach z rodzicami i bratem - uśmiechnęłam się.
- Idziesz gdzieś do szkoły? - zapytał Facu.
- Tak. Dzisiaj tata mnie zapisał do liceum, tu niedaleko.
- A wiesz do której klasy? - zapytała Mechi z tajemniczym uśmiechem.
- Do 2c.
- No więc, witamy w naszej klasie - uśmiechnął się Xabi. 
Ucieszyłam się, że będę znała chociaż kilka osób. Oni są na prawdę fajni. 
- Słuchajcie, ja i Lodo musimy już lecieć - powiedziała Mercedes. Dziewczyny wstały i poszły. 
- Ja, Facu i Diego też spadamy. Musimy jeszcze kupić kilka rzeczy do szkoły.
I tym oto sposobem zostałam sama z Jorge...

___________
Podoba się? :D Mam nadzieję, że tak :)
Jutro rozdział pojawi się najwcześniej o 18 :)

poniedziałek, 11 listopada 2013

Rozdział 40

Tini
- Tini, chodź bo się spóźnimy!
- Już idę!
Dopisałam jeszcze słowo Koniec i moje "dzieło" było gotowe. Całe wakacje pisałam tę książkę. Najpierw chciałam szczęśliwe zakończenie, ale życie to nie film. To dlatego Violetta, bohaterka mojej książki zginęła. Chociaż nie jest to do końca smutny koniec, bo Leon wciąż ją kocha i nigdy nie przestanie. Teraz wystarczy pojechać do wydawnictwa i... Może coś z tego wyjdzie. 
- No idziesz czy nie? - zawołał Fran.
- Już!
Dlaczego tak im się śpieszy? Ja nie chcę wyjeżdżać z Karaibów to Beunos Aires. Tu jest cicho, spokojnie i pięknie, a tam... Też jest pięknie, ale jest o wiele więcej ludzi. Ale co ja mogę? Wakacje się skończyły i czas wracać do pracy. Cały poprzedni rok to były koncerty, koncerty i jeszcze raz koncerty. Może dlatego doceniłam ten wyjazd. W końcu nikt mnie nie męczył, żebym zaśpiewała jeszcze coś.  Wzięłam jeszcze torebkę i wyszłam z pokoju. Przed hotelem czekała już na nas limuzyna. Mój kochany braciszek oczywiście wskoczył do niej jako pierwszy. 
- Co powiesz na ostatnie zdjęcia z Karaibów?
- Chciałeś powiedzieć z limuzyny - poprawiłam go.
- Wszystko jedno - powiedział i wyjął aparat. Było już na nim ponad 3000 zdjęć. Wszystkie robił Fran albo ja. 


- A teraz chowaj ten aparat - powiedziałam. Miałam już dość zdjęć, tym bardziej, że gdy tylko wylądujemy dopadnie mnie ekipa fryzjerów i makijażystów, bo będę brała udział w reklamie zegarków G-Factory. Wyjęłam z torebki iPoda i włączyłam ulubione piosenki. Droga z hotelu na lotnisko minęła mi bardzo szybko, a lot - jeszcze szybciej. Na lotnisku widziałam rodziny wracające z wakacji, przyjaciół witających się ze sobą... Ja nie miałam wielu przyjaciół. Fran ma ich więcej, bo chodzi do normalnej szkoły.
- Tato?
- Tak Tini?
- Mogłabym chodzić do normalnego liceum? - zapytałam, ale wiedziałam jaka będzie odpowiedź.
- Jesteś pewna? Jesteś znaną osobą...
- Wiem, ale chcę mieć w końcu prawdziwych przyjaciół, a nie stylistów.
- No dobrze. Zobaczymy z mamą co da się zrobić.
- Dziękuję, dziękuję, dziękuję!!!
Nie wierzę, że się zgodził. Zabrałam walizkę i nawet nie zwracałam uwagi, gdzie idę. Cały czas myślałam jak to będzie w zwyczajnej szkole... Nagle na kogoś wpadłam, a ponieważ szłam szybko - przewróciłam się.

Diego
Czekałem na Jorge, mojego najlepszego kumpla, który dzisiaj miał wrócić z Włoch razem z Ruggero i Lodo. Całe lato ich nie widziałem. Poczułem, że ktoś na mnie wpadł. Odwróciłem się i zobaczyłem piękną dziewczynę leżącą na ziemi. Wydała mi się dziwnie znajoma. 
- Pomogę ci - powiedziałem i podałem jej rękę.
- Dzięki - uścisnęła ją i wstała. Miała śliczne brązowe oczy i włosy. Skąd ja ją znam. - Przepraszam, nie patrzyłam, gdzie idę.
- Nic się nie stało. Jestem Diego.
- Tini.
- Tini Stoessel? - nareszcie ogarnąłem, dlaczego wydawało mi się, że ją znam.
- Tak - powiedziała zmieszana. 
- Sorry. Nie chciałem tak krzyknąć. Po prostu... Masz świetne piosenki. I ten... 
- Dzięki - uśmiechnęła się ślicznie. - Przepraszam, ale muszę już iść - wzięła walizkę i ruszyła.
- Do zobaczenia! - zawołałem za nią, a ona się uśmiechnęła. 
Poczułem czyjąś rękę na ramieniu. Za mną stał Jorge, a obok Ruggero i Lodovica.
- Nie zgadniecie, z kim przed chwilą rozmawiałem - zrobiłem pauzę - z Tini Stoessel!
- Jaasne, a ja jestem geniuszem matematycznym - powiedział Rug. 
Wszyscy się zaśmiali i już po chwili siedzieliśmy w moim samochodzie. Jeszcze im udowodnię, że mówiłem prawdę.

Tini
- Kim był ten brunet?
- Nie wiem.
- Jak miał na imię?
- Diego.
- Skąd go znasz?
- Nie znam.
Właśnie taką rozmowę prowadziłam z moim bratem od godziny. Nie dawał mi spokoju. Cały czas się pytał czy mi się podoba, czy zamierzam się z nim jeszcze zobaczyć i czy dał mi swój numer.
- Fran, idź już! Muszę się skupić.
- To powiedz, czy ci się podoba.
- Tak, podoba. Zadowolony? A teraz spadaj. - powiedziałam i minęłam go. Poszłam do sali, gdzie miały być robione zdjęcia. Po trzech godzinach miałam w końcu wolne! Fotograf zgrał mi fotki na płytę i pojechałam z rodzicami i bratem do domu. Wzięłam długi prysznic i zaczęłam przeglądać efekty mojej pracy:











Byłam zadowolona. Zdjęcia wyszły świetnie i już jutro pojawią się w internecie, gazetach, na bilbordach i w sklepach. Związałam jeszcze włosy w kitkę, położyłam się do łóżka i zgasiłam lampkę. Jutro też się okaże czy będę chodziła do zwyczajnego liceum... Zasnęłam myśląc o tym i o chłopaku z lotniska. Fajnie byłoby go znów zobaczyć...


_________
To jeszcze nie koniec :D
Mam nadzieję, że Wam się podoba :D

sobota, 9 listopada 2013

Rozdział 39 + LBA

Otrzymałam kolejną nominację do LBA. Bardzo dziękuję Malffu Verdas :*
Pytania:
1. Leonetta vs. Diegoletta vs. Tomasetta ?
Hm... Chyba Diegoletta :)
2. Ulubiona piosenka z Violetty, i tak ogólnie naj ?
Z Violetty - Salta, a tak ogólnie to Black Stone Cherry - All I'm Dreamin' Of
3. Najładniejszy chłopak z Violetty ? 
Diego :D\
4. Kto jest twoim wzorem do naśladowania ?
Jest kilka takich osób, między innymi moja ciocia :)
5. Kto jest twoim idolem ?
Tini Stoessel i Emma Stone
6. Od kogo autograf chciałabyś dostać najbardziej ?
Uff... Od Tini, Jorge, Diego, Lodo, Emmy Stone, Chrisa Evansa, Jakuba Wesołowskiego i wieelu innych osób :D
7. Masz najlepszego przyjaciela / przyjaciółkę ?
Tak, nawet trzy :D 
8. Violetta vs. Austin&Ally ?
Violetta, zdecydowanie
9. Jorge Blanco vs. Ross Lynch ?
Jorge Blanco :)
10. Podoba ci się ktoś?
Oj tak :3
11. Piszesz pamiętnik?
Tak, od dwóch lat :)



Nominacji nie dodaję, bo zrobiłam to ostatnio :)


A teraz rozdział z dedykacją dla Gabi7138 i Martyny Verdas :D

Odwróciłam się i nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Przede mną stał Diego! Stałam i patrzyłam na niego. Nie mogłam w to uwierzyć! Co on tu robi?
- Diego, to ty?
- Nie, Królewna Śnieżka. Jasne, że ja - zaśmiała się, a ja po chwili już się w niego wtulałam.
- Ale co ty tu robisz? Nie powinieneś siedzieć w więzieniu?
- Aż tak bardzo nie chcesz mnie tutaj?
- Nie, ale... Powiedz, że nie uciekłeś... - to było pierwsze, co mi przyszło do głowy. Przecież jeśli go teraz złapią, będzie miał jeszcze większe kłopoty!
- Nie uciekłam. Zwolnili mnie dzisiaj, bo ten facet, co dokonał morderstwa przyznał się do wszystkiego. Przepraszali mnie chyba z godzinę. Ciesze się, że cię widzę - powiedział i jeszcze raz mnie przytulił. - Chodź, pójdziemy do mnie i powiesz mi o wszystkim, bo wydaje mi się, że coś się stało. 
Poszliśmy do jego samochodu i ruszyliśmy. Przez okno zobaczyłam cień znikający za drzewami. Ciekawe, kto tak późno wychodzi na spacer... Chociaż ja sama nie jestem lepsza. Gdy byliśmy na miejscu, Diego pomógł mi wyjść z samochodu i poszliśmy do domu. Było w nim zimno, ale przecież ostatnio nikt tam nie mieszkał. 
- Masz koc. Siadaj, a ja rozpalę w kominku.
Po dziesięciu minutach siedzieliśmy na dywaniku koło ognia i piliśmy gorącą czekoladę. Przytuliłam się do przyjaciela. Strasznie mi go brakowało. Dobrze, że już wyszedł. 
- To powiesz mi o co chodzi?
- Pokłóciłam się z Leonem - powiedziałam.
- Aż tak, że uciekłaś z domu?
- Nie uciekłam. Poszłam do rodziców, bo musiałam się komuś wygadać, ale oni mi nie odpowiadali.
- Wiesz, myślę, że nie byłoby z tobą najlepiej gdybyś ich słyszała - uśmiechnęłam się delikatnie. Diego wie, jak mnie pocieszyć, tak jak Leon... Ale teraz to przez niego potrzebowałam pocieszenia. - No, mów. O co chodzi?
Powiedziałam mu wszystko po kolei i oczywiście zamoczyłam mu koszulkę łzami. Gdy to wszystko powiedziałam głośno, zdałam sobie sprawę, jak bardzo mnie zabolały jego słowa.
- Mam z nim porozmawiać?
- Nie Diego. To ja powinnam z nim porozmawiać. 
- Na pewno?
- Tak. Odwieziesz mnie do domu?
- A może zostaniesz na noc? Jest już 2 w nocy.
- Nie. Anna będzie smutna jak mnie nie zobaczy rano. 
Pół godziny później byłam już w windzie i jechałam do mieszkania. Ciekawe czy Leon śpi... Czy przejął się w ogóle, że wyszłam? Gdy weszłam do salonu zobaczyłam, jak siedzi na kanapie. Twarz zakrył rękami i powoli oddychał. 
- Leon... - powiedziałam niepewnie - musimy porozmawiać...
- O czym chcesz ze mną rozmawiać?!
- Nie krzycz, bo obudzisz Annę. Nie chcę się z tobą kłócić. Proszę porozmawiajmy na spokojnie.
- Teraz mi mówisz o spokoju?! A jak obściskiwałaś się z tym facetem, też myślałaś, że będę spokojny gdy się dowiem?!
- Jakim facetem? - o co mu chodzi? - Chyba kogoś ze mną pomyliłeś... I proszę cię, nie krzycz...
- Nie pomyliłem. Myślisz, że pozwoliłbym ci iść gdziekolwiek samej o takiej porze?! Jechałem za twoją taksówką i zobaczyłem, że usiadłaś przy rodzicach, a chwilę później ściskałaś się z jakimś facetem!
- To był Diego, kretynie! A skoro tak bardzo się o mnie bałeś, to sam mogłeś do mnie podejść i porozmawiać, a nie obserwować z krzaków!
- Marna wymówka... - spojrzałam na niego ze zdziwieniem. Jaka wymówka? Byłam na niego wściekła i łzy cisnęły mi się do oczu. - Myślisz, że uwierzę, że to był Diego?! On siedzi w więzieniu.
- Wypuścili go - powiedziałam, a Leon się zaśmiał. ON. SIĘ. ZAŚMIAŁ!!! - Nie wierzysz mi... Leon, ty mi nie wierzysz!!! I chcesz się ze mną żenić?! Związek powinien być oparty na zaufaniu! Tak samo było z Juanem! Nie uwierzyłeś mi, ale ci to wybaczyłam. Wtedy mogłeś być wściekły, ale teraz robisz to samo! Nie chcesz mnie słuchać, nie wierzysz mi, gdy mówię prawdę!!! Ucieszyłbyś się, gdybym ci powiedziała, że cię zdradzam i wcale nie jestem w ciąży z tobą?!! To chciałeś usłyszeć?! Chcesz, żebym przyznała się do czegoś, czego nie zrobiłam?! No to proszę - krzyknęłam, zdjęłam pierścionek i rzuciłam nim o podłogę. Nie wierzę, że Leon mógł mi coś takiego zrobić. - Chciałam z tobą spokojnie porozmawiać, ale ty znów nie chcesz mnie słuchać i mi nie wierzysz... - Widziałam na jego twarzy ból i smutek. Zrozumiał, co zrobił, ale było za późno. - Rano się wyprowadzam - powiedziałam i poszłam do sypialni. 

Rano, 12:26
Siedzę znów w swoim domu. Sama. Anna chciała zostać jeszcze dzisiaj z Leonem, a ja nie miałam siły jej mu zabierać. Za chwilę ma do mnie przyjść Fran i pomóc mi się rozpakować. Diego jej o wszystkim powiedział, ja nie byłam w stanie. Wiem, ze ona powtórzyła to dziewczynom, a Lara i Lu rozmawiały już z Leonem. A Leon... Dzwonił do mnie całą noc. Wysłał mi chyba z tysiąc sms-ów. Całą noc płakałam. Dzisiaj jestem czerwona, napuchnięta i pół-żywa. 
- Cześć Violu. Jak się czujesz?
- A jak mogę się czuć?
- No tak... głupie pytanie. Przyniosłam ci babeczki, bo pomyślałam, że nie jadłaś śniadania. Idę zrobić kawę.
Po pięciu minutach i rozpakowanym jednym pudle przyszedł mi do głowy pewien pomysł. 
- Fran, lecę na wakacje.
- Co?
- To co słyszałaś. Wyjadę z Buenos Aires do... Do Francji! Albo do Włoch. Po prostu muszę stąd wyjechać chociaż na miesiąc. 
- Myślę, że to dobry pomysł. Zadzwonię do rodziców i powiem im, że ich odwiedzisz - uśmiechnęła się do mnie. Czyli Włochy! 
Usiadłyśmy do laptopa i zamówiłyśmy bilet w jedną stronę do Rzymu. Pomogła spakować mi walizkę i pojechałyśmy na lotnisko. Lot miałam o 14, była 13.30. 
- Nie mów nic Leonowi. Sama do niego zadzwonię. Kocham cię Fran.
- Ja ciebie też Violu - powiedziała ze łzami w oczach.
Gdy zajęłam już swoje miejsce, zadzwoniłam do Leona.
- Violetta - odebrał po pierwszym sygnale.
- Leon, dzwonię, żeby ci powiedzieć, że lecę do Włoch, do rodziców Fran na dwa miesiące. Potrzebuję tego wyjazdu. Wyjaśnij to jakoś Annabeth.
- Kocham cię - Powiedział łamiącym się głosem. Chciał powiedzieć coś jeszcze, ale rozłączyłam się i rozpłakałam. Po chwili już leciałam.

Tego samego dnia o 15.34
·Leon·
Nie wierzę, że Viola wyjechała. Jak ja mogłem być taki głupi i znów jej nie uwierzyć?! Znów popełniłem ten sam błąd! Anna bawi się z Larą. Płakała, gdy jej powiedziałem, że Violetta wyjechała, ale teraz jest już okey. Włączyłem telewizor i...
- Samolot numer 3465 lecący z Buenos Aires do Rzymu rozbił się. Przyczyną prawdopodobnie było uszkodzenie jednego z silników. Zginęło 239 osób. Nikt nie przeżył. Więcej informacji podamy....
Nie słuchałem dalej... To niemożliwe!
- Lara! Dzwoń do Violetty!
- Nie odbiera usłyszałem po chwili i osunąłem się na podłogę.
- Leon co jest? - zapytała przerażona siostra.
- Violetta nie żyje.

Dziesięć lat później
- Anna, idziesz?
- Tak, już schodzę!
Po chwili moja ukochana córeczka zeszłą chodami ubrana tak. Małą wisiorek Violetty. Nigdy go nie zdjęła, odkąd jej go dałem na 10 urodziny. Teraz ma już 15 lat... I jest przepiękna!
- Czemu się tak patrzysz?
- Ślicznie wyglądasz - powiedziałem i pocałowałem ją w czoło. 
Zjechaliśmy windą na dół i wsiedliśmy do samochodu. Po piętnastu minutach byliśmy na miejscu. Szliśmy kawałek zielonymi ścieżkami. Gdy byliśmy na miejscu, poczułem łzy w oczach. Zawsze tak było... Minęło równo dziesięć lat, od kiedy Violetta zginęła. Przychodziłem tu codziennie przez pierwszy rok i co tydzień od 9 lat. I za każdym razem czułem się tak samo winny. Annabeth położyła kwiaty i usiadła obok mnie na ławce. Siedzieliśmy pół godziny w ciszy. 
- Tata, ja już idę. Za pół godziny mam próbę w Studiu.
- Dobrze, idź. Ja jeszcze chwilę posiedzę...
Pocałowała mnie w policzek, a po chwili widziałem jak idzie w kierunku Studia. Jestem z niej taki dumny... Odwróciłem się z powrotem. Siedziałem jeszcze chwilę. 
- Kocham cię Violetto...
- Ja ciebie też...
Odwróciłem się ale nikogo nie zobaczyłem. Poprawiłem jeszcze kwiaty i poszedłem do samochodu.

~Violetta~
Widziałam jak Leon odchodzi. On mnie nie widział i raczej nie usłyszał. Nadal go kocham. Kocham ich wszystkich. Wszyscy moi przyjaciele tu przychodzą. Ale Leon najczęściej. A Anna... Piękna z niej dziewczyna i ma śliczny głos. Towarzyszę jej na każdym kroku i wiem, ze ona mnie czuje. Szczególnie gdy śpiewa... 
- Violu, idziemy. - Usłyszałam i odwróciłam się. Zobaczyłam rodziców. Podeszłam do nich i przytuliłam. Razem poszliśmy dalej...
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
- Tini, chodź, bo się spóźnimy!!

___________
Jejciu... Ryczę i  ryczę... Ostatnie zdania pisałam chyba z pół godziny, bo litery mi się zamazywały... Dlatego przepraszam za ewentualne błędy. Mama nadzieję, że Wam się podoba :)

czwartek, 7 listopada 2013

Rozdział 38

Rozdział z dedykacją dla Gabi7138

Naty stała jak zaklęta. Na jej twarzy malowało się zdziwienie. Maxi wciąż klęczał z pudełeczkiem w ręku, a każdy w pokoju patrzył na brunetkę z wyczekiwaniem. Maxiemu uśmiech zaczął schodzić z twarzy. W końcu Fran nie wytrzymałą tego napięcia...
- Naty, powiedz coś!
- Tak! Tak Maxi! 
Wszyscy zaczęli klaskać, chłopacy gwizdali, a Maxi podniósł Natalię i pocałował. 
- Proponuję wznieść toast! - zawołała Lara. - Za Naxi, Marcescę i Leonettę!
- I za Fede i Larę - dodał Leon i puścił siostrze oczko.
Właśnie miałam wypić sok, który miałam w szklance, gdy drzwi do mieszkania się otworzyły. I kto tam stał?
- Czeeść! Tęskniliście za nami?
- Ludmi! - krzyknęłam i podbiegłam do przyjaciółki.
- Violu, masz jeszcze większy brzuch niż ostatnio - zaśmiała się. - Cieszę się, że was widzę!
- Ale spóźniliście się - powiedział Fede, a Naty pomachał a ręką z pierścionkiem.
- Gratuluję - powiedział Tomas. - Ale my też musimy wam coś powiedzieć. 
- Jestem w ciąży - zawołała Lu. Wszystkie zaczęłyśmy piszczeć, a nasi mężczyźni gratulować Tomasowi. Po chwili znów się bawiliśmy, ale ponownie przerwał nam dzwonek do drzwi. Okazało się, że to Cami i Broduey. Tearz nareszcie byliśmy wszyscy w komplecie... No prawie. Brakowało tylko Diego. O 22 ja, Leon i Annabeth siedzieliśmy już w samochodzie i jechaliśmy do mieszkania. Mała i tak długo wytrzymała. Po drodze jednak zasnęła. Gdy byliśmy na miejscu, Leon wziął ją na ręce, a ja zabrałam ciasta od Naty. Prawie nic nie jedliśmy na imprezie i spakowała mi chyba 3/4 tego, co stało na stole. Miałam babeczki z budyniem, owoce w czekoladzie, sernik, jabłecznik, krewetki, sushi, sałatkę i chyba z kilogram pomarańczy. W sumie nawet dobrze się złożyło... Będę miała co jeść w nocy i nie będę marnowała czasu na przygotowywanie przekąsek. Wszystko już jest gotowe. W drodze do windy i cały czas w niej spędzony myślałam, co zjeść najpierw: krewetki czy pomarańczę? Gdy byliśmy na miejscu, Leon zaniósł Annę do jej pokoju, ja zostawiłam torby w kuchni i poszłam do łazienki. Wzięłam dłuugi gorący prysznic. W drzwiach wpadłam na Leona. 
- Ślicznie wyglądasz z mokrymi włosami - uśmiechnął się i pocałował mnie w czubek głowy. - Teraz ja wejdę. Violu...
- Tak?
- Nie zjedz wszystkiego - uśmiechnął się i puścił mi oczko. Czyżby czytał mi w myślach? 
Zaśmiałam się i udałam, że nie wiem o co mu chodzi. Jednak gdy tylko drzwi łazienki się zamknęły, pobiegłam do kuchni i dobrałam się do sernika. Był przepyszny! Włożyłam sobie dwa kawałki, wzięłam pomarańczę i poszłam do salonu. Włączyłam telewizor i akurat trafiłam na wiadomości. A tam: Jade i Matias prowadzeni przez policjantów. Poczułam ogromną ulgę. W końcu moje życie zaczyna się układać. 
- Przecież prosiłem, żebyś wszystkiego nie jadła...
- Nie jem wszystkiego! To tylko sernik - powiedziałam z pełnymi ustami, a on się zaśmiał, usiadł obok mnie i przytulił do siebie.
- Wiesz co? Nie mogę się doczekać, aż mały Verdas przyjdzie na świat - powiedział i pogłaskał mnie po brzuchu. - No i trzeba pomyśleć o ślubie...
- Zupełnie o tym zapomniałam! Tyle się ostatnio działo... Leon - powiedziałam po chwili zamyślenia. - Ja bym chciała, żeby Diego był na naszym ślubie.
- Chcesz czekać cały rok? - spojrzałam na niego z wyrzutem.
- Przecież to nasz przyjaciel!
- No tak, ale...
- Nie ma żadnego "ale"! Albo pobieramy się jak wypuszczą Diego, albo wcale!
- Viola, czy ty się słyszysz?!
- Tak! Leon, nie poznaję cię... 
- Chyba przesadzasz. Po prosu chcę jak najszybciej mieć to z głowy... - spojrzałam na niego z przerażeniem. Czy on to powiedział?! - O, nie... Violu, to nie tak...
- Och tak... Chcesz mieć ślub ze mną JUŻ Z GŁOWY! To takie męczące, że jestem tu z tobą? Chcesz po prostu mieć to za sobą?! Wiesz co? Gdyby nie Anna, już siedziałabym w samochodzie... Jutro wracamy do siebie, a ty śpisz dzisiaj na kanapie - wstałam i ruszyłam do sypialni, ale po chwili się wróciłam - I zabieram sernik... - wzięłam talerz i trzasnęłam mu drzwiami przed nosem. Jak on mógł powiedzieć coś takiego?! To takie wielkie poświęcenie?! Takie straszne, że chce to mieć za sobą?!
- Violetto, porozmawiajmy...
- Nie mamy o czym rozmawiać! - krzyknęłam przez drzwi.
- Źle dobrałem słowa... Ja.. Ja nie chciałem tego powiedzieć... Chcę żebyś już była moją żoną i tyle...
- No tak, I TYLE. Rozumiem, że to nie ma dla ciebie większego znaczenia!
- Dlaczego przekręcasz moje słowa?!
- JA przekręcam?! Zastanów się co mówisz! I nie krzycz już, bo Anna się obudzi. 
- Violetto...
- Idź spać.
Słyszałam,że stał jeszcze pod drzwiami, ale nie powiedział nic więcej. Po dziesięciu minutach usłyszałam, że odchodzi. Nienawidzę się z nim kłócić, ale jak on mógł powiedzieć coś takiego?! Chyba, że to ja dramatyzuję... Nie! No może trochę... Ale mnie uraził swoimi słowami... Poczułam, że robi mi się słabo i postanowiłam iść do kuchni po szklankę wody... I może jakiś środek na sen. Leon siedział na kanapie i patrzył w telewizor. W ogóle na mnie nie spojrzał. Weszłam do kuchni i zaczęłam przeglądać szafki.
- Gdzie są tabletki na sen? - Cisza. - Leon? Gdzie. Masz. Te. Cholerne. Tabletki? - wciąż cisza. Tego było dla mnie za wiele. Osunęłam się po szafkach na podłogę i zaczęłam płakać, ale tak żeby mnie nie usłyszał. Dlaczego on mi to robi? Rozumiem, że jest zły. Ja też byłam, ale żeby nic nie mówić... Nie mogę mu pokazać, że mnie to rusza... Chociaż z drugiej strony niech widzi, ze boli mnie, że mnie ignoruje. Wstałam i znów zaczęłam przeszukiwać szafki. Tylko tym razem wyjmowałam wszystko po kolei. W końcu znalazłam to, czego szukałam. Nagle do głowy przyszedł mi pewien pomysł. Nie był może byt odpowiedzialny, bo było już ciemno, ale nie mogłam siedzieć bezczynnie w pokoju. Poszłam do sypialni, przebrałam się i wyszłam z pokoju. Przeszłam przed Leonem i wyszłam z mieszkania. Nawet się nie zapytał, gdzie idę. Przez wieżowcem zadzwoniłam po taksówkę i kazałam się zawieźć na miejsce. Pół godziny później siedziałam już na zimnej ławce i patrzyłam na dwa białe nagrobki... Maria Saramrego Castillo i German Castillo. Położyłam kwiaty, które zebrałam po drodze i zaczęłam mówić:
- Wiem, że dawno już u was nie byłam, ale tyle się działo... Zresztą, pewnie już widzieliście. Tato, uwierzysz, ze twoja córka była w więzieniu? Ja sama jeszcze nie do końca w to wierzę... Może to wszystko mi się śni... Może tata wciąż żyje, ja nigdy nie byłam w areszcie, nie poznałam Leona... Hm.. Tego akurat nie żałuję. Mimo, że dzisiaj mnie zranił, nadal go kocham. Jest teraz najbliższą mi osobą. Oczywiście z wyjątkiem Angie i Anny. Co ja mam zrobić? Kocham go i źle się czuję, że się pokłóciliśmy, ale nie mogę mu tak po prostu wybaczyć... Chyba że powinnam... Sama już nie wiem... Wiem, że mnie słyszycie, szkoda że ja was nie... Mamo, ty byś pewnie powiedziała, że powinnam posłuchać serca i zrobić to, co mi dyktuje, a tata... Ty kazałbyś mi siedzieć w pokoju i nie pozwalałbyś mi się zobaczyć z Leonem, ale potem porozmawialibyśmy i wszystko by się jakoś ułożyło... Strasznie mi was brakuje... Brakuje mi kogoś, komu mogę powiedzieć wszystko, kto by mnie pocieszył, doradził i nie oceniał...
- A, czy to mogę być ja?


_______________
Jak myślicie, kto to? :D
Następny rozdział dodam jutro wieczorem albo w sobotę rano
Dziękuję za ponad 20200 wyświetleń i za komentarze i za to, że czytacie te głupoty ;)
Kocham Was <3