Miejsce 4
Agustina Verdas
Wysoki wieżowiec w samym centrum miasta. Mieszkanie dla idealnej
osoby dla której życie nie istniało. Tam właśnie mieszkała 24-letnia Violetta.
Dla niej liczyło się tylko jedno. Kariera. Może to z powodu braku czasu, a może
problem tkwił w niej. Tego nie wiedział nikt oprócz niej samej. Tylko ona znała
sens swojego życia, którego podobno nie posiadała. Na miłość nigdy nie miała
czasu, no chyba, że wtedy. Tak właśnie, sześć lat temu, kiedy była zakochana,
szczęśliwie zakochana. Kiedy była z Leonem. Wszystko doskonale pamiętała.
Pamiętała każdą chwilę spędzoną z nim. Każdy pocałunek....ten ostatni również.
Jednak to już nie wróci.....on nie
wróci. Umarł. Cztery lata temu planowali ślub, wszystko było gotowe, on jechał
odebrać garnitur. Jednak piękna bajka musiała się skończyć. Wpadł w poślizg
prosto w pędzący pociąg. Wtedy życie kobiety straciło sens. Pamiątką po
niedoszłym mężu została róża. Jedna róża. Dostała ją tydzień przed tym
wydarzeniem. Wtedy była czerwona, lecz w dzień wypadku straciła krwisty odcień
i stała się czarna. Każdy powiedziałby -"normalka",,,,, jednak dla
niej to było szczególne. Jej życie straciło barwy wraz z ta różą. Było czarne ,
tak jak kwiat. Zwiędło. Mogłoby go nie być , ale było. Stara, czarna,
zwiędnięta róża była wszędzie z Violettą. Tylko w pracy jej nie widziała. Kiedy
kładła się spać kwiat leżał obok niej. Miał na celu zastąpienie Leona. Jednak
to było niemożliwe. Kwiat nie mógł jej tyle dać. Nie mógł złożyć na jej ustach
pocałunku, nie mógł jej przytulić kiedy była smutna. Mógł tylko jej
towarzyszyć. Jednak dziewczyna widziała w nim Leona. Była w nim na swój sposób
zakochana. Nie potrafiłaby go wyrzucić. Róża była jedyną rzeczą utrzymującą ją
przy życiu. Niestety róża nie potrafiła tego co najbardziej kochała, nie
potrafiła jej pocieszyć. Zetrzeć strumieni gorących łez. Powiedzieć kilku
pocieszających słów, objąć ramieniem i pocałować. Brakowało jej tego nad życie.
Pewnie dlatego porzuciła karierę muzyczną i zaszyła się w biurze na ostatnim
piętrze. W natłoku pracy nie musiała o tym często myśleć. Ślęczała nad
papierami, pisała, czytała, jednak nie znała nawet imienia swojej koleżanki,
siedzącej naprzeciw. Nie powiedziała do niej ani słowa. Mówiąc szczerze w
przeciągu czterech lat odezwała się tylko kilka razy. Kiedy dowiedziała się o
śmierci chłopaka, który był dla niej całym światem, krzyczała, płakała, modliła
się żeby to był sen. Wtedy po raz ostatni użyła swojego melodyjnego głosu.
Później zaszyła się w cierpieniu i do dziś nikt nie wie co trapi ową kobietę, a
może jednak dziewczynę, bo która kobieta ubolewa cztery lata nad śmiercią
chłopaka? Tylko ta, która żyła miłością.
Nędzna melodia płynąca z zielonego budzika obudziła Violettę.
Dziewczyna tylko przetarła oczy i pośpiesznie wstała. Wzięła do ręki kruchą
różę i delikatnie odstawiła ją do wazonu stojącego na parapecie. Obok niego
ciągle stało ich wspólne zdjęcie. Dziewczyna uśmiechnięta, chłopak także. Jak
by komuś teraz dać to owe zdjęcie do rąk, pomyślałby że tworzą szczęśliwą
rodzinę. Jednak tak nie jest. On jest tak wysoko i czuwa nad nią, a ona żyje tu
na dole gdzie nikt jej nie rozumie. Przejechała ręką po zdjęciu co wywołało
kilka łez cieknących po jej policzkach. Marzyła żeby teraz dotknąć tak Leona.
Tak trudno zapomnieć o osobie którą się kochało, a jakże trudno było ją
przestać kochać, dla Violetty to było niemożliwe. Bolała ją samotność która
prowadziła jej życiem. Bolała ją myśl że on nie zapomniał. Tak jak ona
zapomniała o tym że kiedyś się śmiała, była szczęśliwa. Zapomniała smaku życia,
miłości, ale nie smaku jego ust. Dużo się nauczyła, dowiedziała się, że miłość
nie jest taka kolorowa, a czas nie leczy ran tylko przyzwyczaja do bólu.
Brunetka otworzyła czarny kalendarz. Za dwie godziny miała
stawić się na lotnisku. Szybko wygrzebała z szafy sweter i jeansy po czym lekko
pomalowała oczy. Tusz spakowała do torebki. Wiedziała że zaraz się rozpłacze a
tusz spłynie wraz ze łzami po jej policzkach. Lekki, lecz sztuczny uśmiech
pojawił się na jej twarzy. Do torby wyrzuciła jeszcze kilka potrzebnych rzeczy,
czyli zdjęcia, papiery i batona. Czekolada bardzo ją uspokajała, a wiadome
było, że dziewczyna nie jest spokojna czekając i myśleć o nim - Leonie.
Godzinę później.
Cichy odgłos stukający o podłogę obcasów, obudził jednego z
pracowników lotniska.
-Castillo, Violetta- powiedziała cicho. -Mam umówione
spotkanie.-
-Proszę.- wpuścił ją bez problemu.
Dziewczyna usiadła na fotelu, mimo iż miała jeszcze godzinę do
spotkania, śpieszyła się. Wyjęła z torby zdjęcie i lekko je musnęła. Doskonale
pamiętała kiedy robili to zdjęcie. Byli wtedy u Francesci i Marco. Chłopak
włoszki obchodził imieniny. Ciemnowłosa uparła się by zrobić zdjęcie Leonowi i
Violetcie. Jest najcenniejszą osobą ze strony Violetty, ciekawe tylko czy żyje.
Czy ona w ogóle pamięta Violettę? Czy teraz potrzebuje jej pomocy? Na zdjęciu
nagle pojawiła się kałuża. Dziewczyna w obawie przed wyblaknięciem szybko
schowała je do torby. To było okropne. Nie wiedziała nawet czy jej przyjaciółka
żyje, urwały kontakt po śmierci Leona, a Violetta wyrzuciła telefon.
Miejsce 3
Francesca Comello
Martina
Oglądałam swój ukochany serial, marząc, by
kiedyś być jak aktorki. Grać w serialach, filmach, teatrze. Mieć willę z
basenem i gigantyczną szafę, pełną ubrań znanych projektantów np. Gucci, Louis
Viton lub Chanel. Chodzić na gale, spacerować po czerwonym dywanie w blasku
fleszy i widzieć tych wszystkich ludzi krzyczących:
-Tini! Tini! Tini! - ktoś walnął mnie poduszką
-Co? - powiedziałam, nie lubię, jak ktoś przeszkadza mi w marzeniach
-Mogłabyś już zejść z sofy? Zaraz zaczyna się
mecz. - powiedział mój brat Z niechęcią ustąpiłam mu miejsca i poszłam do
swojego pokoju. Wracając do planów i pragnień. Na razie mogę pozwolić sobie na
występy w szkolnym teatrze, pójście do kina i kupowanie w najtańszych sieciówkach.
Brawo Martina, jesteś na dobrej drodze! Rozejrzałam się po pokoju, zatrzymałam
się na wielkim plakacie przystojnego bruneta z nieskazitelnym uśmiechem. To był
Jorge Blanco - najlepszy i najprzystojniejszy aktor na tej ziemi. Jemu to się
poszczęściło, zaczął w moim wieku, a teraz będzie grał w nowym serialu
"Violetta". Nagle zadzwonił mój telefon, odebrałam.
-Halo?
-Tini, nie uwierzysz, ale mam newsa!
-No dawaj! Zniżka w sklepie z butami? Już lecę!
-Nie coś lepszego! Kojarzysz ten serial, który
mają kręcić - "Violetta"?
-No kojarzę.
-NO to dziewczynę, która miała grać Violę,
wyrzucili, bo się przystawiała do Jorga i poszukują nowej. Opis pasuje idealnie
do ciebie! Aaaaaaaaaaaaaa! – pisnęła - Kobieto, musisz się zgodzić !Idź na
casting!
-Wiesz, sama nie wiem Mechi.
-No to mamy problem. Bo ja cię zgłosiłam.
-Wiesz ty co?
-Nie mogłam się powstrzymać! Jestem pewna, że
dostaniesz tę rolę!
-No dobrze, ale tylko jeśli ty się zgłosisz.
-Spoko zgłosiłam się na Ludmiłę, ale to
największy wróg Vilu...
-Och, nie szkodzi to tylko serial. Prześlij mi
tekst scenariusza na casting.
-Spoko! Pa!
Nie mogę, uwierzyć mogę zagrać w jednym serialu
z Jorgiem Blanco! Chyba zemdleję. O przyszedł scenariusz.
-Leon to nie jest łatwe, jednak przy tobie
czuję, że żyję i tylko z tobą mogę poczuć się szczęśliwa. -przeczytałam na głos
- Przesłuchania jutro o 14. - Co? Muszę się nauczyć całej sekwencji idealnie.
Chcę tę rolę! Przez pół nocy ćwiczyłam tekst, a przez pół spałam z herbatą
rumiankową na oczach, by nie mieć worów. Obudziłam się o 10 i migiem pobiegłam
do łazienki, umalowałam się, ubrałam i umyłam. Popryskałam się ,tak by nie czuć
było niczego oprócz rumiankowych perfum. Wzięłam scenariusz i wybiegając z domu
krzyknęłam.
-Mamo idę na casting do serialu, może stanę się
sławna i bogata!
-Dobrze, tylko wróć na obiad!
Mercedes przyjechała po mnie i razem ruszyłyśmy
na miejsce.
-Stresik?
-spytała
-Lekki.
-Spoko, będzie tam nagrane jak Jorge coś mówi, a
ty wtedy dajesz swoją kwestię, ludzie w poczekalni to oglądają. A w skład juri wchodzą
tylko reżyser, ten który to napisał i Jorge. Nie ma się czego bać.-uśmiechnięta
wymijała samochody
-Ale pocieszenie! - pomyślałam
-Może nie powinnam startować, zbłaźnię się i
tyle.
-Wszystko będzie świetnie jesteś stworzona do
tej roli. O już jesteśmy.
Nasze castingi odbywały się w dwóch różnych
budynkach, więc rozstałyśmy się. Oglądanie, wszystkich występów było dołujące,
niektóre dziewczyny były naprawdę świetne. Jednak Blanco wydawał się znudzony.
W pewnym momencie ożywił się, gdy podano mu zdjęcie zareagował inaczej, niż na
poprzednie, jakby dziewczyna na zdjęciu spodobała mu się. Tylko kto to był?
-Martina Stoessel! - zawołano mnie weszłam,
ustawiłam się obok magnetofonu.
-Radio nie będzie tu potrzebne.-powiedział Jorge
i stanął na przeciwko mnie, w telewizji wydawał się wyższy, ale i tak zatkało
mnie. Oto ja prosta dziewczyna miała zostać tak wyróżniona. Wzięłam wdech.
-Gotowa.-powiedziałam
-Violu, cieszę się twoją decyzją. - powiedział,
wyobraziłam sobie, że jestem sama w pokoju i powiedziałam
-Leon, to nie jest łatwe, jednak przy tobie
czuję ,że żyję i tylko z tobą mogę poczuć się szczęśliwa.-starałam się
powiedzieć to łagodnie, lekko łamiącym się głosem
Odetchnęłam, Jorge nadal na mnie patrzył, po
czym reżyser wręczył mi scenariusz do pierwszego odcinka.
-Gratuluje, panno Stoessel. - powiedział i
otworzył mi tylne wyjście, zaraz za mną wyszedł Jorge
-Nie mogę się doczekać sceny 206.
Szybko przewinęłam kartki w scenariuszu idąc w
stronę samochodu, w scenie 206 Leon i Viola się całują. What, what, what?
Czyżby on się we mnie? Nie to nie możliwe, on jest aktorem, a ja
.........aktorką. Kurde? Głupia uroda! Wsiadłam do samochodu.
-Tini dostałam się!
-Gratuluje! A ja....-zesmutniałam, lecz zaraz
się uśmiechnęłam - Też!
-Aaaaaaaaaaaaaaaaa!- wrzasnęłyśmy równo
-Trzeba to uczcić! Idziemy na zakupy! Za pół
godziny przed sklepem! Adios! - powiedziała, a ja radośnie wbiegłam do domu i
wrzasnęłam.
-Dostałam się! Gram główną role!
Mama i tata przytulili mnie.
-Jesteśmy z ciebie tacy dumni! - powiedziała, a
ja weszłam do pokoju, może moje marzenie o wielkiej szafie na buty się spełni?
A najważniejsze, że będę pracować z moją BFF i moim adoratorem. Puściłam oczko
do wielkiego plakatu wiszącego na ścianie.
Miejsce 2
Gabi7138
"Prawdziwa
miłość nie może skończyć się szczęśliwie, bo prawdziwa miłość
jest nieskończona. "
-Przed państwem Martina Stoessel
Usłyszałam dobrze mi znany głos który
słyszę przed każdym występem, chwyciłam się czarnej poręczy i weszłam po
schodach na scenę . Jak zawszę dostałam owację na stojąco, przyzwyczaiłam się
już do tego, wiedziałam że moi rodzicie nie byli by zadowoleni gdybym z tego
zrezygnowała, wiele razy o tym myślałam jednak zawszę rezygnowałam .
Już za dwa dni mój ślub z Diego Dominguez,
nie kocham go ale moi rodzicie powiedzieli że to jest odpowiedni kandydat na
mojego męża, nie liczy się dla nich to że ja go nie kocham mówią " kiedyś
na pewno go pokochasz" ale ja wiem że to się nigdy nie zdarzy . Rodzicie
jak zawszę zamknęli mi w pokoju, boją się że im ucieknę właściwie to się im nie
dziwię wiele razy próbowałam to zrobić . Teraz też nad tym myślę . Marzę o
prawdziwej miłości, o takiej jaką mają inne dziewczyny, ja nigdy nie byłam
zakochana dla moich rodziców liczyła się zawsze tylko moja kariera . Już
dziś wychodzę za mąż, nie chcę tego i dlatego do tego nie dopuszczę, mam
dopiero 19 lat nie mogę w to uwierzyć że moi rodzice w tak młodym wieku każą mi
wyjść za mąż . Otworzyłam drzwi balkonowe, dobrze że koło mojego pokoju rośnie
drzewo, wszyscy jeszcze śpią . Weszłam na drzewo, pomału z niego zeszłam, gdy
tylko stanęłam na ziemi zaczęłam biec w stronę bramy, była zamknięta . Szybko
się na nią wspięłam i już po paru sekundach byłam po za ogrodzeniem . Pobiegłam
na przystanek autobusowy, wsiadłam do pierwszego lepszego autobusu było mi to
obojętne gdzie jadę, chciałam tylko jak najszybciej z tond wyjechać . Założyłam
na głowę kaptur, nie chciałam żeby ktoś mnie rozpoznał . Po paru minutach
autobus stanął szybko z niego wysiadłam, po chwili zorientowałam się że jestem
w Buenos Aires . Miasto jest naprawdę bardzo ładne, zastanawiam się nad jednym
dlaczego nigdy tu nie przyjechałam ? Przecież to tylko godzina drogi, no nic
muszę iść bo jeszcze ktoś mnie zobaczy a tego nie chcę . Szłam bardzo zamyślona,
nawet nie zauważyłam kiedy się potknęłam i mało co nie upadłam, złapał mnie
jakiś przystojny brunet . Rozpłynęłam się w jego pięknych czekoladowych oczach
. Jest na prawdę bardzo przystojny, chwila o czym ja myślę ? Czyżbym się
zakochała ? Nie to nie możliwe .
-Wszystko w porządku ?
Spytał się mnie chłopak i pomógł mi
wstać, zmierzyłam go wzrokiem . Wygląda naprawdę bosko . O czym ja myślę
.
-Tak
-Na pewno ?
-Tak
-Jestem Jorge a ty ?
-Martina
-Stoessel ?
-Tak
-Zawsze chciałem cię poznać
Nic nie odpowiedziałam tylko się do
niego uśmiechnęłam, wiedziałam że zapyta się o to co tutaj robię i to jeszcze
na dodatek sama .
-Co Cię sprowadza do naszego miasta
?
-Powiem Ci ale pod jednym
warunkiem
-Ok jakim ?
-Nie wygadasz nikomu ?
-Oczywiście że nie
Gdy to powiedział złapałam go za rękę i
weszliśmy do jakiejś małej kawiarenki, usiedliśmy w najciemniejszym miejscu
tego pomieszczenia .
-No więc ... uciekłam
-Dlaczego ?
Zapytał zdziwiony, nie dziwię się mu
każdy by się zdziwił .
-Dziś miałam wyjść za mąż, za osobę
której nie kocham
-Rozumiem
-Nie nie rozumiesz co to znaczy, ty nie
znalazłeś się w takiej sytuacji
Gdy to powiedziałam rozpłakałam
się na dobre, chłopak nie wiedział co ma zrobić, po chwili usiadł koło mnie i
objął mnie ramieniem, to za niego chciała bym wyjść za mąż a nie za Diego . On
by czegoś takiego nie zrobił, nigdy dobrze wiem że on mnie też nie kocha jest
zmuszony przez rodziców do tego małżeństwa z resztą tak jak ja .
Gdy się trochę uspokoiłam zobaczyłam
wchodzących do lokalu ochroniarzy, moich ochroniarzy gdy tylko mnie zobaczyli
ruszyli w moją stronę .
-Panienka pójdzie z nami
Popatrzyłam ze smutkiem na nowo
poznanego chłopaka, wstałam i ruszyłam w ich stronę . Odwróciłam się i
powiedziałam
-Mam nadzieję że nie dojdzie do tego
ślubu
Gdy to powiedziałam wyszłam razem z
ochroniarzami z kawiarni, godzinę później byłam już pod dobrze mi znanym domem
. Wysiadłam z samochodu i po paru minutach byłam już u siebie w pokoju, gdzie
czekali na mnie wściekli rodzice .
-Dlaczego to zrobiłaś ?
-Chciałam zasmakować wolności chociaż
przez chwilę
Nic nie odpowiedzieli tylko wyszli z
mojego pokoju . Podeszłam do szafy, wisiała na niej suknia ślubna ale to nie
była suknia mamy, miałam w niej iść do ślubu. Po chwili byłam już gotowa .
Razem z ojcem ruszyłam do kaplicy gdzie miał odbyć się mój ślub, przy ołtarzu
stał Diego, nie wyglądał na zadowolonego, gdy byliśmy już prawie pod samym
ołtarzem wyrwałam się ojcu i wybiegłam z kaplicy . Biegłam przed siebie, po
paru minutach byłam na jakiejś łące zaczęłam spacerować, usłyszałam że ktoś
biegnie gdy się odwróciłam zobaczyłam Jorge . Moje serce zaczęło bić jak
szalone, teraz już wiem że go kocham na prawdę go kocham miałam ochotę
wykrzyczeć to .
-Już myślałem że naprawdę za niego wyszłaś
-Jak widzisz źle myślałeś
-Muszę Ci coś powiedzieć
-Ja też
-Ty pierwsza
-Nie ty
Postanowiłam że powiem to pierwsza
.
-No więc ...
-No więc ?
-Kocham Cię
-Ja Ciebie też
Gdy to powiedział wiedziałam że to jest
prawdziwa miłość .
Miejsce 1
Klaudia
z perspektywy Violetty:
Po raz kolejny zerknęłam w tamtą stronę. Jego brązowe
włosy były delikatnie rozmierzwione przez wiatr, a silne ręce trzymały gitarę.
Dookoła ławki, na której siedział, było mnóstwo dziewczyn. No tak… Jak widać
nie tylko moje serce podbiły te dołeczki w policzkach, które pojawiały się wraz
z każdym jego uśmiechem. Nagle do moich uszu doszła melodia grana przez
przystojnego szatyna . Zamknęłam oczy a moje ciało przeszedł dreszcz. Działo
się tak zawsze wtedy, gdy pochłaniała mnie muzyka. Piosenka grana przez
chłopaka wyzwoliła we mnie tyle emocji, że na pierwszy rzut oka widać, że w
każdy akord wkłada wiele pasji. Jakby tego było mało, do moich uszu dopłynął dźwięk jego głębokiego
głosu:
- „Por
tu amor yo renaci eres todo para mi
Hace
frio y no te tengo y el cielo se ah vuelto gris
Puedo
pasar mil años, soñando que vienes a mi
Por que
esta vida no es vida sin ti. „
Otworzyłam oczy, by po raz setny dzisiaj spojrzeć na niego. Nie mogłam uwierzyć
w to co zobaczyłam. Patrzył się w moją stronę. Śpiewał i patrzył się w moją
stronę. Z niedowierzaniem potrząsnęłam głową. Wszystkie dziewczyny towarzyszące
Leonowi odwróciły się i spojrzały na mnie, co spowodowało uśmiech na twarzy
chłopaka. Śpiewał dalej:
- „ Te esperare aunque la espera sea un invierno
Te
seguire aunque el camino sea eterno
Mi
corazon no te puede olvidar
Y hare
lo que sea por volverte a amar
Y hare
lo que sea por volverte a amar. “
Poczułam jak płoną mi policzki. Nie mogłam oderwać wzroku od Leona. Patrzyliśmy
na siebie do końca piosenki, do ostatnich jej akordów. A potem nie wiedzieć
czemu… odwróciłam się i uciekłam. Biegłam prosto nie spoglądając ani razu za
siebie. Gdy byłam już na tyle daleko by nikt stamtąd mnie nie zobaczył,
usiadłam na ławce i zaczęłam płakać. Łzy leciały mi stróżkami po policzkach.
Wyjęłam z torby pamiętnik i zaczęłam pisać: „Chyba
wyobraźnia płata mi figle, wydawało mi się, że… Nie, to nie możliwe, żeby Leon dla
mnie śpiewał tę piosenkę. Przecież dookoła miał wiele bardziej utalentowanych,
piękniejszych dziewczyn. Po co miał by patrzeć właśnie na mnie? Pół sierotę,
przeciętną Violettę Castillo? Ale… Co jeśli to prawda? Jeśli ten tekst jest
zadedykowany właśnie mnie? Jeśli spełnienie mojej miłości jest na wyciągniecie
mojej ręki? Teraz to i tak nie aktualne, zrobiłam z siebie idiotkę i uciekłam
od niego… Te jego zielone oczy, uśmiech
i ta pewność w głosie gdy śpiewał. Dla niego też muzyka musi być czymś ważnym.
Mamy razem tyle wspólnego. Heh… Szkoda, że nigdy nie dowie się o moim uczuciu…
Szkoda, że nigdy jego serce nie zabije dla mnie…”
Chciałam dodać coś jeszcze, ale z myśli wyrwał mnie dzwonek
telefonu. Wyjęłam go z torebki i spojrzałam na wyświetlacz. No to pięknie…
- Tato, za 10 minut będę w domu. Przepraszam, ale zatrzymali mnie chwilkę
dłużej w studio.
- Dobrze Violetto. Nic nie szkodzi, znaczy. Porozmawiamy o tym w domu. Tylko
zjaw się szybko, bo zaraz rozpęta się burza. – spojrzałam na niebo, faktycznie
było bardzo zachmurzone.- przyjechał bym po ciebie, ale za raz będziemy mieli
gości i nie mogę wyjść a Ramallo pojechał reprezentować mnie w Hiszpanii.
-Zaraz wrócę.
Rozłączyłam się. Schowałam telefon do kieszeni torby i zaczęłam maszerować w
kierunku domu. Po chwili marsz zamienił się w bieg, było to spowodowane
deszczem, który w najmniej spodziewanym momencie zaczął silnie padać. Po kilku
minutach byłam w domu - niestety cała mokra. Ulewa nie pozostawiła na mnie
suchej nitki. Stałam w wejściu, gdy zobaczyłam tatę. Rozmawiał przez swoją
komórkę. Spojrzał na mnie i rozdziawił usta ze zdziwienia. Pokazał mi na migi,
żebym poszła się przebrać. Tak też zrobiłam, w końcu lada moment mieliśmy mieć
gości. Wysuszyłam się i ubrałam w niebieską sukienkę. Nie słyszałam jeszcze
żadnych odgłosów, które by wskazywały na obecność domowników a co dopiero
innych osób w domu, więc postanowiłam szybko dokończyć wpis do swojego
pamiętnika. Podeszłam do łóżka, na którym położyłam przemoczoną torbę, karcąc
przy tym siebie, że nie wyjęłam z niej zawartości – w końcu coś mogło się
zniszczyć lub przestać działać, np.: telefon czy ipod. Wzięłam ją do ręki i
zaniepokoiłam się. Nie było w niej pamiętnika. Nie było tam notatek z mojego
życia, moich przemyśleń, rysunków , piosenek i… zwierzeń dotyczących Leona. Na
samą myśl o tym ogarnął mnie strach. Musiałam go zostawić w parku, przynajmniej
tam ostatni raz go widziałam. A potem zadałam sobie pytanie, na które odpowiedź
jeszcze bardziej mnie przeraziła. Czy kłódka przy nim była zapięta? Gdyby ten
pamiętnik wpadł w niepowołane ręce… O nie, Violetta – nawet tak nie myśl. Ale
co ja teraz mam zrobić?! Co jeśli go nie znajdę? Przysiadłam na łóżku i
patrzyłam się w okno. Deszcz ani trochę nie przestawał padać. Ogarnął mnie
smutek i niepokój. Załamana odwróciłam wzrok z powrotem na mokrą torbę. I co ja
mam teraz zrobić?
z perspektywy Leona.
Zdezorientowany
oddałem Ludmile jej gitarę.
-Ohh Leoś ! Byłeś taki, taki… cudowny ! – piszczały dziewczyny, ale nie
zwracałem na nie najmniejszej uwagi. Myślami wracałem do tego co zdarzyło się
parę chwil temu. Violetta. Obiekt moich
westchnień od kilku tygodni, stała i patrzyła się na mnie tymi pięknymi oczami.
Nie wiedziałem, że wie o moim istnieniu. Znaczy, musiała wiedzieć, w końcu
chodzimy razem do klasy, ale jak dotąd żyłem w przekonaniu, że nie zwraca na
mnie najmniejszej uwagi. Nigdy nie odważyłem się wyznać jej tego co czuje. A
teraz jak gdyby nigdy nic zacząłem śpiewać piosenkę, którą napisałem specjalnie
dla niej. Opisywała ona wszystkie moje uczucia i pragnienia. W pewnym momencie
wydawało mi się, że może między mną a dziewczyną coś jest, jakaś chemia. Ale…
ona uciekła. Odwróciła się i pobiegła, jakby zobaczyła jakiegoś upiora.
Potrząsnąłem głową. Nie może tak być, nie . To co czułem grając ten utwór,
patrząc na nią, jest nie do opisania i muszę się dowiedzieć, czy ona czuła to
samo co ja. Wstałem i ignorując Ludmiłę i towarzystwo dziewczyn, których nawet
nie znałem z imienia, ruszyłem w kierunku, w którym zniknęła Viola. Zajęło mi
to trochę, ale w końcu doszedłem do parku i ujrzałem ją na ławce. Spoglądała na
niebo. Podniosłem głowę i podobnie jak ona spojrzałem w górę. Zbierało się na
burze. Musze z nią porozmawiać teraz i to zanim się rozpada. Spojrzałem w
kierunku miejsca, w którym siedziała i zdałem sobie sprawę, że już jej tam nie
ma. Podbiegłem do ławki najszybciej jak tylko umiałem i zobaczyłem na niej
fioletowy zeszycik na zamek – jedyny dowód obecności Violetty. Wziąłem go w
dłonie i przejechałem kciukiem po kłódce. Była otwarta. Mimo burzy i deszczu,
który właśnie zaczynał padać, usiadłem i zacząłem przeglądać notatnik. Na
pierwszej stronie był napis: „Własność Violetty Castillo”. Uśmiechnąłem się
mimowolnie. W moich rękach jest coś, co pomorze mi zbadać skryte myśli swej
ukochanej. Verdas, nie wolno – skarciłem sam siebie. Przecież tak nie wypada,
ale z drugiej strony… to może być moja jedyna szansa. Może by jej go po prostu
oddać? Musiała się zaniepokoić tym, że go nie ma. Heh. Co tu robić? – spytałem
sam siebie. A może przeczytam jeden maleńki wpis i… Po chwili zastanowienia
wstałem i z zeszytem pod ramieniem ruszyłem w stronę domu. Drogę pokonałem w
ekspresowym tempie – nie tylko dlatego, że nie chciałem przemoknąć i się
zaziębić, ale głównie z powodu zeszytu znalezionego w parku. Chciałem już
zamknąć się w pokoju, by móc zagłębić się w lekturze. Wszedłem do swojego
pokoju i zamknąłem drzwi na klucz, nie chciałem by ktokolwiek mi przeszkadzał.
Usiadłem na łóżku i otworzyłem pamiętnik na pierwszej stronie. Ogarnęły mnie
wyrzuty sumienia. Postawiłem się w sytuacji Violetty. Co by było gdyby to ona
znalazła mój pamiętnik? Verdas, idioto nie prowadzisz pamiętnika! Ale
hipotetycznie, gdym prowadził i gdyby ona go znalazła… Chwile się jeszcze nad
tym zastanawiałem, ale w końcu wygrała ciekawość. Postanowiłem przeczytać tylko
jeden wpis. Pierwszy, w którym przewinie się moje imię. Zacząłem się rozglądać
po stronach. Na pierwszych 10 stronach nic takiego nie znalazłem i w sumie
zaczynałem już tracić wszelką nadzieje, ale dalej… Czytałem go z szeroko
otwartymi oczami i rozdziawionymi ustami. Poczułem jak policzki zaczynają mnie
palić.
- Ona mnie kocha! – krzyknąłem – ona mnie naprawdę kocha!
Usłyszałem walenie do drzwi a potem głos siostry:
-Leon, kretynie! Nie wiem, która dziewczyna była tak zdesperowana, żeby się w
Tobie zakochać, ale nie musisz o tym informować całego świata. Mam własne
życie. – warknęła.
Ahh ta Lara, normalnie bym wyszedł i zaczął się z nią kłócić, ale teraz jestem
zbyt szczęśliwy. Violetta mnie kocha. Moja Violetta mnie kocha. Radość, która
rozpierała mnie od środka, była nie do opisania. Nigdy się tak nie czułem.
Nigdy. Życie pisze najpiękniejsze scenariusze - Pomyślałem. Otworzyłem
pamiętnik na ostatniej zapisanej stronie. Wpis musiał być dzisiejszy, bo
opisywał sytuacje, która zdarzyła się przed godziną. Przeczytałem go kilka razy
z rzędu. Po głowie zaczęło mi chodzić ostatnie zdanie:
„Szkoda, że nigdy jego serce nie zabije dla mnie…”. Oh Violetto. Moje serce bije tylko dla ciebie - Pomyślałem
.
-A skoro ty boisz się powiedzieć co
czujesz, to sam to zrobię. Zrobię to jak tylko cię zobaczę. – obiecałem.
Z perspektywy Violetty:
Obudziłam
się wcześnie rano. Na szczęście wczorajsze umówione przez tatę spotkanie
zostało odwołane z powodu burzy. Pogładziłam różową spódnicę a potem założyłam
włosy za ucho. Zeszłam na dół i
spojrzałam na zegarek. Lata moment miałam wychodzić. Postanowiłam, że zanim
zaczną się lekcje w studio, pójdę do parku i poszukam pamiętnika… albo jego
pozostałości. Jak planowałam tak też zrobiłam. Idąc nie myślałam zbyt wiele.
Bałam się, że moje myśli pójdą w kierunku wczorajszego dnia, tzn. w kierunku
Leona. Nie chciałam się oszukiwać. Ktoś taki jak on nie mógł by kochać kogoś
takiego jak ja. Po paru chwilach byłam już na miejscu. Spojrzałam w kierunku ławki,
na której siedziałam wczoraj i zobaczyłam… Nie , to nie możliwe. A może jednak
wzrok mnie nie myli? Czy to Leon ? Nagle chłopak odwrócił głowę w moim
kierunku. Zobaczył mnie i pomachał dając mi znak, żebym podeszła. Chwilkę
stałam zastanawiając się co zrobić. Może chce wyśmiać moje wczorajsze
zachowanie? Nie, na pewno nie . On taki nie jest. Wzięłam głęboki oddech i
niepewnym krokiem ruszyłam w kierunku ławki. W miarę, gdy się do niego
zbliżyłam, zauważyłam, że chłopak jest uśmiechnięty. To był jeden tych
uśmiechów, na którego widok niejednej dziewczynie zapierało dech w piersiach.
- Hej, usiądź. Proszę - powiedział tym
swoim cudownym głosem. Może mi się wydawało, ale był lekko zdenerwowany.
Tak jak powiedział, usiadłam obok. Spojrzałam na jego dłonie, a w zasadzie na
coś co w nich trzymał. To był mój pamiętnik!
- Skąd masz mój pamiętnik?!- spytałam spanikowana
Uśmiechnął się do mnie po raz drugi dzisiejszego dnia i delikatnie włożył mi go
w dłonie.
- Znalazłem go wczoraj i… nie chciałem, żeby zamókł i się zniszczył.
Postanowiłem Ci go oddać osobiście. Nie chciałem by wpadł w niepowołane ręce. –
zaczął się jąkać.
Spojrzałam mu w oczy, kryło się w nich tyle ciepła i serdeczności, że nie
sposób było by się nie uśmiechnąć. Jednak udało mi się, powstrzymać i zapytałam
trochę zbyt oschłym tonem:
- Dziękuje. Czytałeś go?
Nagle uśmiech z jego twarzy znikł. Spojrzałam mu w oczy po raz kolejny i
zauważyłam, że coś się w nich zmieniło. Ciepło i serdeczność nadal w nich
były, jednak teraz bardziej widoczne
było coś innego. To był strach.
- Violetto – zaczął – nie zrozum mnie źle i daj mi skończyć to co chcę ci
powiedzieć zanim mnie ocenisz..
Przeraziłam się . On czytał mój pamiętnik! To znaczy, że wie. O nie! On już o
wszystkim wie! Teraz chce mnie delikatnie spławić i powiedzieć, że nic do mnie
nie czuje. Poczułam jak łzy napływają mi do oczu.
- To znaczy, że czytałeś? – spytałam , on skinął głową. – To znaczy, że wiesz
już… wiesz o tym co do ciebie czuje. – stwierdziłam a on ponownie tylko skinął
głową. – Przepraszam, ja nie będę ci się narzucać.
Powiedziałam i zerwałam się z miejsca. Chciałam tak jak dzień wcześniej uciec,
lecz tym razem on był szybszy. Złapał mnie za rękę i odkręcił tak, że stałam
teraz twarzą do niego. Złapaliśmy
kontakt wzrokowy.
- Violetto, prosiłem byś mnie najpierw wysłuchała….
- Nie Leon – przerwałam - nie będę
słuchać tego, co masz mi do powiedzenia. Rozumiem, że mnie nie chcesz, nie
kochasz mnie… Nie mów mi tego, to mnie zrani. Wole wycofać się z godnością. I
….
Nie byłam wstanie nic więcej powiedzieć, ponieważ w tej chwili zbliżył swoją
twarz do mojej i pocałował mnie. Miał usta takie delikatne i miękkie. Całował
mnie tak nieśmiało a zarazem stanowczo, że aż zakręciło mi się w głowie.
Oddałam pocałunek, jego dłonie znalazły się na moich biodrach. Ja też nie byłam
mu dłużna i położyłam swoje ręce na jego ramionach. Marzyłam o tej chwili od
tygodni, jednak nawet w najskrytszych snach nie było to takie idealne, takie
prawdziwe. Niestety nic nie trwa wiecznie. Po chwili oderwaliśmy się od siebie.
Nie mogąc się opanować spojrzałam mu w oczy. Nie czekając aż coś powie
spytałam:
- Czemu to zrobiłeś?
Uśmiechnął się delikatnie nie zdejmując rąk z moich bioder.
- Musiałem ci udowodnić swoje uczucia, musiałem ci o nich powiedzieć, ale ….
- Nie dałam ci dojść do słowa – dokończyłam za niego.
- Właśnie.
Poczułam jak w moim sercu rodzi się nadzieja.
- Czyli czujesz coś do mnie? – spytałam nieśmiało
- Violetto Castillo - ja cie kocham.
Uśmiechnęłam się.
- A ja kocham Ciebie, Leonie Verdas.
Patrzyliśmy się na siebie milcząc. Aż w końcu zapytałam:
- To znaczy, że my?....
- Jeśli tylko chcesz. – odpowiedział z niekrytą nadzieją w głosie. W ramach
odpowiedzi złapałam jego dłonie.
- Marzyłam o tym od tygodni… - zwierzyłam mu się.
- Wiem – uśmiechnął się szerzej - ja
także.
- Nie sądzisz, że to niesamowite?
- Niesamowite jest to, że gdybyś nie zgubiła pamiętnika, to żadne z nas nie
odważyło by się do tego pierwszego kroku.
Teraz ja się uśmiechnęłam i patrząc mu w oczy odpowiedziałam:
- Na szczęście życie pisze najpiękniejsze scenariusze.
Gratuluję wszystkim :*
Obrazki z dedykacjami dodam jutro + za 4 miejsce zadedykuję jeden rozdział, za 3 - dwa, za 2 - cztery, a za 1 - 6 kolejnych rozdziałów.
Jest Edit, ponieważ pomyliłam imiona... Pierwsze miejsce zajęła Klaudia, a nie Kamila. Bardzo, bardzo przepraszam...
Jest Edit, ponieważ pomyliłam imiona... Pierwsze miejsce zajęła Klaudia, a nie Kamila. Bardzo, bardzo przepraszam...