Voy Por Ti

Voy Por Ti

piątek, 21 lutego 2014

One shot part I

Tata, jak co roku, zabrał mnie na narty w Alpy. Tym razem jednak jest z nami Esmeralda, narzeczona taty. Jest bardzo fajna. Dużo fajniejsza od Jade. I dużo mądrzejsza. 
Wysiedliśmy z samochodu i ruszyliśmy do schroniska narciarskiego. Tata odebrał klucze i poszliśmy do pokoi. Oni mieli jeden, a ja drugi - cały dla siebie. Zabrałam swoja walizkę i wypakowałam ją. Nie było tego dużo, bo w Buenos Aires cały czas jest ciepło. Miałam kurtkę i spodnie narciarskie, buty, rękawice i gogle, a poza tym dwie pary spodni, trzy swetry, ciepłe kapcie i puchową kurtkę na wyjście na miasto. Założyłam ją, wzięłam torbę i poszłam na zakupy do miasteczka niedaleko. Gdy wyszłam, akurat zaczął padać śnieg. Naciągnęłam czapkę bardziej na uszy i ruszyłam przez zaspy. Szłam spacerkiem przez mostek nad rzeką i patrzyłam na pływającą krę, kiedy wpadłam na kogoś. Zatoczyłam się, ale na szczęście nie upadłam. Spojrzałam na moją "przeszkodę". Okazało się, że to mój ulubiony aktor i piosenkarz Jorge Blanco.
- Prze-przepraszam - wykrztusiłam. 
- Ja też przepraszam. Powinienem patrzeć jak idę. Jestem Jorge.
- Tak, wiem. Jestem Violetta... Przepraszam, ale muszę... Muszę już iść - powiedziałam i poszłam jak najszybciej. Oczywiście, musiałam się poślizgnąć... Zrobiłam z siebie totalną ciamajdę...

W sklepie odzieżowym kupiłam jeszcze dwa ciepłe swetry i rękawiczki z wełny. W spożywczym była ogromna kolejka, ale to nie zniechęciło mnie do kupna ulubionych ciastek taty, herbaty dla Esmeraldy i mojej ukochanej czekolady. Kiedy wracałam, widziałam dzieci bawiące się w śniegu i masę turystów robiących wszystkiemu zdjęcia. W schronisku, w wejściu czekała mnie niespodzianka. Jorge z jakimiś chłopakami. Pewnie jego przyjaciele. Na moje nieszczęście stali tak, że nie mogłam przejść, żeby mnie nie zauważyli. Byłam kilka metrów od nich, gdy pękły mi reklamówki. Serio? Czy to musiało się stać teraz? Tutaj? Przy nich? Przy NIM?? Uklękłam, żeby pozbierać zakupy, a po chwili obok mnie pojawił się ON. 
- Pomogę ci - powiedział i uśmiechnął się rozbrajająco.
- Dź-dziękuję - dlaczego znów się jąkam?!
Chwilę później szliśmy już po schodach do mojego pokoju. Postawiliśmy zakupy na stole i zapanowała niezręczna cisza.
- To... Ja już pójdę. Kumple na mnie czekają.
- Ok - powiedziałam. Nigdy mi się buzia nie zamykała, a przy nim - milknę... WHY???!!!
- Do zobaczenia na stoku.
- Jasne. Cześć - Po moim trupie! Przecież jak tylko go zobaczę, przewrócę się!!!
Przebrałam się i zaczęłam układać produkty w szafkach. Zauważyłam małą karteczkę przy mojej czekoladzie: 765234075 Zadzwoń ;) Serce zaczęło mi szybciej bić. JORGE BLANCO ZOSTAWIŁ MI SWÓJ NUMER!!!! Nie wiedziałam kiedy, ale to nie ważne. M a m   j e g o   n u m e r!
- Vilu, zbieraj się! Zaraz idziemy jeździć! - zawołał tata.

Na stoku
Już od godziny jeździłam i nigdzie nie było widać ani Jorge, ani jego przyjaciół, więc w końcu się odprężyłam i przestałam wszędzie oglądać. Jak się okazało, to był błąd. Gdy zjechałam na dół i ruszyłam na wyciąg, zobaczyłam GO. Szedł w tę samą stronę, co ja. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam.
- Cześć - odezwałam się i uśmiechnęłam. Postanowiłam się wyluzować i być sobą. To przecież tylko chłopak.
- O, hej! - odwzajemnił uśmiech. - To jest Diego, a to Xabi, chłopaki, to jest...
- Violetta, "urocza brunetka z czekoladowymi oczami i cudownym uśmiechem" o której opowiadasz nam od dwóch godzin. Jestem Diego - uśmiechnął się jeden z kumpli Jorge. Opowiadał o mnie od dwóch godzin? Myślałam, że coś mnie rozsadzi od środka!
- Jedziemy? Zapytał Xabi i zajęliśmy miejsca na kolejce. Ja siedziałam z Jorge, a chłopacy za nami.

___________
To pierwsza z trzech części mini-opowiadania o Violettcie i Jorgtini. Miłego czytania :)

Rozdział 60

Mechi
- Hej, mam pomysł! - zawołała Lodo. - Zorganizujmy sobie dzisiaj wycieczkę rowerową!
- Świetny pomysł - uśmiechnęła się Tini. - Tylko, że ja nie mam roweru.
- Nick może ci pożyczy - zaśmiał się Jorge. - Lubi cię i powinien się zgodzić.
- Bardzo śmieszne - trąciła go łokciem.
- Ja ci pożyczę - powiedziała Lara. - Mam dwa, więc nie ma problemu.
- Więc ustalone - powiedział Samuel i zatarł ręce z radości.
Rozeszliśmy się do domów. Po obiedzie postanowiłam pójść do lekarza, bo od kilku dni czułam się zadziwiająco dobrze: nie wymiotowałam, wrócił mi apetyt, ale też się nie obżerałam i nie miałam wahań nastroju. W poczekalni nie było kolejki, więc weszłam od razu do gabinetu...

Ruggero
Mercedes mówiła, że idzie do lekarza. Ja nie mogę się doczekać wycieczki, bo wtedy planowaliśmy powiedzieć o ciąży naszym przyjaciołom. I tak długo trzymaliśmy to w tajemnicy, potem ta historia z Tini... Szedłem do kuchni, gdy rozległ się dzwonek. To była Mechi z twarzą bez wyrazu.
- Ej, co się stało.
- Rugg, ja nie jestem w ciąży i nigdy nie byłam...
- Co? Ale... Jak...?
- Po prostu. Byłam u lekarza i powiedział, że nie ma i nie było ciąży, a te wymioty to zwykły rozstrój żołądka...
Nie wiedziałem co o tym myśleć... Z jednej strony było mi szkoda, bo już oswoiłem się z myślą, że będę ojcem, a z drugiej mi ulżyło, bo mamy dopiero po 17 lat.
- I... jak się z tym czujesz? - zapytałem ostrożnie.
- Chyba dobrze... Tak, jest ok. Rugg, jesteśmy za młodzi - uśmiechnęła się, żeby potwierdzić swoje słowa. Przytuliłem ją i dałem całusa. Jest dobrze.

Xabi
Podjechałem właśnie z Lodo, Larą, Facundo i Samuelem pod dom Cande. Razem z nią z domu wyszli Jortini, Alba i Diego. Trzeba było jeszcze jechać po Mechi i Ruggero. Wsiedli na swoje rowery i pojechaliśmy po resztę. Lara wybrała taką trasę, że tylko przez kilka minut jechaliśmy przez miasto a potem były już tylko łąki, pola i sady. Po godzinie zatrzymaliśmy się na łące koło stawu. Tini wyjęła aparat i zaczęły się zdjęcia...















- I pięknie - podsumowała uśmiechnięta Martina. Nim się spostrzegliśmy, zaczynało się ściemniać i musieliśmy już wracać... Niestety.

_____________
Krótki i o niczym ;p  w następnym będzie... a zresztą zobaczycie :) najprawdopodobniej jutro, a dlaczego tak szybko? O.o
Bo "super wysportowana" Hania przez trzy dni z rzędu po trzy godziny grała z bratem w Kinect Adventures i coś jej w plecach strzeliło -.- Teraz mogę tylko pół-leżeć, pół-siedzieć i jęczeć... Ale przynajmniej miałam czas pomyśleć i coś napisać :)
Mam nadzieję, że Wam się spodoba :)
Kocham Was :*

sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 59

Jorge
Było ze mną dużo lepiej niż myśleli lekarze i pozwolili mi wcześniej iść do domu. Miałem małe problemy z oddychaniem i zmienianiem pozycji z leżącej na siedzącą, ale było dobrze. W domu siedziałem na sofie, a mama szykowała mi kolację. Rozległ się dzwonek. Nick pobiegł otworzyć. To była Mercedes. Wpadła do domu jak burza i usiadła na fotelu obok.
- Policja namierzyła Tini.
- Co? Gdzie? Kiedy? Czemu nic o tym nie wiem?!
- Spokojnie, już mówię. Tini do mnie zadzwoniła i od razu pobiegłam na policję i zaczęli namierzać telefon, z którego dzwoniła. Jest gdzieś w lesie 50 km od miasta. Już po nią jadą - wyrzuciła to z siebie na jednym tchu, a ja myślałem, że eksploduję z radości! Poprosiłem mamę, żeby zawiozła nas do domu Martiny. Chciałem ją zobaczyć, jak tylko wróci.

Tini
Nie bardzo wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Do pomieszczenia wpadło trzech policjantów i lekarz. Gdy mnie wynosili, zobaczyłam Monicę i jakiegoś faceta wsiadających do radiowozu.
- To jeszcze nie koniec! - krzyknęła blondynka.
Mnie wsadzili do karetki. W drodze do Buenos Aires stwierdzili, że jestem tylko słaba i mogę wrócić do domu, a od poniedziałku znów chodzić do szkoły. 
Pół godziny później stałam pod moimi drzwiami. Weszłam i otoczyli mnie moi przyjaciele i rodzina. Tak się cieszę, że znów ich widzę! Ściskałam wszystkich po kolei. Diego prawie mnie udusił, a Lodo, Lara i w ogóle wszystkie dziewczyny popłakały. 
- Jest jeszcze ktoś, kto chce się z tobą przywitać - powiedziała Cande i zaprowadziła mnie do salonu. Mama zaczęła przygotowywać herbatę i kanapki, a ja weszłam do pokoju. Na kanapie leżał...
- Jorge! - zawołałam i podbiegłam do niego. Pamiętałam zdjęcia, więc powoli i delikatnie przytuliłam się do niego. - Tak strasznie się... A ty... Kocham cię...
- Ja ciebie też. Tak bardzo się o ciebie bałem... Przepraszam.
- Nie masz za co przepraszać.
Wszyscy usiedli przy stole, Diego, Xabi i Facu musieli siedzieć na dywanie, bo zabrakło krzeseł. Rozmawialiśmy o wszystkim, tylko nie o moim zniknięciu, za co byłam wdzięczna. 
- Rany, prawie zapomniałem! - krzyknął Ruggero. - Mam się was zapytać, czy nadal jesteście chętni na wycieczkę do Paryża. 
- Taak! - zawołaliśmy razem.

Poniedziałek, szkoła
Lodo
Nareszcie jesteśmy wszyscy razem. Siedzimy na stołówce i jemy lunch. Ludzie patrzą na Tini i pokazują palcami, ale my nic sobie z tego nie robimy. Cieszymy się sobą i jest wspaniale!
Potem rozległ się dzwonek i trzeba było iść do klasy na angielski. Rodrigo, nasz nauczyciel, już tam był.
- Dzień dobry dzieciaki. Siadajcie. Miło cię widzieć z powrotem Tini, jak się trzymasz?
- Dziękuję, dobrze. Pana też miło widzieć - uśmiechnęła się Martina.
Po tych słowach rozpoczął się temat wycieczki. 
- Wyjazd jest w piątek o 6 rano spod szkoły. O 7 mamy samolot do Paryża i stamtąd metrem dojedziemy do hotelu. Jeszcze togo samego dnia zwiedzimy okolicę, a potem się zobaczy. Do środy muszą do mnie wpłynąć pieniądze, a teraz zaczynamy lekcję.

__________
Krótki :) ale już jutro następny :)
W ankiecie wyszło, że chcecie, żebym pisała tylko z perspektywy Tini i Jorge, ale będę pisała jak wcześniej. Nikoletta W słusznie zauważyła, ze skupiłam się głównie na Jortini. Nie było to wyłącznie przez porwanie, ale pisząc tylko z ich punktu widzenia nie mogłam opisać przemyśleń i uczuć innych bohaterów. Jeśli macie jeszcze jakieś zastrzeżenia, piszcie w komentarzach. To pomoże mi ulepszyć moją historię, bo przecież pisze dla Was :) Wasze sugestie są dla mnie bardzo ważne :)
Kocham Was :*

czwartek, 13 lutego 2014

Rozdział 58

Tini
Odkąd poczułam to ukłucie, nie mogę się uspokoić. WIEM, że coś jest nie tak. Chodzę w kółko po pomieszczeniu i mam mętlik w głowie. I nic nie mogę zrobić! Czuję się taka beznadziejna i bezsilna... Po dłuższym czasie przez szparę w drzwiach wleciała koperta i wiedziałam, że to coś złego. Podeszłam i otworzyłam ją trzęsący,i się rękami. Gdy zobaczyłam zawartość, upadłam na kolana i rozpłakałam się. W środku był liścik: Podoba ci się? i trzy zdjęcia leżącego Jorge z krwawiącym brzuchem. Płakałam dobrą godzinę i nie mogłam się uspokoić... Dlaczego akurat on? Dlaczego nie mogli zrobić tego mi?!?! 

Jorge
Obudziłem się w szpitalu. Lekarz powiedział mi co się stało i że będzie ze mną dobrze, tylko muszę odpocząć. Odwiedzili mnie przyjaciele. Opowiedzieli co w szkole, ale bez zbytniego entuzjazmu. O Martinie nic nie wiadomo i zmarła babcia Alby. Niestety nie będę mógł iść na pogrzeb, bo jest już jutro, a ja muszę przez cztery dni leżeć. Martwię się o Tini... A jeśli coś jej jest? GDZIE w ogóle jest?!

Następnego dnia
Tini
Przyszedł do mnie ktoś w kominiarce i nie była to ta dziewczyna. 
- I jak się czuje nasza gwiazda? Mam dla ciebie propozycję. Pozwolimy zadzwonić ci do kogoś na 20 sekund od momentu wciśnięcia słuchawki, co ty na to?
Kiwnęłam głową. Miałam chęć się na niego rzucić, ale nie miałam z nim szans... Wzięłam komórkę i wykręciłam numer Mechi.
Minęło 10 sekund zanim odebrała...
- Halo?
- Mechi, to ja Tini.
- Tini, gdzie jesteś? Nic ci nie jest? CO się stało?
- Mechi, gdzie jesteś?
- Właśnie idę na pogrzeb...
W w tym momencie mężczyzna zabrał mi telefon. Ja opadłam i znów się rozpłakałam... TO WSZYSTKO MOJA WINA...

_______________
Taki krótki i smutny...
Może w następnym to rozwiązać... Chyba, że chcecie jeszcze trochę kryminału :)
Piszcie w komentarzach :)

sobota, 8 lutego 2014

Rozdział 57

Trzy dni później
Jorge
Od trzech dni nie ma Tini. Nie byłem w szkole, tylko cały czas jeździłem po mieście z nadzieją, że gdzieś znajdę Martinę. Policja też jej szuka. I wszyscy moi przyjaciele. Jak to możliwe, że zaginęła w miejscu, gdzie było ponad pięć tysięcy osób?! Ktoś musiał ją wiedzieć! Nie śpię w nocy, prawie nic nie jem i cały czas się martwię.
- Jorge, jak się czujesz? - usłyszałem głos Lary. Gdy odwróciłem się zobaczyłem, że przyszła z Diego, Lodo i Facundo.
- A jak mogę się czuć? - powiedziałem bez emocji i wróciłem do studiowania mojego sufitu.
- Tini na pewno się znajdzie - pocieszała mnie Lodovica. - Po prostu trzeba dać policji trochę czasu...
- Trochę czasu - prychnąłem. - Ile? Minęły już trzy dni i niczego nowego się nie dowiedzieli. A co jeśli jej się coś stało? Lara, nie próbuj nawet mówić, że mam myśleć pozytywnie! JAK mam myśleć pozytywnie, kiedy nie wiem, co się dzieje z Martiną?! - wykrzyczałem to z siebie. - Przepraszam was...
- Nie masz za co przepraszać, stary - powiedział Facu. 
Po chwili drzwi pokoju się otworzyły. I kto w nich stał? Monica.
- Czego tu chcesz? - zapytałem groźnie.
- Przyszłam cię pocieszyć. To straszne co się stało z Tini...
- TO byłaś ty... - syknęła Lara.
- Nie, ale szkoda, ze na to nie wpadłam - odpowiedziała Monica, a Valeria zjeżyła się jak kot.
- Lara nie warto - powiedział Diego.
- Wynoś się - powiedziałem przez zęby.
Monica popatrzyła na nas po kolei, odwróciła się i poszła. A jeśli to jednak jej sprawka? Czy byłaby zdolna porwać kogoś? Nie znałem odpowiedzi na te pytania i wcale mnie to nie uspokoiło.

Tini
Obudziłam się kilka minut temu. Nadal miałam na sobie ubranie z gali, a obok mnie leżał koc, którym mogłam się przykryć. Potwornie cuchnął i nawet go nie tknęłam. Pomieszczenie było ciemne, zimne i male. Leżałam na cienkiej macie z pianki, obok stał talerz z chlebem i kubek z wodą. Czułam się okropnie i było mi strasznie zimno. Nie wiedziałam, jak się tu znalazłam. Pamiętam, że byłam w łazience i kogoś zobaczyłam, a potem dostałam w głowę. Wiem, że znam tego KOGOŚ, ale nie mogłam sobie przypomnieć, kto to był. Zastanawiam się, jak długo tu jestem i czy jest dzień, czy noc... Mama i tata pewnie się zamartwiają. Tak samo jak Fran i Jorge... Jorge... Myśl o nim boli jak cholera... Na pewno się martwi i może jeszcze obwinia... Muszę się stąd jakoś wydostać! Kiedy próbowałam wstać, usłyszałam szczęk zamka. Do pomieszczenia weszła osoba w kominiarce i luźnych ubraniach, żebym nie poznała czy to facet czy kobieta. Przegapiła jednak jedno... Spod czapki wystawał długi kosmyk blond włosów! Czyli blondynka! I wiem, że ją znam. Dlatego ma kominiarkę. Zabrała talerz z chlebem i postawiła nowy. 
- Po co ci to wszystko? Dlaczego mnie tu trzymasz? Coś ci zrobiłam? Powiedz, to postaram się to naprawić.
- Jesteś. To wystarczy - powiedziała i już wiedziałam kto to...

Jorge
CO mogę zrobić? Co zrobić, żeby ją znaleźć? Na policję nie ma co liczyć. Muszę to załatwić sam, tylko jak? Od czego zacząć? Wstałem  i ubrałem się. Miałem już dość leżenia na łóżku. Wyszedłem na spacer. Było już po 21, ale nie obchodziło mnie to. Myślałem tylko o Tini. Nie wybaczę sobie, jeśli coś jej się stanie. Przechodziłem właśnie obok klubu, kiedy zorientowałem się, że ktoś za mną idzie. Może to tylko mój głupi mózg, ale czułem się śledzony. Zacząłem iść coraz szybciej, a potem biec. Skręcałem  w każdą możliwą uliczkę, ale nie udało mi się go zgubić. Wiedziałem, że to bez sensu. Zatrzymałem się i odwróciłem. Zobaczyłem chłopaka mniej więcej w moim wieku. Może trochę starszego. 
- Czego chcesz? - zapytałem, a facet się na mnie rzucił. Zaczęliśmy się bić. Na początku nawet wygrywałem, ale potem on wyjął nóż i poczułem ostry przeszywający ból w dole brzucha. Upadłem na ziemię i usłyszałem:
- Zapomnij o niej. Ona jest moja!
Po chwili usłyszałem jak odbiega i kogoś wołającego o pomoc. Potem przyjechała karetka i film mi się urwał.

Tini
Zerwałam się nagle do pozycji siedzącej. Czułam silny ból brzucha, ale nie tak w środku, tylko bardziej, jakby ktoś mnie uderzył lub dźgnął. I nie wiem, dlaczego, ale miałam wrażenie, że coś się stało Jorge. Podkuliłam nogi i zaczęłam płakać. Przez ból brzucha. Przez moją sytuację. Przez ból w środku. A przede wszystkim z tęsknoty za rodziną, przyjaciółmi i miłością...


____________
I jak? Taki "kryminalny" trochę ;p
Ale to dlatego, że nie chcę za szybko skończyć tego wątku, chociaż w sumie nie mam na razie pomysłów ;p
Może coś mi się przyśni :3
Piszcie komentarze :*
Kocham Was i dziękuję <3

czwartek, 6 lutego 2014

Rozdział 56

Tydzień później
Tini
I znów to nerwowe krzątanie się po garderobach... Tylko ja i Jorge siedzimy spokojnie w jednym miejscu. Jesteśmy na rozdaniu nagród muzycznych i ja jestem jedną z nominowanych. 
Poprzedni tydzień minął... nie bardzo spokojnie... Tak jak przewidziałam nasze zdjęcia pojawiły się we wszystkich gazetach, we wszystkich sklepach. Ludzie w szkole pokazywali na nas palcami i wcale się nie kryli, wielu chłopaków przestało rozmawiać z Jorge, ale się tym nie przejął. Na mnie niektóre dziewczyny patrzyły jakby chciały mnie zabić. Na szczęście mamy naszych przyjaciół. Żartowali sobie z nas, ale mimo to nas wspierali. Nawet nauczyciele jak na nas patrzyli, wyglądali jak... wygłodniałe hieny pragnące nowych plotek. TO CHORE. Na ulicach tez nie mieliśmy spokoju... Fani za nami chodzili, a na koszulkach mieli nasze zdjęcie i podpis JORTINI. Chcieliśmy nie zwracać na to uwagi, ale różnie to wychodziło... A jeśli chodzi o przyjaciół... Mechi jest szczęśliwa z Ruggero, Lodo z Marco, Cande zaczęła chodzić z Samuelem, Lara już się tak nie drze na Diego i poznałam w końcu Albę!
Jest na serio mega pozytywną osobą i od razu się polubiłyśmy. 

Teraz siedzę z Jorge, a Fran robi nam zdjęcia i nagrywa...





- Nie możesz zrobić normalnej miny? - zaśmiałam się, a mój fryzjer westchnął po raz kolejny. Od pół godziny układał mi włosy, a ja ciągle się wiercę. - Przepraszam Pablo.
- Przecież to normalna mina! - zawołali Jorge i Fran jednocześnie.
Potem poszli, a właściwie zostali wygonieni, bo nikt nie mógł mnie uczesać ani pomalować jak trzeba.
Godzinę później byłam gotowa pokazać się wszystkim... Tym milionom ludzi, którzy to oglądali...
 - Idziemy - powiedziała mama, Jorge wziął mnie z rękę i poszliśmy...
 Oczywiście zaczęło się od sesji...




Potem zajęliśmy miejsca. Ja siedziałam obok Jorge, za nami Fran a rodzice kilka rzędów za nami. Fran oczywiście wszystkim i wszystkiemu robił zdjęcia.
- Ogarnij się! Zaraz się zaczyna... - siedziałam jak na szpilkach. Bardzo chciałam zdobyć tę nagrodę...
.
.
.
- A nagrodę dla najlepszej piosenkarki roku otrzymuje... MARTINA STOESSEL!!!!
.
.
.
Jorge zrobił zdjęcie mi i mamie, a potem dałam jej nagrodę i poszłam z Jorge.
- Skarbie muszę iść do łazienki, zaraz przyjdę - powiedziałam i poszłam. 
W toalecie nikogo nie było. Gdy wyszłam z kabiny, umyłam ręce i poprawiłam włosy. Za mną stała jakaś kobieta. W chwili, gdy zrozumiałam kto to, poczułam ból w głowie i ciemność...

Jorge
Co ona tak długo tam robi? Może poszła do mamy? Miałem nadzieję, że tak jest, ale w głębi siebie wiedziałem, że powiedziałaby mi, że chce do niej iść. Mimo to znalazłem panią Stoessel.
- Jorge, powiedz Tini, że zaraz wracamy.
- Myślałem, że jest z panią...
- Nie, a nie była z tobą?
- Tak, ale pół godziny temu poszła do łazienki...
Oboje popatrzyliśmy na siebie i już było wiadomo, że coś się stało. Pobiegliśmy do łazienki, a po chwili wyszła zapłakana mama mojej dziewczyny z jej telefonem w ręku...

________
Taaki dramatyczny koniec :3
Mam nadzieję, że rozdział się podoba ;)
Dziękuję za Wasze komentarze :* Gdy je czytam, na mojej buzi pojawia się szeroki uśmiech, który nie chce zejść, humor mi się poprawia i wszystko jest jakieś takie bardziej różowe :D 
Wasze komentarze wiele dla mnie znaczą i cieszę się, że moje rozdziały Wam się podobają. 
Ale się rozpisałam XD A i tak to nie wszystko, co chciałam napisać... Po prostu mi słów brakuje... Poryczę się zaraz...
Miło się czyta, że... No wszystko!
W szkole mam zamiar wziąć udział w konkursie na opowiadanie po angielsku i mam nadzieję, że będzie dobrze :) Niestety jest limit słów do 250... Miałam nadzieję, że go nie będzie ;P 
Jeszcze raz bardzo BARDZO Wam dziękuję <3<3
I taki kolaż z buziakami dla Was Wszystkich :*

środa, 5 lutego 2014

Rozdział 55

Tini
Obudził mnie zapach jajek i bekonu. Podniosłam się i dopiero po chwili ogarnęłam, że jestem w pokoju Jorge. Kiedy usiadłam na łóżku, do pokoju wszedł Jorge w samych spodniach od dresu i z taca w rękach.
- Dzień dobry królewno.
- Hej. To dla mnie? - zapytałam.
- Oczywiście - powiedział i słodko się uśmiechnął.
- O co chodzi? - zadałam kolejne pytanie.
- Ale co?
- Jorge, nie udawaj barana. Co się stało? Szczerzysz się, jakbyś dostał szczękościsku.
- Rodzice wyjechali i muszę się zająć Nickiem, i liczyłem, ze mi pomożesz - powiedział i znów się wyszczerzył.
- No dobrze.
- Poważnie.
- Tak, ale najpierw się przebiorę i coś zjem.
Jak ja mogłam mu odmówić? Jest taki uroczy, a poza tym lepiej poznam jego brata! Ubrałam się w zestaw kupiony na wczorajszych zakupach i zeszłam do chłopaków na dół. Na podłodze walały się poduszki, zabawki i naczynia. Zza kanapy wyłoniły się dwie roztrzepane blond czupryny. Zaczęłam się śmiać, bo obaj mieli miny zbitych psiaków.
- On zaczął! - powiedzieli jednocześnie i wskazali na siebie na wzajem.
- Nie ważne kto zaczął, obaj to posprzątacie, a ja w tym czasie zadzwonię do mamy.

Jorge
- Dlaczego się nie przyznałeś, że to ty? - zawołał mój młodszy braciszek.
- Ciesz się, ze nie zwaliłem winy na ciebie, a teraz pomóż mi z tymi poduszkami.
Oczywiście nie obyło się bez dodatkowych ciosów i szczypania. Po chwili do pokoju weszła Tini i miała smutną minę.
- Ej, co się stało?
- Zapomniałam, że dzisiaj idę na premierę filmu, w którym podkładałam głos. Mama powiedziała, że mam wracać do domu przygotować się, ale mogę cię zabrać...
- To super! - ucieszyłem się.
- Tak, ale co z Nickiem?
- Mogę zostać sam. Jestem już duży! - zawołał, wepchnął się między nas i wyszczerzył zęby.
- Nie nie możesz - powiedziałem. - Zadzwonię do Diego, może się zgodzi - dodałem i zacząłem szukać telefonu.
- Masz, weź mój - uśmiechnęła się Martina.
Zadzwoniłem do kumpla, ale powiedział, że kompletnie się na tym nie zna i nie chce brać na siebie odpowiedzialności za małe dziecko. Postanowiłem skontaktować się z Larą.
- Jasne! Kiedy mam przyjść? - zapytała.
- Już, jeśli możesz i wielkie dzięki.
- Spoko, zaraz będę. Na razie!
- Lara zaraz będzie - oznajmiłem, a Tini z radości rzuciła mi się na szyję.
- Tak się cieszę, że będziesz tam ze mną!
- A ja? Mieliśmy oglądać bajki i grać w gry! - zawołał oskarżycielsko mini-Jorge.
- Obiecuję, że jurto przyjdę i razem coś porobimy - powiedziała i puściła do niego oczko.
Nick ucieszył się i ją przytulił. Jeszcze nigdy nie widziałem, żeby coś takiego zrobił i jakoś tak się wzruszyłem...
Doprowadziliśmy pokój do porządku i zadzwonił dzwonek.
- To na pewno Lara.
Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, a potem ja i Tini wyszliśmy do niej. Zabrałem tylko marynarkę i koszulę. Postanowiliśmy iść pieszo, bo był bardzo słoneczny dzień.

Po południu, przed premierą
Tini
Atmosfera jak zwykle jest napięta, ale tym razem mam przy sobie Jorge. Cały czas trzyma mnie za rękę i co chwila całuje. Fran aż sobie od nas poszedł, a mama tylko się uśmiecha. Myślałam, że będzie zła, ale naprawdę polubiła mojego chłopaka. Gdy przyszedł czas, żeby wyjść, Jorge wziął mnie za rękę i ruszyliśmy na "czerwony dywan".
Ze wszystkich stron błyskały flesze, a gdy tłum ogarnął, że idziemy razem prawie wsadzali na aparaty w buzie. Otoczył nas tłum dziennikarzy i wyłapałam takie pytania jak: "Czy to twój chłopak?" "Jak długo jesteście razem?" "Jak to jest chodzić z taką gwiazdą?" "Jak ma na imię twój chłopak?" itp. Gdy weszliśmy do budynku było lepiej, ale mimo to nie udało się uniknąć wywiadu...
Czekał na nas dziennikarz, na szczęście tylko jeden, który zadawał pytania wszystkim na premierze.
- Martina Stoessel! Jak miło! Nazywam się Juan, mogę wam zadać kilka pytań?
- Jasne - uśmiechnęłam się i mocniej ścisnęłam rękę Jorge. Dla niego to coś nowego...

- Kim jest twój towarzysz?
- To jest mój chłopak, Jorge Blanco.
- Jak się poznaliście?
- Chodzimy do jednej klasy - powiedziałam.
- Jak to jest spotykać się z taką gwiazdą? - tym razem skierował pytanie do Jorge. On uśmiechnął się rozbrajająco i powiedział:
- Cóż... Tini jest wspaniałą osobą i jestem wielkim szczęściarzem, że ją poznałem. Wiem, że mogę na niej polegać.
- Wyglądacie razem przecudnie. Jeszcze jedno pytanie... Czy zobaczymy was razem na rozdaniu nagród muzycznych za tydzień?
- Oczywiście - powiedzieliśmy razem i facet dał nam spokój. Gdy zajęliśmy miejsca, Jorge powiedział:
- Ale się zestresowałem...
- Nie żartuj! Byłeś taki wyluzowany, jakbyś robił to milion razy! Kocham cię, wiesz?
- Nie wiem - udał głupiego, a ja uderzyłam go lekko torebką.
- Więc ci mówię: Kocham cię!
- Ja ciebie też!
Nachylił się i pocałował. W tym samym momencie błysnął flesz. Jutro to zdjęcie pojawi się na milionach okładek... Ale cieszę się z tego. Cały świat zobaczy jaka jestem szczęśliwa z moim ukochanym cudakiem!

_____________
Taki trochę krótki, ale chciałam coś dodać dzisiaj :)
Dziękuję za 28 komentarzy pod poprzednim rozdziałem <3 Cieszę się, że Wam się podobał :)
I dziękuję za ponad 50000 wejść!!! <3<3<3 KOCHAM WAS :*