Po raz kolejny zostałam nominowana do LBA. Dziękuję Mechi Lambre z całego serca :*
Pytania:
1. Jaka jest twoja ulubiona para i postać z Violetty?
Moja ulubiona para to Leonetta oczywiście :) A postać... Lubię wszystkich, ale najbardziej chyba Fran :)
2. Czemu oglądasz fioletowy serial?
Ostatnio nie oglądam, bo nie mam czasu, ale podoba mi się fabuła i fakt, że bohaterowie są w moim wieku :) Mogę się z nimi utożsamić w pewien sposób
3. Co sądzisz o moim opowiadaniu i blogu?
Niestety nie przeczytałam całego, tylko kawałek, ale uważam, że opowiadanie jest świetne ;)
4. Co jest dla ciebie inspiracją do dalszego tworzenia własnej historii?
Różnie to bywa: czasem jakaś scena z filmu lub książki, piosenka, ale bardzo często moje przemyślenia i uczucia. Akcja rozdziału zależy od tego, jak się czuję.
5. Czym się interesujesz?
Wieloma rzeczami :) Ale najbardziej biologią, mitologią gracką, muzyką i książkami :)
6. Czy jesteś podobna charakterem do jakieś postaci z Violetty? Jeżeli tak, to do jakiej (możesz wymienić kilka) i w czym jesteś do niej podobna?
Myślę, że mogę mieć w sobie coś z Fran, bo przyjaciele mogą zawsze na mnie liczyć, ale czasem czuję się jak Naty i nie umiem sama podjąć decyzji.
7. Co byś mogła oddać, żeby pojechać na Violetta Live i poznać oraz pogadać z całą obsadą fioletowego serialu?
Byłabym w stanie oddać dużo, ale nie wszystko. Uwielbiam ten serial, ale poznanie obsady nie jest moim największym marzeniem. Aczkolwiek byłyby to niesamowite przeżycie ;)
8. Czy chciałabyś mnie poznać osobiście?
Oczywiście, że tak :D
9. Czy dodałaś do znajomych mnie na Facebooku?
Nie
10. Który raz jesteś nominowana do LBA?
Tak szczerze to nie wiem... Kilka razy byłam nominowana na poprzednich blogach, ale wydaje mi się, że więcej niż dziesięć
11. Ile masz blogów? Podaj adresy.
Mam kilka, ale aktywnie (chociaż to chyba złe słowo...) prowadzę tylko ten. Inne to:
Jeszcze raz dziękuję za nominację :*
A teraz rozdział :)
Miłego czytania
- Musimy coś zrobić. Musimy się wydostać! - powtarzała w kółko Fran chodząc od jednej ściany do drugiej. Pokój był mały, więc zdążyła go obejść już co najmniej pięćdziesiąt razy. - Myśl, Fran. Myśl!
- Drzwi nie wyglądają na solidne - podpowiedziała Cornelia. Wstała i kopnęła w nie. Zatrzęsły się, ale nic poza tym.
- Razem. Zanim ten potwór wróci - powiedziała szybko włoszka i razem zaczęły napierać na drewno. Było spróchniałe. Po kilku minutach ustąpiły. Dziewczyny stały w szoku, a po chwili płakały ze szczęścia. Wybiegły z pokoju tak szybko, jak pozwalały im siły i nim się zorientowały stały na świeżym powietrzu. Jednak nie zatrzymały się. Biegły wciąż przed siebie nie zważając na ból w nogach, huk krwi w głowie i walenie serca. Nie miały pojęcia gdzie są, ale były wolne! To było niesamowite uczucie. Wokół panowała ciemność. Jedynym źródłem światła był księżyc i gwiazdy. Mimo zmęczenia fizycznego i psychicznego, czuły się jakby mogły zrobić wszystko. Dobiegły do rzeki. Zatrzymały się i nerwowo zaczęły rozglądać. Fran kucnęła przy wodzie i napiła się. Woda była lodowata. Dziewczyna miała wrażenie jakby łykała lód. Jakby momentalnie zamrożono jej przełyk i żołądek. Ale organizm domagał się wody. Każdy łyk był torturą, jednak nie mogła przestać. Kiedy zaspokoiła pierwsze pragnienie, zerknęła w stronę Cornelii. Ona też miała zbolałą twarz, ale powoli kolory powracały na jej twarz.
- Myślę, że na razie starczy. Lepiej, żebyśmy się nie przeziębiły. Zastanówmy się, co dalej robić?
- Dobrze byłoby przedostać się na drugą stronę. Tam jest więcej drzew i łatwiej będzie się ukryć w razie wypadku, ale woda jest taka zimna... I nie mamy ubrań na zmianę.
- Poszukajmy węższej części rzeki.
Dziewczyny wstały i ruszyły wzdłuż rzeki. Czuły, że teren łagodnie opada, więc oddalały się od źródła. To był dobry znak. Po kilkunastu minutach, choć dla nich ten czas to były godziny. Zrozumiały, że nie mają czego szukać. Rzeka wciąż miała podobną szerokość. Cofnęły się kilkadziesiąt metrów, do miejsca, gdzie zdawała się być węższa i usiadły na trawie.
- Musi być jakiś sposób. To wszystko nie może pójść na marne. Nie teraz - mówiła Fran na głos, ale brzmiało to, jakby mówiła sama do siebie.
Nagle drgnęła.
- Widziałaś to?
- Co? - zapytała Cornelia przestraszonym, drżącym głosem.
- Coś się poruszyło w tych krzakach po drugiej stronie.
Po tych słowach ich oczom ukazała się kobieta w mundurze policji.
- Kim jesteście - krzyknęła. Dziewczyny złapały się za ręce.
- Francesca i Cornelia. Uciekłyśmy... - nie dokończyła. Kobieta przerwała jej okrzykiem radości.
- Nie ruszajcie się stamtąd. Zaraz przybędzie pomoc - odpowiedziała i zaczęła coś szybko mówić do krótkofalówki. Została po drugiej stronie i cały czas do nich mówiła, jakby bała się, że zaraz rozpłyną się we mgle lub znikną. Nim się zorientowały, siedziały na pontonie owinięte w ręczniki. Potem znalazły się w radiowozie. Były tak wyczerpane, że zasnęły. Fran bała się, ze to wszystko okaże się tylko snem. W ciągu drogi budziła się kilka razy, ale widząc, że wciąż siedzi w bezpiecznym samochodzie, uspokojona, zasypiała. Kiedy byli w Buenos Aires, w jej domu, rodzice wyściskali ją i wylali miliony łez szczęścia. Tak samo rodzice Carnelii i ich przyjaciele. Wszyscy byli. Wszyscy oprócz Violetty. Gdy Fran o nią zapytała, uśmiech spełzł z twarz przyjaciół. Ludmiła wyjaśniła, gdzie jest Viola. Fran zasmuciła się, ale rozumiała decyzję przyjaciółki. Przytuliła wszystkich po kolei i pożegnała się. Wzięła gorący prysznic i padła na łóżko. Marco miał dzisiaj z nią zostać. Była mu za to wdzięczna. Usiadł obok niej, a ona opadła mu na klatkę piersiową.
- Tak bardzo mi ciebie brakowało - powiedział chłopak i w tych słowach wyrzucił cały swój ból chowany od tygodni.
- Już jestem. I nigdzie się nie wybieram.
- Kocham cię Francesco.
- Ja ciebie też Marco - powiedziała i zasnęła wsłuchując się w bicie jego serca.
Violetta tak jak przewidziała obudziła się napuchnięta i czerwona. Wzięła szybki prysznic, doprowadziła włosy i oczy do w miarę przyzwoitego porządku i wyszła z motelu. Taksówka już na nią czekała. Angie musiała jeszcze załatwi parę spraw i miała dołączyć do siostrzenicy popołudniu. Violetta przez całą drogę do wioski myślała o Fran. Z zamyślenia wyrwał ją śmiech Logana.
- Witaj śpiąca królewn... - Przerwał mu kuksaniec Alex - Co? Co ja znów zrobiłem?
- Jeszcze nic. Ale lepiej zapobiegać niż leczyć, nie? Cześć Violu - uśmiechnęła się przyjaźnie. - Dalej pojedziesz z nami. Dzięki Leo - zwróciła się do kierowcy, na co on puścił jej oczko i po chwili już nie było go widać.
Violetta wsiadła do jeepa z odsłoniętym dachem i zapięła pasy.
- Jak się spało? - zagadał Logan, zerkając na swoją dziewczynę i upewniając się czy przypadkiem nie chce go ponownie znokautować.
- Jak zawsze - odpowiedziała pusto Violetta. Jednak Logan patrzył na nią jakby czekał na dalszy ciąg. Dziewczyna westchnęła i dodała. - Łóżko było wygodne, ale ja ostatnio mało śpię, a gdy śpię mam koszmary, więc nie była to najprzyjemniejsza noc. Zresztą jak każda w ciągu ostatnich kilku tygodni.
- Przykro mi - powiedział szczerze.
- Nic nie szkodzi. Miło, że się zapytałeś. A co u was?
- Dzisiaj czeka nas dużo pracy. Lekcje są odwołane, bo w nocy była burza i zawaliły się dwa domy. Będziemy musieli pomóc. Nie chodzi oczywiście o budowanie - dodała szybko Alex. - Musimy zająć się mniejszymi dziećmi, kiedy te starsze będę pomagać rodzicom. Wiesz, zabawa w chowanego, berka, itp. - Violetta kiwnęła głową twierdząco. I znów popadła w zadumę. Nim się zorientowała byli na miejscu. Wioska wyglądała jak pobojowisko. Violi serce ścisnęło się z żalu, kiedy zobaczyła chłopca, najwyżej dwunastoletniego, niosącego blok kamienia na plecach.
Wszyscy mieszkańcy podzielili się na trzy grupy: dwie złożone z mężczyzn, odnawiały dwa budynki, a trzecia, do której należały same kobiety, szykowała jedzenie nad paleniskiem. W szałasie, w którym znajdowała się szkoła, siedziały dzieci. Nie było tu co prawda niemowlaków (najmłodsze miało może około trzech lat),m ale Violetta wiedziała, że czeka ją dużo pracy. Uśmiechnęła się do dziewczynki siedzącej najbliżej i zaczęła przekonywać do siebie dzieci. Były nieufne wobec nowej, obcej osoby, ale kiedy zobaczyły, że Alex i Logan ją lubią, zaczęły być bardziej śmiałe.
Wieczorem, padnięta Violetta siedziała z nowymi przyjaciółmi i garstką starszych dzieci nad brzegiem maleńkiego stawu. Jedną z dziewczynek zawołała matka, jednak to po chwili wróciła i wręczyła Violi bukiecik kwiatków. Na pożegnanie pomachała wszystkim i z ożywieniem zaczęła opowiadać mamie o minionym dniu. Kobieta odkręciła się i z wdzięcznością spojrzała na trójkę przyjaciół. Violetta wiedziała, że nigdy nie zapomni wyrazu jej twarzy.
- I jak po pierwszym dniu pracy? - zagadał Logan.
- Świetnie! - odpowiedziała szczerze. - Jestem zmęczona, ale w życiu nie powiedziałabym, że zajmowanie się dziećmi może być takie przyjemne i miłe. Widzieć uśmiech na ich twarzach... Coś niesamowitego.
- Prawda? - uśmiechnęła się Alex - Dlatego przyjechałam tu z Loganem. W zeszłym roku ojciec nie chciał się zgodzić, bo twierdził, że jestem za młoda. Ale po śmierci mamy... - zacięła się na chwilę. Odetchnęła kilka razy, a niebieskooki chłopak objął ją ramieniem.
- Nie musisz mówić, jeśli nie chcesz - powiedziała Viola. Wiedziała, jakie to trudne mówić o tych, którzy odeszli.
- Nie, nie. W porządku. Po jej śmierci tata stwierdził, że przyda mi się zmiana środowiska. Zabrałam Logana, żeby było mi raźniej. Pobyt tutaj mnie zmienił. Poczułam się potrzebna i kochana - spojrzała na swojego chłopaka z czułością. - Teraz wiem, że jestem silna i nikt mi nie wmówi, że jest inaczej - dodała z pewnością, której Violettcie brakowało. Brakowało jej wiary, przyjaciół, szczęścia, siły. Brakowało jej Leona. Samo wspomnienie jego imienia sprawiało ból. Mimo to uśmiechnęła się i pokiwała głową. Miała łzy w oczach i bała się, że głos ją zawiedzie. Znów się bała. Od ponad trzech tygodni nie myślała o niczym innym, tylko o strachu i o tym jaka jest bezsilna, beznadziejna i żałosna. Użalała się nas sobą. I martwiła o przyjaciółkę. Wspominała to, co się wydarzyło. To, czego nie mogła już zmienić. I zamiast ruszyć się z łóżka i COŚ zrobić, nie robiła nic. Znów była bezsilna.
Logan i Alex zrozumieli, co się dzieje w jej głowie. Szczególnie Alex. Objęli ją ramionami i zamknęli w ciasnym uścisku. Tego jej brakowało. Brakowało jej poczucia bezpieczeństwa. Po chwili pozwoliła łzom polecieć. Przyjaciele nic nie mówili. Pozwolili jej wypłakać smutek i gorycz. Kiedy się uspokoiła, na jej twarzy pojawił się uśmiech. Najpierw delikatny, ledwie widoczny, a potem coraz bardziej pewny i szeroki.
- Jeśli mogę ci coś doradzić - powiedziała Alex - Zadzwoń do Leona. Porozmawiaj z nim. To naprawdę daję siłę.
Violetta uśmiechnęła się z wdzięcznością i wstała. Wsiadła do jeepa, tym razem z ojcem dziewczyny i Angie. W motelu zeszłą do recepcji i wykręciła numer Leona na automacie. Odebrał po trzech sygnałach.
- Halo?
- Leon...