Voy Por Ti

Voy Por Ti

czwartek, 31 października 2013

Rozdział 36

Ten rozdział dedykuję Gabi7138 za zajęcie 2 miejsca i Anomimusiowi ;) za... Zresztą, będziesz wiedziała za co XD

- Wysoki sądzie, znam tego mężczyznę. To Mtias La Fontaine. A ta kobieta, to jego siostra Jade. Jest byłą narzeczoną mojego ojca.
- Czy jest ktoś, kto może to potwierdzić?
- Ja! - usłyszałam z końca sali. Odwróciłam się i zobaczyłam stojącego Leona.
- Proszę się przedstawić.
- Leon Verdas, narzeczony Violetty. Znam tych ludzi, i to z pewnością oni. 
Sędzia zadała jeszcze kilka pytań i poszła z przysięgłymi ustalić wyrok. Ja w międzyczasie rozejrzałam się po sali. Zobaczyłam wszystkich moich przyjaciół. Oni patrzyli na mnie i uśmiechali się chcąc dodać mi otuchy. Naprawdę doceniam to, że są tu, żeby mnie wspierać. Na salę weszli ludzie w togach.
- Ogłaszam, że pani Violetta Castillo jest niewinna. Koniec rozprawy. Fede i Marco zaczęli gwizdać, a Leon podbiegł do mnie uściskał mnie mocno i pocałował długo i namiętnie. 
- Strasznie mi tego brakowało - szepnęłam mu do ucha. 
Po chwili dołączyli do nas przyjaciele i razem wyszliśmy z budynku, do którego, miałam nadzieję, że już nie wrócę. Poszliśmy wszyscy do domu Fran i Marco na obiad. Czekała tam na nas Anna razem z Angie. Obie bardzo się ucieszyły na mój widok. Annabeth za nic nie chciała mnie puścić, nawet na krok. Wszędzie chodziła za mną i siedziała obok mnie. Cały czas ściskała mnie za rękę, jakby bała się, że zaraz znów mnie jej zabiorą. 
- Ej, słuchajcie! - zawołała Naty. - Przecież dzisiaj jest Halloween! Co powiecie na imprezę? U mnie i Maxiego o 19? 
Wszyscy się zgodziliśmy. Przyda nam się mała zabawa, mimo iż jesteśmy już dorośli.
- A ja tez mogę? - zapytała Anna patrząc na mnie tymi swoimi ślicznymi oczkami.
- Jasne, że tak - powiedział Maxi i roztrzepał jej włosy.
Posiedzieliśmy jeszcze chwilę i rozjechaliśmy się do domów przygotować się do imprezy. W nowym mieszkaniu poszłam z Anną do sypialni i zaczęłyśmy przekopywać szafę w poszukiwaniu jakichś fajnych ubrań. Po pół godzinnym zastanowieniu Anna założyła to, a ja to. Weszłyśmy do salonu.
- Obie pięknie wyglądacie - powiedział Leon. - Śliczna księżniczka i królowa mroku. A jak moje przebranie?
- Świetne, mój ty zabójczo przystojny Draculo - powiedziałam i pocałowałam go w policzek, zostawiając ślad bordowej szminki. Piętnaście minut później byliśmy już u Naxi. Oczywiście jako pierwsi.
- Naty, pomóc ci?
- Jeśli możesz. Porozstawiaj te kubki i talerzyki, a ja postawię chipsy i kanapki.
- Sama to wszystko robiłaś?
- Maxi mi trochę pomógł, ale potem zajął się lampkami. Za kogo się przebrałaś?
- Hm... Nie wiem - zaśmiałam się. - Po prostu spodobała mi się ta sukienka... Może za Morticię Addams?
- Tak - uśmiechnęła się - to pasuje.
- A ty jesteś...
- Jeszcze nie mam przebrania - powiedziała. - Dopiero teraz pójdę założyć.
Ledwo Naty zniknęła za drzwiami usłyszałam huk i pisk Anny...


_____________
Kolejny jutro jakoś po południu :D
Mam nadzieję, że Wam się podoba :)
Anonimuś ;) czy znów siedzisz mi w głowie i wiesz co to za huk? :D

sobota, 26 października 2013

Rozdział 35

Kolejny rozdział dla Francesci Comello :)


Obudziłam się w gabinecie Esmeraldy. Na łóżku obok siedział Diego, a pani doktor tamowała mu krwotok z nosa. Podniosłam się i poczułam mdłości. Pobiegłam do łazienki i po chwili wróciłam na miejsce.
- Jak się czujesz? - zapytali jednocześnie.
- Dobrze, dziękuję. A ty? - zwróciłam się do Diego.
- Nie najgorzej.
- Dziękuję - powiedziałam, a on uśmiechnął się do mnie.
- No, jesteście wolni - powiedziała Esmeralda i otworzyła drzwi gabinetu. Poszliśmy każde w swoją stronę. W celi umyłam sobie twarz i ręce i usiadłam na łóżku. Znów poczułam się bezsilna. Godzinę później usłyszałam:
- Masz gości - podniosłam wzrok i zobaczyłam Leona, Annę, Fran i Marco. Łzy cisnęły mi się do oczu, ale nie chciałam przy nich płakać. Nie rozumiałam też, dlaczego nie mogę się z nimi zobaczyć w pokoju spotkań, tylko przez kraty... Pewnie chcą, żebym się przyznała.
- Viola! Viola! Kiedy wrócisz do domu?! Ja chcę żebyś wróciła! Violu, ja nie pójdę dopóki nie pójdziesz ze mną! Violetto, chodź z nami do domu - zaczęła płakać Annabeth. Tak bardzo chciałam ją teraz przytulić...
- Jak się czujesz? - zapytał zatroskany Marco.
- Mogłoby być lepiej - powiedziałam.
- Przyniosłam ci ciasteczka, ale nie pozwolili mi ich przynieść - powiedziała Fran smutnym głosem.
- Dziękuję...
- Violetto... Ja cię stąd wyciągnę. Obiecuję - powiedział Leon patrząc mi głęboko w oczy.
- Tylko nie rób nic głupiego, dobrze skarbie?
- Dobrze... 
- Koniec odwiedzin!
Przez kolejne kilka godzin miałam w uszach krzyk Anny, która nie chciała wracać beze mnie. 

Następnego dnia
Zjadłam śniadanie i trochę się ogarnęłam. O 10 mogłam wyjść na spacer, ale zrezygnowałam. Nie chciałam, żeby powtórzyła się sytuacja z wczoraj. Po obiedzie przyszedł do mnie mężczyzna w garniturze z teczką. Policjant wpuścił go do celi i poszedł.
- Dzień dobry. Nazywam się Rodrigo Espinosa, jestem adwokatem. Pani narzeczony do mnie zadzwonił - przedstawił się.
- Miło mi. Violetta Castillo - uścisnęłam jego dłoń.
- Może na początek mi pani powie, co się właściwie wydarzyło?
- No właśnie nic! Cały czas byłam z przyjaciółkami albo z Leonem w domu. Poza tym po co miałabym kraść biżuterię, skoro mogłam ją sobie kupić?
- Rozumiem... Zrobimy tak. Ja przejrzę nagranie, załatwię na jutro rozprawę i wyciągnę cię stąd, a pani niech się wyśpi. Obiecuję, że to będzie pani ostatnia noc w tym miejscu.
- Dziękuję panu bardzo - powiedziałam i uścisnęłam jego dłoń.
Powróciła do mnie nadzieja. Jeśli dobrze pójdzie, już jutro wrócę do domu! Do Leona i Annabeth!

Następny dzień
Wstałam, zjadłam śniadanie, ogarnęłam się i policjant zaprowadził mnie do radiowozu. Nie wiem, co zamierza zrobić mój adwokat, ale wierzę, że stąd wyjdę. Na sali rozpraw byli już jacyś ludzie, również dziennikarze. Zobaczyłam też Leona i Federico.Mam nadzieję, że dzisiaj nikt nie będzie bił się z policjantami.
- Proszę wstać, wysoki sąd idzie.
Na salę weszła starsza kobieta w todze. 
- Proszę usiąść.
Zaczęła się rozprawa. Mój adwokat walczył jak lew, ale to na koniec zostawił najważniejszy dowód. 
- Na nagraniu wydaje się, że kobieta zgarniająca biżuterię to moja klientka, ale to nieprawda! Proszę się dokładniej przyjrzeć - powiedział i powiększył obraz. - Wyraźnie widać, że PERUKA się zsuwa z głowy, a pod nią są czarne włosy. Po drugie - powiedział i przewinął kawałek - tu na nadgarstku widać mały tatuaż w kształcie serduszka. Pani Castillo takiego nie posiada, ale nie to jest tu kluczowe. Na dalszej części nagrania widać, że ta kobieta ma na twarzy MASKĘ - powiedział z satysfakcją i przewinął do tego momentu. Faktycznie widać było, że skóra twarzy różni się od skóry szyi, ale nie to zwróciło moją uwagę.
- Czy mogę coś powiedzieć?
- Tak, proszę - powiedziała sędzia. Wstałam.
- Na nagraniu w tle widać jeszcze jakiegoś mężczyznę - powiedziałam. Pan Espinosa jeszcze bardziej powiększył obraz, a ja wstrzymałam oddech. Znałam tego człowieka...

__________________________
Kto to? O.o
Obiecuję, że Viola już żadnych spięć z policją mieć nie będzie :)
Może faktycznie trochę... kryminalne, ale uwielbiam czytać kryminały *.*
Tak więc od następnego rozdziału postaram się wprowadzić coś intrygującego i ciekawego, ale zgodnego z prawem ;)

Rozdział 34

Ten rozdział jest z dedykacją dla Francesci Comello :)


- Jak to aresztowana? Za co? - zapytałam. Wszyscy patrzyli to na mnie, to na policjantów. O co znowu chodzi?!
- Za obrabowanie jubilera trzy przecznice dalej.
- Co proszę?! - nie mogłam uwierzyć własnym uszom. Jakiego jubilera?!
- Kamery zarejestrowały panią zabierającą biżuterię z gablot u pana Garcio. Prosimy z nami - powiedział jeden z nich i założył mi kajdanki na ręce. Leon kłócił się z drugim funkcjonariuszem, ale oni pozostali niewzruszeni. Chwilę później siedziałam w radiowozie i jechałam na komisariat. Nie mogłam uwierzyć w to co się działo. To musiał być jakiś sen! Zaraz się obudzę przy Leonie i wszystko będzie dobrze... Ale nie było. Naprawdę zostanę zamknięta. Co ja mam teraz zrobić?! Przed wpuszczeniem mnie do aresztu przeszukali mnie, zabrali telefon, kolczyki, zegarek... Wszystko co miałam. Dali mi pomarańczowy uniform, biały podkoszulek i buty i zaprowadzili do łazienki. Przebrałam się, a oni zabrali moje ubrania. Dali szczoteczkę, pastę, szczotkę do włosów i dwa ręczniki. Zaprowadzili mnie do jednej z celi i zamknęli. Czułam się jak w transie... Usiadłam na twardym łóżku i po prostu rozpłakałam. Myślałam o Leonie, Annabeth, przyjaciołach i dziecku, które nosiłam. Co teraz będzie? Najpierw Diego, teraz ja... O co w tym wszystkim chodzi? Czy zawsze coś musi runąć?! Płakałam całą noc. Rano przynieśli śniadanie, ale nawet na nie nie spojrzałam. I tak nie byłabym w stanie nic przełknąć. Jakąś godzinę później przyszedł policjant i zaprowadził mnie do białego pomieszczenia. Domyśliłam się, że zaraz przebada mnie lekarz. Zza kotary wyszła blondynka w białym kitlu. Wyglądała na sympatyczną, al.e stanowczą kobietę. 
- Dzień dobry. Nazywam się Esmeralda Gonzalez. 
- Jestem Violetta Castillo.
Najpierw zadawał mi pytania, aby wypełnić kartę zdrowia. Zważyła mnie, zmierzyła wzrost i ciśnienie.
- Denerwujesz się - stwierdziła.
- Tak, bo powinnam teraz planować ślub z narzeczonym, zajmować się przybraną córką albo rozmawiać z przyjaciółkami, a zostałam aresztowana za nic! Jestem niewinna - rozpłakałam się.
- Wiesz... Każdy kto tu przychodzi mówi dokładnie to samo - spojrzałam na nią. - Ale ty mówisz szczerze. Widzę to w twoich oczach. Niestety nasi policjanci nie mają takiego wyczucia. Złapali cię, przesłuchają w ramach formalności, ale tak na prawdę mają w nosie, co im powiesz - powiedziała szczerze. - Ale wróćmy do badań... - pytała się czy mam wszystkie szczepienia, pobrała mi krew i zapytała - Jest coś co jeszcze powinnam wiedzieć? Jesteś na coś uczulona? Jeśli tak muszę to zgłosić kucharzowi? Masz jakieś szczególne wymogi co do jedzenia?
- Nie wiem, czy to się zalicza pod tę kategorię, ale jestem w ciąży.
- Który miesiąc?
- Pierwszy.
- Cóż... Porozmawiam z kucharzem, żeby dawał ci większe porcje - uśmiechnęła się miło. - I lepiej nie jedz tutejszego ryżu. Nie działa najlepiej na organizm. To chyba tyle. Do zobaczenia.
- Dziękuję - powiedziałam i wyszłam. Znów wróciłam do celi, ale tym razem czułam się trochę lepiej. W porze obiadowej przyszła do mnie Esmeralda.
- Przyniosłam ci obiad - powiedziała i usiadła na krześle. 
Zabrałam się do jedzenia i powiedziałam op co chodzi z moim aresztowaniem.
- Nie wierzę, że obrabowałaś jubilera. Nie wyglądasz na kryminalistkę.
Opowiedziałam jej później o Diego, Leonie i Annie. Słuchała z uwagą. Potem opowiedziała jak się tu znalazła i dlaczego nie zrezygnuje. Przyszedł czas na "spacer". Policjant tym razem nie zakuł mnie w kajdanki. Zaprowadził mnie na dwór i oznajmił, że wróci po godzinie. W rogu placu zobaczyłam drzewo i usiadłam pod nim. Zamknęłam oczy i myślałam.
- Violetta?
- Diego! - zawołałam i poderwałam się.
- Co ty tu robisz? - zapytał zdenerwowany.
Opowiedziałam mu co się wydarzyło. Z każdym moim słowem robił się coraz bardziej wściekły. Podszedł do jednego z policjantów i zaczął się z nim kłócić. Do mnie natomiast podszedł wielki osiłek, cały w tatuażach z blizną na policzku.
- Co taka ślicznotka robi w takim miejscu?
- Nic - powiedziałam wystraszona i chciałam go minąć, ale złapał mnie za rękę.
- Jeszcze z tobą nie skończyłem.
- Ale ona z tobą tak - usłyszałam głos Diego. Goryl odwrócił się do niego i zapytał:
- A ty to kto?
- Nie twój interes. Puść ją.
Poczułam mocniejszy uścisk na ramieniu, a chwilę później leżałam na ziemi. Uderzyłam o coś głową i zobaczyłam tylko, że Diego też leży na ziemi, a ten facet go kopie. Potem było już czarno...


________
Jest trochę krótki, ale dodam dzisiaj jeszcze jeden :)
Może być? ;P

piątek, 25 października 2013

Rozdział 33

To na początek: Nikoletta aa zadała pytanie, kiedy zacznę dedykacje rozdziałów dziewczynom, które wygrały. Bardzo dziękuję za to pytanie. Może to brzmi głupio i żałośnie, ale zupełnie o tym zapomniałam, za co najmocniej przepraszam. Po prostu mam za dużo obowiązków. Pewnie też zauważyłyście, że w ogóle nie odwiedzam Waszych blogów i nie komentuję rozdziałów. Strasznie źle się z tym czuję, ale po prostu nie mam czasu żeby czytać to w tygodniu, a w weekend zwyczajnie nie mogę przeczytać wszystkiego. Bardzo Was za to przepraszam... 

Ten rozdział dedykuję Agustinie Verdas, która zajęła czwarte miejsce w konkursie :)

W przedpokoju stała Lara i całowała się z... Fede! Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Leon stał chwilę otępiały a potem zawołał:
- Ktoś mi powie o co tu chodzi?!
Oni momentalnie od siebie odskoczyli, a ja zdzieliłam ukochanego po głowie. Kocham go, ale jest tak dyskretny, jak ja utalentowana aktorsko, czyli wcale. 
- Aua! Za co?
- Potem - syknęłam. - Nie przejmujcie się nim.
- To... ja już pójdę - bąknął Fede i wyszedł. Lara popatrzyła na nas i uciekła do siebie. Leon chciał iść za nią, ale go zatrzymałam. Sama ruszyłam schodami na górę i weszłam do pokoju mojej przyjaciółki.
- Chcesz pogadać?
- Jestem straszna! Mój chłopak siedzi w więzieniu, a ja całuję się z jednym z jego najlepszych kumpli... 
- Lara, co właściwie się stało? Nie pomogę ci, jak nie będę znała całej historii...
- Fede przyszedł do mnie, bo ustaliliśmy, że razem pojedziemy do Diego. Do godziny odwiedzin było jeszcze trochę czasu, wiec zrobiłam nam herbatę. Świetnie nam się rozmawiało i zupełnie zapomniałam, o czasie... i o Diego... A potem jak wracałam z łazienki, potknęłam się o dywanik i on mnie złapał... i się pocałowaliśmy. Jestem najgorszą osobą na świecie! - rozpłakała się znowu.
- Lara... To nie przestępstwo, że spodobał ci się Federico.
- Ale Violu - przerwała mi. - Ja nigdy się tak nie czułam całując się z kimkolwiek. Nawet z Diego...
- Po pierwsze, przestań się nad sobą użalać. Po drugie, musisz szczerze porozmawiać z Diego, a macie sobie dużo do powiedzenia. I po trzecie, uspokój się. Będzie dobrze. I pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść i porozmawiać, tak? - przytaknęła głową i przytuliła się do mnie. - A teraz głowa do góry. 
- Dzięki Violu. Co powiesz na zakupy? 
- To świetny pomysł! Kupimy od razu jakieś przekąski i napoje - spojrzała na mnie ze zdziwieniem. - Trzeba jakoś uczcić przeprowadzkę - uśmiechnęłam się. - Masz jakieś wieści od Cami, Naty i Ludmi? Ja nie gadałam z nimi od wieków!
- Cami i Broduey są na Karaibach, Ludmi i Tomas - w Hiszpanii u jego rodziców, a Naty i Maxi wracają dzisiaj z Francji. 
- No to na imprezie będziesz ty, Naty, Maxi, Fede, Fran, Marco i Angie z Pablo. Ubieraj się i lecimy.
Podczas gdy Lara się przebierała, ja wysłałam do wszystkich sms-a o przyjęciu. Zeszłam na dół i powiedziałam o moich planach Leonowi.
- I dlatego teraz pojedziemy do mieszkania, żeby je trochę ogarnąć, potem ja i Lara pójdziemy na zakupy, a ty zajmiesz się Anną i jedzeniem na imprezę, a jak wrócimy, pomożemy ci i dokończymy sprzątać, dobrze?
- Dla ciebie wszystko - uśmiechnął się i pocałował delikatnie, a potem pogłaskał po brzuchu. Dwie godziny później chodziłam z Larą po sklepach. W galerii spotkałyśmy Naty. Wyściskałyśmy się i poszłyśmy do restauracji. Lara zaczęła składać zamówienie;
- Ja poproszę szarlotkę i late odtłuszczone.
- Ja kremówkę i espresso.
- A ja... Muffina, rurkę z kremem i gofra z podwójną bitą śmietaną. Do tego gorącą czekoladę.
Dziewczyny popatrzyły na mnie jak na kosmitkę.
- No co? Mam usprawiedliwienie - powiedziałam i dotknęłam brzucha. Zjadłyśmy ciastka, wypiłyśmy napoje i znów ruszyłyśmy do sklepów. Po następnych dwóch godzinach miałyśmy po około 6 toreb każda. Zatrzymałyśmy taksówkę i pojechałyśmy do mojego nowego mieszkania. Wjechałyśmy windą na samą górę wieżowca i co zastałyśmy? Totalny chaos! Anna biegała po pokoju uciekając przed Marco. Fran darła się na niego, żeby był poważny i pomógł jej ze stołem. Leonowi kipiało mleko i wyskoczyło wieczko z blenedra. Cała kuchnia zachlapywana była przez koktail owocowy. Ja stałam po środku tego piekła i wrzasnęłam.
- DOSYĆ!!! Nawet na godzinę was z oka nie można spuścić? Marco, Anna - siadać na sofie! Fran, garnek z ognia. Leon wyłącz ten cholerny blender i jada po mop i ścierki. 
Wszyscy zrobili posłusznie, co powiedziałam. 
- To teraz tak, Leon i Marco idziecie z Anną do jej pokoju pobawić się z nią. Bez krzyków, ganiania i tłuczenia czegokolwiek. Ja z dziewczynami zajmę się resztą.
- Tak jest! - zawołał Marco i zasalutował zdrową ręką.
- Oni są gorsi od dzieci - powiedziała Lara i zaczęłyśmy sprzątać. Ona i Naty wzięły na siebie kuchnie, a ja i Fran salon. W dwie godziny mieszkanie wyglądało jak nowe. O 19 przyszli pierwsi goście, a pół godziny później wszyscy oprócz mnie byli już po kilku kieliszkach wina. O 21 poszłam położyć Annabeth spać. Usłyszałam dzwonek do drzwi, gdy wychodziłam z jej pokoju. Weszłam do salonu i zobaczyłam dwóch policjantów i bladego Leona patrzącego na mnie. 
- Pani Violetta Castillo? 
- Tak..
- Jest pani aresztowana. 


_______
Może być? :)

czwartek, 24 października 2013

Rozdział 32

Na początku przepraszam Was bardzo, że tak długo nic nie dodałam, ale zupełnie nie miałam czasu. Szkoła, lektura, kurs z biologii... Za dużo tego! :( Ale wróciłam i obiecuję, że będę dodawała co najmniej dwa rozdziały w tygodniu. Nie wiem czy to będzie w ciągu tygodnia, czy w weekendy, ale będą dwa :)
_______________________________________

Zatkało mnie na moment. Świetnie byłoby z nim mieszkać!
- Violu...?
- Tak Leon! Jasne, że chcę z tobą zamieszkać! - zawołałam. Mój narzeczony uśmiechnął się szeroko i pocałował w usta. 
- Cudownie, a teraz idź spać. Od jutra zaczynamy twoją przeprowadzkę - pocałował mnie jeszcze w czoło i zasnęliśmy przytuleni do siebie.

Następnego dnia
Od godziny pakuję kartony. Pomaga mi Francesca. Przyniosła też kolejną lalkę dla Anny. Stanowczo za bardzo ją rozpieszcza, ale nie dziwię jej się. Annabeth też pomaga. Jest strasznie podekscytowana. Nie może się już doczekać aż zobaczy nowy dom i pokój. Leon jest teraz w firmie. Chciał pomóc, ale i tak ostatnio zaniedbywał pracę. Z Fran przyszedł Marco, ale ponieważ wciąż ma rękę w temblaku, siedzi na sofie i przełącza kanały.
- Wuju, dlaczego masz jeszcze to na ręku? - zapytała Anna. Zanim Marco zdążył cokolwiek powiedzieć, odezwała się Francesca:
- Ponieważ wujek, jest bezmyślnym kretynem, dla którego pobicie policji jest najzwyklejszą rzeczą pod słońcem.
- Też cię kocham skarbie - spojrzał na nią z ironicznym uśmiechem, a moja przyjaciółka tylko westchnęła.
- Kiedy zaczynasz prace społeczne? - zapytałam.
- Jak tylko się z tego uwolnię - pomachał ręką. - Fede już zaczął. Dzisiaj chyba sprząta park przy galerii...
Razem z Fran dokończyłyśmy pakować ostatni karton. Dom wyglądał na dziwnie pusty... Ale nie żałowałam, że się wyprowadzam. Będę mogła mieszkać z Leonem i nie będzie musiał ciągle jeździć między firmą a moim domem. 
- Fran, zostaniesz z Anną? Chciałabym odwiedzić Diego...
- Jasne Violu - uśmiechnęła się do mnie.
- Dzięki - powiedziałam i cmoknęłam ją w policzek. Wzięłam torbę i wyszłam. Oczywiście nie zatankowałam samochodu, więc zadzwoniłam po taksówkę. Piętnaście minut później byłam na miejscu. Podpisałam odpowiedni dokument i jeden z policjantów zaprowadził mnie do pokoju spotkań. Diego jeszcze nie było. Cieszę się, że pozwolili nam zobaczyć się normalnie, a nie przez kraty. Usiadłam na jednym z dwóch krzeseł i rozejrzałam się dokładniej. Oprócz nich w pomieszczeniu był tylko stół, dwie kamery i jedno okno. Po chwili otworzyły się drzwi i wszedł Diego w pomarańczowym kombinezonie. Wstałam i uściskałam go.
- Cieszę się, że przyszłaś - powiedział.
- Też się cieszę, że cię widzę. Jak się trzymasz?
- Bywało lepiej, ale daję radę - uśmiechnął się blado. - Co u ciebie?
Opowiedziałam mu o przeprowadzce. Słuchał uważnie, ale miałam wrażenie, że jakoś posmutniał.
- Diego, co jest grane? I nie mów mi, że nic, bo widzę, że coś jest nie tak.
- Violu, cieszę się, że jesteś szczęśliwa z Leonem... Zastanawiam się co z Larą... 
- A coś więcej? - nie wiedziałam o co mu chodzi.
- No... Ja teraz jestem w pewnym sensie kryminalistą... I nie zdziwię się, jeśli ona już nie będzie chciała ze mną być...
- Nawet tak nie mów!
- Daj mi dokończyć - powiedział ze spokojem. - Ja myślałem o tym dużo i może to dziwne, ale tak naprawdę nie jest mi jakoś przykro z tego powodu.
- Nadal nie wiem o co chodzi...
- Ja nie kocham Lary. Po prostu bardzo mi się podoba i tyle. 
Patrzyłam na niego jak na ostatniego kretyna. Może się przesłyszałam.... Albo to tylko sen... Z takiego... zastoju wyrwał mnie dźwięk mojej komórki.
- Kochanie, gdzie jesteś?
- Jestem u Diego. Coś się stało?
- Nie... Tak... Kiedy po ciebie przyjechać?
- Nie wiem... Za pół godziny? Chcę z nim jeszcze porozmawiać. Leon, co jest?
- Nie nic. Za pół godziny będę.
Dziwne... Miałam wrażenie, że coś jest nie tak...
- Nie musisz ze mną siedzieć.
- Ale chcę. Jesteś moim przyjacielem i tak na prawdę pierwszą osobą jaką tu poznałam po moim przyjeździe. Poza tym, lubię z tobą rozmawiać - uśmiechnęłam się.
- Też lubię z tobą rozmawiać.
Następne pół godziny spędziliśmy na żartowaniu. Cieszę się, że Diego się śmieje. Muszę go odwiedzać jak najczęściej. Pożegnałam się z nim i wyszłam. Leon czekał już w samochodzie. Całą drogę opowiadałam mu o rozmowie z Diego. Dopiero po dłuższej chwili ogarnęłam, że nie jedziemy do mnie.
- Leon, gdzie jedziemy?
- Na chwilę do mnie, a potem do nowego domu - uśmiechnął się i skręcił w ulicę, na której mieszkał. - Wchodzisz ze mną? Tylko na moment.
- Ok - przytaknęłam i wyszłam z samochodu. Weszliśmy do domu i to, co zobaczyliśmy dosłownie zbiło nas z nóg...

___________
Może być? :)
Następny jutro albo w sobotę :)
I baardzo baardzo dziękuję Wam za wszystkie komentarze i 15028 wyświetleń <3

poniedziałek, 14 października 2013

Rozdział 31

Nie mogłam uwierzyć własnym oczom!
- Leon...!
Po chwili obok mnie pojawił się mój ukochany w samych bokserkach.
- Zamierzasz to wszystko zjeść? - zaśmiał się a ja wskazałam ręką na telewizor. 
Leciała transmisja na żywo i policja prowadziła Diego w kajdankach. O co chodzi? Leon pod głosił i usłyszeliśmy:
- ...policja nie wie jeszcze, co było przyczyną zbrodni, ale głównym podejrzanym jest Diego Domingez, który był na miejscu zdarzenia. Funkcjonariusze zabierają go na posterunek, aby go przesłuchać. Możliwe, że nie działał sam, gdyż na ciele ofiary znaleziono też inne odciski palców. Będziemy państwa informować na bieżąco o postępach śledztwa. A teraz pogoda...
Staliśmy tak i patrzyliśmy w telewizor z otwartymi ustami. Diego kogoś zabił?!?! To niemożliwe! Ocknęłam się i zadzwoniłam do Lary. Jest wcześnie, ale ona musi coś wiedzieć. Odebrała po piątym sygnale.
- Viola, zdajesz sobie sprawę, która godzina?
- Lara, o co chodzi z Diego?
- Ale co?
- To ty nic nie wiesz? Włącz wiadomości...
Usłyszałam jak włącza telewizor.
- Nie wierzę...
- Wiesz coś o tym?
- Nic. Violetto, on nie mógł czegoś takiego zrobić! Muszę do niego jechać.
- Zaczekaj, pojadę z tobą.
Rozłączyłam się. Ustaliłam z Leonem, że zostanie z Annabeth. Skończyłam się przebierać, usłyszałam dzwonek. Zbiegłam na dół i otworzyłam drzwi. Zobaczyłam Fran i Fede. 
- Widziałaś? - zapytał zdenerwowany Włoch.
- Tak. Właśnie jadę do Lary, a potem do aresztu. Jedziesz z nami?
- Tak.
- Ja zostanę z Leonem i Anną - powiedziała Fran i weszła do domu. My wyszliśmy i wsiedliśmy do srebrnego kabrioletu Federico. Pięć minut później byliśmy już pod domem Lary. Wyszła cała zapłakana i ruszyliśmy dalej. Na posterunku pełno było policjantów i dziennikarzy. Udało nam się wejść tak, żeby nikt nas nie zauważył. Jeden z policjantów skierował nas do celi 23. Gdy byliśmy na miejscu, Lara znów się rozkleiła. Diego siedział na metalowym łóżku, obok była szafka przykręcona do podłogi, półka na ścianie i jedno krzesło. 
- Ej, nie płacz, skarbie - powiedział.
- Diego, o co tu chodzi? - zapytał zdenerwowany Fede i przytulił Larę.
- Bo... - westchnął. - Szedłem do Lary. Chciałem jej zrobić niespodziankę. Zobaczyłem jak jakiś facet dusi kobietę i podbiegłem. On to zobaczył i wbił jej nóż w brzuch. Chciałem ją ratować i wyciągnąłem go i zacząłem tamować krwotok. Wtedy przyjechała policja. Powiedziałem im to, ale mi nie wierzą. W piątek będzie rozprawa... Nie martwcie się, mam dobrego adwokata.
- Koniec odwiedzin! - usłyszeliśmy za sobą.
- Do zobaczenia - powiedzieliśmy wszyscy razem. Pół godziny później Anna bawiła się laką od Fran, Lara zapłakiwała Fede koszulę, Fran patrzyła w telewizor beznamiętnie, Leon robił herbatę, a ja myślałam o tym wszystkim. Wierzę Diego, ale nie łatwo będzie mu się z tego wytłumaczyć. Na nożu są jego odciski, na ciele kobiety też i nikt poza nim nie widział, co się stało... Fatalna sytuacja...

Piątek po południu
- Leon, otworzysz drzwi? Ja rozwieszam pranie.
- Już kochanie!
Gdy zeszłam na dół zobaczyłam zapłakaną Larę. Właśnie wróciła z rozprawy, a jej łzy nie wyglądały na łzy szczęścia.
- I co? - zapytałam.
- Zostanie w więzieniu przez rok. 
- Za co? - nie rozumiałam w ogóle. Dlaczego go zamknęli?
- Za współudział w morderstwie. Podał opis sprawcy i chciał ratować kobietę - to złagodziło jego wyrok - powiedziała i rozpłakała się na dobre. Wtedy do domu wpadł Fede.
- Czyli już wiecie. 
- A ty Federico, nie pochwalisz się, co zrobiłeś? A może ty KOCHANIE powiesz, co narobiliście?! - zapytała wściekła Fran, która właśnie przyszła. Za nią szedł Marco, który miał rękę w temblaku. Co się znowu stało?
- No... Gdy sędzia ogłosił wyrok i policja zaczęła wyprowadzać Diego, Fede zaczął się drzeć, że to niesprawiedliwe i...
- Rzucił się na policjantów! - dokończyła Fran. 
- To wciąż nie wyjaśnia tego temblaka - powiedział Leon.
- Marco... - zaczął Fede.
- Marco, mu pomógł. Pomógł mu bić się z policjantami! - w oczach Francesci zapaliły się przerażające ogniki. Była wściekła. - Jeszcze nikt nigdy nie narobił mi takiego wstydu, co ci dwaj kretyni! Dostali 3 miesiące prac społecznych. 
- Herbaty? - zapytałam.
- Tak proszę - powiedziała i opadła na fotel. Dobrze, że ja i Leon nie poszliśmy. Znając go też pomógłby chłopakom. 
Reszta wieczoru minęła względnie spokojnie. Ucierpieli jedynie Fede i Leon. Włoch opowiadał dokładnie, co zrobił, a Leoś się śmiał, no i obaj dostali od Fran w głowę talerzami z mojego ulubionego kompletu. Marco tylko tłumił śmiech, bo nie chciał się bardziej narażać swojej narzeczonej. Lara i Francesca pomogły mi sprzątać, a potem wszyscy rozeszli się do siebie. O 23 ja i Leon leżeliśmy już w łóżku, a Anna spała spokojnie w swoim pokoju. 
- Wiesz, tak sobie myślałem...
- Tak... - ciekawa byłam, co wymyślił tym razem.
- W zasadzie powinienem na to wpaść, zanim wykończyłaś pokój Anny...
- Ale o co chodzi?
- Chciałabyś zamieszkać ze mną w nowym wieżowcu?


_________
Może być? :) 
Może uda mi się dodać jeszcze jeden wieczorem ;D

sobota, 12 października 2013

Rozdział 30

Na początku przepraszam, że dopiero teraz, ale wczoraj i dzisiaj nie miałam w ogóle czasu... I jutro też nie wiem jak będzie. Rozdział pojawi się albo wieczorem, albo dopiero w poniedziałek. A teraz miłego czytania :)

- Jak to uciekła?
- Spójrz - powiedziałam i pokazałam mu kartkę. 
- Musimy ją znaleźć - powiedział i zdjął fartuch. Wybiegliśmy na dwór i zaczęliśmy ją wołać.
- Jeśli coś jej się stanie...
- Nic jej nie będzie - uspokoił mnie Leon. - Znajdziemy ją - uścisnął moją rękę. 
Rozejrzeliśmy się najpierw po okolicy, ale nie było żadnego śladu. Leon zatrzymał się na chwilę i zadął mi pytanie:
- Gdybyś była dzieckiem i chciała się schować tak, żeby nikt cię nie znalazł,. gdzie byś poszła?
- Do parku - powiedziałam po chwili zastanowienia. 
Trzy godziny później siedzieliśmy w salonie. Leon dokończył obiad, ale żadne z nas nic nie zjadło. Siedziałam wtulona w narzeczonego i cały czas płakałam. Gdy nie znaleźliśmy jej w trzecim parku zadzwoniłam do wszystkich znajomych. Od razu przyszli i zaczęli szukać razem z nami. Fran i Lara były szczególnie zaangażowane. Zdążyły się już przywiązać do Anny. Wszyscy mi powtarzali, że będzie dobrze i mała się znajdzie, ale ja cały czas płakałam. To moja wina. Mogłam jej powiedzieć jakoś inaczej, że jestem w ciąży. Przeze mnie poczuła się niepotrzebna i uciekła. Jeśli coś jej się stanie, nigdy sobie tego nie wybaczę...
- Idź spać skarbie - szepnął Leon. - Ja jeszcze raz objadę okolicę.
- Mogę jechać z tobą? I tak nie zasnę...
- Nie ma mowy. Chociaż spróbuj.
Poczłapałam na górę do sypialni i położyłam się w zimną pościel. Tak jak powiedziałam, nie mogłam zasnąć. Jakieś pół godziny później usłyszałam jak ktoś wchodzi. To pewnie Leon. Założyłam szlafrok i zeszłam na dół. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom... On trzymał na rękach Annabeth!
- Anna! - krzyknęłam i podbiegłam do niej. - Tak się martwiłam. Nigdy więcej mi czegoś takiego nie rób - powiedziałam i rozpłakałam się. Mała też płakała.
- Prze-epraszaaam. Obiecuję-ę, że już nigdy nie-e-e ucieknęęę. Kocham cię Vio-olu...
- Ja ciebie też - szepnęłam - I zawsze będziesz mi potrzebna, nawet jeśli będę miała jeszcze jedną córkę albo syna. Nie zapomnielibyśmy o tobie skarbie.
- Przepraszam...
- No dobrze. Teraz obie do łóżka. Raz, dwa - powiedział Leon i popchnął nas na górę. Tym razem zasnęłam bez problemu.

Następny dzień. 05:27
Obudziło mnie dziwne uczucie w brzuchu. Nagle dotarło do mnie, o co chodzi i pobiegłam do łazienki. Zaczęły się poranne mdłości... 
- Violu, co ci jest? - zapytała Annabeth. Pewnie ją obudziłam przez przypadek.
- Nic. Naprawdę. Kładź się spać.
- No dobrze - powiedziała i pobiegła z powrotem do sypialni. Ja ubrałam się i zeszłam na dół. Miałam ochotę na owoce w bitej śmietanie. Zrobiłam sobie kawę i zaczęłam myć truskawki i maliny. Potem obrałam brzoskwinie. Położyłam pokrojone owoce na talerzu i na wierzch nałożyłam mnóóstwo śmietany. Pomyślałam też, że owoce w czekoladzie też są pyszne, więc pokroiłam arbuza i obrałam banany. W rondlu rozpuściłam mleczną czekoladę i przelałam ją do miseczki. Zabrałam jeszcze bitą śmietanę i poszłam do salonu. Włączyłam telewizor i akurat trafiłam na wiadomości, a tam zobaczyłam... Diego. W kajdankach.


________
Przepraszam, że krótki, ale już późno...
Jutro albo w poniedziałek dodam dłuższy :)

piątek, 4 października 2013

Rozdział 29

Zamurowało mnie. Czy Leon mi się oświadczył? Otwierałam i zamykałam buzię. Byłam zszokowana. Poczułam, że Annabeth szturcha mnie w bok. Spojrzałam na nią. Uśmiechnięta powiedziała:
- Zgódź się.
Przeniosłam wzrok na Leona. 
- Powiesz co? - zapytał.
- Tak - szepnęłam.
- Tak, powiesz czy tak, wyjdziesz za mnie? - zapytał zirytowany.
- Leon, wyjdę za ciebie - uśmiechnęłam się. Założył mi na palec pierścionek i pocałował. Anna wcisnęła się miedzy nas i uściskała. Kelner przyniósł nasze zamówienie i zaczęliśmy jeść. Po posiłku zatańczyłam z moim narzeczony, a potem on zatańczył z naszą "córką". Właściwie to wyglądała jak nasza córka. Potem zamówiliśmy po kawałku ciasta i Leon odwiózł nas do domu. 

Następnego dnia
- Jak było na imprezie? - zapytałam Larę jak tylko weszła do domu. Dzisiaj myłyśmy okna, zakładałyśmy firanki i domalowywałyśmy motylki w pokoju Anny. 
- Cóż... Na początku było trochę niezręcznie, ale po pierwszym kieliszku wina jakoś poszło - uśmiechnęła się. - Dzisiaj idę do niego na film, a najpierw ma dla mnie jakąś niespodziankę.
- Och, tak się cieszę! A zgadnij co się wczoraj wydarzyło... - powiedziałam tajemniczo.
- Zrobiłaś sobie test i wyszło, że jesteś w ciąży - powiedziała z nadzieją.
- Nie, ale fajnie by było... Zgaduj dalej. Albo nie. Powiem ci... - zrobiłam dramatyczną przerwę. - Leon mi się oświadczył!
- Poważnie? Super - zaśmiała się i mnie uściskała - A wracając do testu... Nie robiłaś go po tym jak się pogodziliście?
- Nie... a powinnam?
- No raczej. A nie było ci niedobrze?
- Nie - powiedziałam po chwili. Lara spojrzała na mnie i wyszła. Może powinnam zrobić test, ale chyba czułabym, że jestem w ciąży... A może nie... Dziesięć minut później byłam w łazience. Lara czekała pod drzwiami.
- I co?
- Jestem w ciąży - powiedziałam ze łzami w oczach. I żeby było jasne, to były łzy szczęścia.
- Czyli będę ciocią - uśmiechnęła się Lara.
- Co się stało? - usłyszałam głos Anny. 
- Chodź do salonu, powiem ci. - Usiadłyśmy na sofie. - Widzisz... Będziesz miała braciszka albo siostrę. Jestem w ciąży - powiedziałam.
- To fajnie - powiedziała i uśmiechnęła się. - Idę się pobawić w ogrodzie.
Pół godziny później przyszedł Leon. Pocałował mnie i usiadł między mną i Larą.
- To ja idę. Diego zaraz po mnie przyjdzie - powiedziała.
- Leon...
- Tak? - zapytał lekko zaniepokojony. - Coś się stało?
- Bo... Ja... My... Ty...
- No co?!
- Jestem w ciąży.
Leonowi opadła szczęka. Patrzył na mnie i wskazał na brzuch, a ja pokiwałam głową. Zamknął buzię i wziął mnie na ręce.
- Nawet nie wiesz, jak się cieszę! - zawołał. 
- To super - uśmiechnęłam się. - Teraz zrób kolację, a ja idę po Annę.
Leon skierował się do kuchni, a ja do ogrodu. Ani z przodu, ani z tyłu nikogo nie było. Pewnie poszła na górę i jej nie zauważyłam. Wróciłam do domu i zaczęłam jej szukać. W jej pokoju znalazłam kartkę. Były tam dwa zdania napisane kredką:

Nie jestem już wam potrzebna. Nie szukajcie mnie. Annabeth

Zbiegłam na dół ze łzami w oczach.
- Annabeth uciekła - powiedziałam zanim Leon otworzył usta.

__________
Tak jak obiecałam jest kolejny :)
Mam nadzieję, że się spodobał :D

Rozdział 28

Dwie godziny później Leon wyszedł do pracy w garniturze i obiecał przyjść na obiad. Ja, Anna i Lara wzięłyśmy się za pokój. Annabeth wybrała kolor pudrowego różu. Dodatkowo dzisiaj miała przyjść szafa i regał. Mała była tak podekscytowana, że cały czas biegała, skakała i śmiała się. Strasznie mi przypominała takiego małego chochlika. Przebrałyśmy się (jaLara) i zaczęłyśmy malować pokój. W między czasie rozmawiałyśmy i żartowałyśmy. Godzinę później przyszła Fran.
- Widzę, że nieźle wam idzie - zaśmiała się. Pomalowałyśmy dopiero jedną ścianę i same byłyśmy całe w farbie.
- Fran, od kiedy nosisz pierścionki? - zapytała Lara z dziwnym uśmiechem, a ja spojrzałam na rękę przyjaciółki. Na jej palcu świecił duży pierścionek z niebieskimi oczkami.
- Marco mi się oświadczył! - wszystkie zaczęłyśmy piszczeć i skakać. Chciałam przytulić Francescę, ale ubrudziłabym jej sukienkę. Posiedziała z nami jeszcze pół godziny i poszła. Po chwili do pokoju wpadła Annabeth i zaczęła tańczyć.
- Leon przyszedł! Leon przyszedł!! - po prostu dom wariat... O nie! Nie zrobiłam obiadu! Do pokoju wszedł Leon.
- Po obiedzie pomogę wam, bo jak tak dalej pójdzie, to za rok skończycie - zaśmiał się.
- Bardzo śmieszne - powiedziała Lara i pokazała mu język. Weszła na drabinę i zaczęła malować fragment ściany pod sufitem.
- Co na obiad?
- No bo... Nic na razie - powiedziałam.
- To dobrze, że Diego ze mną przyjechał - powiedział, a Lara zachwiała się na drabinie. - Przebiorę się i coś upichcimy - powiedział i cmoknął mnie w policzek. - Anna, pomożesz nam czy chcesz posiedzieć z dziewczynami?
- Teraz idę z tobą - uśmiechnęła się uroczo i poszli do kuchni.
- Kiedy zamierzasz powiedzieć Diego, ze ci się podoba?
- On mi się nie podoba - zaprzeczyła bez przekonania. Spojrzałam na nią i pokiwałam głową.
- To... Co zamierzasz?
- Nic.
- Lara!
- No co?! On znosi mnie tylko dlatego, że przyjaźni się z Leonem. Swoją drogą, dlaczego nie masz jeszcze pierścionka?
- Nie zmieniaj tematu. Skoro cię nie lubi, to dlaczego mi powiedział, że mu się podobasz?
- Powiedział tak? - zapytała z nadzieją.
- Tak.
Przez następne pół godziny pracowałyśmy w ciszy. Potem przyszła Anna i zaciągnęła nas na obiad. Chłopacy przygotowali kurczaka. Pachniał niesamowicie! Gdy Leon nakładał porcje na talerze, ja sprawdziłam pocztę.
- Ludmi organizuje imprezę - powiedziałam. - Dzisiaj o 19 w nowym domu jej i Tomasa. Zaprasza wszystkich. Idziecie? - zapytałam Larę i Diego. 
- Nie wiem - odpowiedzieli jednocześnie. - A wy? - zapytała Lara.
- Ja zostaję z Anną. Nie mam ochoty na imprezę - powiedziałam - odwiedzę ją kiedy indziej. 
- A ja zostaję z moimi księżniczkami - uśmiechnął się Leon.
Spojrzałam na Diego i kopnęłam go w kostkę pod stołem. Chyba zrozumiał mój przekaz, bo po chwili zapytał.
- Em... Lara, chciałabyś iść ze mną na tę imprezę?
- Ja-jasne - powiedziała zmieszana, ale szczęśliwa. Następne kilka godzin kończyliśmy malować pokój, a na koniec Leon i Diego wnieśli do niego szafę i regał. Poskręcali je i praca na dzisiaj była zrobiona. Diego pojechał do siebie, Leon usiadł do laptopa popracować, a ja i Annabeth pomagałyśmy wybrać Larze ubranie do Ludmi. Po jakimś czasie miała idealny strój. Przyjechał Diego i ruszyli do nowego domu Ludmiły. 
- Violu, przebierzcie się, to pojedziemy na kolację - uśmiechnął się tajemniczo Leon. Annabeth założyła tę sukienkę, a ja 
- Obie wyglądacie niesamowicie - uśmiechnął się mój chłopak ubrany w garnitur. Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy do eleganckiej restauracji. Zamówiliśmy posiłek i Leon popatrzył mi w oczy. Zaczęła grać muzyka, klęknął przede mną i zapytał.
- Violetto, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?


_________
I jak? :) Krótki, ale obiecuję, ze wieczorem dodam jeszcze jeden :D